Czy Polska zapłaci odszkodowania wysiedleńcom do Niemiec z lat 70. i 80.?
Kilkaset tysięcy dzisiejszych obywateli Niemiec, którzy opuścili Polskę po 1970 r. - zwanych volkswagendeutschami - ma szansę odzyskać mienie pozostawione w starym kraju. W najlepszej sytuacji prawnej są ci, którzy wyjechali na podstawie umowy Gierek - Schmidt z 1975 r. W zamian za pożyczkę w wysokości miliarda marek polska strona zobowiązała się zgodzić na wyjazd obywateli pochodzenia niemieckiego. Część z nich musiała przekazać swój majątek na rzecz skarbu państwa. Precedens już mamy: Richard Kiezun (wcześniej Ryszard Kieżuń) otrzymał z Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie propozycję ugody przewidującą zwrot części mienia lub odszkodowanie. Zanim w latach 80. Kiezun wyjechał na stałe do Niemiec, sprzedał swoją zagrodę i dom w gminie Dowidy nieopodal Olsztyna. Zostawił ziemię i las, które przejęło państwo. Jak się teraz okazuje - bezprawnie.
Dom za paszport
Choć postawienie polskich obywateli pochodzenia niemieckiego przed wyborem "dom albo paszport" łamało nawet peerelowską konstytucję, na razie nie starają się oni odzyskać pozostawionego mienia. Taka możliwość jednak istnieje. W wypadku 100 tys. osób jest także prostszy sposób. Otóż polskim urzędnikom nie chciało się dopełnić minimum formalności wymaganych przy przejmowaniu poniemieckiego majątku (m.in. Richarda Kiezuna). Procedura przepisania tzw. majątku opuszczonego przewidywała, że jeśli nie uda się odnaleźć właściciela porzuconej nieruchomości, po jej przejęciu należy wywiesić w gminnej gablocie odpowiednie obwieszczenie. Ówcześni urzędnicy, nie przewidując zmian, jakie dokonały się po 1989 r., takimi drobiazgami się nie przejmowali i obwieszczeń przeważnie nie wywieszali. - Pytałem kilku gminnych urzędników z tamtych czasów i przyznawali, że ten wymóg na ogół nie był wypełniany - potwierdza Adam Sierzputowski, starosta olsztyński. To, że nie wywieszono stosownego ogłoszenia, sprawiło, że Richard Kiezun uzyskał korzystną dla siebie decyzję o zadośćuczynieniu. W wielu wypadkach tzw. przepisań majątku na rzecz skarbu państwa dokonywano pod przymusem - uzależniając od tego wydanie paszportu. Udowodnienie tego (choćby poprzez przedstawienie świadków) również umożliwia odzyskanie mienia.
Kilkaset hektarów ziemi opuszczonej przez wyjeżdżających do Niemiec przejął Ośrodek Wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów w Łańsku. Kiedy kierował nim płk Kazimierz Doskoczyński, były osobisty ochroniarz Bolesława Bieruta, skromna leśniczówka Lalka rozrosła się do rozmiarów latyfundium, wchłaniając okoliczne wioski. Pierwsze były Rybaki, potem podobny los spotkał Orzechowo. Mieszkańcom tych wiosek paszporty emigracyjne przynoszono do domu. Nie udało się przejąć ziemi we wsi Pluski - tam tylko kilku gospodarzy przekazało swój majątek. Teraz mają szansę na jego odzyskanie. Właśnie z Plusek pochodzi rodzina Agnieszki Knorr, która - jak twierdzi - została zmuszona do oddania ziemi na rzecz skarbu państwa. Procesowała się o zwrot majątku, lecz przegrała. Sąd Najwyższy - na drodze kasacji - zdecydował jednak, że Agnieszka Knorr odzyska zagarniętą jej rodzicom ziemię. Pomógł kruczek prawny. Dekret o majątkach opuszczonych mówił tylko o właścicielach nie zaś o ich spadkobiercach.
Podwójne Życie "póŹnych wysiedleŃców"
W latach 70. i 80. władze PRL pozbyły się z terenu Warmii i Mazur około 200 tys. obywateli. Część z nich wyemigrowała oficjalnie, zrzekając się obywatelstwa. Część zwyczajnie nie wróciła z wyjazdów turystycznych. Ci, którzy mieli atrakcyjnie położone gospodarstwa nad jeziorami, do wyjazdu zostali zmuszeni. Tzw. spätaussiedlerzy, czyli późni wysiedleńcy, po przybyciu do Niemiec otrzymywali finansowane z budżetu państwa mieszkania, fundowano im kursy językowe, znajdowano pracę, a co najważniejsze - na podstawie ogólnikowych oświadczeń - wypłacano odszkodowania za majątki pozostawione w Polsce.
Po 1989 r. emigranci zaczęli masowo występować z wnioskami o powtórne nadanie lub przywrócenie polskiego obywatelstwa. Ci, którzy kilka lat wcześniej szukali dziadka w
Wehrmachcie, przypominali sobie, że drugi służył u Andersa. Wykorzystywali też uchybienia urzędników wydających decyzje o przejęciu majątku na rzecz skarbu państwa polskiego. Takim uchybieniem może być na przykład brak odpowiedniego wpisu w księgach wieczystych.
WydoiĆ krowĘ dwa razy
Starosta Adam Sierzputowski twierdzi, że ma sposób na powstrzymanie fali roszczeń. W niemieckim Urzędzie Kompensacyjnym, który wypłacał wysiedleńcom odszkodowania, dowiedział się bowiem, że podpisywali oni oświadczenia, w których zobowiązywali się do zwrotu odszkodowania w wypadku odzyskania majątku w Polsce. - Podpisy pod składanymi w Niemczech wnioskami o rekompensatę za utracone mienie gwarantują, że nie dojdzie do dwukrotnego wydojenia tej samej krowy - mówi Sierzputowski. Stanisław Kowalski, wojewódzki inspektor nadzoru geodezyjnego, uważa, że sprawa nie jest taka prosta. - Jeżeli o zwrot majątku stara się polski obywatel, nie ma podstawy prawnej, by zawiadamiać stronę niemiecką i domagać się stosownych dokumentów - mówi Kowalski. A polskimi obywatelami są nadal osoby, które w latach 80. wyjechały za granicę na podstawie paszportu turystycznego i osiedliły się w Niemczech. Nie zrezygnowały one z polskiego obywatelstwa, a władzom PRL nie zgłaszały wyjazdu. Niektóre do tej pory mają polski meldunek. Stanisław Kowalski liczy też na to, że przed wysuwaniem roszczeń może powstrzymać emigrantów ewentualność wypłacenia obecnym użytkownikom nieruchomości zadośćuczynień za poniesione inwestycje.
Po ugodzie zaproponowanej przez władze Richardowi Kiezuniowi w kolejce czekają kolejne wnioski o zwrot lub odszkodowania. Wkrótce można się spodziewać tysięcy następnych - na Warmii i Mazurach, na Górnym Śląsku i Opolszczyźnie, skąd wywodzi się pół miliona "późnych wypędzonych". Po raz kolejny okazuje się, że prawem własności nie można żonglować na polityczne zamówienie. Ewentualne odszkodowania będą kolejną spuścizną po rzekomo złotych latach Gierka, za którymi tęskni ponad połowa Polaków. Także oni złożą się na odszkodowania.
Cezary Gmyz
Współpraca: Jagoda Mytych
Dom za paszport
Choć postawienie polskich obywateli pochodzenia niemieckiego przed wyborem "dom albo paszport" łamało nawet peerelowską konstytucję, na razie nie starają się oni odzyskać pozostawionego mienia. Taka możliwość jednak istnieje. W wypadku 100 tys. osób jest także prostszy sposób. Otóż polskim urzędnikom nie chciało się dopełnić minimum formalności wymaganych przy przejmowaniu poniemieckiego majątku (m.in. Richarda Kiezuna). Procedura przepisania tzw. majątku opuszczonego przewidywała, że jeśli nie uda się odnaleźć właściciela porzuconej nieruchomości, po jej przejęciu należy wywiesić w gminnej gablocie odpowiednie obwieszczenie. Ówcześni urzędnicy, nie przewidując zmian, jakie dokonały się po 1989 r., takimi drobiazgami się nie przejmowali i obwieszczeń przeważnie nie wywieszali. - Pytałem kilku gminnych urzędników z tamtych czasów i przyznawali, że ten wymóg na ogół nie był wypełniany - potwierdza Adam Sierzputowski, starosta olsztyński. To, że nie wywieszono stosownego ogłoszenia, sprawiło, że Richard Kiezun uzyskał korzystną dla siebie decyzję o zadośćuczynieniu. W wielu wypadkach tzw. przepisań majątku na rzecz skarbu państwa dokonywano pod przymusem - uzależniając od tego wydanie paszportu. Udowodnienie tego (choćby poprzez przedstawienie świadków) również umożliwia odzyskanie mienia.
Kilkaset hektarów ziemi opuszczonej przez wyjeżdżających do Niemiec przejął Ośrodek Wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów w Łańsku. Kiedy kierował nim płk Kazimierz Doskoczyński, były osobisty ochroniarz Bolesława Bieruta, skromna leśniczówka Lalka rozrosła się do rozmiarów latyfundium, wchłaniając okoliczne wioski. Pierwsze były Rybaki, potem podobny los spotkał Orzechowo. Mieszkańcom tych wiosek paszporty emigracyjne przynoszono do domu. Nie udało się przejąć ziemi we wsi Pluski - tam tylko kilku gospodarzy przekazało swój majątek. Teraz mają szansę na jego odzyskanie. Właśnie z Plusek pochodzi rodzina Agnieszki Knorr, która - jak twierdzi - została zmuszona do oddania ziemi na rzecz skarbu państwa. Procesowała się o zwrot majątku, lecz przegrała. Sąd Najwyższy - na drodze kasacji - zdecydował jednak, że Agnieszka Knorr odzyska zagarniętą jej rodzicom ziemię. Pomógł kruczek prawny. Dekret o majątkach opuszczonych mówił tylko o właścicielach nie zaś o ich spadkobiercach.
Podwójne Życie "póŹnych wysiedleŃców"
W latach 70. i 80. władze PRL pozbyły się z terenu Warmii i Mazur około 200 tys. obywateli. Część z nich wyemigrowała oficjalnie, zrzekając się obywatelstwa. Część zwyczajnie nie wróciła z wyjazdów turystycznych. Ci, którzy mieli atrakcyjnie położone gospodarstwa nad jeziorami, do wyjazdu zostali zmuszeni. Tzw. spätaussiedlerzy, czyli późni wysiedleńcy, po przybyciu do Niemiec otrzymywali finansowane z budżetu państwa mieszkania, fundowano im kursy językowe, znajdowano pracę, a co najważniejsze - na podstawie ogólnikowych oświadczeń - wypłacano odszkodowania za majątki pozostawione w Polsce.
Po 1989 r. emigranci zaczęli masowo występować z wnioskami o powtórne nadanie lub przywrócenie polskiego obywatelstwa. Ci, którzy kilka lat wcześniej szukali dziadka w
Wehrmachcie, przypominali sobie, że drugi służył u Andersa. Wykorzystywali też uchybienia urzędników wydających decyzje o przejęciu majątku na rzecz skarbu państwa polskiego. Takim uchybieniem może być na przykład brak odpowiedniego wpisu w księgach wieczystych.
WydoiĆ krowĘ dwa razy
Starosta Adam Sierzputowski twierdzi, że ma sposób na powstrzymanie fali roszczeń. W niemieckim Urzędzie Kompensacyjnym, który wypłacał wysiedleńcom odszkodowania, dowiedział się bowiem, że podpisywali oni oświadczenia, w których zobowiązywali się do zwrotu odszkodowania w wypadku odzyskania majątku w Polsce. - Podpisy pod składanymi w Niemczech wnioskami o rekompensatę za utracone mienie gwarantują, że nie dojdzie do dwukrotnego wydojenia tej samej krowy - mówi Sierzputowski. Stanisław Kowalski, wojewódzki inspektor nadzoru geodezyjnego, uważa, że sprawa nie jest taka prosta. - Jeżeli o zwrot majątku stara się polski obywatel, nie ma podstawy prawnej, by zawiadamiać stronę niemiecką i domagać się stosownych dokumentów - mówi Kowalski. A polskimi obywatelami są nadal osoby, które w latach 80. wyjechały za granicę na podstawie paszportu turystycznego i osiedliły się w Niemczech. Nie zrezygnowały one z polskiego obywatelstwa, a władzom PRL nie zgłaszały wyjazdu. Niektóre do tej pory mają polski meldunek. Stanisław Kowalski liczy też na to, że przed wysuwaniem roszczeń może powstrzymać emigrantów ewentualność wypłacenia obecnym użytkownikom nieruchomości zadośćuczynień za poniesione inwestycje.
Po ugodzie zaproponowanej przez władze Richardowi Kiezuniowi w kolejce czekają kolejne wnioski o zwrot lub odszkodowania. Wkrótce można się spodziewać tysięcy następnych - na Warmii i Mazurach, na Górnym Śląsku i Opolszczyźnie, skąd wywodzi się pół miliona "późnych wypędzonych". Po raz kolejny okazuje się, że prawem własności nie można żonglować na polityczne zamówienie. Ewentualne odszkodowania będą kolejną spuścizną po rzekomo złotych latach Gierka, za którymi tęskni ponad połowa Polaków. Także oni złożą się na odszkodowania.
Cezary Gmyz
Współpraca: Jagoda Mytych
Więcej możesz przeczytać w 35/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.