Na najpotężniejszą konkurentkę miłości wyrosła młodość. Jej kult, zwłaszcza dla kobiet, stał się zabójczy
Bawiłem się z chłopakami na ulicy, gdy pewnego dnia przejechał obok nas mój ojciec, głupio się uśmiechnął i tyle go widziałem. Miałem trzynaście lat. Od tamtego momentu upłynęło kilkadziesiąt lat, a ja nadal uczę się być mężczyzną" - powiedział w jednym z wywiadów Gene Hackman. Kościany dziadek - pomyśli o nim niejeden młodzian. Świetny facet - przemknie przez myśl niejednej kobiecie. Mężczyzna, w kinie - nie ma wątpliwości pesymistka. W życiu - zawoła optymistka - tyle że trzeba się nauczyć pozytywnej selekcji. Nie jest to proste, bowiem tak naprawdę w sprawie mężczyzn (niech będzie, że tych statystycznych) niewiele się zmieniło. Kiedyś większość z nich płodziła dzieci, za punkt honoru stawiała sobie utrzymanie rodziny, a kobiecie zapewniała etat w domu. Dziś mężczyzna specjalizuje się w gotowaniu kurczaka w potrawce, a kobietę wypycha z domu, aby na niego i na zupę z wkładką zarobiła.
Z tym pierwszym nie było jej dobrze, ale i z tym dzisiejszym jest równie źle. Bez względu na to, czy pielęgnuje dom według zasady: "Jak żona ugotuje, to mężowi smakuje", czy też biega po mieście z emancypacyjnymi hasłami: "Nieważne, co mężowi smakuje, bo żona i tak już nie gotuje". Pozostaje pytanie, czemu zapomniała, że to właśnie dla niej mąż, walcząc z własnym ego, postanowił do końca życia nie skakać z kwiatka na kwiatek? Niewdzięczna. Czy tylko dlatego ma dziś wszystkiego dość, że ukochany zostawia spodnie na fotelu, robi głupie uwagi o jej ukochanej mamusi, a miłość uprawia z fizjologicznego musu, a nie z porywów serca? Trudno w tej kwestii autorytatywnie wyrokować, chociaż, jak napisała Harriet Lerner w "Life Preservers": "Kobiety więcej czasu i uwagi poświęcają na zakup nowego tostera niż na wyobrażenie sobie, kim jest i będzie kiedyś człowiek, któremu zechcą oddać ciało i serce". Wychodzi na to, że kobieta jest sama sobie winna. Sięga po "towar", którego zalet do końca nie zna i do głowy jej nie przychodzi, że może mieć kłopoty z jego reklamacją. Nie dziwi więc, że w tej sytuacji młodzieńcy wystawieni na sprzedaż buntują się i stopniowo znikają ze sklepowych półek. Gazety pełne są zapewnień ich publicznych trybunów, że dziś mężczyźni wysoko ustawiają poprzeczkę ewentualnym wybrankom. Nie pójdą już na łatwiznę. W zgodzie z zasadą, że jak się żenić, to raz, a dobrze. Jeden z polskich aktorów, który ma dziś 31 lat, wyznaje, że ożeni się, ale mniej więcej za dwadzieścia lat, kiedy będzie mężczyzną w pełni dojrzałym. Z równolatką?
Zresztą, trzeba przyznać, że dzisiejsi młodzieńcy nie mają wygórowanych oczekiwań poza tym, że dziewczyna musi być idealna. Musi przymknąć oko na nie zakręconą pastę do zębów, na codzienną nudę i sypialnianą beznadzieję. Zwłaszcza że i w tej materii mężczyźni nie miają wątpliwości, że cała wina "leży" po stronie kobiet. Nie starają się wystarczająco, nie kuszą i coraz mniej przypominają panienkę z rozkładówki.
Recenzując działanie kolejnej tabletki na potencję prof. Zbigniew Lew Starowicz zauważył, że jest ona doskonała zwłaszcza dla tych mężczyzn, którzy mają za partnerkę kobietę kapryśną. Tylko patrzeć, jak na rynku pojawią się wysoko wyspecjalizowane erekcyjne specyfiki dla mężczyzn, którzy noce spędzają w towarzystwie kobiet leniwych, apodyktycznych albo niegospodarnych. Cały problem zaś zostanie sprowadzony nie do kłopotów z erekcją, ale do niedoskonałości kobiecego charakteru.
W inteligentnym, nieco szowinistycznym, ale i doskonale psychologicznie skonstruowanym serialu "Seks w wielkim mieście" rozmawiają dwie przyjaciółki: "Wiesz nie będę już chodzić z tym nowym facetem". "Nie? - dziwi się koleżanka. - Dlaczego?" "Czy uwierzysz, że gdy ja myję zęby, to on obok siusia?!" "Przynajmniej wiesz, że to twój chłopak, żaden inny facet by się tak nie zachował" - uspakaja ją przyjaciółka. W tym momencie można by dobić "leżącego" i nie pozostawić na kandydatach na towarzyszy życia suchej nitki. Zawsze jednak czai się podejrzenie, że albo scenarzystę poniosła wyobraźnia, albo kobiecemu punktowi widzenia brak obiektywizmu. Dlatego w takim wypadku warto sięgnąć po sprawdzoną broń i oddać głos mężczyźnie. Pan Andrzej z perspektywy Jeziora Bodeńskiego pisze: "Przyroda ustawicznie reguluje pewne dysproporcje, aby dać wszystkim w miarę równe szanse. Wyposażyła kobietę wręcz idealnie w rozmaite akcesoria, służące do otumanienia i zniewalania samców swojego gatunku. Dzieje się tak za sprawą sporej ilości krwi, która - niestety - opuszcza mózg bezwolnego samca i wypełnia ciała jamiste, które z myś-leniem nie mają wiele wspólnego... Kobieta, która jest w stanie stymulować popędem swojego samca, daje mu przez kilka minut możliwość bycia buhajem, a przez resztę dnia po prostu zwykłym baranem". ??? To nie ja, to czytelnik. Nawet jeśli jest skrajnym feministą, to i tak nie mogę się oprzeć pokusie i nie przytoczyć kolejnego fragmentu z jego listu: "Prawdziwy samiec jest tak głupi jak kogut (synonim chuci i sprawności). Pieje nawet w tym dniu, w którym idzie na rosół. I to jest najsmutniejsze". No, no, takie słowa i to z męskich ust. "Gdybym teraz był kobietą, wiedziałbym, co mam robić. Kobiety powinny rok 2004 ustanowić rokiem bez mężczyzn. Rok urojonej ciąży. Tak bym to nazwał. To odpowiednia kara dla większości mężczyzn. Dopiero by buhaj kopał kopytkiem w ziemi, przez dwanaście miesięcy skazany na słowa: wio koniku, a jak się postarasz... To byłby chyba koniec świata". No.
Z tym pierwszym nie było jej dobrze, ale i z tym dzisiejszym jest równie źle. Bez względu na to, czy pielęgnuje dom według zasady: "Jak żona ugotuje, to mężowi smakuje", czy też biega po mieście z emancypacyjnymi hasłami: "Nieważne, co mężowi smakuje, bo żona i tak już nie gotuje". Pozostaje pytanie, czemu zapomniała, że to właśnie dla niej mąż, walcząc z własnym ego, postanowił do końca życia nie skakać z kwiatka na kwiatek? Niewdzięczna. Czy tylko dlatego ma dziś wszystkiego dość, że ukochany zostawia spodnie na fotelu, robi głupie uwagi o jej ukochanej mamusi, a miłość uprawia z fizjologicznego musu, a nie z porywów serca? Trudno w tej kwestii autorytatywnie wyrokować, chociaż, jak napisała Harriet Lerner w "Life Preservers": "Kobiety więcej czasu i uwagi poświęcają na zakup nowego tostera niż na wyobrażenie sobie, kim jest i będzie kiedyś człowiek, któremu zechcą oddać ciało i serce". Wychodzi na to, że kobieta jest sama sobie winna. Sięga po "towar", którego zalet do końca nie zna i do głowy jej nie przychodzi, że może mieć kłopoty z jego reklamacją. Nie dziwi więc, że w tej sytuacji młodzieńcy wystawieni na sprzedaż buntują się i stopniowo znikają ze sklepowych półek. Gazety pełne są zapewnień ich publicznych trybunów, że dziś mężczyźni wysoko ustawiają poprzeczkę ewentualnym wybrankom. Nie pójdą już na łatwiznę. W zgodzie z zasadą, że jak się żenić, to raz, a dobrze. Jeden z polskich aktorów, który ma dziś 31 lat, wyznaje, że ożeni się, ale mniej więcej za dwadzieścia lat, kiedy będzie mężczyzną w pełni dojrzałym. Z równolatką?
Zresztą, trzeba przyznać, że dzisiejsi młodzieńcy nie mają wygórowanych oczekiwań poza tym, że dziewczyna musi być idealna. Musi przymknąć oko na nie zakręconą pastę do zębów, na codzienną nudę i sypialnianą beznadzieję. Zwłaszcza że i w tej materii mężczyźni nie miają wątpliwości, że cała wina "leży" po stronie kobiet. Nie starają się wystarczająco, nie kuszą i coraz mniej przypominają panienkę z rozkładówki.
Recenzując działanie kolejnej tabletki na potencję prof. Zbigniew Lew Starowicz zauważył, że jest ona doskonała zwłaszcza dla tych mężczyzn, którzy mają za partnerkę kobietę kapryśną. Tylko patrzeć, jak na rynku pojawią się wysoko wyspecjalizowane erekcyjne specyfiki dla mężczyzn, którzy noce spędzają w towarzystwie kobiet leniwych, apodyktycznych albo niegospodarnych. Cały problem zaś zostanie sprowadzony nie do kłopotów z erekcją, ale do niedoskonałości kobiecego charakteru.
W inteligentnym, nieco szowinistycznym, ale i doskonale psychologicznie skonstruowanym serialu "Seks w wielkim mieście" rozmawiają dwie przyjaciółki: "Wiesz nie będę już chodzić z tym nowym facetem". "Nie? - dziwi się koleżanka. - Dlaczego?" "Czy uwierzysz, że gdy ja myję zęby, to on obok siusia?!" "Przynajmniej wiesz, że to twój chłopak, żaden inny facet by się tak nie zachował" - uspakaja ją przyjaciółka. W tym momencie można by dobić "leżącego" i nie pozostawić na kandydatach na towarzyszy życia suchej nitki. Zawsze jednak czai się podejrzenie, że albo scenarzystę poniosła wyobraźnia, albo kobiecemu punktowi widzenia brak obiektywizmu. Dlatego w takim wypadku warto sięgnąć po sprawdzoną broń i oddać głos mężczyźnie. Pan Andrzej z perspektywy Jeziora Bodeńskiego pisze: "Przyroda ustawicznie reguluje pewne dysproporcje, aby dać wszystkim w miarę równe szanse. Wyposażyła kobietę wręcz idealnie w rozmaite akcesoria, służące do otumanienia i zniewalania samców swojego gatunku. Dzieje się tak za sprawą sporej ilości krwi, która - niestety - opuszcza mózg bezwolnego samca i wypełnia ciała jamiste, które z myś-leniem nie mają wiele wspólnego... Kobieta, która jest w stanie stymulować popędem swojego samca, daje mu przez kilka minut możliwość bycia buhajem, a przez resztę dnia po prostu zwykłym baranem". ??? To nie ja, to czytelnik. Nawet jeśli jest skrajnym feministą, to i tak nie mogę się oprzeć pokusie i nie przytoczyć kolejnego fragmentu z jego listu: "Prawdziwy samiec jest tak głupi jak kogut (synonim chuci i sprawności). Pieje nawet w tym dniu, w którym idzie na rosół. I to jest najsmutniejsze". No, no, takie słowa i to z męskich ust. "Gdybym teraz był kobietą, wiedziałbym, co mam robić. Kobiety powinny rok 2004 ustanowić rokiem bez mężczyzn. Rok urojonej ciąży. Tak bym to nazwał. To odpowiednia kara dla większości mężczyzn. Dopiero by buhaj kopał kopytkiem w ziemi, przez dwanaście miesięcy skazany na słowa: wio koniku, a jak się postarasz... To byłby chyba koniec świata". No.
Więcej możesz przeczytać w 35/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.