W zgiełku naszych politycznych sporów trudniej będzie przypomnieć Europie, że bez Sierpnia �80 wyglądałaby inaczej
Prasa donosi o kolejnych obchodach upamiętniających strajki sierpniowe 1980 r. Uroczystości nie są zakrojone na wielką skalę, gdyż rocznica nie jest okrągła - minęły zaledwie 23 lata. Tym bardziej dziwią polityczne spory o to, komu przysługuje tytuł strażnika świętego, "solidarnościowego" ognia. Do pełnienia tej funkcji uzurpuje sobie prawo krajowe kierownictwo NSZZ "Solidarność", ale aspirują też do niego dawni liderzy ruchu na czele z Lechem Wałęsą.
Łatwo się domyślić, że dzisiejsze utarczki i prestiżowe gesty są zaledwie rozgrzewką przed walnym starciem, do jakiego niechybnie dojdzie za dwa lata, w 2005 r. Przypadające wówczas i zasługujące na wielką rocznicową galę ćwierćwiecze Sierpnia '80 nałoży się na dwie ważne kampanie polityczne: wybory parlamentarne oraz wybory prezydenckie. Nie trzeba być prorokiem, aby przewidzieć, że w zabiegach agitacyjnych kandydatów o solidarnościowym życiorysie próba zdyskontowania Sierpnia '80 zajmie poczesne miejsce. W wyborcze szranki stanie zapewne nie zrażony dotychczasowymi porażkami pierwszy szef "Solidarności", były prezydent RP Lech Wałęsa. Jeszcze raz spróbuje on uczynić z cokołu historii, na jaki wyniósł go gdański Sierpień, wyborczą trampolinę. W kąt pójdą bolesne doświadczenia wyborczej porażki z 2000 r., bo jak dźgnięcie ostrogą podziała rywalizacja z Lechem Kaczyńskim, którego widoku w Pałacu Prezydenckim Wałęsa nie potrafiłby ścierpieć.
Bitwa o zawłaszczenie polskiego Sierpnia nie będzie budująca - nie upodobni się do zmagań greckich herosów, lecz do pojedynków w błocie, z których wszyscy zawodnicy wychodzą ufajdani po czubki głów. Kontuzjami i ubabraniem politycznych harcowników można by się nie przejmować, ale najgorsze jest to, że największym przegranym tego spektaklu nie będą oni, lecz sama rocznica. W wirze doraźnej gry wyborczej ulegnie marginalizacji i straci szansę zademonstrowania swojej autentycznej, historycznej doniosłości. W zgiełku politycznych sporów i wzajemnych oskarżeń trudniej będzie przypomnieć Europie, że bez Sierpnia '80 losy kontynentu wyglądałyby zupełnie inaczej. To przecież od robotniczego buntu na wybrzeżu rozpoczęło się kruszenie komunizmu i demontowanie żelaznej kurtyny.
Gdyby udało się pohamować polityczny egoizm i obronić rocznicowe obchody przed wciągnięciem w wyborcze intrygi, można by w 2005 r. uczynić z Gdańska miejsce spotkania jednoczącej się Europy i zorganizować tu wielką fiestę odpowiadającą rozmiarami historycznej doniosłości Sierpnia. Gra warta jest świeczki, ale wymaga wyrzeczenia się przez polityków tego, z czego rezygnują najmniej chętnie, tj. zabiegania o własne powodzenie. Dzisiejsze drobne, rocznicowe intrygi najlepiej pokazują, jak wyboista czeka nas droga do odpowiedniego uhonorowania ćwierćwiecza polskiego Sierpnia.
Łatwo się domyślić, że dzisiejsze utarczki i prestiżowe gesty są zaledwie rozgrzewką przed walnym starciem, do jakiego niechybnie dojdzie za dwa lata, w 2005 r. Przypadające wówczas i zasługujące na wielką rocznicową galę ćwierćwiecze Sierpnia '80 nałoży się na dwie ważne kampanie polityczne: wybory parlamentarne oraz wybory prezydenckie. Nie trzeba być prorokiem, aby przewidzieć, że w zabiegach agitacyjnych kandydatów o solidarnościowym życiorysie próba zdyskontowania Sierpnia '80 zajmie poczesne miejsce. W wyborcze szranki stanie zapewne nie zrażony dotychczasowymi porażkami pierwszy szef "Solidarności", były prezydent RP Lech Wałęsa. Jeszcze raz spróbuje on uczynić z cokołu historii, na jaki wyniósł go gdański Sierpień, wyborczą trampolinę. W kąt pójdą bolesne doświadczenia wyborczej porażki z 2000 r., bo jak dźgnięcie ostrogą podziała rywalizacja z Lechem Kaczyńskim, którego widoku w Pałacu Prezydenckim Wałęsa nie potrafiłby ścierpieć.
Bitwa o zawłaszczenie polskiego Sierpnia nie będzie budująca - nie upodobni się do zmagań greckich herosów, lecz do pojedynków w błocie, z których wszyscy zawodnicy wychodzą ufajdani po czubki głów. Kontuzjami i ubabraniem politycznych harcowników można by się nie przejmować, ale najgorsze jest to, że największym przegranym tego spektaklu nie będą oni, lecz sama rocznica. W wirze doraźnej gry wyborczej ulegnie marginalizacji i straci szansę zademonstrowania swojej autentycznej, historycznej doniosłości. W zgiełku politycznych sporów i wzajemnych oskarżeń trudniej będzie przypomnieć Europie, że bez Sierpnia '80 losy kontynentu wyglądałyby zupełnie inaczej. To przecież od robotniczego buntu na wybrzeżu rozpoczęło się kruszenie komunizmu i demontowanie żelaznej kurtyny.
Gdyby udało się pohamować polityczny egoizm i obronić rocznicowe obchody przed wciągnięciem w wyborcze intrygi, można by w 2005 r. uczynić z Gdańska miejsce spotkania jednoczącej się Europy i zorganizować tu wielką fiestę odpowiadającą rozmiarami historycznej doniosłości Sierpnia. Gra warta jest świeczki, ale wymaga wyrzeczenia się przez polityków tego, z czego rezygnują najmniej chętnie, tj. zabiegania o własne powodzenie. Dzisiejsze drobne, rocznicowe intrygi najlepiej pokazują, jak wyboista czeka nas droga do odpowiedniego uhonorowania ćwierćwiecza polskiego Sierpnia.
Więcej możesz przeczytać w 35/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.