Najważniejszych gości pokazów mody poznaje się po tym, że są ubrani zbyt lekko w stosunku do panującej aury. Zaznaczają strojem, że podjeżdżają limuzynami. Sandały na bosych stopach, bez kurtki. Kto inny wytrzymałby w takim stroju przez cały dzień, biegając z jednego pokazu na drugi w temperaturze 5 ŻC, jaka była w zeszłym tygodniu w Paryżu?
Najważniejsi goście pokazowej publiczności są zawsze wypoczęci i nienękani oczekiwaniem w długich kolejkach na wejście. A to niechybnie czeka właścicieli zaproszeń mniej prestiżowych – oznaczonych deprecjonującym w tym światku skrótem „St" (od ang. standing, czyli miejsca stojące). W limuzynie w drodze na kolejną prezentację można poprawić makijaż. Można też uniknąć bratania się z ludem, choćby był z tej samej branży. Towarzystwo z limuzyn prawie nie zdejmuje ciemnych okularów (w tym roku są to znowu klasyczne ray- -bany i inne, podobne kształtem oprawek do tych, które wylansował Harry Potter). Na widowni zajmują trzy pierwsze rzędy. Są też tacy, a raczej takie, które – z pomocą woli i dużej dozy samozaparcia – chciałyby uchodzić za klasę uprzywilejowaną. Prawie bosonogie istoty na niebotycznie wysokich obcasach spotyka się po pokazie na ulicy, jak przytupując z zimna sinymi stopami, nerwowo usiłują złapać taksówkę.
Więcej możesz przeczytać w 12/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.