25 czerwca 1948 r. Andrzej Bobkowski wszedł na pokład płynącego do Ameryki Środkowej transatlantyku „Jagiełło". Opuszczał Francję nie ze strachu, ale na znak protestu przeciw temu, co działo się w Europie, a co było widać już w czasie II wojny światowej. Ucieczkę Europejczyków od wolności, kapitulację zdrowego rozsądku wobec ideologii Bobkowski opisał w okupacyjnym dzienniku „Szkice piórkiem". Drukowane tu i ówdzie fragmenty jego dzieł i publikowane w paryskiej „Kulturze" opowiadania dowodziły, że był pisarzem nie tylko utalentowanym, ale i niemającym złudzeń co do przyszłości Europa lager. Bobkowski dotarł do Gwatemali.
Tam założył sklepik z modelami samolotów, które sam projektował i wykonywał. Ciężko pracując, niczym konkwistador walczył, by „nie umrzeć w ścisku", by być wolnym i niezależnym. Jakby na marginesie znalazła się wtedy literatura. Nieliczne teksty, w tym znakomite nowele i opowiadania, Bobkowski publikował w „Kulturze". Gdy zmarł na raka w 1961 r. (miał 48 lat), zostawił po sobie opinię outsidera, „chuligana wolności", niespełnionego talentu i autora jednej książki – „Szkiców piórkiem". Nie wiedziano, że w czasie emigracji Bobkowski tworzył inne wielkie dzieło – „Listy".
Listy? To określenie nie oddaje tego, czym były epistolograficzne lawiny Bobkowskiego. Obszerne, czasem kilkudziesięciostronicowe, przeradzały się w reportaż, esej, dziennik, polemikę, a czasem były tym wszystkim naraz. Pełne emocji, ostre, pełne ciekawości otaczającego świata. I zawsze pisane charakterystycznym stylem, jak autor pełnym energii, humoru, czasem brutalności, a zawsze ukochania konkretu. Był bowiem Bobkowski romantycznym realistą, kiedy trzeba – twardo stąpającym po ziemi, która go nieodmiennie zachwycała.
Wydano już kilka tomów arcylistów Bobkowskiego. Tworzą one w sumie coś w rodzaju powieści o emigracyjnych przygodach tego gwałtownika z Krakowa. Dzisiaj dołączamy do tych tomów kolejny – „Listy z Gwatemali do matki", zbiór tak świetny, jak wcześniejsze, ale nieco inny. Przyczyna tej odmienności jest oczywista: adresatem korespondencji Bobkowskiego jest jego mieszkająca w Krakowie matka.
Stanisława z Malinowskich Bobkowska była osobą niezwykłą. Pochodziła z rodziny szlacheckiej, urodziła się na Wileńszczyźnie. Utrzymywała kontakty z Przybyszewskim, Kasprowiczem, Żeromskim. Ta „orchidea ź Wilna", jak pisał o niej Bobkowski, żona generała Wojska Polskiego, w komunistycznej Polsce pracowała jako garderobiana w teatrze. Miała już ponad 60 lat, z trudem wiązała koniec z końcem i była samotna (ojciec pisarza zmarł w 1945 r.). Warto o tym pamiętać, czytając listy Bobkowskiego do matki. Pisarz wspierał ją nie tylko materialnie, ale i duchowo.
Wyrzuty sumienia z powodu sytuacji matki nie opuściły Bobkowskiego, z biegiem lat rosła w nim też świadomość, jak wiele jej zawdzięcza. „Ciągle szukam siebie, ciągle odnajduję i odnajdując, zawsze myślę i wiem, że tylko dzięki Tobie" – pisał do swej „Kici" w 1957 r. Ten dług miały jakoś spłacić listy zrodzone z miłości i z pragnienia, aby w szczegółach opowiedzieć matce o emigracyjnym życiu. Dlatego korespondencja Bobkowskiego jest ciekawym autoportretem pisarza i przekornym reportażem o Gwatemali. Nigdzie indziej chyba tak dobrze nie uświadamiamy sobie, jak wspaniałym obserwatorem świata był Bobkowski.
Polityka początkowo znajduje się na marginesie listów, zapewne z powodu obaw Bobkowskiego przed komunistyczną cenzurą. Ta obawa każe mu w liście z 1949 r. nazywać Rydza-Śmigłego „malarzem Edkiem". Majstersztykiem dowcipu jest relacja z antykomunistycznej rewolucji w Gwatemali. „Reakcjonista" Bobkowski opisuje ją językiem marksistowskich „postępowców". Dopiero w 1956 r. pozwala sobie pisać bez ogródek, co myśli o sprawach politycznych czy kulturalnych. „Przecież w TYM systemie ludzie MUSZĄ kraść, ludzie muszą stać się egoistami i diabłami, bo ten system niczego nie rozwiązuje i nigdy niczego nie rozwiąże" – pisał o komunizmie w 1957 r. I dodawał: „Polska z odległości sprawia wrażenie obłąkanej. Ludzie w nędzy, ale co miesiąc nowe pismo społeczno-kulturalne. Kultura i pusty brzuch to trudne na dalszą metę". I jeszcze: „Może niczego tak nie zazdroszczę ludziom jak braku charakteru. O ileż to upraszcza życie". Takie zdania chciałoby się cytować bez końca.
Andrzej Bobkowski "Listy z Gwatemali do matki",
słowo wstepne Włodzimierz Ozdojewski
Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 2008
Więcej możesz przeczytać w 30/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.