Żaden aktor nie wypadł na światowej scenie tak dobrze jak Hitler w 1938 roku
Niemiecki wywiad radiowy zarejestrował w maju 1938 r. rozmowę telefoniczną Jana Masaryka, czeskiego ambasadora w Londynie, z prezydentem Czechosłowacji Edvardem Benesem:
"Ten złośliwy, stary s� stęsknił się za lizaniem d� Adolfa. Już nawet wystawił język" - mówił Masaryk.
"To wepchnij mu go z powrotem. I postaraj się przywrócić mu zdrowy rozsądek" - odpowiedział Benes.
"Ta stara bestia postradała zmysły, z wyjątkiem węchu, którym wyczuwa nazistowskie gówno, i kręci się dokoła tego".
"Wobec tego porozmawiaj z Horace'em Wilsonem. Poproś go, aby ostrzegł premiera, że Anglia znajdzie się także w niebezpieczeństwie, jeżeli nie staniemy twardo. Czy możesz sprawić, że to zrozumie?".
"Jak można rozmawiać z Wilsonem? Przecież to szakal" - zakończył Masaryk.
Bohaterami ostrej rozmowy czeskich polityków byli brytyjski premier Neville Chamber-lain i jego bliski doradca Horace Wilson. Czesi mieli wszelkie powody, aby tak dosadnie wyrażać się o Anglikach.
Hitler na straży wolnego Świata
Adolf Hitler parł jak burza. Każde działanie, którym rzucał wyzwanie zachodnim mocarstwom, kończyło się sukcesem III Rzeszy. Tak było w 1935 r., gdy wbrew zakazom traktatu wersalskiego ogłosił w Niemczech powszechną służbę wojskową, zaczął tworzyć lotnictwo wojskowe oraz flotę podwodną. Tak było i później, gdy wprowadził wojska do zdemilitaryzowanej Nadrenii i gdy w 1938 r., grożąc rządowi Austrii zbrojną inwazją, doprowadził do przyłączenia tego państwa do Rzeszy. Za każdym razem wystarczyłaby zdecydowana akcja dyplomatyczna Francji i Wielkiej Brytanii, aby Hitler się wycofał. Nic takiego się nie stało. Dlaczego? Bo Hitler był potrzebny demokratycznemu Zachodowi.
"Kto zagwarantuje, że Niemcy nie staną się bolszewickie?" - zastanawiał się Neville Chamberlain 26 września 1938 r., rozmawiając z premierem Francji Édouardem Daladierem. Od razu też znalazł gotową odpowiedź - Hitler! Brytyjski premier był jak najdalszy od działań, które mogłyby doprowadzić do upadku führera. Przeciwnie, uważał, że konieczne jest wzmocnienie niemieckich sił zbrojnych, które w wypadku sowieckiej ekspansji mogłyby się stać pierwszą linią obrony Zachodu.
Naród z dolnej półki
Hitler doskonale wyczuwał międzynarodową atmosferę i bez obaw parł do następnego starcia. Dwa miesiące po anszlusie Austrii zaczął wysuwać terytorialne żądania wobec Czechosłowacji. Trzy miliony mieszkańców zachodniej części tego państwa - Sudetów - miały niemieckie pochodzenie. "Oni muszą wrócić do Rzeszy!" - powiedział Hitler. Oczywiście, wraz z ziemią, na której mieszkali, a którą nazywano Sudetenlandem.
Nie było to jednak takie proste jak wysłanie wojsk do Nadrenii. Czesi nie godzili się na oddanie Niemcom części swojego terytorium, a mając silną i nowoczesną armię, potężne umocnienia graniczne i sojusz z Francją, gotowi byli stawić zbrojny opór.
Premier Chamberlain z przerażeniem patrzył na błyskawicznie narastający kryzys. Postanowił podjąć rokowania z Hitlerem i zgodził się na spotkanie 15 września 1938 r. w górskiej rezydencji führera na Obersalzbergu. Był gotów do wszelkich ustępstw kosztem Czechosłowacji. Nie chodziło tylko o względy polityczne. Chamberlain nienawidził Czechów, o których zwykł mówić, że "są narodem nie z górnej półki, a nawet nie ze średniej". Jego niechęć pogłębiła się, gdy się dowiedział, co o nim sądzą czescy politycy. Theo Kordt, pierwszy sekretarz niemieckiej ambasady w Londynie, przekazał Anglikom zapis rozmowy Bene�sa z Masarykiem, w której padały obraźliwe słowa pod adresem brytyjskich polityków.
Do niechęci wobec Czechów dołączył strach. Zwykły strach przed Hitlerem! Gdy premier Wielkiej Brytanii wyruszył spod dworca w Berchtesgaden do willi Hitlera, jego auto otoczyła eskorta esesmanów w czarnych uniformach. Horace Wilson, doradca Chamberlaina, szepnął przestraszony: "Zastanawiam się, czy wyjdziemy stąd żywi". Nie żartował, rzeczywiście obawiał się o życie.
Ultimatum i czarne mundury
W czasie rozmowy w salonie willi na Obersalzbergu Chamberlain i Hitler ustalili, że Sudetenland powinien uzyskać autonomię. Po powrocie do Londynu premier przystąpił do opracowania planu, który miał zadowolić Hitlera - chodziło o wyodrębnienie z terytorium Czechosłowacji okręgów, w których ponad połowę mieszkańców stanowili Niemcy, oraz okręgów z fortyfikacjami przygranicznymi. Na takie zagospodarowanie swojego terytorium musiały się zgodzić władze Czechosłowacji, ale w tej sprawie Chamberlain był dobrej myśli. Presja, jaką wywarł na rząd w Pradze, zmusiła prezydenta Bene�sa do zaakceptowania autonomii Niemców sudeckich. Pokój został uratowany! Kilka dni później Hitler zmienił jednak zdanie i
- niepomny ustaleń - ponownie zażądał oddania Niemcom całych Sudetów. Czechosłowacja ogłosiła mobilizację.
Chamberlain, widząc, że Hitler wodzi go za nos, musiał walnąć pięścią w stół i posłał do Berlina Horace'a Wilsona, aby ten skłonił führera do zmiany stanowiska. Gdyby to się nie udało, Wilson miał wręczyć Niemcom ultimatum: jeżeli wojska niemieckie wkroczą do Czechosłowacji, to z pomocą temu państwu przyjdzie Francja, a Wielka Brytania poprze takie działanie. Tyle że Wilson wciąż był pod wrażeniem czarnych mundurów z alpejskiej willi Hitlera. Z lękiem wyszedł w poniedziałkowe popołudnie
26 września 1938 r. z budynku brytyjskiej ambasady przy Wilhemstrasse w Berlinie. Do Kancelarii Rzeszy nie było daleko, przygrzewało jesienne słońce, więc Wilson w towarzystwie Ivone'a Kirkpatricka, pierwszego sekretarza ambasady, ruszył piechotą.
Gdzie kończy się wytrzymałość dobrego Niemca
Hitler siedział w swoim gabinecie za wielkim biurkiem, otoczony przez kilku współpracowników. Przez dłuższą chwilę w ogóle nie zwracał uwagi na Anglików, którzy wprowadzeni przez esesmana stanęli zdezorientowani przy drzwiach. Była to ledwie zapowiedź tego, co miało spotkać brytyjskich dyplomatów. Wreszcie Hitler zaprosił Anglików, aby usiedli na kanapie. Sam siadł tak blisko, że ich kolana się stykały.
Wilson zaczął ugodowo. Zapewnił führera, że rząd brytyjski nie zgadza się z decyzją rządu czechosłowackiego o ogłoszeniu mobilizacji i podejmie wysiłki mające na celu doprowadzenie do spotkania przedstawicieli Niemiec i Czechosłowacji. Nagle Hitler przerwał mu: "Ta świnia musi być wariatem, jeżeli myśli, że można na mnie wpływać w ten sposób!" - wykrzyknął. "Jeżeli Herr Hitler ma na myśli premiera, to muszę zapewnić, że nie jest wariatem, lecz interesuje go zachowanie pokoju" - spokojnie odparł Wilson. To tylko jeszcze bardziej rozsierdziło Hitlera: "Ograniczenia tego lizydupka mnie nie interesują! To, co mnie interesuje, to moi ludzie w Czechach, którzy są mordowani i torturowani przez tego wstrętnego pederastę Bene�sa! To jest ponad wytrzymałość dobrego Niemca! Czy słyszysz mnie, ty�" - tu padło obraźliwe określenie. Podobno Hitler nazwał Wilsona "głupią świnią". Sam Wilson, pisząc sprawozdanie z rozmowy z führerem, pominął je stwierdzeniem, że "były to słowa, których nie używa się w salonie".
Hitler ponownie zerwał się z kanapy, ale po chwili się uspokoił. Zakończył już w zupełnie innym tonie: "W porządku, uzgodniliśmy. Spotkamy się z Czechami, pod warunkiem że zaakceptują nadanie autonomii Sudetenlandowi i wycofają stamtąd administrację i wojska. Muszę wiedzieć przed 1 października, czy Czesi przyjmą te warunki, czy też mamy ich rozetrzeć. Na zastanowienie daję im dwa dni! Muszę dostać potwierdzającą odpowiedź do środy!".
Hitler, nie żegnając się z Brytyjczykami, wyszedł z gabinetu. W teczce, którą ściskał pod pachą przerażony Wilson, było ultimatum. Nie wręczył go Hitlerowi, gdyż obawiał się o swoje życie. Tłumaczył się potem: "Pomyślałem wówczas: jeżeli powiem to, co powinienem powiedzieć, to może spowodować, że on przekroczy wszelkie granice. Wtedy podjąłem decyzję (że nie wręczę ultimatum - BW)".
Dwa dni później, 28 września, premier Chamberlain oświadczył, że gotów jest się spotkać z przywódcami Niemiec, Włoch i Francji, aby przedyskutować los Europy. Hitler, który za pośrednictwem Mussoliniego dowiedział się o tej propozycji, przyjął zaproszenie do rozmowy.
Winston Churchill, ówczesny pierwszy lord admiralicji, na wieść o konferencji powiedział: "Rząd musiał wybierać między hańbą a wojną. Wybrał hańbę i będzie miał wojnę".
Nie będziemy się kłócić
Rokowania rozpoczęły się rankiem 29 września 1938 r. w Monachium. Hitler przybył z wielką świtą, w której główną rolę odgrywał paradujący w białym mundurze Hermann Göring. Za nim postępował minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop. Włoski dyktator Benito Mussolini przyleciał do Monachium w towarzystwie szefa dyplomacji i zarazem swojego zięcia hrabiego Galeazza Ciano. Francuzów reprezentował premier Eduard Daladier i minister spraw zagranicznych Georges Bonnet. Sztywnego Chamberlaina nie odstępował Horace Wilson.
Byli też Czesi: dr Vojtech Mastny, ambasador z Berlina, i dr Hubert Masarik, przedstawiciel MSZ. Nie zaproszono ich do rokowań, lecz na 12 godzin zamknięto w pokoju obok sali obrad. W końcu zajrzał do nich Horace Wilson. "Będziecie zadowoleni, wiedząc, że osiągnęliśmy porozumienie praktycznie we wszystkim!" - oświadczył triumfalnie. "A jaki będzie nasz los?" - zapytał Mastny. Był zaniepokojony. "Nie jest tak źle, jak mogło być" - odparł wymijająco Wilson. Rozłożył na stole mapę. Czesi w milczeniu patrzyli na linie wyznaczające nowe granice ich państwa. "To jest szokujące! - wykrzyknął Mastny. - To jest okrutne i kryminalnie głupie! Nie tylko oddaliście naszą ziemię, ale poświęciliście naszą obronę! Niech pan spojrzy! To jest nasza linia obrony� i tutaj� i tutaj� - wskazywał palcem na rejony, które zaznaczono jako ziemie mające przypaść Niemcom, a przez które biegły linie potężnych umocnień. - Wszystko to oddaliście nazistom!"
"Przykro mi - Wilson zwinął mapę. - Nie ma sensu się kłócić. Muszę teraz wrócić do premiera". "Żaden aktor nie wypadł tak dobrze na światowej scenie jak Hitler w 1938 r." - uznał po latach Karl Jaspers, słynny niemiecki filozof.
Czwarty rozbiór Polski
Następnego dnia, gdy wieść o podpisanym w Monachium pakcie była już znana całemu światu, na koktajlu, jaki odbywał się w ambasadzie francuskiej w Moskwie, do ambasadora Roberta Coulondre'a podszedł Władimir Potiomkin, zastępca komisarza spraw zagranicznych ZSRR. "Mój biedny przyjacielu - powiedział cicho. - Co wyście zrobili? Teraz nie widzę innego wyjścia niż czwarty rozbiór Polski".
Kreml doskonale wyczuwał okazję przyłączenia się do grabieży, a pakt monachijski uruchomił straszliwą machinę, która niespełna rok później miała pochłonąć całą Europę.
Niemiecki wywiad radiowy zarejestrował w maju 1938 r. rozmowę telefoniczną Jana Masaryka, czeskiego ambasadora w Londynie, z prezydentem Czechosłowacji Edvardem Benesem:
"Ten złośliwy, stary s� stęsknił się za lizaniem d� Adolfa. Już nawet wystawił język" - mówił Masaryk.
"To wepchnij mu go z powrotem. I postaraj się przywrócić mu zdrowy rozsądek" - odpowiedział Benes.
"Ta stara bestia postradała zmysły, z wyjątkiem węchu, którym wyczuwa nazistowskie gówno, i kręci się dokoła tego".
"Wobec tego porozmawiaj z Horace'em Wilsonem. Poproś go, aby ostrzegł premiera, że Anglia znajdzie się także w niebezpieczeństwie, jeżeli nie staniemy twardo. Czy możesz sprawić, że to zrozumie?".
"Jak można rozmawiać z Wilsonem? Przecież to szakal" - zakończył Masaryk.
Bohaterami ostrej rozmowy czeskich polityków byli brytyjski premier Neville Chamber-lain i jego bliski doradca Horace Wilson. Czesi mieli wszelkie powody, aby tak dosadnie wyrażać się o Anglikach.
Hitler na straży wolnego Świata
Adolf Hitler parł jak burza. Każde działanie, którym rzucał wyzwanie zachodnim mocarstwom, kończyło się sukcesem III Rzeszy. Tak było w 1935 r., gdy wbrew zakazom traktatu wersalskiego ogłosił w Niemczech powszechną służbę wojskową, zaczął tworzyć lotnictwo wojskowe oraz flotę podwodną. Tak było i później, gdy wprowadził wojska do zdemilitaryzowanej Nadrenii i gdy w 1938 r., grożąc rządowi Austrii zbrojną inwazją, doprowadził do przyłączenia tego państwa do Rzeszy. Za każdym razem wystarczyłaby zdecydowana akcja dyplomatyczna Francji i Wielkiej Brytanii, aby Hitler się wycofał. Nic takiego się nie stało. Dlaczego? Bo Hitler był potrzebny demokratycznemu Zachodowi.
"Kto zagwarantuje, że Niemcy nie staną się bolszewickie?" - zastanawiał się Neville Chamberlain 26 września 1938 r., rozmawiając z premierem Francji Édouardem Daladierem. Od razu też znalazł gotową odpowiedź - Hitler! Brytyjski premier był jak najdalszy od działań, które mogłyby doprowadzić do upadku führera. Przeciwnie, uważał, że konieczne jest wzmocnienie niemieckich sił zbrojnych, które w wypadku sowieckiej ekspansji mogłyby się stać pierwszą linią obrony Zachodu.
Naród z dolnej półki
Hitler doskonale wyczuwał międzynarodową atmosferę i bez obaw parł do następnego starcia. Dwa miesiące po anszlusie Austrii zaczął wysuwać terytorialne żądania wobec Czechosłowacji. Trzy miliony mieszkańców zachodniej części tego państwa - Sudetów - miały niemieckie pochodzenie. "Oni muszą wrócić do Rzeszy!" - powiedział Hitler. Oczywiście, wraz z ziemią, na której mieszkali, a którą nazywano Sudetenlandem.
Nie było to jednak takie proste jak wysłanie wojsk do Nadrenii. Czesi nie godzili się na oddanie Niemcom części swojego terytorium, a mając silną i nowoczesną armię, potężne umocnienia graniczne i sojusz z Francją, gotowi byli stawić zbrojny opór.
Premier Chamberlain z przerażeniem patrzył na błyskawicznie narastający kryzys. Postanowił podjąć rokowania z Hitlerem i zgodził się na spotkanie 15 września 1938 r. w górskiej rezydencji führera na Obersalzbergu. Był gotów do wszelkich ustępstw kosztem Czechosłowacji. Nie chodziło tylko o względy polityczne. Chamberlain nienawidził Czechów, o których zwykł mówić, że "są narodem nie z górnej półki, a nawet nie ze średniej". Jego niechęć pogłębiła się, gdy się dowiedział, co o nim sądzą czescy politycy. Theo Kordt, pierwszy sekretarz niemieckiej ambasady w Londynie, przekazał Anglikom zapis rozmowy Bene�sa z Masarykiem, w której padały obraźliwe słowa pod adresem brytyjskich polityków.
Do niechęci wobec Czechów dołączył strach. Zwykły strach przed Hitlerem! Gdy premier Wielkiej Brytanii wyruszył spod dworca w Berchtesgaden do willi Hitlera, jego auto otoczyła eskorta esesmanów w czarnych uniformach. Horace Wilson, doradca Chamberlaina, szepnął przestraszony: "Zastanawiam się, czy wyjdziemy stąd żywi". Nie żartował, rzeczywiście obawiał się o życie.
Ultimatum i czarne mundury
W czasie rozmowy w salonie willi na Obersalzbergu Chamberlain i Hitler ustalili, że Sudetenland powinien uzyskać autonomię. Po powrocie do Londynu premier przystąpił do opracowania planu, który miał zadowolić Hitlera - chodziło o wyodrębnienie z terytorium Czechosłowacji okręgów, w których ponad połowę mieszkańców stanowili Niemcy, oraz okręgów z fortyfikacjami przygranicznymi. Na takie zagospodarowanie swojego terytorium musiały się zgodzić władze Czechosłowacji, ale w tej sprawie Chamberlain był dobrej myśli. Presja, jaką wywarł na rząd w Pradze, zmusiła prezydenta Bene�sa do zaakceptowania autonomii Niemców sudeckich. Pokój został uratowany! Kilka dni później Hitler zmienił jednak zdanie i
- niepomny ustaleń - ponownie zażądał oddania Niemcom całych Sudetów. Czechosłowacja ogłosiła mobilizację.
Chamberlain, widząc, że Hitler wodzi go za nos, musiał walnąć pięścią w stół i posłał do Berlina Horace'a Wilsona, aby ten skłonił führera do zmiany stanowiska. Gdyby to się nie udało, Wilson miał wręczyć Niemcom ultimatum: jeżeli wojska niemieckie wkroczą do Czechosłowacji, to z pomocą temu państwu przyjdzie Francja, a Wielka Brytania poprze takie działanie. Tyle że Wilson wciąż był pod wrażeniem czarnych mundurów z alpejskiej willi Hitlera. Z lękiem wyszedł w poniedziałkowe popołudnie
26 września 1938 r. z budynku brytyjskiej ambasady przy Wilhemstrasse w Berlinie. Do Kancelarii Rzeszy nie było daleko, przygrzewało jesienne słońce, więc Wilson w towarzystwie Ivone'a Kirkpatricka, pierwszego sekretarza ambasady, ruszył piechotą.
Gdzie kończy się wytrzymałość dobrego Niemca
Hitler siedział w swoim gabinecie za wielkim biurkiem, otoczony przez kilku współpracowników. Przez dłuższą chwilę w ogóle nie zwracał uwagi na Anglików, którzy wprowadzeni przez esesmana stanęli zdezorientowani przy drzwiach. Była to ledwie zapowiedź tego, co miało spotkać brytyjskich dyplomatów. Wreszcie Hitler zaprosił Anglików, aby usiedli na kanapie. Sam siadł tak blisko, że ich kolana się stykały.
Wilson zaczął ugodowo. Zapewnił führera, że rząd brytyjski nie zgadza się z decyzją rządu czechosłowackiego o ogłoszeniu mobilizacji i podejmie wysiłki mające na celu doprowadzenie do spotkania przedstawicieli Niemiec i Czechosłowacji. Nagle Hitler przerwał mu: "Ta świnia musi być wariatem, jeżeli myśli, że można na mnie wpływać w ten sposób!" - wykrzyknął. "Jeżeli Herr Hitler ma na myśli premiera, to muszę zapewnić, że nie jest wariatem, lecz interesuje go zachowanie pokoju" - spokojnie odparł Wilson. To tylko jeszcze bardziej rozsierdziło Hitlera: "Ograniczenia tego lizydupka mnie nie interesują! To, co mnie interesuje, to moi ludzie w Czechach, którzy są mordowani i torturowani przez tego wstrętnego pederastę Bene�sa! To jest ponad wytrzymałość dobrego Niemca! Czy słyszysz mnie, ty�" - tu padło obraźliwe określenie. Podobno Hitler nazwał Wilsona "głupią świnią". Sam Wilson, pisząc sprawozdanie z rozmowy z führerem, pominął je stwierdzeniem, że "były to słowa, których nie używa się w salonie".
Hitler ponownie zerwał się z kanapy, ale po chwili się uspokoił. Zakończył już w zupełnie innym tonie: "W porządku, uzgodniliśmy. Spotkamy się z Czechami, pod warunkiem że zaakceptują nadanie autonomii Sudetenlandowi i wycofają stamtąd administrację i wojska. Muszę wiedzieć przed 1 października, czy Czesi przyjmą te warunki, czy też mamy ich rozetrzeć. Na zastanowienie daję im dwa dni! Muszę dostać potwierdzającą odpowiedź do środy!".
Hitler, nie żegnając się z Brytyjczykami, wyszedł z gabinetu. W teczce, którą ściskał pod pachą przerażony Wilson, było ultimatum. Nie wręczył go Hitlerowi, gdyż obawiał się o swoje życie. Tłumaczył się potem: "Pomyślałem wówczas: jeżeli powiem to, co powinienem powiedzieć, to może spowodować, że on przekroczy wszelkie granice. Wtedy podjąłem decyzję (że nie wręczę ultimatum - BW)".
Dwa dni później, 28 września, premier Chamberlain oświadczył, że gotów jest się spotkać z przywódcami Niemiec, Włoch i Francji, aby przedyskutować los Europy. Hitler, który za pośrednictwem Mussoliniego dowiedział się o tej propozycji, przyjął zaproszenie do rozmowy.
Winston Churchill, ówczesny pierwszy lord admiralicji, na wieść o konferencji powiedział: "Rząd musiał wybierać między hańbą a wojną. Wybrał hańbę i będzie miał wojnę".
Nie będziemy się kłócić
Rokowania rozpoczęły się rankiem 29 września 1938 r. w Monachium. Hitler przybył z wielką świtą, w której główną rolę odgrywał paradujący w białym mundurze Hermann Göring. Za nim postępował minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop. Włoski dyktator Benito Mussolini przyleciał do Monachium w towarzystwie szefa dyplomacji i zarazem swojego zięcia hrabiego Galeazza Ciano. Francuzów reprezentował premier Eduard Daladier i minister spraw zagranicznych Georges Bonnet. Sztywnego Chamberlaina nie odstępował Horace Wilson.
Byli też Czesi: dr Vojtech Mastny, ambasador z Berlina, i dr Hubert Masarik, przedstawiciel MSZ. Nie zaproszono ich do rokowań, lecz na 12 godzin zamknięto w pokoju obok sali obrad. W końcu zajrzał do nich Horace Wilson. "Będziecie zadowoleni, wiedząc, że osiągnęliśmy porozumienie praktycznie we wszystkim!" - oświadczył triumfalnie. "A jaki będzie nasz los?" - zapytał Mastny. Był zaniepokojony. "Nie jest tak źle, jak mogło być" - odparł wymijająco Wilson. Rozłożył na stole mapę. Czesi w milczeniu patrzyli na linie wyznaczające nowe granice ich państwa. "To jest szokujące! - wykrzyknął Mastny. - To jest okrutne i kryminalnie głupie! Nie tylko oddaliście naszą ziemię, ale poświęciliście naszą obronę! Niech pan spojrzy! To jest nasza linia obrony� i tutaj� i tutaj� - wskazywał palcem na rejony, które zaznaczono jako ziemie mające przypaść Niemcom, a przez które biegły linie potężnych umocnień. - Wszystko to oddaliście nazistom!"
"Przykro mi - Wilson zwinął mapę. - Nie ma sensu się kłócić. Muszę teraz wrócić do premiera". "Żaden aktor nie wypadł tak dobrze na światowej scenie jak Hitler w 1938 r." - uznał po latach Karl Jaspers, słynny niemiecki filozof.
Czwarty rozbiór Polski
Następnego dnia, gdy wieść o podpisanym w Monachium pakcie była już znana całemu światu, na koktajlu, jaki odbywał się w ambasadzie francuskiej w Moskwie, do ambasadora Roberta Coulondre'a podszedł Władimir Potiomkin, zastępca komisarza spraw zagranicznych ZSRR. "Mój biedny przyjacielu - powiedział cicho. - Co wyście zrobili? Teraz nie widzę innego wyjścia niż czwarty rozbiór Polski".
Kreml doskonale wyczuwał okazję przyłączenia się do grabieży, a pakt monachijski uruchomił straszliwą machinę, która niespełna rok później miała pochłonąć całą Europę.
Więcej możesz przeczytać w 35/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.