Schroeder do spółki z Putinem założyli gazową pętlę na szyję połowie Europejczyków "Dziękujemy ci Gerd". Takie transparenty już szyją przeciwnicy gazociągu pod Bałtykiem. Przyjmując posadę szefa rady nadzorczej firmy budującej gazociąg, Schroeder przekonał sporą część Niemców, że cała impreza, w którą zaangażowano autorytet państwa, była po prostu prywatną imprezą kanclerza
No może publiczno-prywatną, bo zorganizowaną do spółki z Federacją Rosyjską uosabianą przez Władimira Putina. Schroeder podjął się ciekawego eksperymentu: postanowił sprawdzić, gdzie znajdują się granice tolerancji dla jawnej nieprzyzwoitości. Przy okazji jednak dał skuteczną broń do ręki przeciwnikom gazociągu, którzy zapytają Niemców i pozostałych Europejczyków, czy mają ochotę płacić drożej za rosyjski gaz tylko dlatego, że Schroeder z Putinem założyli pętlę na szyję obywatelom połowy państw Europy.
Trzeba pamiętać o wcześniejszych sukcesach gospodarczych Schroedera. Ten pochodzący z ludu wielbiciel cygar, jedwabnych garniturów i farby do włosów był już w przeszłości szefem rady nadzorczej Volkswagena. Wprawdzie nie wypadało pytać urzędującego kanclerza o udział w aferze fundowanych związkowcom z firmowych pieniędzy luksusowych prostytutek, ale nie ma wątpliwości, że był to system rządzenia firmą działający także w jego czasach. Teraz, ledwie opuścił berliński urząd kanclerski, został szefem rady nadzorczej spółki NEGP (North European Gas Pipeline). Pierwsze komentarze dotyczyły wynagrodzenia Schroedera, które miało wynosić około miliona euro rocznie. On sam początkowo twierdził, że pensji nie ustalono. Słusznie, bo milion euro - bez szyderstwa - w takiej firmie to niewiele. Teraz dowiadujemy się, że Schroeder będzie pracował za darmo. Trudno dać temu wiarę. Ale jeśli nawet miałoby tak byś, wygląda to mniej więcej tak, jakby prezydent USA po zakończeniu kadencji zaczął pracować jako szef chińskiej firmy produkującej łodzie desantowe, które mają służyć do inwazji na Tajwan. Polityk, który jeszcze niedawno kierował największym państwem Europy, zatrudnia się w firmie będącej własnością państwa bynajmniej nie sojuszniczego, a przez wielu sojuszników Niemiec uznawanego za groźne. Jeśli to nie jest skandal, to członkowie rządu mogą spokojnie dorabiać jako pracownicy agencji towarzyskich. Pod względem etycznym z pewnością będzie to budziło znacznie mniej wątpliwości.
Sprawa pachnie tym bardziej brzydko, że pracę kanclerz załatwił sobie jeszcze w czasie sprawowania urzędu, bo - jak ujawnił rosyjski dziennikarz Aleksiej Wieniediktow - ustalenia dotyczące obsady personalnej koncernu poczyniono 10 października 2005 r. podczas pożegnalnej wizyty Schroedera w Moskwie.
Przyjaciel Artur
Dodatkowego smaku aferze dodaje osoba dyrektora wykonawczego całego przedsięwzięcia. Desygnowany na szefa zarządu NEGP Matthias Warnig przez kilka lat działał pod pseudonimami Artur (w tajnych teczkach służb bezpieczeństwa wymienia się go przynajmniej 70 razy) i Ekonomista jako agent Stasi do zadań specjalnych. W latach 1987-1989 szpiegował w sektorze gospodarki i zbrojeń (OibE - Offizier im besonderen Einsatz) w RFN. Obiektem jego zainteresowania był wówczas Dresdner Bank, jedna z największych instytucji finansowych Niemiec (Stasi szpiegowała ten bank od 1974 r.). Warnig swoją pracę wykonywał na polecenie ówczesnego oficera KGB Władimira Putina.
Po zjednoczeniu Niemiec Warnig nadal był związany z Dresdner Bankiem, który poszukiwał ścieżki dostępu na rosyjski rynek. Jako człowiek znający język rosyjski i mający szerokie kontakty był na wagę złota. W tamtych czasach do działania w Rosji uprawniała firmy tylko licencja wyrabiana w Moskwie lub Petersburgu, gdzie wydawał ją nie kto inny jak Władimir Putin. Po uzyskaniu licencji Dresdner Bank był jednym z dwóch monopolistów na rynku w Rosji. Enerdowską i bezpieczniacką przeszłość Warniga oczywiście zatuszowano. Dwa lata po objęciu urzędu prezydenckiego przez Putina Warnig został przewodniczącym rady nadzorczej spółki-córki niemieckiego banku w Moskwie, a jednocześnie szefem moskiewskiego Investment-Banking. Dresdner Bank finansował wiele inwestycji rządowych, także przedsięwzięcia Gazpromu.
Oficjalnie Putin i Warnig poznali się dopiero w latach 90., a ich przyjaźń scementowała ponoś pomoc, jakiej w 1994 r. żonie Putina, poszkodowanej w wypadku samochodowym, udzielili Dresdner Bank i sam Warnig. Niedawno były agent przeforsował wielomiliardowy kredyt, za który państwowa spółka Rosnieft wykupiła 10 proc. akcji także państwowego Gazpromu, co pozwoliło na sfinansowanie początków inwestycji w bałtycki gazociąg.
Bokassa z Berlina
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jedynym Niemcem, który zyska na budowie gazociągu, będzie sam Schroeder. Niemieccy odbiorcy gazu będą musieli zapłacić więcej za absurdalnie kosztowną inwestycję. Tyle że zapewne nie dojdzie ona do skutku, bo o Schroedera upomni się niemiecka historia, o której tak chciał zapomnieć. Okazuje się, iż rura może uszkodzić zatopione w Bałtyku podczas II wojny światowej zasoby niemieckiej broni chemicznej, co doprowadziłoby do skażenia jego wód. Gospodarczo cała zabawa też się nie opłaca, bowiem sens ekonomiczny miałaby wtedy, gdyby zbudowano kilka stacji zwiększających ciśnienie gazu. A te trzeba postawić na szelfie, czyli na szwedzkich albo polskich wodach terytorialnych. Sam Schroeder stanie się za to europejskim Bokassą, narażającym wspólny interes Europy i Niemiec w zamian za wątpliwej jakości zaszczyty i podszytą interesem przyjaźń dwóch byłych agentów.
Żeby było jeszcze śmieszniej - ani państwo niemieckie, ani rosyjskie nie zarobi na nowej inwestycji, bo North European Gas Pipeline Company nie jest zarejestrowana ani w Rosji, ani w Niemczech, lecz w Szwajcarii - w małym kantonie Zug, który uchodzi za szwajcarski raj podatkowy. Garri Kasparow, słynny szachista związany z rosyjską opozycją demokratyczną, tak podsumował ten projekt: "Przyjęcie posady przez byłego kanclerza to hańba dla demokracji, której Schroeder chyba zresztą nie rozumie, bo uważając się za demokratę, wplątuje się w struktury mafii. Putinowi o to chodziło, bo teraz może bez przeszkód wskazaś palcem na Zachód (który wiecznie obwiniał Rosję za brak demokracji) i powiedzieć: `są tak samo skorumpowani jak my`. Putin, oferując byłemu kanclerzowi posadę, kupił sobie Niemcy, potęgę gospodarczą, co uważa za wielki osobisty sukces".
My możemy mieś nadzieję, że kupił sobie tylko jednego Niemca. Następnym krokiem powinno byś przyznanie Gerhardowi Schroederowi tytułu honorowego czekisty i rosyjskiego obywatelstwa. Z góry gratulujemy.
Trzeba pamiętać o wcześniejszych sukcesach gospodarczych Schroedera. Ten pochodzący z ludu wielbiciel cygar, jedwabnych garniturów i farby do włosów był już w przeszłości szefem rady nadzorczej Volkswagena. Wprawdzie nie wypadało pytać urzędującego kanclerza o udział w aferze fundowanych związkowcom z firmowych pieniędzy luksusowych prostytutek, ale nie ma wątpliwości, że był to system rządzenia firmą działający także w jego czasach. Teraz, ledwie opuścił berliński urząd kanclerski, został szefem rady nadzorczej spółki NEGP (North European Gas Pipeline). Pierwsze komentarze dotyczyły wynagrodzenia Schroedera, które miało wynosić około miliona euro rocznie. On sam początkowo twierdził, że pensji nie ustalono. Słusznie, bo milion euro - bez szyderstwa - w takiej firmie to niewiele. Teraz dowiadujemy się, że Schroeder będzie pracował za darmo. Trudno dać temu wiarę. Ale jeśli nawet miałoby tak byś, wygląda to mniej więcej tak, jakby prezydent USA po zakończeniu kadencji zaczął pracować jako szef chińskiej firmy produkującej łodzie desantowe, które mają służyć do inwazji na Tajwan. Polityk, który jeszcze niedawno kierował największym państwem Europy, zatrudnia się w firmie będącej własnością państwa bynajmniej nie sojuszniczego, a przez wielu sojuszników Niemiec uznawanego za groźne. Jeśli to nie jest skandal, to członkowie rządu mogą spokojnie dorabiać jako pracownicy agencji towarzyskich. Pod względem etycznym z pewnością będzie to budziło znacznie mniej wątpliwości.
Sprawa pachnie tym bardziej brzydko, że pracę kanclerz załatwił sobie jeszcze w czasie sprawowania urzędu, bo - jak ujawnił rosyjski dziennikarz Aleksiej Wieniediktow - ustalenia dotyczące obsady personalnej koncernu poczyniono 10 października 2005 r. podczas pożegnalnej wizyty Schroedera w Moskwie.
Przyjaciel Artur
Dodatkowego smaku aferze dodaje osoba dyrektora wykonawczego całego przedsięwzięcia. Desygnowany na szefa zarządu NEGP Matthias Warnig przez kilka lat działał pod pseudonimami Artur (w tajnych teczkach służb bezpieczeństwa wymienia się go przynajmniej 70 razy) i Ekonomista jako agent Stasi do zadań specjalnych. W latach 1987-1989 szpiegował w sektorze gospodarki i zbrojeń (OibE - Offizier im besonderen Einsatz) w RFN. Obiektem jego zainteresowania był wówczas Dresdner Bank, jedna z największych instytucji finansowych Niemiec (Stasi szpiegowała ten bank od 1974 r.). Warnig swoją pracę wykonywał na polecenie ówczesnego oficera KGB Władimira Putina.
Po zjednoczeniu Niemiec Warnig nadal był związany z Dresdner Bankiem, który poszukiwał ścieżki dostępu na rosyjski rynek. Jako człowiek znający język rosyjski i mający szerokie kontakty był na wagę złota. W tamtych czasach do działania w Rosji uprawniała firmy tylko licencja wyrabiana w Moskwie lub Petersburgu, gdzie wydawał ją nie kto inny jak Władimir Putin. Po uzyskaniu licencji Dresdner Bank był jednym z dwóch monopolistów na rynku w Rosji. Enerdowską i bezpieczniacką przeszłość Warniga oczywiście zatuszowano. Dwa lata po objęciu urzędu prezydenckiego przez Putina Warnig został przewodniczącym rady nadzorczej spółki-córki niemieckiego banku w Moskwie, a jednocześnie szefem moskiewskiego Investment-Banking. Dresdner Bank finansował wiele inwestycji rządowych, także przedsięwzięcia Gazpromu.
Oficjalnie Putin i Warnig poznali się dopiero w latach 90., a ich przyjaźń scementowała ponoś pomoc, jakiej w 1994 r. żonie Putina, poszkodowanej w wypadku samochodowym, udzielili Dresdner Bank i sam Warnig. Niedawno były agent przeforsował wielomiliardowy kredyt, za który państwowa spółka Rosnieft wykupiła 10 proc. akcji także państwowego Gazpromu, co pozwoliło na sfinansowanie początków inwestycji w bałtycki gazociąg.
Bokassa z Berlina
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jedynym Niemcem, który zyska na budowie gazociągu, będzie sam Schroeder. Niemieccy odbiorcy gazu będą musieli zapłacić więcej za absurdalnie kosztowną inwestycję. Tyle że zapewne nie dojdzie ona do skutku, bo o Schroedera upomni się niemiecka historia, o której tak chciał zapomnieć. Okazuje się, iż rura może uszkodzić zatopione w Bałtyku podczas II wojny światowej zasoby niemieckiej broni chemicznej, co doprowadziłoby do skażenia jego wód. Gospodarczo cała zabawa też się nie opłaca, bowiem sens ekonomiczny miałaby wtedy, gdyby zbudowano kilka stacji zwiększających ciśnienie gazu. A te trzeba postawić na szelfie, czyli na szwedzkich albo polskich wodach terytorialnych. Sam Schroeder stanie się za to europejskim Bokassą, narażającym wspólny interes Europy i Niemiec w zamian za wątpliwej jakości zaszczyty i podszytą interesem przyjaźń dwóch byłych agentów.
Żeby było jeszcze śmieszniej - ani państwo niemieckie, ani rosyjskie nie zarobi na nowej inwestycji, bo North European Gas Pipeline Company nie jest zarejestrowana ani w Rosji, ani w Niemczech, lecz w Szwajcarii - w małym kantonie Zug, który uchodzi za szwajcarski raj podatkowy. Garri Kasparow, słynny szachista związany z rosyjską opozycją demokratyczną, tak podsumował ten projekt: "Przyjęcie posady przez byłego kanclerza to hańba dla demokracji, której Schroeder chyba zresztą nie rozumie, bo uważając się za demokratę, wplątuje się w struktury mafii. Putinowi o to chodziło, bo teraz może bez przeszkód wskazaś palcem na Zachód (który wiecznie obwiniał Rosję za brak demokracji) i powiedzieć: `są tak samo skorumpowani jak my`. Putin, oferując byłemu kanclerzowi posadę, kupił sobie Niemcy, potęgę gospodarczą, co uważa za wielki osobisty sukces".
My możemy mieś nadzieję, że kupił sobie tylko jednego Niemca. Następnym krokiem powinno byś przyznanie Gerhardowi Schroederowi tytułu honorowego czekisty i rosyjskiego obywatelstwa. Z góry gratulujemy.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.