Europejska superliga jedynym ratunkiem dla polskiej piłki
Największe europejskie kluby piłkarskie nie powinny tracić czasu na grę z miernymi drużynami z Polski, Rumunii czy Norwegii"
- stwierdził w połowie lat 90. Franz "Cesarz" Beckenbauer, prezes Bayernu Monachium. Wtedy uznano to za zamach na świętą zasadę sportu, że na starcie wszyscy mają równe szanse. Okazało się, że Beckenba-uer miał rację. Piłka nożna to obecnie raczej rozrywka niż sport, a widzowie chcą oglądać tylko gwiazdy. Piłkarska Europa podzieli się więc na elitarną, bogatą superligę i klepiących biedę przeciętniaków.
Jeszcze rok temu wydawało się, że do europejskiej elity dołączy Wisła Kraków, pierwszy polski klub działający jak przedsiębiorstwo. Wisła - jak na polskie warunki - miała duże pieniądze (20 mln zł rocznie), dobrego trenera (Henryk Kasperczak) i najlepszych w kraju piłkarzy (Żurawski, Kosowski, Uche, Kuźba, Głowacki, Szymkowiak). Okazało się jednak, że popełniła ten sam błąd, który wcześniej zrobiły Widzew Łódź i Legia Warszawa: po międzynarodowych sukcesach (bezdyskusyjne zwycięstwa nad Parmą i Schalke 04) klub osłabiono zamiast go wzmocnić. Przed obecnym sezonem Wisła straciła trzech dobrych piłkarzy i nie znalazła na ich miejsce wartościowych następców. Obecny skład pozwala łoić skórę Górnikowi Polkowice czy Świtowi Nowy Dwór, ale nie wystarcza do nawiązania równej walki z najlepszymi drużynami Europy. Dowodem tego ostatni mecz Wisły z Anderlechtem - przegrany, szczęśliwie, tylko 1:3.
Czeska szkoła
W połowie lat 90. Legii Warszawa i Widzewowi Łódź udało się awansować do Ligi Mistrzów. Wydawało się, że sukces i zarobione miliony dolarów staną się podstawą do stworzenia solidnych klubów według europejskich standardów. Stało się inaczej. Dla Widzewa mecze z Atletico Madryt i Borussią Dortmund były początkiem końca wielkości klubu. Od tamtej pory łodzianie staczają się po równi pochyłej: przepychanki między akcjonariuszami o podział pieniędzy sprawiły, że dziś ta drużyna jest murowanym kandydatem do spadku. Z kolei Legia Warszawa przed awansem do Ligi Mistrzów za duże pieniądze wzmocniła skład. Okazało się, że klub przeinwestował, a zysk z pucharów poszedł na spłatę zadłużenia i bajońskie premie dla graczy. Najlepsi zawodnicy po mistrzowskim sezonie odeszli, a dzisiejsza drużyna to tylko cień tej z połowy lat 90.
Prawda o tym, że aby odnosić sukcesy, kluby muszą działać jak firmy, już kilka lat temu stała się oczywista dla menedżerów piłki na Ukrainie i w Czechach. Obecnie Dynamo Kijów i Sparta Praga mają pewne miejsca w doborowym towarzystwie, a jednocześnie ciągną za sobą inne kluby ze swych krajów. Tylko w jednym roku (2000) praska Sparta zarobiła na grze w Lidze Mistrzów i udanych transferach ponad 50 mln euro (ponad 200 mln zł). Za taką sumę klub piłkarski może dobrze funkcjonować w Polsce przez dziesięć lat. Po sukcesach Sparty Praga o miejsce w piłkarskiej elicie mógł się ubiegać drugi klub z Czech - Slavia Praga.
- Najważniejszy był pierwszy awans do Ligi Mistrzów: po zdobyciu mistrzostwa kraju wzmocniliśmy skład i udało się nam zagrać w elitarnym gronie. Od tamtej pory wszystko jest prostsze: łatwiej znaleźć silnego sponsora, bowiem reklamujemy go w całej Europie. Mamy też gwarancję dużych pieniędzy wypłacanych przez organizatora rozgrywek, które stanowią 30 proc. naszego budżetu - mówi "Wprost" Vladimír Poludvornyđ, dyrektor ds. marketingu w praskiej Sparcie. Dzięki udanym występom w Lidze Mistrzów Sparta wykreowała takie gwiazdy, jak Pavel Nedve�d, Jan Koller czy Tomás� Rosickyđ.
Kibic Wałęsa
Michał Listkiewicz, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, jest przekonany, że stworzenie ponadkrajowych, europejskich rozgrywek jest nieuchronne. Dla wielkich stacji telewizyjnych mecze w rodzaju starcia drugoligowej Lechii Gdańsk (w 1983 r.) z wielkim Juventusem Turyn (z Platinim, Bońkiem oraz ówczesnymi mistrzami świata Rossim, Cabrinim, Tardellim i Scireą) nie są żadną atrakcją. Tym bardziej gdy jedna drużyna (Lechia) przegrywa aż 7:0. Włoscy sprawozdawcy sportowi bardziej niż meczem interesowali się tym, że kibicem Lechii był Lech Wałęsa.
Zarządzająca europejską piłką UEFA co roku fundowała fanom futbolu kilkadziesiąt żałosnych widowisk. Żałosnych, bo wynik był z góry przesądzony, a gracze drużyny europejskiej klasy martwili się przede wszystkim o to, by nie nabawić się kontuzji. W UEFA obowiązywała zasada egalitaryzmu: w pierwszych etapach rozgrywek potentaci z lig hiszpańskiej, włoskiej, niemieckiej czy angielskiej spotykali się z mistrzami ligi maltańskiej, albańskiej czy z Wysp Owczych. Rozgrywki o europejskie puchary zaczynały być ciekawe dopiero wiosną, gdy słabeusze odpadli. Cała jesień była zmarnowana.
W sezonie 1992/1993 rozgrywki o Puchar Europy zastąpiła Liga Mistrzów, w której słabeusze musieli grać w eliminacjach. W 1997 r. czternaście największych europejskich klubów utworzyło grupę G-14. Uznały, że skoro mecze z ich udziałem przynoszą ponad
80 proc. pieniędzy zarabianych na europejskich boiskach, powinny mieć większy wpływ na ich podział. Rok później doszło do pierwszej próby stworzenia piłkarskiej NBA w Europie. UEFA się na to nie zgodziła: wybrała półśrodki, powiększając Ligę Mistrzów z 16 do 32 klubów i dopuszczając do rywalizacji drużyny, które zajęły nawet trzecie i czwarte miejsca w krajowych rozgrywkach w najsilniejszych ligach. W praktyce oznaczało to wykluczenie z finałowej fazy rozgrywek słabych klubów z Albanii, Rumunii, Finlandii czy Polski.
Piłkarska NBA
Pomysł stworzenia futbolowej NBA w Europie powstał z prostej obserwacji: największe zyski przynoszą mecze, w których naprzeciw siebie stają słynne drużyny. Jeśli dochodzi do spotkania Realu Madryt z Manchesterem United i w ciągu 90 minut po murawie biegają Zinedine Zidane, Ryan Giggs, David Beckham, Ronaldo i Ruud van Nistelrooy, dochód z takiego meczu jest liczony w milionach euro. W starym systemie do takich spotkań dochodziło raz, dwa razy w roku i tylko wtedy, gdy los połączył te kluby w europejskich pucharach.
Do piłkarskiej NBA drużyny trafiałyby po wpłaceniu wpisowego, a w zamian otrzymywałyby regularne wysokie zyski z transmisji telewizyjnych, reklam i kompletów na trybunach. Klub musiałby mieć bardzo dobry skład z szeroką ławką rezerwowych i kilkoma drużynami młodzieżowymi, wygodny, funkcjonalny stadion z miejscami parkingowymi oraz dysponować gwarancjami finansowymi na cały sezon. Superliga miałaby ruszyć w sezonie 2006/2007, wtedy bowiem wygasa umowa na transmisje meczów w Lidze Mistrzów. Rywalizowałyby w niej najbogatsze kluby z pięciu najsilniejszych lig: angielskiej, francuskiej, hiszpańskiej, niemieckiej i włoskiej, wzmocnione mistrzami Holandii, Czech, Portugalii, Belgii, Ukrainy lub Szkocji.
- Stworzenie superligi nie doprowadzi do likwidacji lokalnych rozgrywek, bo największe europejskie kluby większość pieniędzy zarabia-
ją u siebie w kraju
- mówi "Wprost" Paul Rawnsley, współautor "Raportu o finansach najlepszych klubów piłkarskich Europy". Udział najlepszych krajowych drużyn w europejskiej lidze to motor napędo-wy dla narodowych rozgrywek. - Tak się obecnie dzieje w naszej koszykówce. Odkąd Śląsk Wrocław regularnie gra w Eurolidze, koszykarska liga krajowa kwitnie: pojawiają się coraz bogatsi sponsorzy, coraz lepsi zawodnicy, powstają nowoczesne hale, a mecze odbywają się przy pełnych trybunach. Każdy klub chce naśladować wrocławian
- zauważa Listkiewicz.
- Tworzenie ekskluzywnej superligi kojarzy się z cyrkiem, a nie piłką nożną - z niechęcią o projekcie euroligi mówi Bogdan Basałaj, prezes Wisły Kraków. Wtóruje mu Jerzy Engel, były trener narodowej reprezentacji: - To byłoby odcięcie się od lig narodowych, czyli od korzeni europejskich rozgrywek.
Ucieczka z bagna
- Polska liga to bagno - mówi Zbigniew Drzymała, właściciel Groclinu Grodzisk Wielkopolski, wschodzącej siły w polskim futbolu. - Udział polskiej drużyny w europejskich superrozgrywkach to ratunek dla pozostałych krajowych klubów. Droga Sparty Praga, Dynama Kijów czy Spartaka Moskwa jest do powtórzenia, tyle że szefom polskich klubów ciągle brakuje wiary w możliwość wyrwania się z piłkarskiego zaścianka - dodaje Włodzimierz Lubański, były piłkarz, a obecnie menedżer. - Największym kłopotem było w Polsce nie tyle zbudowanie silnej drużyny, bo to potrafimy, ale utrzymanie jej poziomu przez więcej niż kilka sezonów. Polscy menedżerowie dotychczas działali na zasadzie: tanio kupić dobrych krajowych graczy, pokazać ich na europejskich stadionach i szybko sprzedać. To tak, jakby firma pozbywała się najlepszych części swojego majątku i najlepszych menedżerów - uważa Jan Krzysztof Bielecki, były premier, znawca futbolu. - Bielecki ma nadzieję, że dobry klub powstanie w jednym z miast, gdzie piłka jest tradycyjnie popularna: w Warszawie, Poznaniu, Krakowie lub Zabrzu. I że zadecydują o tym pieniądze.
- W końcu te przekazywane pod stołem, w formie łapówki, przez menedżerów z bożej łaski to grosze w porównaniu z fortunami, które zupełnie legalnie można zbić na europejskich boiskach - mówi Bielecki.
- stwierdził w połowie lat 90. Franz "Cesarz" Beckenbauer, prezes Bayernu Monachium. Wtedy uznano to za zamach na świętą zasadę sportu, że na starcie wszyscy mają równe szanse. Okazało się, że Beckenba-uer miał rację. Piłka nożna to obecnie raczej rozrywka niż sport, a widzowie chcą oglądać tylko gwiazdy. Piłkarska Europa podzieli się więc na elitarną, bogatą superligę i klepiących biedę przeciętniaków.
Jeszcze rok temu wydawało się, że do europejskiej elity dołączy Wisła Kraków, pierwszy polski klub działający jak przedsiębiorstwo. Wisła - jak na polskie warunki - miała duże pieniądze (20 mln zł rocznie), dobrego trenera (Henryk Kasperczak) i najlepszych w kraju piłkarzy (Żurawski, Kosowski, Uche, Kuźba, Głowacki, Szymkowiak). Okazało się jednak, że popełniła ten sam błąd, który wcześniej zrobiły Widzew Łódź i Legia Warszawa: po międzynarodowych sukcesach (bezdyskusyjne zwycięstwa nad Parmą i Schalke 04) klub osłabiono zamiast go wzmocnić. Przed obecnym sezonem Wisła straciła trzech dobrych piłkarzy i nie znalazła na ich miejsce wartościowych następców. Obecny skład pozwala łoić skórę Górnikowi Polkowice czy Świtowi Nowy Dwór, ale nie wystarcza do nawiązania równej walki z najlepszymi drużynami Europy. Dowodem tego ostatni mecz Wisły z Anderlechtem - przegrany, szczęśliwie, tylko 1:3.
Czeska szkoła
W połowie lat 90. Legii Warszawa i Widzewowi Łódź udało się awansować do Ligi Mistrzów. Wydawało się, że sukces i zarobione miliony dolarów staną się podstawą do stworzenia solidnych klubów według europejskich standardów. Stało się inaczej. Dla Widzewa mecze z Atletico Madryt i Borussią Dortmund były początkiem końca wielkości klubu. Od tamtej pory łodzianie staczają się po równi pochyłej: przepychanki między akcjonariuszami o podział pieniędzy sprawiły, że dziś ta drużyna jest murowanym kandydatem do spadku. Z kolei Legia Warszawa przed awansem do Ligi Mistrzów za duże pieniądze wzmocniła skład. Okazało się, że klub przeinwestował, a zysk z pucharów poszedł na spłatę zadłużenia i bajońskie premie dla graczy. Najlepsi zawodnicy po mistrzowskim sezonie odeszli, a dzisiejsza drużyna to tylko cień tej z połowy lat 90.
Prawda o tym, że aby odnosić sukcesy, kluby muszą działać jak firmy, już kilka lat temu stała się oczywista dla menedżerów piłki na Ukrainie i w Czechach. Obecnie Dynamo Kijów i Sparta Praga mają pewne miejsca w doborowym towarzystwie, a jednocześnie ciągną za sobą inne kluby ze swych krajów. Tylko w jednym roku (2000) praska Sparta zarobiła na grze w Lidze Mistrzów i udanych transferach ponad 50 mln euro (ponad 200 mln zł). Za taką sumę klub piłkarski może dobrze funkcjonować w Polsce przez dziesięć lat. Po sukcesach Sparty Praga o miejsce w piłkarskiej elicie mógł się ubiegać drugi klub z Czech - Slavia Praga.
- Najważniejszy był pierwszy awans do Ligi Mistrzów: po zdobyciu mistrzostwa kraju wzmocniliśmy skład i udało się nam zagrać w elitarnym gronie. Od tamtej pory wszystko jest prostsze: łatwiej znaleźć silnego sponsora, bowiem reklamujemy go w całej Europie. Mamy też gwarancję dużych pieniędzy wypłacanych przez organizatora rozgrywek, które stanowią 30 proc. naszego budżetu - mówi "Wprost" Vladimír Poludvornyđ, dyrektor ds. marketingu w praskiej Sparcie. Dzięki udanym występom w Lidze Mistrzów Sparta wykreowała takie gwiazdy, jak Pavel Nedve�d, Jan Koller czy Tomás� Rosickyđ.
Kibic Wałęsa
Michał Listkiewicz, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, jest przekonany, że stworzenie ponadkrajowych, europejskich rozgrywek jest nieuchronne. Dla wielkich stacji telewizyjnych mecze w rodzaju starcia drugoligowej Lechii Gdańsk (w 1983 r.) z wielkim Juventusem Turyn (z Platinim, Bońkiem oraz ówczesnymi mistrzami świata Rossim, Cabrinim, Tardellim i Scireą) nie są żadną atrakcją. Tym bardziej gdy jedna drużyna (Lechia) przegrywa aż 7:0. Włoscy sprawozdawcy sportowi bardziej niż meczem interesowali się tym, że kibicem Lechii był Lech Wałęsa.
Zarządzająca europejską piłką UEFA co roku fundowała fanom futbolu kilkadziesiąt żałosnych widowisk. Żałosnych, bo wynik był z góry przesądzony, a gracze drużyny europejskiej klasy martwili się przede wszystkim o to, by nie nabawić się kontuzji. W UEFA obowiązywała zasada egalitaryzmu: w pierwszych etapach rozgrywek potentaci z lig hiszpańskiej, włoskiej, niemieckiej czy angielskiej spotykali się z mistrzami ligi maltańskiej, albańskiej czy z Wysp Owczych. Rozgrywki o europejskie puchary zaczynały być ciekawe dopiero wiosną, gdy słabeusze odpadli. Cała jesień była zmarnowana.
W sezonie 1992/1993 rozgrywki o Puchar Europy zastąpiła Liga Mistrzów, w której słabeusze musieli grać w eliminacjach. W 1997 r. czternaście największych europejskich klubów utworzyło grupę G-14. Uznały, że skoro mecze z ich udziałem przynoszą ponad
80 proc. pieniędzy zarabianych na europejskich boiskach, powinny mieć większy wpływ na ich podział. Rok później doszło do pierwszej próby stworzenia piłkarskiej NBA w Europie. UEFA się na to nie zgodziła: wybrała półśrodki, powiększając Ligę Mistrzów z 16 do 32 klubów i dopuszczając do rywalizacji drużyny, które zajęły nawet trzecie i czwarte miejsca w krajowych rozgrywkach w najsilniejszych ligach. W praktyce oznaczało to wykluczenie z finałowej fazy rozgrywek słabych klubów z Albanii, Rumunii, Finlandii czy Polski.
Piłkarska NBA
Pomysł stworzenia futbolowej NBA w Europie powstał z prostej obserwacji: największe zyski przynoszą mecze, w których naprzeciw siebie stają słynne drużyny. Jeśli dochodzi do spotkania Realu Madryt z Manchesterem United i w ciągu 90 minut po murawie biegają Zinedine Zidane, Ryan Giggs, David Beckham, Ronaldo i Ruud van Nistelrooy, dochód z takiego meczu jest liczony w milionach euro. W starym systemie do takich spotkań dochodziło raz, dwa razy w roku i tylko wtedy, gdy los połączył te kluby w europejskich pucharach.
Do piłkarskiej NBA drużyny trafiałyby po wpłaceniu wpisowego, a w zamian otrzymywałyby regularne wysokie zyski z transmisji telewizyjnych, reklam i kompletów na trybunach. Klub musiałby mieć bardzo dobry skład z szeroką ławką rezerwowych i kilkoma drużynami młodzieżowymi, wygodny, funkcjonalny stadion z miejscami parkingowymi oraz dysponować gwarancjami finansowymi na cały sezon. Superliga miałaby ruszyć w sezonie 2006/2007, wtedy bowiem wygasa umowa na transmisje meczów w Lidze Mistrzów. Rywalizowałyby w niej najbogatsze kluby z pięciu najsilniejszych lig: angielskiej, francuskiej, hiszpańskiej, niemieckiej i włoskiej, wzmocnione mistrzami Holandii, Czech, Portugalii, Belgii, Ukrainy lub Szkocji.
- Stworzenie superligi nie doprowadzi do likwidacji lokalnych rozgrywek, bo największe europejskie kluby większość pieniędzy zarabia-
ją u siebie w kraju
- mówi "Wprost" Paul Rawnsley, współautor "Raportu o finansach najlepszych klubów piłkarskich Europy". Udział najlepszych krajowych drużyn w europejskiej lidze to motor napędo-wy dla narodowych rozgrywek. - Tak się obecnie dzieje w naszej koszykówce. Odkąd Śląsk Wrocław regularnie gra w Eurolidze, koszykarska liga krajowa kwitnie: pojawiają się coraz bogatsi sponsorzy, coraz lepsi zawodnicy, powstają nowoczesne hale, a mecze odbywają się przy pełnych trybunach. Każdy klub chce naśladować wrocławian
- zauważa Listkiewicz.
- Tworzenie ekskluzywnej superligi kojarzy się z cyrkiem, a nie piłką nożną - z niechęcią o projekcie euroligi mówi Bogdan Basałaj, prezes Wisły Kraków. Wtóruje mu Jerzy Engel, były trener narodowej reprezentacji: - To byłoby odcięcie się od lig narodowych, czyli od korzeni europejskich rozgrywek.
Ucieczka z bagna
- Polska liga to bagno - mówi Zbigniew Drzymała, właściciel Groclinu Grodzisk Wielkopolski, wschodzącej siły w polskim futbolu. - Udział polskiej drużyny w europejskich superrozgrywkach to ratunek dla pozostałych krajowych klubów. Droga Sparty Praga, Dynama Kijów czy Spartaka Moskwa jest do powtórzenia, tyle że szefom polskich klubów ciągle brakuje wiary w możliwość wyrwania się z piłkarskiego zaścianka - dodaje Włodzimierz Lubański, były piłkarz, a obecnie menedżer. - Największym kłopotem było w Polsce nie tyle zbudowanie silnej drużyny, bo to potrafimy, ale utrzymanie jej poziomu przez więcej niż kilka sezonów. Polscy menedżerowie dotychczas działali na zasadzie: tanio kupić dobrych krajowych graczy, pokazać ich na europejskich stadionach i szybko sprzedać. To tak, jakby firma pozbywała się najlepszych części swojego majątku i najlepszych menedżerów - uważa Jan Krzysztof Bielecki, były premier, znawca futbolu. - Bielecki ma nadzieję, że dobry klub powstanie w jednym z miast, gdzie piłka jest tradycyjnie popularna: w Warszawie, Poznaniu, Krakowie lub Zabrzu. I że zadecydują o tym pieniądze.
- W końcu te przekazywane pod stołem, w formie łapówki, przez menedżerów z bożej łaski to grosze w porównaniu z fortunami, które zupełnie legalnie można zbić na europejskich boiskach - mówi Bielecki.
Kandydaci do superligi Groclin Dyskobolia Grodzisk Wlkp. rok założenia: 1922 5 sezonów w ekstraklasie, wicemistrz Polski w sezonie 2002/2003 budżet: 21 mln zł najlepszy piłkarz: Grzegorz Rasiak Wisła Kraków rok założenia: 1906 64 sezony w ekstraklasie,ośmiokrotny mistrz Polski,czterokrotny zdobywca pucharu Polski budżet: 18-20 mln zł najlepszy piłkarz: Maciej Żurawski Legia Warszawa rok założenia: 1916 66 sezonów w ekstraklasie, siedmiokrotny mistrz Polski, dwunastokrotny zdobywca pucharu Polski budżet: 18 mln zł najlepszy piłkarz: Marek Saganowski Lech Poznań rok założenia: 1922 42 sezony w ekstraklasie, pięciokrotny mistrz Polski, trzykrotny zdobywca pucharu Polski budżet: 12 mln zł najlepszy piłkarz: Piotr Reiss Górnik Zabrze rok założenia: 1948 47 sezonów w ekstraklasie, czternastokrotny mistrz Polski, sześciokrotny zdobywca pucharu Polski budżet: 4 mln zł najlepszy piłkarz: Adrian Sikora |
G-14 Założyciele: Ajax Amsterdam Barcelona Bayern Monachium Borussia Dortmund Inter Mediolan Juventus Turyn Liverpool Manchester United AC Milan Olympique Marsylia Paris Saint-Germain FC Porto PSV Eindhoven Real Madryt Dokooptowani: Arsenal Londyn Bayer Leverkusen Olympique Lyon Valencia |
Więcej możesz przeczytać w 35/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.