Izrael od początku swego istnienia przegrywał wojnę o Jerozolimę O świcie zaczyna muezin: "Allahu akbar! La ilaha illa Allah" - Bóg jest wszechmocny! Nie ma Boga nad Allaha. Tuż po nim odzywają się kościelne dzwonyi pieśń niezmienna od czasów krzyżowców, którą słychać z bazyliki: "Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci". Postacie w długich, czarnych płaszczach i kapeluszach z szerokimi rondami zmierzają w tym czasie w półmroku Starego Miasta ku Ścianie Płaczu, gdzie pochylając się rytmicznie, zaśpiewają: "Szema Israel! Adonai Elohenu" - Słuchaj, Izraelu! Bóg jest naszym Panem. Miasto zaczyna się budzić.
Jerozolima. "Cokolwiek bym o niej powiedział, powiedziano to już wcześniej" - pisał podczas pielgrzymki w 1849 r. Mikołaj Gogol. O zapadłej dziurze, jaką było Miasto Boga jeszcze na początku ubiegłego wieku, a która miała szansę stać się tętniącą życiem metropolią, nawet duchową stolicą świata, teraz można powiedzieć tylko jedną nową rzecz - jest coraz mniej żydowska. To, iż pewnego dnia stanie się uznawaną przez świat stolicą Izraela, jest coraz mniej prawdopodobne.
Bilans demograficzny
Wkrótce po tym, jak ucichną modlitwy, Jerozolimę wypełni hałas samochodowych klaksonów. Z targu, który kiedyś był warzywny, ale teraz sprzedaje się na nim szynkę, słychać sprzedawców wykrzykujących: "Szekl l'kilo". Rozlegają się sygnały karetek: jednej - do wypadku drogowego albo do kogoś, kto miał zawał; trzech i więcej - zazwyczaj do ofiar zamachu.
Choć ulice tętnią życiem, z roku na rok w Jerozolimie mieszka coraz mniej Żydów. W ciągu ostatnich 15 lat wyprowadziło się ćwierć miliona osób, z czego tylko w ubiegłym roku 18 tys., głównie ortodoksyjnych Żydów. Z opublikowanego ostatnio "Yearbook of Jerusalem" wynika, że w mieście jest zameldowanych 469 300 Żydów i 237 100 Arabów. O ile w 1967 r. Żydzi stanowili prawie 75 proc. mieszkańców, w grudniu 1999 r. - 68 proc. Teraz to o kolejne dwa procent mniej. Jednocześnie w Jerozolimie urodziło się w ubiegłym roku 18 tys. dzieci, czyli tyle, ile w tym samym czasie w trzech największych miastach Izraela. I są to prawie wyłącznie dzieci Arabów, głównie nie zameldowanych w mieście. - Jeśli ta tendencja się nie zmieni, to w historycznej, religijnej i politycznej stolicy Izraela arabscy mieszkańcy wkrótce będą większością - uważa autorka raporu dr Maya Choshen.
Jerozolima ma najmłodszą populację w Izraelu - 53 proc. jej mieszkańców nie skończyło 25 lat. Młodzi raczej nie mają tu jednak przyszłości. Aktywnych zawodowo jest zaledwie 44,5 proc. jerozolimczyków. Na granicy nędzy żyje 34 proc. mieszkańców, podczas gdy mieszkania są tu najdroższe w Izraelu, za trzypokojowe w centrum trzeba zapłacić około 200 tys. dolarów, podczas gdy za lokum o tym samym standardzie w Hajfie - 130 tys. dolarów. - Do tego trzeba dodać przestępczość i problemy z transportem publicznym - wylicza burmistrz Uri Lupolianski. Jednocześnie miasto jest celem numer jeden dla terrorystów. Od jesieni 2000 r. przeprowadzono tu 90 zamachów na cywilów, w tym 34 ataki samobójcze. Zginęły 183 osoby, 1500 zostało rannych.
Młodzi mają dość permanentnego konfliktu religijnego w mieście. Codziennością są sprzeczki wśród chrześcijańskiego duchowieństwa, które często kończą się bijatykami, czy to, iż ultraortodoksyjni żydzi spluwają na krzyż niesiony przez ormiańskich biskupów. Duchowni wszystkich wyznań zgodnie przemówili tylko raz, i to całkiem niedawno - w sprawie parady gejów. Zakazali. O wpływie religii na życie codzienne świadczy także to, że tylko kilka sklepów pozostaje otwartych w szabas, a większość restauracji, jak słynny Fink's, została zmuszona do serwowania jedynie koszernych potraw. Finka i to nie uratowało - dwa tygodnie temu zbankrutował.
Gustaw Flaubert 11 sierpnia 1850 r. zanotował: "Przekleństwo boże zdaje się krążyć nad miastem, świętym miastem trzech religii, które zdycha z nudów, marazmu i opuszczenia". Te słowa są dziś równie aktualne jak przed półtorawieczem.
Przekleństwo, czyli mit
Jerozolima to symbol. To tu działał Jezus, na Golgocie został ukrzyżowany, w miejscu, gdzie złożono jego ciało, wzniesiono Bazylikę Grobu Świętego. To tu Mahomet wstąpił do siedmiu niebios, a miejsce to upamiętnia Kubbat as-Sachra (Kopuła na Skale) i meczet Al-Aksa, czyli najdalszy, bo tu najdalej znalazł się Prorok. Wreszcie trzecia twarz Jerozolimy. Tu, na wzgórzu Moria, Żydzi wznieśli świątynię, by w niej przechowywać aron berit - Arkę Przymierza, a w niej tablice z dekalogiem, które Mojżesz dostał od Boga na Synaju. Po świątyni została tylko Ściana Płaczu. Jerozolima dla Żydów jest jednak czymś znacznie więcej niż miejscem. Od dwóch tysięcy lat była celem marzeń o ojczyźnie i źródłem, z którego czerpali natchnienie i dumę. Kolebka trzech cywilizacji znajduje się na zaledwie kilku kilometrach kwadratowych Starego Miasta.
"Przekleństwo boże", o którym pisał Flaubert, przyczyna nieszczęść, to mit świętego miasta. W konflikcie między Żydami a Palestyńczykami o Jerozolimę kluczowe pytanie nie dotyczy tego, jak podzielić miasto. To już jest jasne. Palestyńczycy z cichym przyzwoleniem Izraela kilka lat temu wybudowali siedzibę swego parlamentu w przylegającym do wschodniej Jerozolimy Abu-Dis. Dla nich to integralna część miasta, dla Żydów - wioska poza granicami ich stolicy. Podłoże konfliktu o Jerozolimę doskonale obrazuje rozmowa, którą w 1906 r. odbył lord Arthur Balfour, omawiając koncepcję "żydowskiej siedziby narodowej", z Chaimem Weizmannem, przewodniczącym Światowej Organizacji Syjonistycznej i późniejszym prezydentem Izraela. "Dlaczego syjoniści dążący do stworzenia państwa żydowskiego odrzucili ofertę, by założyć je choćby w Ugandzie?" - zapytał lord Balfour. "Panie Balfour, gdyby zaproponowano panu Paryż zamiast Londynu, wziąłby pan?" - odpowiedział Weizmann. "Ale Londyn jest nasz!" - odparł Balfour. "A Jerozolima była nasza, gdy Londyn był jeszcze mokradłem" - ripostował Weizmann. Ten sam problem obrazuje wypowiedź Lupolianskiego: - Jeśli popełnimy jakikolwiek błąd - uchowaj, Boże - wywołamy pożar na świecie. Władzę nad tą ludzką mozaiką sprawować trzeba niezmiernie ostrożnie. Dbamy tu o interesy trzech religii i wyznawców trzech religii. Jerozolima to jednak nie tylko jej mieszkańcy - to także serce i dusza Żydów na całym świecie. Jak podzielić to serce? - to pytanie, na które nikt nie potrafi odpowiedzieć.
Kłopotliwa stolica
Żydzi od setek lat osiedlali się w mieście, licząc na przybycie Mesjasza. O ustanowieniu tam stolicy czy państwa żydowskiego nie było mowy. Większość Żydów twierdziła bowiem, że dopiero Mesjasz wprowadzi ich z powrotem do Ziemi Obiecanej i grzechem przeciw Bogu są próby przyspieszenia tego zdarzenia. Dopiero sformułowana pod koniec XIX wieku idea ruchu syjonistycznego przyniosła zmiany. Większość syjonistów, nie czekając na Mesjasza, chciała "stworzenia Żydom w Palestynie zagwarantowanego prawem domostwa", państwa nowoczesnego i wolnego od brzemienia religii.
Słowa Talmudu: "Dziesięć miar piękna zostało dane światu/ Dziewięć zawiera się w Jerozolimie/A jedna w reszcie świata", miały się nijak do rzeczywistości zastanej przez założycieli nowoczesnego państwa izraelskiego. Jerozolima, którą zobaczyli, była brudna, biedna i zacofana. Dla Chaima Weizmanna, który stanął na czele ruchu syjonistycznego, miasto było "symbolem anachronicznego judaizmu". Weizmann nie znosił go, podobnie jak Teodor Herzl, uważany za twórcę syjonizmu politycznego. Ben Jehuda, ojciec nowoczesnego języka hebrajskiego, pisał, że szok wywołał w nim widok "miasta Dawida zniszczonego i opustoszałego, zhańbionego do cna". Mimo to symbol Jerozolimy - żydowskiej stolicy - był odpowiednim sztandarem, by gromadzić wygnańców ze świata, którzy mieli stworzyć Państwo Izrael. Herzl, który w książce "Państwo Żydowskie" z 1894 r. opowiadał się za utworzeniem stolicy w Jerozolimie, już dwa lata później dopuszczał eksterytorialność całego miasta. Chaim Weizmann, choć w 1906 r. przekonywał lorda Balfoura, że miasto musi być stolicą, 30 lat później powtarzał: "Starego Miasta nie wziąłbym nawet jako podarunku". Założyciele państwa nie zakładali też, że nie podzielą się Jerozolimą z Palestyńczykami.
Dziś dla większości Izraelczyków Jerozolima jest tym, czym była dla założycieli ich państwa - "sercem narodu żydowskiego" i "tronem jego duszy". Tyle że większość, wiedząc, że jest biedna, brudna i niebezpieczna, bywa w niej rzadziej i mniej chętnie niż pierwsi syjoniści. Wątpliwe, by ich nastawienie zmieniły zatwierdzone już przez rząd plany budowy 40 tys. mieszkań w zachodniej Jerozolimie, na terenach, które były płucami miasta. Mieszkania dla 100 tys. osób będą sprzedawane znacznie taniej niż w innych miastach, a preferencyjne warunki dostaną młode pary.
Mury w Niepodzielnej
- Izrael od początku swego istnienia przegrywał wojnę o Jerozolimę - uważa Menachem Klein, izraelski politolog, autor "Jerusalem: The Contested City". Jego zdaniem, dyplomacja miała na te kwestie niewielki wpływ. "Najwięcej najpoważniejszych błędów władze popełniły w polityce demograficznej i lokalnej" - twierdzi Bernard Wasserstein, autor "Divided Jerusalem: The Struggle for the Holy City". Wasserstein uważa, że największym błędem było to, iż nigdy Izraelowi "nie udało się stworzyć wystarczającej większości, by zrównoważyć arabskie roszczenia do miasta lub choćby propozycje outsiderów z ONZ czy Watykanu, by miasto uczynić międzynarodowym".
Klein i Wasserstein twierdzą, że obie społeczności tak mocno sobą przesiąkły, że nie da się ich rozdzielić. Teraz w Jerozolimie będzie to jeszcze trudniejsze, bo od kiedy budowany jest mur bezpieczeństwa, Arabowie, którzy zostaliby odgrodzeni od żydowskiej części Jerozolimy, masowo wykupują mieszkania w kiepskich żydowskich dzielnicach, jak Newe Jaakow czy Pisget Zeew. Urodzony w Jerozolimie Amos Oz twierdzi, że nie chodzi nawet o to, że obie społeczności codziennie obcują z sobą, ale o to, że wpłynęły już na swą mentalność. Żydzi sprawili, że Arabowie są bardziej konsekwentni. - Izraelczycy nauczyli się zaś od Arabów niezbędnej do życia nonszalancji i południowej radości życia - uważa Oz.
To miasto jest w istocie niepodzielne. Nie z powodów technicznych, ale dlatego, że w odróżnieniu od mieszkańców opuszczających stolicę ciągną do niej tysiące pielgrzymów, dla których przebywanie w sercu Ziemi Świętej stanowi mistyczne przeżycie. Miejsca na żydowskim cmentarzu u stóp Góry Oliwnej - tym, od którego ma się zacząć zmartwychwstanie - kosztują miliony dolarów. Dla miliardów ludzi od Indonezji po krąg polarny tam znajduje się prawdziwa stolica ich cywilizacji. Pokój na Bliskim Wschodzie zależy od tego, czy Jerozolimę uda się podzielić. Ale by ją podzielić, potrzeba mądrości króla Salomona.

Bilans demograficzny
Wkrótce po tym, jak ucichną modlitwy, Jerozolimę wypełni hałas samochodowych klaksonów. Z targu, który kiedyś był warzywny, ale teraz sprzedaje się na nim szynkę, słychać sprzedawców wykrzykujących: "Szekl l'kilo". Rozlegają się sygnały karetek: jednej - do wypadku drogowego albo do kogoś, kto miał zawał; trzech i więcej - zazwyczaj do ofiar zamachu.
Choć ulice tętnią życiem, z roku na rok w Jerozolimie mieszka coraz mniej Żydów. W ciągu ostatnich 15 lat wyprowadziło się ćwierć miliona osób, z czego tylko w ubiegłym roku 18 tys., głównie ortodoksyjnych Żydów. Z opublikowanego ostatnio "Yearbook of Jerusalem" wynika, że w mieście jest zameldowanych 469 300 Żydów i 237 100 Arabów. O ile w 1967 r. Żydzi stanowili prawie 75 proc. mieszkańców, w grudniu 1999 r. - 68 proc. Teraz to o kolejne dwa procent mniej. Jednocześnie w Jerozolimie urodziło się w ubiegłym roku 18 tys. dzieci, czyli tyle, ile w tym samym czasie w trzech największych miastach Izraela. I są to prawie wyłącznie dzieci Arabów, głównie nie zameldowanych w mieście. - Jeśli ta tendencja się nie zmieni, to w historycznej, religijnej i politycznej stolicy Izraela arabscy mieszkańcy wkrótce będą większością - uważa autorka raporu dr Maya Choshen.
Jerozolima ma najmłodszą populację w Izraelu - 53 proc. jej mieszkańców nie skończyło 25 lat. Młodzi raczej nie mają tu jednak przyszłości. Aktywnych zawodowo jest zaledwie 44,5 proc. jerozolimczyków. Na granicy nędzy żyje 34 proc. mieszkańców, podczas gdy mieszkania są tu najdroższe w Izraelu, za trzypokojowe w centrum trzeba zapłacić około 200 tys. dolarów, podczas gdy za lokum o tym samym standardzie w Hajfie - 130 tys. dolarów. - Do tego trzeba dodać przestępczość i problemy z transportem publicznym - wylicza burmistrz Uri Lupolianski. Jednocześnie miasto jest celem numer jeden dla terrorystów. Od jesieni 2000 r. przeprowadzono tu 90 zamachów na cywilów, w tym 34 ataki samobójcze. Zginęły 183 osoby, 1500 zostało rannych.
Młodzi mają dość permanentnego konfliktu religijnego w mieście. Codziennością są sprzeczki wśród chrześcijańskiego duchowieństwa, które często kończą się bijatykami, czy to, iż ultraortodoksyjni żydzi spluwają na krzyż niesiony przez ormiańskich biskupów. Duchowni wszystkich wyznań zgodnie przemówili tylko raz, i to całkiem niedawno - w sprawie parady gejów. Zakazali. O wpływie religii na życie codzienne świadczy także to, że tylko kilka sklepów pozostaje otwartych w szabas, a większość restauracji, jak słynny Fink's, została zmuszona do serwowania jedynie koszernych potraw. Finka i to nie uratowało - dwa tygodnie temu zbankrutował.
Gustaw Flaubert 11 sierpnia 1850 r. zanotował: "Przekleństwo boże zdaje się krążyć nad miastem, świętym miastem trzech religii, które zdycha z nudów, marazmu i opuszczenia". Te słowa są dziś równie aktualne jak przed półtorawieczem.
Przekleństwo, czyli mit
Jerozolima to symbol. To tu działał Jezus, na Golgocie został ukrzyżowany, w miejscu, gdzie złożono jego ciało, wzniesiono Bazylikę Grobu Świętego. To tu Mahomet wstąpił do siedmiu niebios, a miejsce to upamiętnia Kubbat as-Sachra (Kopuła na Skale) i meczet Al-Aksa, czyli najdalszy, bo tu najdalej znalazł się Prorok. Wreszcie trzecia twarz Jerozolimy. Tu, na wzgórzu Moria, Żydzi wznieśli świątynię, by w niej przechowywać aron berit - Arkę Przymierza, a w niej tablice z dekalogiem, które Mojżesz dostał od Boga na Synaju. Po świątyni została tylko Ściana Płaczu. Jerozolima dla Żydów jest jednak czymś znacznie więcej niż miejscem. Od dwóch tysięcy lat była celem marzeń o ojczyźnie i źródłem, z którego czerpali natchnienie i dumę. Kolebka trzech cywilizacji znajduje się na zaledwie kilku kilometrach kwadratowych Starego Miasta.
"Przekleństwo boże", o którym pisał Flaubert, przyczyna nieszczęść, to mit świętego miasta. W konflikcie między Żydami a Palestyńczykami o Jerozolimę kluczowe pytanie nie dotyczy tego, jak podzielić miasto. To już jest jasne. Palestyńczycy z cichym przyzwoleniem Izraela kilka lat temu wybudowali siedzibę swego parlamentu w przylegającym do wschodniej Jerozolimy Abu-Dis. Dla nich to integralna część miasta, dla Żydów - wioska poza granicami ich stolicy. Podłoże konfliktu o Jerozolimę doskonale obrazuje rozmowa, którą w 1906 r. odbył lord Arthur Balfour, omawiając koncepcję "żydowskiej siedziby narodowej", z Chaimem Weizmannem, przewodniczącym Światowej Organizacji Syjonistycznej i późniejszym prezydentem Izraela. "Dlaczego syjoniści dążący do stworzenia państwa żydowskiego odrzucili ofertę, by założyć je choćby w Ugandzie?" - zapytał lord Balfour. "Panie Balfour, gdyby zaproponowano panu Paryż zamiast Londynu, wziąłby pan?" - odpowiedział Weizmann. "Ale Londyn jest nasz!" - odparł Balfour. "A Jerozolima była nasza, gdy Londyn był jeszcze mokradłem" - ripostował Weizmann. Ten sam problem obrazuje wypowiedź Lupolianskiego: - Jeśli popełnimy jakikolwiek błąd - uchowaj, Boże - wywołamy pożar na świecie. Władzę nad tą ludzką mozaiką sprawować trzeba niezmiernie ostrożnie. Dbamy tu o interesy trzech religii i wyznawców trzech religii. Jerozolima to jednak nie tylko jej mieszkańcy - to także serce i dusza Żydów na całym świecie. Jak podzielić to serce? - to pytanie, na które nikt nie potrafi odpowiedzieć.
Kłopotliwa stolica
Żydzi od setek lat osiedlali się w mieście, licząc na przybycie Mesjasza. O ustanowieniu tam stolicy czy państwa żydowskiego nie było mowy. Większość Żydów twierdziła bowiem, że dopiero Mesjasz wprowadzi ich z powrotem do Ziemi Obiecanej i grzechem przeciw Bogu są próby przyspieszenia tego zdarzenia. Dopiero sformułowana pod koniec XIX wieku idea ruchu syjonistycznego przyniosła zmiany. Większość syjonistów, nie czekając na Mesjasza, chciała "stworzenia Żydom w Palestynie zagwarantowanego prawem domostwa", państwa nowoczesnego i wolnego od brzemienia religii.
Słowa Talmudu: "Dziesięć miar piękna zostało dane światu/ Dziewięć zawiera się w Jerozolimie/A jedna w reszcie świata", miały się nijak do rzeczywistości zastanej przez założycieli nowoczesnego państwa izraelskiego. Jerozolima, którą zobaczyli, była brudna, biedna i zacofana. Dla Chaima Weizmanna, który stanął na czele ruchu syjonistycznego, miasto było "symbolem anachronicznego judaizmu". Weizmann nie znosił go, podobnie jak Teodor Herzl, uważany za twórcę syjonizmu politycznego. Ben Jehuda, ojciec nowoczesnego języka hebrajskiego, pisał, że szok wywołał w nim widok "miasta Dawida zniszczonego i opustoszałego, zhańbionego do cna". Mimo to symbol Jerozolimy - żydowskiej stolicy - był odpowiednim sztandarem, by gromadzić wygnańców ze świata, którzy mieli stworzyć Państwo Izrael. Herzl, który w książce "Państwo Żydowskie" z 1894 r. opowiadał się za utworzeniem stolicy w Jerozolimie, już dwa lata później dopuszczał eksterytorialność całego miasta. Chaim Weizmann, choć w 1906 r. przekonywał lorda Balfoura, że miasto musi być stolicą, 30 lat później powtarzał: "Starego Miasta nie wziąłbym nawet jako podarunku". Założyciele państwa nie zakładali też, że nie podzielą się Jerozolimą z Palestyńczykami.
Dziś dla większości Izraelczyków Jerozolima jest tym, czym była dla założycieli ich państwa - "sercem narodu żydowskiego" i "tronem jego duszy". Tyle że większość, wiedząc, że jest biedna, brudna i niebezpieczna, bywa w niej rzadziej i mniej chętnie niż pierwsi syjoniści. Wątpliwe, by ich nastawienie zmieniły zatwierdzone już przez rząd plany budowy 40 tys. mieszkań w zachodniej Jerozolimie, na terenach, które były płucami miasta. Mieszkania dla 100 tys. osób będą sprzedawane znacznie taniej niż w innych miastach, a preferencyjne warunki dostaną młode pary.
Mury w Niepodzielnej
- Izrael od początku swego istnienia przegrywał wojnę o Jerozolimę - uważa Menachem Klein, izraelski politolog, autor "Jerusalem: The Contested City". Jego zdaniem, dyplomacja miała na te kwestie niewielki wpływ. "Najwięcej najpoważniejszych błędów władze popełniły w polityce demograficznej i lokalnej" - twierdzi Bernard Wasserstein, autor "Divided Jerusalem: The Struggle for the Holy City". Wasserstein uważa, że największym błędem było to, iż nigdy Izraelowi "nie udało się stworzyć wystarczającej większości, by zrównoważyć arabskie roszczenia do miasta lub choćby propozycje outsiderów z ONZ czy Watykanu, by miasto uczynić międzynarodowym".
Klein i Wasserstein twierdzą, że obie społeczności tak mocno sobą przesiąkły, że nie da się ich rozdzielić. Teraz w Jerozolimie będzie to jeszcze trudniejsze, bo od kiedy budowany jest mur bezpieczeństwa, Arabowie, którzy zostaliby odgrodzeni od żydowskiej części Jerozolimy, masowo wykupują mieszkania w kiepskich żydowskich dzielnicach, jak Newe Jaakow czy Pisget Zeew. Urodzony w Jerozolimie Amos Oz twierdzi, że nie chodzi nawet o to, że obie społeczności codziennie obcują z sobą, ale o to, że wpłynęły już na swą mentalność. Żydzi sprawili, że Arabowie są bardziej konsekwentni. - Izraelczycy nauczyli się zaś od Arabów niezbędnej do życia nonszalancji i południowej radości życia - uważa Oz.
To miasto jest w istocie niepodzielne. Nie z powodów technicznych, ale dlatego, że w odróżnieniu od mieszkańców opuszczających stolicę ciągną do niej tysiące pielgrzymów, dla których przebywanie w sercu Ziemi Świętej stanowi mistyczne przeżycie. Miejsca na żydowskim cmentarzu u stóp Góry Oliwnej - tym, od którego ma się zacząć zmartwychwstanie - kosztują miliony dolarów. Dla miliardów ludzi od Indonezji po krąg polarny tam znajduje się prawdziwa stolica ich cywilizacji. Pokój na Bliskim Wschodzie zależy od tego, czy Jerozolimę uda się podzielić. Ale by ją podzielić, potrzeba mądrości króla Salomona.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.