Edward Redliński postanowił podsumować swoją twórczość. Jednak książka "Bumtarara", stanowiąca próbkę jego wszechstronności, tak warsztatowej, jak i intelektualnej mówi nam niewiele o tym znakomitym pisarzu. Pokazuje go bardzo jednostronnie: jedynie jako autora, który nie lubi otaczającej go rzeczywistości. A co gorsza jako autora, który nie chce tej rzeczywistości zrozumieć.
Redliński najwyraźniej pozazdrościł Januszowi Głowackiemu, który w ostatnim czasie opublikował kilka książek, stanowiących przegląd jego dotychczasowych dokonań. Autor "Konopielki" także wydał coś w rodzaju literackiego lapidarium - tom nosi tytuł "Bumtarara" i składa się z krótkich form, opublikowanych na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. Problem w tym, że 66-letni Redliński (a może także wydawca?) nie bardzo mógł się zdecydować na wybór jasnej formuły tej książki, w związku z czym otrzymaliśmy nieco bezładną mieszankę firmową, która wcale nie pokazuje nam ani ewolucji tego wybitnego prozaika, ani jego charakterystycznego stylu. Jeśli zakładamy, że twórca "Szczuropolaków jest autorem dowcipnym, z niewiarygodnym słuchem społecznym to "Bumtarara" udowadnia to w niewielkim stopniu (uśmiech wywołuje opowiadanie "Druga miłość").
A przecież od czasów swego debiutu, czyli od 1967 roku, gdy wydał zbiór opowiadań "Listy z Rabarbaru" ów syn ziemi białostockiej uchodził za pisarza o bodaj najbardziej przenikliwym, ale jednocześnie dobrotliwym spojrzeniu na Polskę. Głównie wiejską, zacofaną, obawiającą się jakiegokolwiek postępu cywilizacyjnego, ale w sumie obserwacje Redlińskiego można było potraktować bardziej uniwersalnie - w sumie polskie powojenne miasto w dużej mierze wywodziło się właśnie ze wsi. Można zaryzykować tezę, że cieszący się szaloną popularnością w latach 70. serial "Daleko od szosy" był echem twórczości Redlińskiego.
Jego kolejne dzieła: minipowieści "Awans" i "Konopielka" stawiały pisarza w szeregu już nie tylko literatów, ale wręcz satyryków, trafnie diagnozujących polskie kompleksy i wynikające z nich zadufanie. Ekranizacje filmowe obu powieści potwierdziły ich oraz satyryczny charakter. Jednak nawet balansując na krawędzi kabaretu, pisarz ten pozostawał literatem. Trzeba pamiętać, że Redliński zawsze zwracał uwagę na stronę językową swej prozy - jego książki "przemawiają" do nas piękną, wysmakowaną polszczyzną, nawet, jeśli jest to li tylko chłopska gwara. Ona też może być piękna, a oddanie jej wymaga wielkich umiejętności literackich.
Wydaje się więc dziwne, że dobierając teksty do "Bumtarara" Redliński nie chciał pochwalić się tymi swoimi atutami, a głównie postawił na promocję swego amerykańskiego okresu, w którym koncentrował się na "dowalaniu" Rodakom ze Ściany Wschodniej, błądzącym między nowojorskim Greenpointem, a chicagowskim Jackowem. Oczywiście, postacie takie, jak Potejto z filmu "Szczęśliwego Nowego Jorku" (będącego adaptacją powieści "Szczuropolacy") są szczególnie wdzięcznym tematem literackim, ale nie oddają prawdy o polskiej emigracji. Na tym samym Greenpoincie jest też wywodząca się znad Wisły elita, która aktywizuje tamtejsze życie kulturalne, i której naprawdę nie ma co się wstydzić.
Ciekawe, że o ile Głowacki bardzo mitologizuje swój pobyt w USA, to Redliński stara się go jak najbardziej upodlić. Być może wynika to faktu, że autorowi "Antygony w Nowym Jorku" udało się osiągnąć sukces. Twórca "Cudu na Greenpoincie" wrócił raczej na tarczy. Coś, co Redlińskiemu kiedyś wydawało się zabawne, jak choćby niby-wywiady z Tadeuszem Kościuszką czy Kazimierzem Pułaskim w istocie takie nie jest. No, chyba, żeby potraktować je jako atrakcyjniejszą od podręczników formułę nauczania rodzimej historii. Jeśli tak, to faktycznie - owe wywiady mogą spełnić funkcję całkiem pożyteczną. Pytanie - na ile są oparte na faktach historycznych, a na ile stanowią konfabulację Redlińskiego?
Dość dyskusyjny wydaje się pomysł łączenia różnych stylistyk, a już zupełnie niezrozumiale jest włączenie do tomu wywiadu, którego pisarz udzielił 12 lat temu "Polityce". Wywiad sam w sobie jest interesujący, ale dlaczego mamy traktować go jako część literackiego dorobku autora "Krfotoku"?
W "Bumtarara" jest wiele pesymizmu. Zła jest III RP, niedobra jest też Ameryka, o którą rozbiło się tak wiele emigracyjnych marzeń. Także prozaika, który spędził w USA sporo lat. W sumie mało komu powiodło się w życiu - widać taki już los naszego słowiańskiego narodu. Skoro tak, to czemu pisarz wycofuje się z tej tezy w spinającym całość tekście "Ostatnie słowo"? Ale może o to chodziło? O to, by pokazać Redlinskiego, który ciągle dokonywał nietrafionych wyborów albo szedł pod prąd. I wciąż doznawał kolejnych objawień.
Na koniec nasuwa się pytanie: czy gdyby Redliński nie wyjechał do USA polska kultura coś by straciła? Pewnie tak, choć obserwując przemiany, zachodzące na polskiej wsi schyłkowego okresu PRL i w czasie rodzącej się III RP byłby pisarz świadkiem kolejnego awansu. I mógłby go opisać lepiej, niż ktokolwiek inny.
Artur Górski
Edward Redliński "Bumtarara", wyd. Prószyński, Warszawa 2006
Więcej możesz przeczytać w 43/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.