Nikomu nie zależy na ujawnieniu przyczyn pożaru w rafinerii w Możejkach
Za każdym razem, kiedy Rosjanie nam mówią, że popełniliśmy błąd, zaczynają się problemy - mówi "Wprost" Andrius Kubilius, były premier Litwy, lider konserwatystów w parlamencie. 12 października, na zakończenie wizyty w Wilnie, Konstantin Kosaczow, przewodniczący komisji spraw zagranicznych Dumy, oświadczył, że litewski rząd, sprzedając rafinerię w Możejkach polskiemu koncernowi PKN Orlen, popełnił "poważny błąd gospodarczy, który w przyszłości zaowocuje niestabilną pracą zakładu". I rzeczywiście. Kilka godzin później we wspomnianej rafinerii wybuchł pożar. Przypadek? Trudno znaleźć w Wilnie osobę, która wierzy w taki zbieg okoliczności, szczególnie, że nie było to pierwsze nieszczęśliwe "zrządzenie losu", które utrudnia polskiemu koncernowi przejęcie litewskiej rafinerii.
Badaniem przyczyn pożaru zajęła się na Litwie specjalna komisja rządowa, która ma przedstawić wnioski do końca listopada. Wynik jej prac jest raczej przesądzony: pożar, który strawił poważną część rafinerii w Możejkach i wyłączył na kilka miesięcy połowę jej mocy produkcyjnych, najprawdopodobniej okaże się zwyk-łym wypadkiem. Gdyby się jednak okazało, że Możejki celowo podpalono, Orlen straciłby ogromne pieniądze, ponieważ litewska rafineria najprawdopodobniej nie była ubezpieczona od takich zdarzeń. Polityczne koszty oskarżenia Rosjan o sabotaż byłyby jeszcze większe.
Dziurawa przyjaźń
Na przełomie maja i czerwca tego roku PKN Orlen zawarł umowę zakupu 53,7 proc. akcji rafinerii Możejki za 1,49 mld USD od doprowadzonego przez Kreml do bankructwa koncernu Jukos, a dodatkowo - umowę zakupu od rządu Litwy kolejnych 30,66 proc. akcji tej rafinerii za 852 mln USD. Oferta Polaków okazała się lepsza od złożonych przez rosyjskie kompanie naftowe Łukoil i TNK-BP oraz kazachski KazMunaiGaz. Wkrótce potem Rosjanie zakręcili kurek z ropą płynącą do Możejek. Oficjalnie nastąpiło to z powodu awarii rurociągu Przyjaźń-1 między Briańskiem w Rosji a Nowopołockiem na Białorusi. Poinformowano, że naprawa może potrwać nawet rok. Od tego czasu ropa jest dostarczana do Możejek tankowcami, na przemian z Primorska pod Sankt Petersburgiem i z Wenezueli, co jest rozwiązaniem znacznie bardziej kosztownym.
W tygodniu, w którym w Możejkach wybuchł pożar, PKN Orlen kończył rozmowy z bankami, które miały pomóc w sfinalizowaniu zakupu litewskiej rafinerii. Wówczas potrzebna byłaby już tylko zgoda Komisji Europejskiej na transakcję. Po pożarze rozmowy z bankami bezterminowo wstrzymano. Ze wstępnych ustaleń wynika, że w rafinerii Możejki najpierw zapaliło się urządzenie przetwarzające mazut. Wówczas doszło do eksplozji, która powaliła 50-metrową wieżę. To spowodowało wyciek, a później zapalenie się produktów ropopochodnych na obszarze 800 m. Ogień udało się ugasić dopiero po sześciu godzinach. - Nie chcę przesądzać, czy pożar był wypadkiem, czy nie. To zadanie służb specjalnych i komisji rządowej. Zastanawiający jest jednak fakt, że zdarzyło się to dosłownie w ostatniej chwili przed sfinalizowaniem zakupu rafinerii przez Orlen - zauważa Kubilius.
"Pożar wybuchł z przyczyn technicznych" - oświadczył w niespełna tydzień po katastrofie Vytas Navickas, litewski minister gospodarki. Jako jedyny członek komisji badającej okoliczności zdarzenia zabrał on oficjalnie głos w tej sprawie. Navickas podkreślał, że urządzenie, w którym pojawił się ogień, zostało zainstalowane 16 lat temu. Z informacji litewskich dziennikarzy wnika, że było ono niedawno remontowane, ale - jak podał portal internetowy Delfi, powołując się na opinię ekspertów - "prace prowadzone były pospiesznie" i przez niewykwalifikowany personel. Takie zarzuty odpiera Giedrius Karsokas z rafinerii w Możejkach. - Wszystkie prace prowadziliśmy zgodnie z harmonogramem. O pośpiechu nie ma mowy, podobnie jak o braku profesjonalizmu - mówi "Wprost" Karsokas. Podkreśla, że w Możejkach pracują specjaliści z 16 państw (tylko 18 proc. pracowników rafinerii to Litwini).
Komisja listkiem figowym?
Po tym, jak Rosjanie odcięli dostawy ropy do Możejek, amerykański magazyn "Forbes" uznał zakład za "najdroższą kupę złomu". - To, że stan instalacji w tej rafinerii jest kiepski, wie każdy. Możliwe, że zaniedbania przyczyniły się do awarii, ale wydaje się nieprawdopodobne, by wywołały aż tak duży pożar - uważa Renaldas Gabartas z "Kauno Diena". Przypomina, że pracownicy rafinerii protestowali przeciw zbyt niskim, ich zdaniem, pensjom. - Mimo to wykluczam sabotaż. Moim zdaniem, choć nie mam na to dowodów, była to akcja przygotowana po to, by zniechęcić PKN Orlen do kupienia Możejek - dodaje. Podobnego zdania jest áarunas ˙Cerniauskas, redaktor dziennika "Respublika".
Litewskie media zgodnie powątpiewają w skuteczność prac komisji rządowej. - Jej działalność to jedna wielka i oczywista farsa - twierdzi C˙erniauskas. - Łatwo przewidzieć, że na koniec śledztwa zostanie opublikowany raport, z którego będzie wynikało, że do pożaru doszło z powodu złego stanu technicznego instalacji - dodaje Gabartas. Ustalenie, że pożar nie był zwykłym wypadkiem, lecz akcją sabotażową, oznaczałoby, że towarzystwa ubezpieczeniowe mogłyby nie wypłacić rafinerii odszkodowania. Zakład ma wykupione polisy (największe - w Liberty International Under-writers, AIG Europe Limited i SCOR UK Company Limited), które najprawdopodobniej nie obejmują wypadków sabotażu czy aktu terrorystycznego. - Tak naprawdę lepiej nie szukać dowodów na celowe podpalenie rafinerii - uważa Gabartas.
Karsokas nie chciał komentować tych spekulacji. Twierdzi, że nie zna szczegółów umów z ubezpieczycielami. "PKN Orlen nie chce w tej chwili wysuwać jakichkolwiek spekulacji co do przyczyn pożaru i jego ewentualnych następstw (także prawnych), do czasu aż nie będą w tej sprawie znane konkretne ustalenia" - odpisał nam Dawid Piekarz, rzecznik płockiego koncernu.
Straty po pożarze oszacowano wstępnie na 22,5-47,5 mln USD. Ocenia się, że zysk netto Możejek w tym roku może być z tego powodu niższy o 38 mln USD. Ujawnienie, że pożar nie był wyłącznie wypadkiem, z przyczyn politycznych mogłoby się okazać jednak dużo bardziej kosztowne.
Pożar adekwatny
- Rosjanie zawsze dotrzymują słowa. Niedługo przez awarią rurociągu Przyjaźń-1 rosyjska delegacja, niezadowolona z przebiegu negocjacji w sprawie sprzedaży Możejek, oficjalnie zapowiedziała "adekwatną reakcję". I szybko okazało się, że ropociąg dostarczający rosyjski surowiec do litewskiej rafinerii nie nadaje się do użytku. To jest zaplanowana polityka, chociaż nie znajdziemy na to dowodów - mówi ˙Cerniaus-kas. W interesie litewskiego rządu leży zachowanie spokoju w relacjach z Moskwą, więc teraz, po pożarze, przyznanie się do błędu technicznego i przemilczenie dowodów świadczących, że mogło być inaczej, jest raczej pewne.
Warszawa i Wilno prowadzą i tak aż nazbyt ryzykowaną grę z Moskwą. Rosja, m.in. forsując projekt gazociągu pod dnem Bałtyku, dąży do uzależnienia Europy od swych surowców za wszelką cenę. Kupienie przez PKN Orlen litewskiej rafinerii musi więc stać Kremlowi ością w gardle. Orlen po zakupie Możejek na Litwie i Unipetrolu w Czechach staje się największą pojedynczą firmą kupującą ropę od Ros-jan. Jednocześnie kontroluje większość dróg transportu ropy z Rosji na Zachód. - O tym, jak bardzo nie podoba się to Kremlowi, świadczą gesty rosyjskich dyplomatów, które ostatnio stały się aż nazbyt nerwowe - mówi "Wprost" proszący o anonimowość doradca prezydenta Litwy Valdasa Adamkusa.
Audronius Aěubalis, członek komisji spraw zagranicznych litewskiego parlamentu, podkreśla, że rząd w Wilnie z wielkim zadowoleniem przyjął deklarację prezydenta Lecha Kaczyńskiego z początku września o tym, że Polska planuje budowę mostu energetycznego (gazociągu, ropociągu i linii energetycznej) łączącego oba kraje. - Tylko razem mamy szansę stworzyć alternatywne źródła dostaw energii - uważa Aěubalis. Jego zdaniem, choć rząd w Kijowie ostatnio wyraźnie puszcza oko do Kremla, Ukraina ma taki sam cel, co Polska i Litwa. - Najlepszym rzecznikiem intencji w tej sytuacji są pieniądze. Pozwólmy, by to one przemówiły - mówi Aěubalis.
Dlatego pożar w Możejkach, choć komplikuje zakup tej rafinerii przez polski koncern, zgodnie z zapewnieniami Igora Chalupca, prezesa PKN Orlen, nie osłabi jego determinacji, by jak najszybciej sfinalizować transakcję. Polacy nie wykluczają jednak renegocjacji ceny zakupu. W tej sy-tuacji wykrycie, czy Możejki rzeczywiście stanęły w ogniu z przyczyn politycznych, nikomu nie jest na rękę.
Badaniem przyczyn pożaru zajęła się na Litwie specjalna komisja rządowa, która ma przedstawić wnioski do końca listopada. Wynik jej prac jest raczej przesądzony: pożar, który strawił poważną część rafinerii w Możejkach i wyłączył na kilka miesięcy połowę jej mocy produkcyjnych, najprawdopodobniej okaże się zwyk-łym wypadkiem. Gdyby się jednak okazało, że Możejki celowo podpalono, Orlen straciłby ogromne pieniądze, ponieważ litewska rafineria najprawdopodobniej nie była ubezpieczona od takich zdarzeń. Polityczne koszty oskarżenia Rosjan o sabotaż byłyby jeszcze większe.
ANDRIUS KUBILIUS, były premier Litwy: "Nie chcę przesądzać, czy pożar był wypadkiem, czy nie. Zastanawiający jest jednak fakt, że zdarzyło się to w ostatniej chwili przed sfinalizowaniem zakupu rafinerii przez Orlen" AUDRONIUS AZUBALIS, członek komisji spraw zagranicznych litewskiego parlamentu: "Polska i Litwa tylko razem mają szansę znaleźć źródła dostaw energii alternatywne wobec rosyjskich" GIEDRIUS KARSOKAS z rafinerii w Możejkach: "Nie ma mowy, by pożar w rafinerii wybuchł ze względu na pośpiech czy brak profesjonalizmu personelu" |
Dziurawa przyjaźń
Na przełomie maja i czerwca tego roku PKN Orlen zawarł umowę zakupu 53,7 proc. akcji rafinerii Możejki za 1,49 mld USD od doprowadzonego przez Kreml do bankructwa koncernu Jukos, a dodatkowo - umowę zakupu od rządu Litwy kolejnych 30,66 proc. akcji tej rafinerii za 852 mln USD. Oferta Polaków okazała się lepsza od złożonych przez rosyjskie kompanie naftowe Łukoil i TNK-BP oraz kazachski KazMunaiGaz. Wkrótce potem Rosjanie zakręcili kurek z ropą płynącą do Możejek. Oficjalnie nastąpiło to z powodu awarii rurociągu Przyjaźń-1 między Briańskiem w Rosji a Nowopołockiem na Białorusi. Poinformowano, że naprawa może potrwać nawet rok. Od tego czasu ropa jest dostarczana do Możejek tankowcami, na przemian z Primorska pod Sankt Petersburgiem i z Wenezueli, co jest rozwiązaniem znacznie bardziej kosztownym.
W tygodniu, w którym w Możejkach wybuchł pożar, PKN Orlen kończył rozmowy z bankami, które miały pomóc w sfinalizowaniu zakupu litewskiej rafinerii. Wówczas potrzebna byłaby już tylko zgoda Komisji Europejskiej na transakcję. Po pożarze rozmowy z bankami bezterminowo wstrzymano. Ze wstępnych ustaleń wynika, że w rafinerii Możejki najpierw zapaliło się urządzenie przetwarzające mazut. Wówczas doszło do eksplozji, która powaliła 50-metrową wieżę. To spowodowało wyciek, a później zapalenie się produktów ropopochodnych na obszarze 800 m. Ogień udało się ugasić dopiero po sześciu godzinach. - Nie chcę przesądzać, czy pożar był wypadkiem, czy nie. To zadanie służb specjalnych i komisji rządowej. Zastanawiający jest jednak fakt, że zdarzyło się to dosłownie w ostatniej chwili przed sfinalizowaniem zakupu rafinerii przez Orlen - zauważa Kubilius.
"Pożar wybuchł z przyczyn technicznych" - oświadczył w niespełna tydzień po katastrofie Vytas Navickas, litewski minister gospodarki. Jako jedyny członek komisji badającej okoliczności zdarzenia zabrał on oficjalnie głos w tej sprawie. Navickas podkreślał, że urządzenie, w którym pojawił się ogień, zostało zainstalowane 16 lat temu. Z informacji litewskich dziennikarzy wnika, że było ono niedawno remontowane, ale - jak podał portal internetowy Delfi, powołując się na opinię ekspertów - "prace prowadzone były pospiesznie" i przez niewykwalifikowany personel. Takie zarzuty odpiera Giedrius Karsokas z rafinerii w Możejkach. - Wszystkie prace prowadziliśmy zgodnie z harmonogramem. O pośpiechu nie ma mowy, podobnie jak o braku profesjonalizmu - mówi "Wprost" Karsokas. Podkreśla, że w Możejkach pracują specjaliści z 16 państw (tylko 18 proc. pracowników rafinerii to Litwini).
Komisja listkiem figowym?
Po tym, jak Rosjanie odcięli dostawy ropy do Możejek, amerykański magazyn "Forbes" uznał zakład za "najdroższą kupę złomu". - To, że stan instalacji w tej rafinerii jest kiepski, wie każdy. Możliwe, że zaniedbania przyczyniły się do awarii, ale wydaje się nieprawdopodobne, by wywołały aż tak duży pożar - uważa Renaldas Gabartas z "Kauno Diena". Przypomina, że pracownicy rafinerii protestowali przeciw zbyt niskim, ich zdaniem, pensjom. - Mimo to wykluczam sabotaż. Moim zdaniem, choć nie mam na to dowodów, była to akcja przygotowana po to, by zniechęcić PKN Orlen do kupienia Możejek - dodaje. Podobnego zdania jest áarunas ˙Cerniauskas, redaktor dziennika "Respublika".
Litewskie media zgodnie powątpiewają w skuteczność prac komisji rządowej. - Jej działalność to jedna wielka i oczywista farsa - twierdzi C˙erniauskas. - Łatwo przewidzieć, że na koniec śledztwa zostanie opublikowany raport, z którego będzie wynikało, że do pożaru doszło z powodu złego stanu technicznego instalacji - dodaje Gabartas. Ustalenie, że pożar nie był zwykłym wypadkiem, lecz akcją sabotażową, oznaczałoby, że towarzystwa ubezpieczeniowe mogłyby nie wypłacić rafinerii odszkodowania. Zakład ma wykupione polisy (największe - w Liberty International Under-writers, AIG Europe Limited i SCOR UK Company Limited), które najprawdopodobniej nie obejmują wypadków sabotażu czy aktu terrorystycznego. - Tak naprawdę lepiej nie szukać dowodów na celowe podpalenie rafinerii - uważa Gabartas.
Karsokas nie chciał komentować tych spekulacji. Twierdzi, że nie zna szczegółów umów z ubezpieczycielami. "PKN Orlen nie chce w tej chwili wysuwać jakichkolwiek spekulacji co do przyczyn pożaru i jego ewentualnych następstw (także prawnych), do czasu aż nie będą w tej sprawie znane konkretne ustalenia" - odpisał nam Dawid Piekarz, rzecznik płockiego koncernu.
Straty po pożarze oszacowano wstępnie na 22,5-47,5 mln USD. Ocenia się, że zysk netto Możejek w tym roku może być z tego powodu niższy o 38 mln USD. Ujawnienie, że pożar nie był wyłącznie wypadkiem, z przyczyn politycznych mogłoby się okazać jednak dużo bardziej kosztowne.
Pożar adekwatny
- Rosjanie zawsze dotrzymują słowa. Niedługo przez awarią rurociągu Przyjaźń-1 rosyjska delegacja, niezadowolona z przebiegu negocjacji w sprawie sprzedaży Możejek, oficjalnie zapowiedziała "adekwatną reakcję". I szybko okazało się, że ropociąg dostarczający rosyjski surowiec do litewskiej rafinerii nie nadaje się do użytku. To jest zaplanowana polityka, chociaż nie znajdziemy na to dowodów - mówi ˙Cerniaus-kas. W interesie litewskiego rządu leży zachowanie spokoju w relacjach z Moskwą, więc teraz, po pożarze, przyznanie się do błędu technicznego i przemilczenie dowodów świadczących, że mogło być inaczej, jest raczej pewne.
Warszawa i Wilno prowadzą i tak aż nazbyt ryzykowaną grę z Moskwą. Rosja, m.in. forsując projekt gazociągu pod dnem Bałtyku, dąży do uzależnienia Europy od swych surowców za wszelką cenę. Kupienie przez PKN Orlen litewskiej rafinerii musi więc stać Kremlowi ością w gardle. Orlen po zakupie Możejek na Litwie i Unipetrolu w Czechach staje się największą pojedynczą firmą kupującą ropę od Ros-jan. Jednocześnie kontroluje większość dróg transportu ropy z Rosji na Zachód. - O tym, jak bardzo nie podoba się to Kremlowi, świadczą gesty rosyjskich dyplomatów, które ostatnio stały się aż nazbyt nerwowe - mówi "Wprost" proszący o anonimowość doradca prezydenta Litwy Valdasa Adamkusa.
Audronius Aěubalis, członek komisji spraw zagranicznych litewskiego parlamentu, podkreśla, że rząd w Wilnie z wielkim zadowoleniem przyjął deklarację prezydenta Lecha Kaczyńskiego z początku września o tym, że Polska planuje budowę mostu energetycznego (gazociągu, ropociągu i linii energetycznej) łączącego oba kraje. - Tylko razem mamy szansę stworzyć alternatywne źródła dostaw energii - uważa Aěubalis. Jego zdaniem, choć rząd w Kijowie ostatnio wyraźnie puszcza oko do Kremla, Ukraina ma taki sam cel, co Polska i Litwa. - Najlepszym rzecznikiem intencji w tej sytuacji są pieniądze. Pozwólmy, by to one przemówiły - mówi Aěubalis.
Dlatego pożar w Możejkach, choć komplikuje zakup tej rafinerii przez polski koncern, zgodnie z zapewnieniami Igora Chalupca, prezesa PKN Orlen, nie osłabi jego determinacji, by jak najszybciej sfinalizować transakcję. Polacy nie wykluczają jednak renegocjacji ceny zakupu. W tej sy-tuacji wykrycie, czy Możejki rzeczywiście stanęły w ogniu z przyczyn politycznych, nikomu nie jest na rękę.
Więcej możesz przeczytać w 43/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.