Każdego dnia trzy miliony Polaków załatwia swoje sprawy na wspomaganiu alkoholowym
Minister Religa Rejtanem położył się przed rodzimym pijaństwem. Uparł się wdrożyć nocną prohibicję - zakaz sprzedaży alkoholu po 22.00. Doceniamy. Ale też zaraz podsuwamy rozwiązania z poprzedniej prohibicji. Tej, którą wprowadził generał 13 grudnia.
Generał postawił się pijaństwu, bo incydenty mnożyły się na każdym kroku. Przykładowo - trzeba było odwołać koncert Hanki Bielickiej w Koninie, bo pijani akompaniatorzy nie byli w stanie grać. Podobny wypadek zdarzył się w zespole przygrywającym Ewie Demarczyk. Więc państwo z pijaństwem walczyło chętnie, ale od końca. Na przykład, budując izby wytrzeźwień. Nawet Zakopane domagało się "wytrzeźwiałki", choć przysługiwała ona tylko miastom mającym ponad 50 tys. mieszkańców. Ale lokalne władze miały argumenty: w Zakopanem liczba pijaków zatrzymywanych przez milicję każdego roku dwukrotnie przekraczała liczbę mieszkańców miasta. Izba powstała.
Alkoholizm zwalczano też za pomocą statystyk. Gazety grzmiały: w Koszalińskiem w pełni sezonu letniego na 1 kilogram ryb podanych gościom w restauracji przypadają 2 litry czystej. Albo: tylko w województwie warszawskim w jednym roku sprzedaje się samej wódki za 6,5 mld zł. Na druk plakatów antyalkoholowych szły cysterny farby drukarskiej. Na jednym z nich widniała damska rączka wyciągnięta w geście protestu. Poniżej podpis: "Z pijanym nie tańczę". Ktoś dopisał: "Trzeźwy nie poprosi". A kto dziś pamięta urok alkoholowej poezji książek skarg i zażaleń? "Nie ukrywam, że w czasie obiadu wypiłem 200 gram i naruszyłem stosunki międzyludzkie z kelnerką, a nie zakąsiłem" - zapisała chybotliwa ręka. Gastronomia niekiedy narzucała sobie rygory sama. W knajpie Sudecka w Głubczycach piwo spożywano w latach 80. w grobowej ciszy. Ajent wywiesił bowiem ogłoszenie, że jeżeli w lokalu będzie głośno, to piwo sprzedawane będzie wyłącznie do zakąski. No i walka z tą "trzynastą". Przed wybiciem obwarowanej ustawą godziny nawet w luksusowej restauracji Wierzynek odmawiano podawania gościom deseru lodowo-owocowego, bo zawierał kilka kropel koniaku. Dla równowagi sklepy branżowe przed trzynastą nie udostępniały klienteli również płynu Borygo i wody kolońskiej Przemysławka. Prasa nazwała tę taktykę "walką z alkoholizmem do ostatniej kropli".
Czasy się zmieniły? Poniekąd. Bo i dziś każdego dnia trzy miliony Polaków załatwia swoje sprawy na wspomaganiu alkoholowym. Zgoda - to trochę inni Polacy niż kiedyś. Najczęściej ci, którzy zostali na bocznicy. Ale czy można ich wepchnąć na główny tor przemian edyktem antyalkoholowym?
Generał postawił się pijaństwu, bo incydenty mnożyły się na każdym kroku. Przykładowo - trzeba było odwołać koncert Hanki Bielickiej w Koninie, bo pijani akompaniatorzy nie byli w stanie grać. Podobny wypadek zdarzył się w zespole przygrywającym Ewie Demarczyk. Więc państwo z pijaństwem walczyło chętnie, ale od końca. Na przykład, budując izby wytrzeźwień. Nawet Zakopane domagało się "wytrzeźwiałki", choć przysługiwała ona tylko miastom mającym ponad 50 tys. mieszkańców. Ale lokalne władze miały argumenty: w Zakopanem liczba pijaków zatrzymywanych przez milicję każdego roku dwukrotnie przekraczała liczbę mieszkańców miasta. Izba powstała.
Alkoholizm zwalczano też za pomocą statystyk. Gazety grzmiały: w Koszalińskiem w pełni sezonu letniego na 1 kilogram ryb podanych gościom w restauracji przypadają 2 litry czystej. Albo: tylko w województwie warszawskim w jednym roku sprzedaje się samej wódki za 6,5 mld zł. Na druk plakatów antyalkoholowych szły cysterny farby drukarskiej. Na jednym z nich widniała damska rączka wyciągnięta w geście protestu. Poniżej podpis: "Z pijanym nie tańczę". Ktoś dopisał: "Trzeźwy nie poprosi". A kto dziś pamięta urok alkoholowej poezji książek skarg i zażaleń? "Nie ukrywam, że w czasie obiadu wypiłem 200 gram i naruszyłem stosunki międzyludzkie z kelnerką, a nie zakąsiłem" - zapisała chybotliwa ręka. Gastronomia niekiedy narzucała sobie rygory sama. W knajpie Sudecka w Głubczycach piwo spożywano w latach 80. w grobowej ciszy. Ajent wywiesił bowiem ogłoszenie, że jeżeli w lokalu będzie głośno, to piwo sprzedawane będzie wyłącznie do zakąski. No i walka z tą "trzynastą". Przed wybiciem obwarowanej ustawą godziny nawet w luksusowej restauracji Wierzynek odmawiano podawania gościom deseru lodowo-owocowego, bo zawierał kilka kropel koniaku. Dla równowagi sklepy branżowe przed trzynastą nie udostępniały klienteli również płynu Borygo i wody kolońskiej Przemysławka. Prasa nazwała tę taktykę "walką z alkoholizmem do ostatniej kropli".
Czasy się zmieniły? Poniekąd. Bo i dziś każdego dnia trzy miliony Polaków załatwia swoje sprawy na wspomaganiu alkoholowym. Zgoda - to trochę inni Polacy niż kiedyś. Najczęściej ci, którzy zostali na bocznicy. Ale czy można ich wepchnąć na główny tor przemian edyktem antyalkoholowym?
Więcej możesz przeczytać w 43/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.