Podział kontynentu na dynamiczną północ i niewydolne południe nie pokrywa się z geografią ani z polityką Żałobne dźwięki "Requiem" Giuseppe Verdiego, rozbrzmiewające o tej samej godzinie w teatrach i salach koncertowych całego kraju, to dość osobliwy początek świątecznych przygotowań. Taką formę protestu wybrali kilka tygodni temu pracownicy instytucji kulturalnych we Włoszech, by dać wyraz żałobie po "pogrzebanej przez budżet kulturze". Sprzeciwiając się budżetowym cięciom na przyszły rok, zastrajkowali też robotnicy zakładów przemysłowych, kolejarze, personel lotniczy i urzędnicy bankowi.
Drastyczny program oszczędnościowy rządu nie uchronił Włoch przed wystawieniem ich gospodarce bezlitosnej oceny przez prestiżowy brytyjski tygodnik "The Economist". "Addio, dolce vita" - brzmiała konkluzja biznesowej wyroczni. Włochy przeżywają fazę "długiego i powolnego upadku". Szwankują finanse publiczne, opóźniają się reformy, zbyt powolny jest proces liberalizacji rynku. Bez rozległych, bolesnych przemian Włochy może czekać taki koniec jak Wenecję, która zbyt długo zadowalała się historycznymi sukcesami, a dziś jest "niewiele więcej niż atrakcją turystyczną".
Requiem dla modelu
Lamenty nad włoską gospodarką od lat są niemal rytuałem, rzadko przerywanym refleksją, że w końcu daje sobie ona jakoś radę. Tak się złożyło, że surowe, choć nieco mniej dramatyczne oceny zebrały w ostatnim czasie gospodarki dwóch innych czołowych państw kontynentu - Francji i Niemiec. Razem z Włochami kraje te tworzyły podwaliny wspólnoty europejskiej. Czy teraz są dowodem słabnięcia gospodarczych struktur całej UE? Na takie dictum obruszają się dziś inne unijne państwa - Wielka Brytania, kraje skandynawskie czy na przykład Hiszpania, przedstawiając obraz dynamicznego wzrostu, spadającego bezrobocia, stabilnych finansów i prężnego rynku. Do maruderów nie chcą się też zaliczać nowi członkowie UE, tacy jak Polska czy Słowacja, których gospodarki rosną znacznie szybciej od unijnej przeciętnej. Do niedawna dominujący w unii francusko-niemiecki tandem głosił koncepcję "Europy dwóch prędkości", czyli szybszego tempa integracji jedynie "starych" państw UE. Dziś okazuje się, że wewnątrzeuropejski podział może przebiegać gdzie indziej, a "nowi" członkowie niekoniecznie skazani są na kompleks niższości wobec "starych".
Chodzi o modele polityki społeczno-gospodarczej, które ostatnio są przedmiotem coraz gwałtowniejszych polemik w Brukseli i stolicach państw członkowskich. Trzy tygodnie "płonących nocy" w październiku i listopadzie na przedmieściach francuskich miast rzuciły światło nie tylko na stan ducha dzieci imigrantów z Maghrebu. W Paryżu otwarcie mówi się o związku między zamieszkami a francuskim modelem społecznym. Szczodry dla osób mających zatrudnienie, którym oferuje rozliczne świadczenia socjalne tudzież zmniejszenie czasu pracy do 35 godzin tygodniowo, poświęca mniej uwagi ludziom bez pracy. Rezultatem tego jest niemal 10-procentowe bezrobocie, w dzielnicach imigrantów przekraczające 30 proc. Statyczna gospodarka, ze wzrostem na poziomie 1-2 proc. rocznie, nie rokuje szybkiego przyrostu miejsc pracy. "Tak, francuski model społeczny przeżył się, niezbędne jest radykalne zerwanie z przeszłością" - mówi szef francuskiego MSW Nicolas Sarkozy, kandydat do fotela prezydenckiego w 2007 r. "Musimy zerwać z rodzącymi niestabilność reformami i obłudną ostrożnością, która przez ostatnich trzydzieści, czterdzieści lat prowadziła nas w ślepe uliczki. Jedyny model społeczny godny tej nazwy to taki, który każdemu zapewnia pracę. Nasz tego nie gwarantuje" - dodaje.
Sarkozy nie zaprzecza, że ma na myśli model brytyjski, zwany też anglosaskim, czasem amerykańskim. Wprowadzona na początku lat 80. nad Tamizą, a także po drugiej stronie oceanu kombinacja cięć podatkowych, reform na rynku pracy i deregulacji gospodarki zaowocowała przerwaniem spirali spadkowej, stabilnym wzrostem PKB i zwiększaniem liczby miejsc pracy. Niedobrej spirali, nakręcającej się od lat 70., nie zdołała przerwać reszta kontynentu za sprawą dwóch głównych gospodarek - niemieckiej i francuskiej. W Niemczech realizowany po wojnie model "społecznej gospodarki rynkowej" najpierw przyniósł powszechną pomyślność i dobrobyt. W ostatnich kilkunastu latach jednak - wraz z przyrostem socjalnych obciążeń, ale bez adekwatnego wzrostu dynamiki i konkurencyjności gospodarki - doprowadził do gospodarczej stagnacji i wysokiego bezrobocia. Z powodu zadyszki głównych europejskich lokomotyw powiększał się dystans między UE a Ameryką. Według ogłoszonej w 2000 r. agendy lizbońskiej, do 2010 r. Unia Europejska miała prześcignąć USA i stać się najdynamiczniejszą i najbardziej konkurencyjną gospodarką świata. W połowie drogi wydaje się odleglejsza od celu niż na jej początku. Przewidziane w agendzie reformy, mające doprowadzić do wzrostu zatrudnienia i zwiększenia innowacyjności przez wzrost nakładów na badania i rozwój, pozostały na papierze. Z dwudziestu najlepszych uniwersytetów świata tylko dwa są w Europie, oba w Wielkiej Brytanii. Nad Tamizą bezrobocie wynosi dziś tylko 4,6 proc. mimo przyjęcia tam w ubiegłym roku ponad 200 tys. nowych pracowników z Europy Środkowej i Wschodniej. We Francji i Niemczech jest dwukrotnie wyższe mimo praktycznie zamkniętego rynku pracy.
Pieniądze na pracę, nie na krowy
Przed październikowym szczytem UE w Hampton Court profesor Andre Sapir z Wolnego Uniwersytetu w Brukseli wyodrębnił cztery modele polityki społeczno-gospodarczej w unii. Tylko dwa pierwsze są ekonomicznie wydolne i racjonalne: anglosaski, praktykowany w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Portugalii (słabe związki zawodowe, duża rozpiętość płac, słaba ochrona pracownika przed zwolnieniem, ale z aktywną pomocą w znalezieniu pracy, minimalny poziom bezpieczeństwa socjalnego), i nordycki, praktykowany w Finlandii, Szwecji, Danii, Austrii i Holandii (wysokie podatki i wydatki publiczne na edukację, opiekę socjalną, silne związki zawodowe, mniejsze zróżnicowanie płacowe, swoboda w zwalnianiu pracowników w połączeniu z hojnymi zasiłkami dla bezrobotnych). Do tych dwóch modeli, zwłaszcza do pierwszego, skłaniają się też nowe państwa członkowskie UE, przy czym, zdaniem belgijskiego profesora, jedynie nordycki jest zarówno efektywny, jak i sprawiedliwy. Dwa ostatnie, uznane za niewydolne, ze znacznie wyższymi wskaźnikami bezrobocia i ubóstwa, to model kontynentalny (Francja, Niemcy, Belgia, Luksemburg: wysokie wydatki socjalne, silna ochrona pracowników przed zwolnieniem, niższe zasiłki dla bezrobotnych, silna pozycja związków zawodowych mimo malejącej liczby ich członków, np. we Francji zaledwie 7-8 proc. zatrudnionych) i śródziemnomorski (Włochy, Grecja, niewydolny i niesprawiedliwy; wysokie, choć często nieracjonalne wydatki publiczne, ochrona pracowników przed zwolnieniem, ale niskie zasiłki dla bezrobotnych, wczesne emerytury). Jednak na tymże śródziemnomorskim obszarze Hiszpania, dzięki liberalnej polityce gospodarczej ostatnich kilkunastu lat i usuwaniu przeszkód w tworzeniu nowych miejsc pracy, osiągnęła trzykrotnie wyższą od europejskiej przeciętnej stopę wzrostu i zredukowała bezrobocie z 22 proc. do 10 proc.
Swoisty podział Europy na efektywną, dynamiczną północ i biedniejsze, mniej wydolne południe niekoniecznie pokrywa się więc z geografią, a granice między powyższymi modelami z podziałami politycznymi. Zaprzysięgłym obrońcą modelu socjalnego, z silną rolą państwa, jest centroprawicowy prezydent Francji Jacques Chirac, który niedawno nazwał liberalny kapitalizm w angloamerykańskim stylu "komunizmem nowego stulecia". We Włoszech ewentualna koalicja centrolewicowa zapowiada się jako bardziej liberalna niż obecny centroprawicowy rząd Silvio Berlusconiego - uważa James Walston, politolog z The American University w Rzymie. Próby wyperswadowania Europie źle rokującego jej przyszłości starego modelu socjalnego podjął się od początku brytyjskiej prezydencji w lipcu tego roku premier Tony Blair. W obliczu wyzwań globalizacji, rozwoju gospodarek Chin, Indii i innych azjatyckich krajów, radykalnie odmieniającego otoczenie gospodarcze, Europa nie może czekać dziesięć czy więcej lat na niezbędne zmiany - oświadczył Blair, proponując dostosowanie budżetu UE na lata 2007-2013 do wymogów XXI wieku. Nie jest normalne, że Europa przeznacza 40 proc. budżetu na 5 proc. swojej ludności, sztucznie utrzymując wysokie ceny żywności. Wydatki na rolnictwo, które uszczęśliwiają farmerów francuskich, są siedmiokrotnie wyższe od sum przeznaczanych na naukę, badania i edukację. Pieniądze na miejsca pracy, a nie na krowy - apelował brytyjski premier.
Dwie prędkości
O pieniądze wszakże zaczyna się rozbijać plan rozsądnego "wymodelowania" Europy. Gwoli utrzymania brytyjskiego rabatu, kilkumiliardowej ulgi we wpłatach budżetowych, z jakiej Londyn korzysta od 1984 r., Blair zaproponował cięcia, które dotknęłyby głównie nowe państwa członkowskie UE. Wolta zadziwiająca, jako że ważną częścią budżetowej restrukturyzacji miało być zwiększenie pomocy regionalnej dla najbiedniejszych państw członkowskich i jeszcze w październiku brytyjski wicepremier John Prescott zapewniał, że tak się stanie. Unijne fundusze strukturalne pomogły swego czasu w unowocześnieniu i przekształceniu biednej przed laty gospodarki Hiszpanii i na powtórzenie tego sukcesu liczyły nowe państwa UE.
Na ironię zakrawa fakt, że to etatystyczna Francja zablokowała reformę wydatków na wspólną politykę rolną, a głównym hamulcowym przemodelowania UE jest dziś liberalna Wielka Brytania. Proponowany przez nią budżet wprowadza system "dwóch prędkości", który jeszcze bardziej podzieli Europę - twierdzi komisarz UE ds. budżetu Dalia Grybauskaite.. Europa kontra Europa czy tylko bunt "starej Europy"? Budowa europejskiego modelu na miarę XXI wieku spali na panewce, jeśli z powodu różnych prędkości cała unia zacznie przypominać ślimaka.
Requiem dla modelu
Lamenty nad włoską gospodarką od lat są niemal rytuałem, rzadko przerywanym refleksją, że w końcu daje sobie ona jakoś radę. Tak się złożyło, że surowe, choć nieco mniej dramatyczne oceny zebrały w ostatnim czasie gospodarki dwóch innych czołowych państw kontynentu - Francji i Niemiec. Razem z Włochami kraje te tworzyły podwaliny wspólnoty europejskiej. Czy teraz są dowodem słabnięcia gospodarczych struktur całej UE? Na takie dictum obruszają się dziś inne unijne państwa - Wielka Brytania, kraje skandynawskie czy na przykład Hiszpania, przedstawiając obraz dynamicznego wzrostu, spadającego bezrobocia, stabilnych finansów i prężnego rynku. Do maruderów nie chcą się też zaliczać nowi członkowie UE, tacy jak Polska czy Słowacja, których gospodarki rosną znacznie szybciej od unijnej przeciętnej. Do niedawna dominujący w unii francusko-niemiecki tandem głosił koncepcję "Europy dwóch prędkości", czyli szybszego tempa integracji jedynie "starych" państw UE. Dziś okazuje się, że wewnątrzeuropejski podział może przebiegać gdzie indziej, a "nowi" członkowie niekoniecznie skazani są na kompleks niższości wobec "starych".
Chodzi o modele polityki społeczno-gospodarczej, które ostatnio są przedmiotem coraz gwałtowniejszych polemik w Brukseli i stolicach państw członkowskich. Trzy tygodnie "płonących nocy" w październiku i listopadzie na przedmieściach francuskich miast rzuciły światło nie tylko na stan ducha dzieci imigrantów z Maghrebu. W Paryżu otwarcie mówi się o związku między zamieszkami a francuskim modelem społecznym. Szczodry dla osób mających zatrudnienie, którym oferuje rozliczne świadczenia socjalne tudzież zmniejszenie czasu pracy do 35 godzin tygodniowo, poświęca mniej uwagi ludziom bez pracy. Rezultatem tego jest niemal 10-procentowe bezrobocie, w dzielnicach imigrantów przekraczające 30 proc. Statyczna gospodarka, ze wzrostem na poziomie 1-2 proc. rocznie, nie rokuje szybkiego przyrostu miejsc pracy. "Tak, francuski model społeczny przeżył się, niezbędne jest radykalne zerwanie z przeszłością" - mówi szef francuskiego MSW Nicolas Sarkozy, kandydat do fotela prezydenckiego w 2007 r. "Musimy zerwać z rodzącymi niestabilność reformami i obłudną ostrożnością, która przez ostatnich trzydzieści, czterdzieści lat prowadziła nas w ślepe uliczki. Jedyny model społeczny godny tej nazwy to taki, który każdemu zapewnia pracę. Nasz tego nie gwarantuje" - dodaje.
Sarkozy nie zaprzecza, że ma na myśli model brytyjski, zwany też anglosaskim, czasem amerykańskim. Wprowadzona na początku lat 80. nad Tamizą, a także po drugiej stronie oceanu kombinacja cięć podatkowych, reform na rynku pracy i deregulacji gospodarki zaowocowała przerwaniem spirali spadkowej, stabilnym wzrostem PKB i zwiększaniem liczby miejsc pracy. Niedobrej spirali, nakręcającej się od lat 70., nie zdołała przerwać reszta kontynentu za sprawą dwóch głównych gospodarek - niemieckiej i francuskiej. W Niemczech realizowany po wojnie model "społecznej gospodarki rynkowej" najpierw przyniósł powszechną pomyślność i dobrobyt. W ostatnich kilkunastu latach jednak - wraz z przyrostem socjalnych obciążeń, ale bez adekwatnego wzrostu dynamiki i konkurencyjności gospodarki - doprowadził do gospodarczej stagnacji i wysokiego bezrobocia. Z powodu zadyszki głównych europejskich lokomotyw powiększał się dystans między UE a Ameryką. Według ogłoszonej w 2000 r. agendy lizbońskiej, do 2010 r. Unia Europejska miała prześcignąć USA i stać się najdynamiczniejszą i najbardziej konkurencyjną gospodarką świata. W połowie drogi wydaje się odleglejsza od celu niż na jej początku. Przewidziane w agendzie reformy, mające doprowadzić do wzrostu zatrudnienia i zwiększenia innowacyjności przez wzrost nakładów na badania i rozwój, pozostały na papierze. Z dwudziestu najlepszych uniwersytetów świata tylko dwa są w Europie, oba w Wielkiej Brytanii. Nad Tamizą bezrobocie wynosi dziś tylko 4,6 proc. mimo przyjęcia tam w ubiegłym roku ponad 200 tys. nowych pracowników z Europy Środkowej i Wschodniej. We Francji i Niemczech jest dwukrotnie wyższe mimo praktycznie zamkniętego rynku pracy.
Pieniądze na pracę, nie na krowy
Przed październikowym szczytem UE w Hampton Court profesor Andre Sapir z Wolnego Uniwersytetu w Brukseli wyodrębnił cztery modele polityki społeczno-gospodarczej w unii. Tylko dwa pierwsze są ekonomicznie wydolne i racjonalne: anglosaski, praktykowany w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Portugalii (słabe związki zawodowe, duża rozpiętość płac, słaba ochrona pracownika przed zwolnieniem, ale z aktywną pomocą w znalezieniu pracy, minimalny poziom bezpieczeństwa socjalnego), i nordycki, praktykowany w Finlandii, Szwecji, Danii, Austrii i Holandii (wysokie podatki i wydatki publiczne na edukację, opiekę socjalną, silne związki zawodowe, mniejsze zróżnicowanie płacowe, swoboda w zwalnianiu pracowników w połączeniu z hojnymi zasiłkami dla bezrobotnych). Do tych dwóch modeli, zwłaszcza do pierwszego, skłaniają się też nowe państwa członkowskie UE, przy czym, zdaniem belgijskiego profesora, jedynie nordycki jest zarówno efektywny, jak i sprawiedliwy. Dwa ostatnie, uznane za niewydolne, ze znacznie wyższymi wskaźnikami bezrobocia i ubóstwa, to model kontynentalny (Francja, Niemcy, Belgia, Luksemburg: wysokie wydatki socjalne, silna ochrona pracowników przed zwolnieniem, niższe zasiłki dla bezrobotnych, silna pozycja związków zawodowych mimo malejącej liczby ich członków, np. we Francji zaledwie 7-8 proc. zatrudnionych) i śródziemnomorski (Włochy, Grecja, niewydolny i niesprawiedliwy; wysokie, choć często nieracjonalne wydatki publiczne, ochrona pracowników przed zwolnieniem, ale niskie zasiłki dla bezrobotnych, wczesne emerytury). Jednak na tymże śródziemnomorskim obszarze Hiszpania, dzięki liberalnej polityce gospodarczej ostatnich kilkunastu lat i usuwaniu przeszkód w tworzeniu nowych miejsc pracy, osiągnęła trzykrotnie wyższą od europejskiej przeciętnej stopę wzrostu i zredukowała bezrobocie z 22 proc. do 10 proc.
Swoisty podział Europy na efektywną, dynamiczną północ i biedniejsze, mniej wydolne południe niekoniecznie pokrywa się więc z geografią, a granice między powyższymi modelami z podziałami politycznymi. Zaprzysięgłym obrońcą modelu socjalnego, z silną rolą państwa, jest centroprawicowy prezydent Francji Jacques Chirac, który niedawno nazwał liberalny kapitalizm w angloamerykańskim stylu "komunizmem nowego stulecia". We Włoszech ewentualna koalicja centrolewicowa zapowiada się jako bardziej liberalna niż obecny centroprawicowy rząd Silvio Berlusconiego - uważa James Walston, politolog z The American University w Rzymie. Próby wyperswadowania Europie źle rokującego jej przyszłości starego modelu socjalnego podjął się od początku brytyjskiej prezydencji w lipcu tego roku premier Tony Blair. W obliczu wyzwań globalizacji, rozwoju gospodarek Chin, Indii i innych azjatyckich krajów, radykalnie odmieniającego otoczenie gospodarcze, Europa nie może czekać dziesięć czy więcej lat na niezbędne zmiany - oświadczył Blair, proponując dostosowanie budżetu UE na lata 2007-2013 do wymogów XXI wieku. Nie jest normalne, że Europa przeznacza 40 proc. budżetu na 5 proc. swojej ludności, sztucznie utrzymując wysokie ceny żywności. Wydatki na rolnictwo, które uszczęśliwiają farmerów francuskich, są siedmiokrotnie wyższe od sum przeznaczanych na naukę, badania i edukację. Pieniądze na miejsca pracy, a nie na krowy - apelował brytyjski premier.
Dwie prędkości
O pieniądze wszakże zaczyna się rozbijać plan rozsądnego "wymodelowania" Europy. Gwoli utrzymania brytyjskiego rabatu, kilkumiliardowej ulgi we wpłatach budżetowych, z jakiej Londyn korzysta od 1984 r., Blair zaproponował cięcia, które dotknęłyby głównie nowe państwa członkowskie UE. Wolta zadziwiająca, jako że ważną częścią budżetowej restrukturyzacji miało być zwiększenie pomocy regionalnej dla najbiedniejszych państw członkowskich i jeszcze w październiku brytyjski wicepremier John Prescott zapewniał, że tak się stanie. Unijne fundusze strukturalne pomogły swego czasu w unowocześnieniu i przekształceniu biednej przed laty gospodarki Hiszpanii i na powtórzenie tego sukcesu liczyły nowe państwa UE.
Na ironię zakrawa fakt, że to etatystyczna Francja zablokowała reformę wydatków na wspólną politykę rolną, a głównym hamulcowym przemodelowania UE jest dziś liberalna Wielka Brytania. Proponowany przez nią budżet wprowadza system "dwóch prędkości", który jeszcze bardziej podzieli Europę - twierdzi komisarz UE ds. budżetu Dalia Grybauskaite.. Europa kontra Europa czy tylko bunt "starej Europy"? Budowa europejskiego modelu na miarę XXI wieku spali na panewce, jeśli z powodu różnych prędkości cała unia zacznie przypominać ślimaka.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.