Czuł, że umiera, ale do końca powtarzał, że chce wyzdrowieć i wygrać z chorobą. Zbigniew Religa gdy tylko czuł się lepiej, walczył z rakiem nawet z parlamentarnej trybuny. Swą postawą dawał innym nadzieję i siłę do walki. Wiem, jak bardzo jest to ważne, bo sam trzykrotnie zetknąłem się z chorobą nowotworową, która dotknęła członków mojej najbliższej rodziny. Chciałbym, żeby państwo także podzielili się z „Wprost” podobnymi przeżyciami, dali świadectwo. Rozpoczynamy kampanię „Przeżyć raka”.
Prof. Religa nie tylko opowiadał o swojej chorobie, ale także chorował i umierał na oczach milionów. Podobnie jak prof. Randy Pausch z Uniwersytetu Carnegie Mellon, informatyk, u którego we wrześniu 2006 r. wykryto raka trzustki. Zmarł 25 lipca 2008 r. Otwartość, z jaką mówił o swojej walce z chorobą, spowodowała, że w USA śmierć z powodu raka przestała być tematem tabu. Pausch zamieścił w serwisie YouTube wzruszający zapis „Ostatniego wykładu", który wygłosił na uniwersytecie w Pittsburghu. „Umieram, ale nadal dobrze się bawię i zamierzam cieszyć się życiem do końca moich dni" – oświadczył. Ostatnie miesiące spędził nie w szpitalu, ale z rodziną, tak jak prof. Religa. Przed śmiercią zdążył wydać książkę „Ostatni wykład" (The Last Lecture), która stała się bestsellerem.
Prof. Religa w wydanej tuż po jego śmierci książce „Zbigniew Religa. Człowiek z sercem na dłoni" wyznał, że na raka zachorował już w 2003 r., zanim wystartował w wyborach prezydenckich. Nie był to rak płuc, do którego przyznał się maju 2007 r., lecz rak pęcherza moczowego. Rak płuca u prof. Religi był prawdopodobnie już przerzutem, a nie guzem pierwotnym. Bo rak pęcherza najczęściej daje przerzuty właśnie do płuca, a także do wątroby, kości i węzłów chłonnych.
Heroiczna postawa profesorów Religi i Pauscha powinna być przykładem dla innych. Zachęcamy czytelników „Wprost", by dzielili się swoimi doświadczeniami z przeżywania choroby – własnej lub kogoś bliskiego. Opiszemy je na łamach naszego tygodnika. Takie wyznania pomagają innym w walce z nowotworem, dodają otuchy, przełamują tabu. Profesor Religa twierdził, że rak nie powinien być tematem wstydliwym. „Czego mam się wstydzić?" – spytał, gdy jedna z dziennikarek zapytała go, czy nie boi się mówić o swojej chorobie. Do choroby nowotworowej coraz częściej przyznają się znane osoby. Krzysztof Kolberger w książce „Przypadek nie-przypadek" opowiedział, jak żyje i skąd bierze tyle energii na zmaganie się z chorobą. Krystyna Kofta, która chorowała na raka piersi, spisała swoje wspomnienia w książce „Lewa, wspomnienie prawej”. Kamil Durczok opisał zmagania z chorobą w książce „Wygrać z rakiem”.
O chorobie coraz częściej mówią także osoby, które do niedawna nawet przed rodziną i sąsiadami ukrywały, że leczą się w centrum onkologii. „Mam chorobę nowotworową" – wyznał w blogu ordynariusz siedlecki Zbigniew Kiernikowski i opisał przebieg leczenia. W kwietniu 2008 r. poddał się operacji w Centrum Onkologii w Bydgoszczy, a od lipca do września był leczony radioterapią. Biskup uciął w ten sposób plotki sugerujące, dlaczego przestał się pojawiać w siedzibie diecezji. To pierwszy taki przypadek w polskim Kościele.
Do choroby nowotworowej przyznała się Jolanta Szczypińska, posłanka PiS. W 2000 r. wykryto u niej raka szyjki macicy. – Początkowo miałam wielki opór w mówieniu o chorobie, ale dziś czuję się do tego zobowiązana ze względu na szacunek do chorych tak jak ja koleżanek, które czekały ze mną na operację, a dziś już nie żyją. Problem kobiet chorych na nowotwory narządów rodnych powinien zaistnieć w publicznej debacie tak jak problem amazonek, którym już udało się przebić do powszechnej świadomości. Dlatego wspieram stowarzyszenie Damy Radę w dążeniu do dofinansowywania szczepionek przeciw HPV i namawiam kobiety do regularnych badań konsultowanych nawet z kilkoma lekarzami. Być może gdyby mój nowotwór został zdiagnozowany wcześniej, nie byłabym zmuszona do poddania się tak radykalnej operacji – mówi „Wprost" Szczypińska.
Posłanka PiS poczuła się źle w 1999 r. – Poszłam do lekarza, ale pani doktor zbagatelizowała objawy, twierdząc, że jestem pielęgniarką, więc sama powinnam sobie poradzić. Czułam się coraz gorzej i kiedy po roku ponownie zgłosiłam się do lekarza, ten rozpoznał u mnie zaawansowane stadium nowotworu szyjki macicy i skierował mnie na natychmiastową i radykalną operację. Musiałam czekać na nią miesiąc. Po operacji przeszłam radioterapię i chemioterapię, które źle znosiłam. Potem przez pięć lat przechodziłam regularne badania pooperacyjne. Dziś czuję się już zupełnie zdrowa i staram się nie myśleć o przeszłości. Pobyt w szpitalu wojewódzkim, w którym przeszłam operację, wspominam jako traumę i obiecałam sobie, że już nigdy tam nie wrócę. Doświadczenie olbrzymich kolejek i przedmiotowego traktowania chorych kobiet było dla mnie przerażające – opowiada Jolanta Szczypińska.
Krzysztof Kolberger, zanim zachorował na raka nerki, towarzyszył siostrze w zmaganiach z jej nowotworem. Kobieta zmarła na ten sam rodzaj raka, na który zachorował aktor. O własnej chorobie Kolberger dowiedział się podczas wizyty u lekarza, który poradził mu, żeby na wszelki wypadek wykonał badanie USG. Choroba była już tak zaawansowana, że trzeba było usunąć nerkę. – Gdy po zdiagnozowaniu nowotworu wycięto mi nerkę, przez 15 lat żyłem w przekonaniu, że pokonałem chorobę i jestem zdrowy. Aż do zdiagnozowania przerzutów nie badałem się regularnie, bo nie wiedziałem, że komórki nowotworowe mogą być przez wiele lat uśpione, aby potem z dużą zjadliwością zaatakować inne organy. Dopiero od niedawna ze względu na inwazyjną chemioterapię stale kontroluję swoje zdrowie. Przestrzegam innych przed odkładaniem regularnych badań na później – mówi „Wprost" Krzysztof Kolberger.
Aktor twierdzi, że nawrót choroby paradoksalnie dał mu siłę do publicznego mówienia o niej. – Jestem honorowym przewodniczącym Stowarzyszenia Pomocy Chorym na Nowotwór Nerki i chcę pokazać ludziom, że choroba może dotknąć każdego i nie wolno się jej poddać. Popieram też walkę o całkowite refundowanie przez NFZ niestandardowej chemioterapii. Wiem, że mimo wysokiej ceny taka terapia może być skuteczna, bo sam żyję dzięki niej już cztery lata od pojawienia się przerzutu – mówi Krzysztof Kolberger.
Dramatycznych historii chorych będzie coraz więcej, bo dolegliwości układu krążenia przestają być zabójcą numer jeden. Na pierwsze miejsce wysuwają się nowotwory. W 2010 r. po raz pierwszy liczba zgonów z powodu raka będzie większa niż na skutek chorób układu krążenia. W Polsce jeszcze pod koniec XX stulecia liczba wykrytych w ciągu roku nowotworów nie przekraczała 100 tys. Z danych Narodowego Programu Walki z Rakiem wynika, że w 2006 r. zwiększyła się ona do 126 tys. Za kilka lat przekroczy 150 tys. Nic się nie zmieni, jeśli polskie wydatki na onkologię (nieco ponad 40 euro na osobę w 2007 r.) nadal będą prawie czterokrotnie mniejsze niż średnia europejska (148 euro na osobę). Prawie 40 proc. zgonów z powodu raka zdarza się w Polsce u osób przed 65. rokiem życia. W Szwecji ten odsetek jest dwukrotnie mniejszy.
Pociesza jedynie to, że wreszcie zwiększyła się u nas skuteczność leczenia raka. O ile 15 lat temu można było uratować nie więcej niż 30 proc. chorych, o tyle teraz szanse na wyleczenie ma 39 proc. pacjentów. Dzięki upowszechnieniu badań mammografi cznych skuteczność leczenia raka piersi wzrosła z 63 do 72 proc. Dorównuje ona już średniej europejskiej. Znacznie gorzej jest z innymi nowotworami.
Wzrasta zachorowalność i liczba zgonów z powodu raka jelita grubego. Liczba ofiar śmiertelnych raka szyjki macicy wciąż jest hańbą polskiej medycyny. Nic się nie zmieniło od czasu, gdy zachorowała na niego Jolanta Szczypińska. Na ten nowotwór, tak jak przed dziesięcioma laty, co roku umiera 1,8 tys. kobiet. W Szwecji i wielu innych krajach europejskich ten typ raka prawie nie występuje.
Rak płuca rzadziej niż kiedyś atakuje mężczyzn, ale coraz częściej chorują na niego kobiety. Ten nowotwór jest przyczyną już tylu zgonów pań co rak piersi. A śmiertelność tej choroby jest wyjątkowo duża. Pięcioletnie przeżycie udaje się uzyskać jedynie u 10 proc. chorych mężczyzn i u 15 proc. kobiet. To dlatego szanse na uratowanie prof. Zbigniewa Religi od początku były minimalne. Po pierwszej operacji w Instytucie Chorób Płuc w Warszawie wycięto mu większość zajętego przez nowotwór lewego płuca. Ale po kilku miesiącach od operacji pojawił się przerzut do prawego nadnercza. Pod koniec roku 2007 r. lekarze usunęli mu całe nadnercze. Konieczna była też chemioterapia.
Więcej szczęścia miał aktor Piotr Garlicki, który w serialu „Na dobre i na złe" gra dr. Stefana Trettera. Serialowy dyrektor szpitala musiał się poddać operacji usunięcia szczytu jednego z płuc, gdy lekarze wykryli u niego nowotwór. Choć palił papierosy, wycięty guz okazał się łagodny. Gdy rzucił palenie, jego wydolność oddechowa poprawiła się na tyle, że skompensowała ubytek.
Polska onkologia mimo niewątpliwego postępu zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Europie pod względem tzw. pięcioletnich przeżyć (uznawanych za wyleczenia). W Szwecji ponad pięć lat po wykryciu raka nadal żyje 60,3 proc. chorych, a w Belgii – 53 proc. Większa wyleczalność jest jedynie w USA: ze statystyk wynika, że udaje się tam uratować 64 proc. pacjentów onkologicznych. Faktyczna skuteczność leczenia nowotworów jest jednak niższa. Oficjalne amerykańskie dane dotyczą jedynie tych osób, które są objęte pełnym ubezpieczeniem. A tylko te osoby mogą liczyć na odpowiednią diagnostykę i leczenie.
W Polsce lepsze efekty uzyskuje się w tzw. referencyjnych ośrodkach, do których są zaliczane regionalne centra onkologiczne, takie jak centrum onkologii w Warszawie, Gliwicach i Bydgoszczy. Skuteczność leczenia raka sięga tam 50 proc. Te placówki są oblegane, a do rejestracji i do lekarzy w przychodniach codziennie ustawiają się długie kolejki chorych i ich rodzin. W większości klinik i szpitali chorzy muszą czekać zarówno na wizytę u onkologa, jak i na operację oraz chemioterapię. To się musi zmienić.
Prof. Religa w wydanej tuż po jego śmierci książce „Zbigniew Religa. Człowiek z sercem na dłoni" wyznał, że na raka zachorował już w 2003 r., zanim wystartował w wyborach prezydenckich. Nie był to rak płuc, do którego przyznał się maju 2007 r., lecz rak pęcherza moczowego. Rak płuca u prof. Religi był prawdopodobnie już przerzutem, a nie guzem pierwotnym. Bo rak pęcherza najczęściej daje przerzuty właśnie do płuca, a także do wątroby, kości i węzłów chłonnych.
Heroiczna postawa profesorów Religi i Pauscha powinna być przykładem dla innych. Zachęcamy czytelników „Wprost", by dzielili się swoimi doświadczeniami z przeżywania choroby – własnej lub kogoś bliskiego. Opiszemy je na łamach naszego tygodnika. Takie wyznania pomagają innym w walce z nowotworem, dodają otuchy, przełamują tabu. Profesor Religa twierdził, że rak nie powinien być tematem wstydliwym. „Czego mam się wstydzić?" – spytał, gdy jedna z dziennikarek zapytała go, czy nie boi się mówić o swojej chorobie. Do choroby nowotworowej coraz częściej przyznają się znane osoby. Krzysztof Kolberger w książce „Przypadek nie-przypadek" opowiedział, jak żyje i skąd bierze tyle energii na zmaganie się z chorobą. Krystyna Kofta, która chorowała na raka piersi, spisała swoje wspomnienia w książce „Lewa, wspomnienie prawej”. Kamil Durczok opisał zmagania z chorobą w książce „Wygrać z rakiem”.
O chorobie coraz częściej mówią także osoby, które do niedawna nawet przed rodziną i sąsiadami ukrywały, że leczą się w centrum onkologii. „Mam chorobę nowotworową" – wyznał w blogu ordynariusz siedlecki Zbigniew Kiernikowski i opisał przebieg leczenia. W kwietniu 2008 r. poddał się operacji w Centrum Onkologii w Bydgoszczy, a od lipca do września był leczony radioterapią. Biskup uciął w ten sposób plotki sugerujące, dlaczego przestał się pojawiać w siedzibie diecezji. To pierwszy taki przypadek w polskim Kościele.
Do choroby nowotworowej przyznała się Jolanta Szczypińska, posłanka PiS. W 2000 r. wykryto u niej raka szyjki macicy. – Początkowo miałam wielki opór w mówieniu o chorobie, ale dziś czuję się do tego zobowiązana ze względu na szacunek do chorych tak jak ja koleżanek, które czekały ze mną na operację, a dziś już nie żyją. Problem kobiet chorych na nowotwory narządów rodnych powinien zaistnieć w publicznej debacie tak jak problem amazonek, którym już udało się przebić do powszechnej świadomości. Dlatego wspieram stowarzyszenie Damy Radę w dążeniu do dofinansowywania szczepionek przeciw HPV i namawiam kobiety do regularnych badań konsultowanych nawet z kilkoma lekarzami. Być może gdyby mój nowotwór został zdiagnozowany wcześniej, nie byłabym zmuszona do poddania się tak radykalnej operacji – mówi „Wprost" Szczypińska.
Posłanka PiS poczuła się źle w 1999 r. – Poszłam do lekarza, ale pani doktor zbagatelizowała objawy, twierdząc, że jestem pielęgniarką, więc sama powinnam sobie poradzić. Czułam się coraz gorzej i kiedy po roku ponownie zgłosiłam się do lekarza, ten rozpoznał u mnie zaawansowane stadium nowotworu szyjki macicy i skierował mnie na natychmiastową i radykalną operację. Musiałam czekać na nią miesiąc. Po operacji przeszłam radioterapię i chemioterapię, które źle znosiłam. Potem przez pięć lat przechodziłam regularne badania pooperacyjne. Dziś czuję się już zupełnie zdrowa i staram się nie myśleć o przeszłości. Pobyt w szpitalu wojewódzkim, w którym przeszłam operację, wspominam jako traumę i obiecałam sobie, że już nigdy tam nie wrócę. Doświadczenie olbrzymich kolejek i przedmiotowego traktowania chorych kobiet było dla mnie przerażające – opowiada Jolanta Szczypińska.
Krzysztof Kolberger, zanim zachorował na raka nerki, towarzyszył siostrze w zmaganiach z jej nowotworem. Kobieta zmarła na ten sam rodzaj raka, na który zachorował aktor. O własnej chorobie Kolberger dowiedział się podczas wizyty u lekarza, który poradził mu, żeby na wszelki wypadek wykonał badanie USG. Choroba była już tak zaawansowana, że trzeba było usunąć nerkę. – Gdy po zdiagnozowaniu nowotworu wycięto mi nerkę, przez 15 lat żyłem w przekonaniu, że pokonałem chorobę i jestem zdrowy. Aż do zdiagnozowania przerzutów nie badałem się regularnie, bo nie wiedziałem, że komórki nowotworowe mogą być przez wiele lat uśpione, aby potem z dużą zjadliwością zaatakować inne organy. Dopiero od niedawna ze względu na inwazyjną chemioterapię stale kontroluję swoje zdrowie. Przestrzegam innych przed odkładaniem regularnych badań na później – mówi „Wprost" Krzysztof Kolberger.
Aktor twierdzi, że nawrót choroby paradoksalnie dał mu siłę do publicznego mówienia o niej. – Jestem honorowym przewodniczącym Stowarzyszenia Pomocy Chorym na Nowotwór Nerki i chcę pokazać ludziom, że choroba może dotknąć każdego i nie wolno się jej poddać. Popieram też walkę o całkowite refundowanie przez NFZ niestandardowej chemioterapii. Wiem, że mimo wysokiej ceny taka terapia może być skuteczna, bo sam żyję dzięki niej już cztery lata od pojawienia się przerzutu – mówi Krzysztof Kolberger.
Dramatycznych historii chorych będzie coraz więcej, bo dolegliwości układu krążenia przestają być zabójcą numer jeden. Na pierwsze miejsce wysuwają się nowotwory. W 2010 r. po raz pierwszy liczba zgonów z powodu raka będzie większa niż na skutek chorób układu krążenia. W Polsce jeszcze pod koniec XX stulecia liczba wykrytych w ciągu roku nowotworów nie przekraczała 100 tys. Z danych Narodowego Programu Walki z Rakiem wynika, że w 2006 r. zwiększyła się ona do 126 tys. Za kilka lat przekroczy 150 tys. Nic się nie zmieni, jeśli polskie wydatki na onkologię (nieco ponad 40 euro na osobę w 2007 r.) nadal będą prawie czterokrotnie mniejsze niż średnia europejska (148 euro na osobę). Prawie 40 proc. zgonów z powodu raka zdarza się w Polsce u osób przed 65. rokiem życia. W Szwecji ten odsetek jest dwukrotnie mniejszy.
Pociesza jedynie to, że wreszcie zwiększyła się u nas skuteczność leczenia raka. O ile 15 lat temu można było uratować nie więcej niż 30 proc. chorych, o tyle teraz szanse na wyleczenie ma 39 proc. pacjentów. Dzięki upowszechnieniu badań mammografi cznych skuteczność leczenia raka piersi wzrosła z 63 do 72 proc. Dorównuje ona już średniej europejskiej. Znacznie gorzej jest z innymi nowotworami.
Wzrasta zachorowalność i liczba zgonów z powodu raka jelita grubego. Liczba ofiar śmiertelnych raka szyjki macicy wciąż jest hańbą polskiej medycyny. Nic się nie zmieniło od czasu, gdy zachorowała na niego Jolanta Szczypińska. Na ten nowotwór, tak jak przed dziesięcioma laty, co roku umiera 1,8 tys. kobiet. W Szwecji i wielu innych krajach europejskich ten typ raka prawie nie występuje.
Rak płuca rzadziej niż kiedyś atakuje mężczyzn, ale coraz częściej chorują na niego kobiety. Ten nowotwór jest przyczyną już tylu zgonów pań co rak piersi. A śmiertelność tej choroby jest wyjątkowo duża. Pięcioletnie przeżycie udaje się uzyskać jedynie u 10 proc. chorych mężczyzn i u 15 proc. kobiet. To dlatego szanse na uratowanie prof. Zbigniewa Religi od początku były minimalne. Po pierwszej operacji w Instytucie Chorób Płuc w Warszawie wycięto mu większość zajętego przez nowotwór lewego płuca. Ale po kilku miesiącach od operacji pojawił się przerzut do prawego nadnercza. Pod koniec roku 2007 r. lekarze usunęli mu całe nadnercze. Konieczna była też chemioterapia.
Więcej szczęścia miał aktor Piotr Garlicki, który w serialu „Na dobre i na złe" gra dr. Stefana Trettera. Serialowy dyrektor szpitala musiał się poddać operacji usunięcia szczytu jednego z płuc, gdy lekarze wykryli u niego nowotwór. Choć palił papierosy, wycięty guz okazał się łagodny. Gdy rzucił palenie, jego wydolność oddechowa poprawiła się na tyle, że skompensowała ubytek.
Polska onkologia mimo niewątpliwego postępu zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Europie pod względem tzw. pięcioletnich przeżyć (uznawanych za wyleczenia). W Szwecji ponad pięć lat po wykryciu raka nadal żyje 60,3 proc. chorych, a w Belgii – 53 proc. Większa wyleczalność jest jedynie w USA: ze statystyk wynika, że udaje się tam uratować 64 proc. pacjentów onkologicznych. Faktyczna skuteczność leczenia nowotworów jest jednak niższa. Oficjalne amerykańskie dane dotyczą jedynie tych osób, które są objęte pełnym ubezpieczeniem. A tylko te osoby mogą liczyć na odpowiednią diagnostykę i leczenie.
W Polsce lepsze efekty uzyskuje się w tzw. referencyjnych ośrodkach, do których są zaliczane regionalne centra onkologiczne, takie jak centrum onkologii w Warszawie, Gliwicach i Bydgoszczy. Skuteczność leczenia raka sięga tam 50 proc. Te placówki są oblegane, a do rejestracji i do lekarzy w przychodniach codziennie ustawiają się długie kolejki chorych i ich rodzin. W większości klinik i szpitali chorzy muszą czekać zarówno na wizytę u onkologa, jak i na operację oraz chemioterapię. To się musi zmienić.
INWAZJA NOWOTWORÓW Na nowotwory umiera juz wiecej osób niz na AIDS, gruzlice i malarie razem wziete. Według Swiatowej Organizacji Zdrowia (WHO), w 2009 roku na raka zachoruje 12,4 mln osób. Wiekszosci nie uda sie uratowac. W 2009 r. umrze 7,6 mln chorych, głównie na raka płuc, piersi i jelita grubego. A prognozy sa jeszcze bardziej niepokojace. W 2030 r. liczba zdiagnozowanych nowotworów zwiekszy sie ponaddwukrotnie – do 26,4 mln osób. Na raka bedzie chorowało wtedy 75 mln osób. Niestety, zwiekszy sie tez liczba zgonów. Za 20 lat na raka w ciagu roku umrze 17 mln chorych. Wielu z nich to mieszkancy Chin i Indii, gdzie jest coraz wiecej palaczy papierosów (na oba kraje przypada 40 proc. swiatowej populacji osób uzaleznionych od nikotyny). Z powodu starzenia sie społeczenstw zachorowalnosc na raka wzrasta tez w USA i Europie. |
Więcej możesz przeczytać w 12/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.