Trzeba było skazać autorów Grudnia i stanu wojennego, a teraz prezydent by ich ułaskawił Gdyby z okazji Bożego Narodzenia posłowie SLD mieli pisać własną wersję Ewangelii, fragment o niewiniątkach wyrżniętych przez siepaczy Heroda brzmiałby mniej więcej tak: w tym to czasie nie wiadomo kto wyeliminował w Betlejem i okolicach wszystkie nowo narodzone dzieci. Ofiarom składamy hołd, a ich rodzinom wyrazy współczucia. Niech doświadczenia tamtych dni będą dla nas wszystkich historyczną lekcją.
Świetna lekcja. Dla wszystkich, zwłaszcza dla ofiar. Pomysł, żeby powierzyć Olejniczakowi albo Gadzinowskiemu zadanie opisania językiem obowiązującym w ich kręgu przy opowiadaniu najnowszej historii Polski także innych epizodów dziejowych - Nocy Świętego Bartłomieja albo Nocy Kryształowej - przyszedł mi do głowy po wysłuchaniu protestów przeciw projektom uchwał sejmowych w sprawie upamiętnienia Grudnia `70 i stanu wojennego. Gdyby za dzieje powszechne wzięli się aktywiści SLD, nigdy byśmy się nie dowiedzieli, kto wymordował hugenotów ani kto dopuścił się Holocaustu. Ba, nie dowiedzielibyśmy się, że to Rzymianie zrównali z ziemią Kartaginę. Zresztą, tak Bogiem a prawdą, po co nam wiedzieć to wszystko. Trzeba zapomnieć, bo pamięć, jak zapewniał Jerzy Szmajdziński, mnoży i wzmacnia podziały, zamiast budować porozumienie i jedność.
Porozumienie zbudowane na niepamięci, jedność wzniesiona na fundamencie amnezji narodowej to piękne idee, które wprowadzano w PRL w życie za pomocą cenzury i kastrowania historii. Teraz już tych instrumentów nie ma, jak przypuszczam - ku wielkiemu żalowi towarzyszy z SLD, którzy nie są ani socjaldemokratami, ani postkomunistami, lecz zwykłymi, tradycyjnymi komunistami, marzącymi o władzy nad pojęciami, przeszłością i teraźniejszością.
PiS chce piłaś historię na nowo - oświadczyła pani Jolanta Szymanek-Deresz. To straszne. PiS i cała reszta posłów z niewłaściwym pochodzeniem politycznym nie chce się kontentować historią zapisaną w uchwałach KC PZPR. Chce kontestować poprawioną i uładzoną ku pożytkowi prostaczków wersję dziejów. I po co to komu? Można wspominać, kogo zabito i kogo prześladowano, ale po co mówić, kto zabijał i kto prześladował. Po co mieszać do tego ludzi honoru z atestem Adama Michnika. Dlaczego obarczać odpowiedzialnością ustrój, o którym wiadomo, że był najlepszy i nieodżałowany.
Mam dziwne wrażenie, że to nie jest tylko obrona własnej przeszłości, do której sentyment czują tacy ludzie jak Olejniczak, za młodzi, aby w niej uczestniczyć, ale obrona metody sprawowania władzy mogącej się, kto wie, jeszcze w przyszłości przydać i sprawdzić. Dość dwuznacznie brzmią w tej sytuacji oskarżenia, że bracia Kaczyńscy dążą do dyktatury. Oni dopiero dążą, wy macie to już za sobą i bronicie dziewiczości takich metod.
Oczywiście, nie należy tracić nadziei, że pewnego dnia także działacze SLD odważą się przyznać, że to przywódcy ich własnej partii ponoszą odpowiedzialność za ofiary Grudnia `70 i stanu wojennego. Optymizm czerpię z doświadczeń z prezydentem Kwaśniewskim, który w pierwszym roku swojej prezydentury wygłosił 15 sierpnia, w rocznicę bitwy warszawskiej, przemówienie o bohaterstwie żołnierza polskiego, ale ani słowem nie wspomniał, z kim ten żołnierz walczył. Nie wspomniał, bo jeszcze tkwił w PRL, RWPG i Układzie Warszawskim. Potem jakoś się przełamał, odważył i ostatnio już bez trwogi mówił o tym, jak własną piersią odparliśmy bolszewika. Towarzysze, trochę odwagi, bierzcie przykład ze swojego prezydenta. Na razie możecie zaproponować kompromisową uchwałę, że to CIA strzelała w Gdańsku do robotników, których omyłkowo wzięła za talibów. Wobec ogólnych nastrojów nawet starszaki mogą uwierzyć.
Generalnie SLD wykazał brak dalekowzroczności. Trzeba było skazać autorów Grudnia i stanu wojennego, a teraz prezydent by ich ułaskawił. Dwie pieczenie przy jednym ogniu - sprawiedliwości stałoby się zadość, a Jaruzelski chodziłby w glorii i łasce. I nikt by się go już nie mógł czepiać.
Z ułaskawieniem Jaruzelskiego nie byłoby chyba kłopotu - pozytywne opinie wystawiliby mu ci sami, co Sobotce: pani Jolanta Kwaśniewska, Ryszard Kalisz (nigdy nie komentuję wyroków sądu, ale ten był niesprawiedliwy), Olejniczak, Szmajdziński. Nie licząc pisemnej ekspertyzy prawnej "Trybuny". Gdyby jeszcze Jaruzelski poparł Sobotkę, a Sobotka Jaruzelskiego, mielibyśmy pełną harmonię między dawnymi i nowymi czasy.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Porozumienie zbudowane na niepamięci, jedność wzniesiona na fundamencie amnezji narodowej to piękne idee, które wprowadzano w PRL w życie za pomocą cenzury i kastrowania historii. Teraz już tych instrumentów nie ma, jak przypuszczam - ku wielkiemu żalowi towarzyszy z SLD, którzy nie są ani socjaldemokratami, ani postkomunistami, lecz zwykłymi, tradycyjnymi komunistami, marzącymi o władzy nad pojęciami, przeszłością i teraźniejszością.
PiS chce piłaś historię na nowo - oświadczyła pani Jolanta Szymanek-Deresz. To straszne. PiS i cała reszta posłów z niewłaściwym pochodzeniem politycznym nie chce się kontentować historią zapisaną w uchwałach KC PZPR. Chce kontestować poprawioną i uładzoną ku pożytkowi prostaczków wersję dziejów. I po co to komu? Można wspominać, kogo zabito i kogo prześladowano, ale po co mówić, kto zabijał i kto prześladował. Po co mieszać do tego ludzi honoru z atestem Adama Michnika. Dlaczego obarczać odpowiedzialnością ustrój, o którym wiadomo, że był najlepszy i nieodżałowany.
Mam dziwne wrażenie, że to nie jest tylko obrona własnej przeszłości, do której sentyment czują tacy ludzie jak Olejniczak, za młodzi, aby w niej uczestniczyć, ale obrona metody sprawowania władzy mogącej się, kto wie, jeszcze w przyszłości przydać i sprawdzić. Dość dwuznacznie brzmią w tej sytuacji oskarżenia, że bracia Kaczyńscy dążą do dyktatury. Oni dopiero dążą, wy macie to już za sobą i bronicie dziewiczości takich metod.
Oczywiście, nie należy tracić nadziei, że pewnego dnia także działacze SLD odważą się przyznać, że to przywódcy ich własnej partii ponoszą odpowiedzialność za ofiary Grudnia `70 i stanu wojennego. Optymizm czerpię z doświadczeń z prezydentem Kwaśniewskim, który w pierwszym roku swojej prezydentury wygłosił 15 sierpnia, w rocznicę bitwy warszawskiej, przemówienie o bohaterstwie żołnierza polskiego, ale ani słowem nie wspomniał, z kim ten żołnierz walczył. Nie wspomniał, bo jeszcze tkwił w PRL, RWPG i Układzie Warszawskim. Potem jakoś się przełamał, odważył i ostatnio już bez trwogi mówił o tym, jak własną piersią odparliśmy bolszewika. Towarzysze, trochę odwagi, bierzcie przykład ze swojego prezydenta. Na razie możecie zaproponować kompromisową uchwałę, że to CIA strzelała w Gdańsku do robotników, których omyłkowo wzięła za talibów. Wobec ogólnych nastrojów nawet starszaki mogą uwierzyć.
Generalnie SLD wykazał brak dalekowzroczności. Trzeba było skazać autorów Grudnia i stanu wojennego, a teraz prezydent by ich ułaskawił. Dwie pieczenie przy jednym ogniu - sprawiedliwości stałoby się zadość, a Jaruzelski chodziłby w glorii i łasce. I nikt by się go już nie mógł czepiać.
Z ułaskawieniem Jaruzelskiego nie byłoby chyba kłopotu - pozytywne opinie wystawiliby mu ci sami, co Sobotce: pani Jolanta Kwaśniewska, Ryszard Kalisz (nigdy nie komentuję wyroków sądu, ale ten był niesprawiedliwy), Olejniczak, Szmajdziński. Nie licząc pisemnej ekspertyzy prawnej "Trybuny". Gdyby jeszcze Jaruzelski poparł Sobotkę, a Sobotka Jaruzelskiego, mielibyśmy pełną harmonię między dawnymi i nowymi czasy.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.