Intryga mająca zniszczyć Kurtykę jest przedstawiana jako przeciwdziałanie intrydze. Oto III RP Trzecia RP jest wielkim balem przebierańców - pisałem w którymś z felietonów. Sprawa Janusza Kurtyki to jego kolejna odsłona. Nagonka na przyzwoitego człowieka jest prezentowana jako dochodzenie prawdy. Insynuacja prezentuje się w moralizatorskich szatkach, a intryga paraduje w wielce etycznym kostiumie.
Kandydat na szefa IPN został pomówiony, że intrygą pozbył się swojego głównego konkurenta - Andrzeja Przewoźnika. Intryga miała polegać na udostępnieniu działaczowi PO Zbigniewowi Fijakowi notatki st. kap. SB Pawła Kosiby zawierającej informację, że Przewoźnik był tajnym współpracownikiem SB. Fijak jako członek zespołu badawczego zgodę na dostęp do akt krakowskiego IPN dostał we wrześniu 2004 r. Przewoźnik kandydowanie na szefa zaczął rozważaś w czerwcu roku następnego. Zgodnie z procedurami Fijak materiały otrzymywał od szefa archiwów krakowskiego IPN, podwładnego Kurtyki. Jakakolwiek interwencja szefa krakowskiego IPN w ten proces byłaby jednak niezgodna z zasadami działania tej instytucji. Rzeczywiście, w czerwcu 2005 r. notatkę Kosiby Fijak dostarczył dziennikarce "Rzeczpospolitej", która zwróciła się do niego z prośbą o esbeckie materiały dotyczące "Tygodnika Powszechnego". Tego bowiem dotyczyła notatka Kosiby, w której sprawa Przewoźnika stanowi margines. Kurtyka z jej przekazaniem nie miał żadnego związku.
Nieujawnienie notatki Kosiby, a nawet nieprzekazanie jej Fijakowi nie zmieniłoby niczego. Kolegium IPN musi otrzymać wszelkie esbeckie dokumenty na temat pretendenta do stanowiska prezesa tej instytucji. Jakiekolwiek wątpliwości eliminują kandydata i na szczęście w tym wypadku nie decyduje o tym Sąd Lustracyjny. Piszę "na szczęście", gdyż funkcjonowanie tego sądu przekształciło się w ogromnej mierze w autoparodię. Sąd Najwyższy uznał, że Marian Jurczyk nie był donosicielem, gdyż jego donosy były bez wartości. Przyjęta została arbitralna kategoria, że za TW uznaje się wyłącznie tego, którego donosy "szkodziły" obiektom inwigilacji. Sąd Lustracyjny z zasady uznaje, że jeśli nie zachowała się całość teczki współpracownika, to z podejrzenia współpracy należy go oczyścić, choć zwykłe porównanie faktów nie pozostawia żadnych wątpliwości, iż nim był.
Kolegium IPN odrzuciło kandydaturę Przewoźnika nie z powodu notatki Kosiby. Przewoźnik wystąpił do Sądu Lustracyjnego, który uznał, że nie ma wystarczających dowodów, aby uznać go za agenta. Nie ma to jednak żadnego związku z decyzją kolegium IPN. Przewoźnik i większość mediów zachowują się tak, jakby - wbrew ustawie i zdrowemu rozsądkowi - to Sąd Lustracyjny decydował, kto może byś kandydatem na stanowisko szefa IPN. I chociaż Kurtyka nie ma żadnego związku z upublicznieniem danych mogących świadczyć o agenturalnej przeszłości Przewoźnika, zostaje przez niego i przez media oskarżony o intrygę, której celem miałoby byś utrącenie konkurenta.
W ostatnim tygodniu w sprawę włączył się obecny prezes IPN Leon Kieres. W "Gazecie Wyborczej", która oczywiście w nagonce gra główną rolę, Kieres oświadcza, że "uczciwość każe mu mówić". Po pół roku szef IPN przypomina sobie, że Kurtyka ostrzegł go, iż w dokumentach, które otrzymał Fijak, mogą byś materiały na Przewoźnika. "Zareagowałem bardzo ostro, uznałem, że byś może zachowane zostały wszystkie procedury, ale ze względu na to, że Przewoźnik kandyduje, ta sprawa nabierze znaczenia publicznego". Jedyne, co można zrozumieć z tej wypowiedzi, to sugestię, aby - niezgodnie z zasadami - Kurtyka selekcjonował materiały dla Fijaka. To by go rzeczywiście skompromitowało, ale w sprawie Przewoźnika nie zmieniłoby nic.
Nagonka na Kurtykę to kolejny akt walki z lustracją. Jednym z oskarżeń wobec szefa krakowskiego IPN było to, że jest zwolennikiem lustracji. Miałoby to dowodzić jego upolitycznienia. Innym tego dowodem była na przykład odnotowana w "GW" jego działalność w NZS. Gdyby Kurtyka razem z Kwaśniewskim działał w SZSP, wszystko byłoby w porządku. Sympatię przeciwników lustracji mógłby zyskać wyłącznie sabotowaniem działania podległej sobie instytucji.
W sprawie Kurtyki do znanych przeciwników lustracji dołączyło lobby IPN-owskich biurokratów, którzy obawiają się, że sprawny krakowski szef rozpędzi ich na cztery wiatry. A cała afera dowodzi raz jeszcze, że przeciwnicy lustracji uznają, iż ich cel usprawiedliwi każdą metodę. Trudno się zresztą dziwić, kiedy redaktorem naczelnym czołowego organu antylustratorów, czyli "Gazety", jest człowiek, który od lat nie napisał niczego, co nie byłoby związane z lustracją. I to wszystko jedno, czy pisze o Stendhalu, czy o Jasienicy. Pod piórem Michnika okazuje się, że twórczość wielkich nieżyjących była wymierzona w lustrację. I tak największy w Polsce obsesjonat lustracji ściga "opętanych lustracją", a paskudna intryga mająca zniszczyć Kurtykę jest przedstawiana jako przeciwdziałanie intrydze. Oto III RP.
Nieujawnienie notatki Kosiby, a nawet nieprzekazanie jej Fijakowi nie zmieniłoby niczego. Kolegium IPN musi otrzymać wszelkie esbeckie dokumenty na temat pretendenta do stanowiska prezesa tej instytucji. Jakiekolwiek wątpliwości eliminują kandydata i na szczęście w tym wypadku nie decyduje o tym Sąd Lustracyjny. Piszę "na szczęście", gdyż funkcjonowanie tego sądu przekształciło się w ogromnej mierze w autoparodię. Sąd Najwyższy uznał, że Marian Jurczyk nie był donosicielem, gdyż jego donosy były bez wartości. Przyjęta została arbitralna kategoria, że za TW uznaje się wyłącznie tego, którego donosy "szkodziły" obiektom inwigilacji. Sąd Lustracyjny z zasady uznaje, że jeśli nie zachowała się całość teczki współpracownika, to z podejrzenia współpracy należy go oczyścić, choć zwykłe porównanie faktów nie pozostawia żadnych wątpliwości, iż nim był.
Kolegium IPN odrzuciło kandydaturę Przewoźnika nie z powodu notatki Kosiby. Przewoźnik wystąpił do Sądu Lustracyjnego, który uznał, że nie ma wystarczających dowodów, aby uznać go za agenta. Nie ma to jednak żadnego związku z decyzją kolegium IPN. Przewoźnik i większość mediów zachowują się tak, jakby - wbrew ustawie i zdrowemu rozsądkowi - to Sąd Lustracyjny decydował, kto może byś kandydatem na stanowisko szefa IPN. I chociaż Kurtyka nie ma żadnego związku z upublicznieniem danych mogących świadczyć o agenturalnej przeszłości Przewoźnika, zostaje przez niego i przez media oskarżony o intrygę, której celem miałoby byś utrącenie konkurenta.
W ostatnim tygodniu w sprawę włączył się obecny prezes IPN Leon Kieres. W "Gazecie Wyborczej", która oczywiście w nagonce gra główną rolę, Kieres oświadcza, że "uczciwość każe mu mówić". Po pół roku szef IPN przypomina sobie, że Kurtyka ostrzegł go, iż w dokumentach, które otrzymał Fijak, mogą byś materiały na Przewoźnika. "Zareagowałem bardzo ostro, uznałem, że byś może zachowane zostały wszystkie procedury, ale ze względu na to, że Przewoźnik kandyduje, ta sprawa nabierze znaczenia publicznego". Jedyne, co można zrozumieć z tej wypowiedzi, to sugestię, aby - niezgodnie z zasadami - Kurtyka selekcjonował materiały dla Fijaka. To by go rzeczywiście skompromitowało, ale w sprawie Przewoźnika nie zmieniłoby nic.
Nagonka na Kurtykę to kolejny akt walki z lustracją. Jednym z oskarżeń wobec szefa krakowskiego IPN było to, że jest zwolennikiem lustracji. Miałoby to dowodzić jego upolitycznienia. Innym tego dowodem była na przykład odnotowana w "GW" jego działalność w NZS. Gdyby Kurtyka razem z Kwaśniewskim działał w SZSP, wszystko byłoby w porządku. Sympatię przeciwników lustracji mógłby zyskać wyłącznie sabotowaniem działania podległej sobie instytucji.
W sprawie Kurtyki do znanych przeciwników lustracji dołączyło lobby IPN-owskich biurokratów, którzy obawiają się, że sprawny krakowski szef rozpędzi ich na cztery wiatry. A cała afera dowodzi raz jeszcze, że przeciwnicy lustracji uznają, iż ich cel usprawiedliwi każdą metodę. Trudno się zresztą dziwić, kiedy redaktorem naczelnym czołowego organu antylustratorów, czyli "Gazety", jest człowiek, który od lat nie napisał niczego, co nie byłoby związane z lustracją. I to wszystko jedno, czy pisze o Stendhalu, czy o Jasienicy. Pod piórem Michnika okazuje się, że twórczość wielkich nieżyjących była wymierzona w lustrację. I tak największy w Polsce obsesjonat lustracji ściga "opętanych lustracją", a paskudna intryga mająca zniszczyć Kurtykę jest przedstawiana jako przeciwdziałanie intrydze. Oto III RP.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.