Pięć rad Lecha Wałęsy dla braci Kaczyńskich Polsce potrzebne jest przyspieszenie" - to hasło rzuciłem u progu mojej prezydentury w 1990 r. Dziś, po piętnastu latach, rzucam je po raz drugi i dedykuję Jarosławowi i Lechowi Kaczyńskim u progu ich rządów. Bo mimo upływu lat te słowa są nadal aktualne. Przez ostatnie miesiące obserwowaliśmy wielki bój braci Kaczyńskich o władzę. W sposobie prowadzenia kampanii wyborczej, w determinacji, z jaką szli do wyborów, wreszcie w sposobie potraktowania Platformy Obywatelskiej podczas pozorowanych, moim zdaniem, rozmów koalicyjnych odnajdywałem tę samą ambicję, którą pamiętam z czasów naszej współpracy na początku lat 90.
Pamiętam ambicję, która okazywała się niszcząca zarówno dla prawicy, jak i dla samych Kaczyńskich. Dziś, na początku samodzielnych rządów Prawa i Sprawiedliwości oraz nowego prezydenta, chciałbym wierzyć, że będzie inaczej. Że ta, niekiedy przesadna, ambicja zostanie wykorzystana z pożytkiem dla Polski. Dlatego, choć od lat krytycznie przyglądam się działalności braci Kaczyńskich, tym razem deklaruję: trzymam kciuki za ich sukces!
Po pierwsze: silna władza
Jest w tym jakiś paradoks, ale Kaczyńskim udało się dziś spełnić mój główny postulat z pierwszej połowy lat 90., a więc z czasu, kiedy byłem przez nich traktowany jak śmiertelny wróg. Bez zmiany konstytucji wprowadzili oni bowiem system prezydencki, o który wielokrotnie apelowałem. Dziś spokojnie mogą powiedzieć nie tylko "nasz prezydent", "nasz premier", ale też "nasz Sejm" i "nasz Senat". Innymi słowy, mogą powiedzieć: "nasza władza". Tak komfortowych warunków do zmieniania kraju nie miał w Polsce nikt po 1989 r.
Powstaje jednak zasadnicze pytanie: czy liderzy Prawa i Sprawiedliwości wiedzą, po co wzięli władzę? Czy wyłącznie dla zaspokojenia swoich aspiracji? Czy po to, żeby starym zwyczajem zwalczać swoich rzeczywistych i wymyślonych wrogów? Tymczasem nasz kraj potrzebuje silnej władzy do wielkiego porządkowania polskich spraw. Do oczyszczenia sfery politycznej, nadania nowych impulsów gospodarce, wykorzystania szans związanych z wejściem Polski do Unii Europejskiej - to najważniejsze wyzwania, z którymi nowa władza musi się zmierzyć nie tylko słowami, ale i działaniami. Inaczej czeka nas kolejnych kilka lat dreptania w miejscu. Tyle że dziś, w obliczu globalizacji, dreptanie w miejscu to tak naprawdę cofanie się.
Po drugie: zerwanie z systemem Kwaśniewskiego
Najważniejszym zadaniem, jakie stoi przed Lechem Kaczyńskim, jest zerwanie z modelem sprawowania władzy narzuconym przez odchodzącego prezydenta. Prezydenta pozbawionego jakiejkolwiek wizji, nie proponującego żadnych konkretnych rozwiązań dla państwa, za to zapatrzonego w sondażowe słupki, bojącego się komukolwiek narazić i nieustannie przymilającego się do społeczeństwa. To prawda: przez dziesięć lat Kwaśniewski stosunkowo sprawnie administrował. Tyle że było to administrowanie polską biedą. Tymczasem Polacy potrzebują przywódcy, który ich z tej biedy wyprowadzi. Potrzebują prezydenta, który będzie walczył o ich interesy, a nie przecinał wstęgi i poklepywał po plecach kolejnych polityków z Zachodu.
Po trzecie: rozliczenie przeszłości
Rzucając po raz kolejny hasło "przyspieszenia", już słyszę głosy przeciwników, którzy będą mnie pytać, dlaczego wzywam do czegoś, czego sam jako prezydent nie zrobiłem. Odpowiem również pytaniem: czy w tamtych warunkach miałem jakiekolwiek realne możliwości przeprowadzenia rewolucji? Dekomunizacji? Lustracji? Odpowiedź jest jedna: nie miałem na to żadnych szans. Teraz jednak, gdy prawica ma komfortową sytuację polityczną, do tych starych haseł trzeba wróciś. Tylko wrócić mądrze, a nie w szalony sposób, jak to w 1991 r. próbował robić rząd Jana Olszewskiego, a obecnie proponują domorosłe autorytety spod znaku Radia Maryja. Dziś mądre rozliczenie z przeszłością nie oznacza wsadzania na siłę do więzienia Wojciecha Jaruzelskiego. Oznacza natomiast ujawnienie pełnej prawdy o jego działalności - tak, by on i jemu podobni nie mogli dłużej mówić, że ich działania były słuszne, a największą katastrofą dla Polski jest to, co się w niej zdarzyło po 1989 r.
Po czwarte: zarabianie na unii
Wyzwania stojące przed Polską to nie tylko rozliczenia. Sukces nowej władzy będzie możliwy tylko wtedy, gdy odważnie, bez kompleksów, spojrzy ona w przyszłość. Pierwsze miesiące funkcjonowania w zjednoczonej Europie pokazały Polakom, że Unia Europejska to nie katastrofa. Jednocześnie jednak nie udowodniły, że to wielka szansa. Jeśli poważnie myślimy o nadrobieniu zaległości, nie możemy się cieszyć, że na unii nie tracimy, lecz musimy się nauczyć na niej zarabiać. Wtedy, bez większych zabiegów propagandowych, poparcie dla nowej władzy będzie wzrastało, a Lech Kaczyński będzie mógł spokojnie myśleć o kolejnej kadencji.
Po piąte: wykorzystanie szans
Wielu oskarża mnie o budowanie konfliktów i osobistą niechęć do przywódców PiS. Tymczasem postanowiłem, że o ile obowiązki mi pozwolą, wezmę udział w uroczystości zaprzysiężenia Lecha Kaczyńskiego. Prezydentura Kwaśniewskiego okazała się dla Polski kompletną klapą, dziesięcioma latami zmarnowanych szans. Mądrą polityką bracia Kaczyńscy mogą sprawić, że lata ich rządów będą latami szans wykorzystanych. Jeśli taką politykę będą realizować, i teraz, i w przyszłości mogą liczyć na moje pełne wsparcie. Jeśli jednak zaprzepaszczą polskie pięć minut, niech będą pewni, że pierwszy stanę po przeciwnej stronie.
Po pierwsze: silna władza
Jest w tym jakiś paradoks, ale Kaczyńskim udało się dziś spełnić mój główny postulat z pierwszej połowy lat 90., a więc z czasu, kiedy byłem przez nich traktowany jak śmiertelny wróg. Bez zmiany konstytucji wprowadzili oni bowiem system prezydencki, o który wielokrotnie apelowałem. Dziś spokojnie mogą powiedzieć nie tylko "nasz prezydent", "nasz premier", ale też "nasz Sejm" i "nasz Senat". Innymi słowy, mogą powiedzieć: "nasza władza". Tak komfortowych warunków do zmieniania kraju nie miał w Polsce nikt po 1989 r.
Powstaje jednak zasadnicze pytanie: czy liderzy Prawa i Sprawiedliwości wiedzą, po co wzięli władzę? Czy wyłącznie dla zaspokojenia swoich aspiracji? Czy po to, żeby starym zwyczajem zwalczać swoich rzeczywistych i wymyślonych wrogów? Tymczasem nasz kraj potrzebuje silnej władzy do wielkiego porządkowania polskich spraw. Do oczyszczenia sfery politycznej, nadania nowych impulsów gospodarce, wykorzystania szans związanych z wejściem Polski do Unii Europejskiej - to najważniejsze wyzwania, z którymi nowa władza musi się zmierzyć nie tylko słowami, ale i działaniami. Inaczej czeka nas kolejnych kilka lat dreptania w miejscu. Tyle że dziś, w obliczu globalizacji, dreptanie w miejscu to tak naprawdę cofanie się.
Po drugie: zerwanie z systemem Kwaśniewskiego
Najważniejszym zadaniem, jakie stoi przed Lechem Kaczyńskim, jest zerwanie z modelem sprawowania władzy narzuconym przez odchodzącego prezydenta. Prezydenta pozbawionego jakiejkolwiek wizji, nie proponującego żadnych konkretnych rozwiązań dla państwa, za to zapatrzonego w sondażowe słupki, bojącego się komukolwiek narazić i nieustannie przymilającego się do społeczeństwa. To prawda: przez dziesięć lat Kwaśniewski stosunkowo sprawnie administrował. Tyle że było to administrowanie polską biedą. Tymczasem Polacy potrzebują przywódcy, który ich z tej biedy wyprowadzi. Potrzebują prezydenta, który będzie walczył o ich interesy, a nie przecinał wstęgi i poklepywał po plecach kolejnych polityków z Zachodu.
Po trzecie: rozliczenie przeszłości
Rzucając po raz kolejny hasło "przyspieszenia", już słyszę głosy przeciwników, którzy będą mnie pytać, dlaczego wzywam do czegoś, czego sam jako prezydent nie zrobiłem. Odpowiem również pytaniem: czy w tamtych warunkach miałem jakiekolwiek realne możliwości przeprowadzenia rewolucji? Dekomunizacji? Lustracji? Odpowiedź jest jedna: nie miałem na to żadnych szans. Teraz jednak, gdy prawica ma komfortową sytuację polityczną, do tych starych haseł trzeba wróciś. Tylko wrócić mądrze, a nie w szalony sposób, jak to w 1991 r. próbował robić rząd Jana Olszewskiego, a obecnie proponują domorosłe autorytety spod znaku Radia Maryja. Dziś mądre rozliczenie z przeszłością nie oznacza wsadzania na siłę do więzienia Wojciecha Jaruzelskiego. Oznacza natomiast ujawnienie pełnej prawdy o jego działalności - tak, by on i jemu podobni nie mogli dłużej mówić, że ich działania były słuszne, a największą katastrofą dla Polski jest to, co się w niej zdarzyło po 1989 r.
Po czwarte: zarabianie na unii
Wyzwania stojące przed Polską to nie tylko rozliczenia. Sukces nowej władzy będzie możliwy tylko wtedy, gdy odważnie, bez kompleksów, spojrzy ona w przyszłość. Pierwsze miesiące funkcjonowania w zjednoczonej Europie pokazały Polakom, że Unia Europejska to nie katastrofa. Jednocześnie jednak nie udowodniły, że to wielka szansa. Jeśli poważnie myślimy o nadrobieniu zaległości, nie możemy się cieszyć, że na unii nie tracimy, lecz musimy się nauczyć na niej zarabiać. Wtedy, bez większych zabiegów propagandowych, poparcie dla nowej władzy będzie wzrastało, a Lech Kaczyński będzie mógł spokojnie myśleć o kolejnej kadencji.
Po piąte: wykorzystanie szans
Wielu oskarża mnie o budowanie konfliktów i osobistą niechęć do przywódców PiS. Tymczasem postanowiłem, że o ile obowiązki mi pozwolą, wezmę udział w uroczystości zaprzysiężenia Lecha Kaczyńskiego. Prezydentura Kwaśniewskiego okazała się dla Polski kompletną klapą, dziesięcioma latami zmarnowanych szans. Mądrą polityką bracia Kaczyńscy mogą sprawić, że lata ich rządów będą latami szans wykorzystanych. Jeśli taką politykę będą realizować, i teraz, i w przyszłości mogą liczyć na moje pełne wsparcie. Jeśli jednak zaprzepaszczą polskie pięć minut, niech będą pewni, że pierwszy stanę po przeciwnej stronie.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.