Podpisując umowy z Heritage Films Lwa Rywina, TVP z góry zakładała, że na tym straci.
Tylko Lew Rywin zarabiał na współpracy telewizji publicznej z jego firmą Heritage Films - wynika z raportu Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego sporządzonego na zlecenie sejmowej komisji śledczej. Autorzy raportu zarzucają kierowanej przez Roberta Kwiatkowskiego TVP zaniechanie nadzoru nad produkcjami Heritage Films (firma Lwa i Marcina Rywinów), faworyzowanie tej firmy przez tworzenie "wyjątkowo korzystnych warunków kontraktowych" oraz tolerowanie naruszeń umowy. Aż 25 proc. pieniędzy wydawanych przez TVP na produkcję filmów przechodziło przez Heritage Films. Tyle samo rozdzielono między 37 innych producentów. Średnie dofinansowanie produkcji Heritage Films wynosiło 3,4 mln zł, podczas gdy w wypadku innych producentów - tylko 759 tys. zł.
- Wszystko wskazuje na to, że przy produkcji "Wiedźmina" TVP z góry zakładała, że wyda więcej, niż zarobi. Odwrotnie niż producent, czyli Heritage Films. Podpisując umowę z tym producentem, publiczna telewizja z założenia więc traciła - mówi Zbigniew Ziobro (PiS), członek sejmowej komisji śledczej. Kontrakty zawierane przy produkcji "Wiedźmina" przez Heritage Films z kontrahentami zewnętrznymi drastycznie naruszały interesy TVP. W efekcie została ona pozbawiona wszelkich korzyści z rozpowszechniania filmu kinowego (mimo prawie milionowej widowni). Było to możliwe, bo firma Rywina bezkarnie łamała warunki kontraktu zawartego z telewizją. Kto na tym zyskał oprócz Rywina?
Skok na kasę
Raport ABW wytyka TVP akceptowanie gigantycznych kosztów ubezpieczeń produkcji (dziesięciokrotnie wyższych niż przy innych przedsięwzięciach o podobnej skali), brak nadzoru nad procesem produkcji czy wyrażanie zgody na przekraczanie uzgodnionego budżetu. Przedstawiane przez firmę Rywina rozliczenia zarząd telewizji przyjmował bez uwag. Najwięcej TVP straciła na "Wiedźminie", "Przedwiośniu" (produkcja Message Film) oraz "Quo vadis" (produkcja firma Chronos). Na realizację tych trzech filmów przeznaczyła w sumie 37 mln zł. To ogromna kwota, zważywszy na to, że roczne wydatki TVP na produkcję filmową nie przekraczały w ostatnich latach 20 mln zł. Umowy na największe w historii polskiej telewizji produkcje dysponenci publicznego grosza podpisali w ciągu zaledwie sześciu dni.
Już podczas realizacji filmów działy się różne cuda. W wypadku "Quo vadis" zwolnienia z podatku VAT na niektóre usługi produkcyjne, m.in. montaż i dubbing, bezpodstawnie rozszerzono na inne usługi - zatrudnianie firm ochroniarskich czy budowę bardzo drogiej dekoracji. Co znamienne, dekoracja ta spłonęła, więc trudno ocenić, ile w rzeczywistości kosztowała. Wspólne dla producentów "Wiedźmina", "Quo vadis" i "Przedwiośnia" jest to, że wspomniane firmy de facto są atrapami. Heritage Films aż do momentu produkcji "Pana Tadeusza" Andrzeja Wajdy (1999 r.) przynosiła straty. Z kolei kapitał założycielski spółki Message Film, utworzonej przez Dariusza Jabłońskiego i Filipa Bajona, wynosił zaledwie 4 tys. zł, podczas gdy "Przedwiośnie" kosztowało aż 21 mln zł. "Do chwili zakończenia wszelkich prac związanych z produkcją filmu fabularnego i serialu "Przedwiośnie" spółka nie będzie prowadzić żadnej innej działalności"- czytamy w dokumentach Message Film. To oznacza, że firma była pomysłem na jeden interes - złoty strzał! Podobny status ma spółka Chronos Film (również dysponująca kapitałem w wysokości 4 tys. zł), która otrzymała zlecenie na produkcję "Quo vadis". Podczas realizacji filmu Chronos Film ustanowił polski rekord wszech czasów - budżet dzieła w ciągu dwóch lat wzrósł z 48 mln zł do 79 mln zł. Kto zarobił na takim windowaniu kosztów?
Twórcza księgowość
Zdaniem naszych rozmówców z branży filmowej, zarabia się na produkcji, a nie na filmie - im wyższe koszty, tym większy zarobek. Budżet oblicza się na przykład na tysiąc statystów, sto samochodów i wykonanie dekoracji za milion złotych. W rzeczywistości zatrudnia się połowę statystów, wynajmuje kilkanaście samochodów, a dekoracje robi za 20-30 proc. przeznaczonego na ten cel budżetu. To, co zostaje, stanowi czysty zysk do podziału. Udowodnienie oszustwa graniczy z cudem, bo kontrole wewnętrzne podlegają osobom zatwierdzającym budżet. - Im bardziej wchodziłem w branżę filmową, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że tutaj obowiązuje zmowa milczenia, a niepokornych się karze - mówi "Wprost" reżyser Sylwester Latkowski, autor m.in. "Gwiazdora" i "Nakręconych". - Kiedyś jeden z telewizyjnych decydentów po mojej krytycznej publicznej wypowiedzi zadzwonił do mojego producenta i stwierdził, że jestem skończony. Twórcy filmowi są skazani na TVP, bo stacje komercyjne nie chcą inwestować w rachityczne polskie kino, a swoje zobowiązania koncesyjne regulują pojedynczymi projektami. To TVP rozdaje karty i narzuca reguły gry - od produkcji filmowych po festiwale. Jeśli się tych reguł nie akceptuje, wpada się w niebyt - dodaje Latkowski.
Bermudzki trójkąt towarzyski
Zdaniem naszych informatorów, mechanizm zarabiania przy okazji współprodukcji filmów powstał w połowie lat 90., kiedy prezesem TVP został Robert Kwiatkowski. Ten mechanizm rozwinięto w latach 1998-2002. Kwiatkowski należał do kręgu towarzyskiego Rywina, bywał w jego domu na Mazurach. "Bardzo ceniłem naszą znajomość. Kontaktów z panem Rywinem nie wstydzę się i nie zamierzam ukrywać" - zeznał przed komisją śledczą Kwiatkowski. To na niego powoływał się Rywin, gdy przyszedł do Adama Michnika, redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", i proponował za łapówkę kompromis między rządem a nadawcami prywatnymi. To z Kwiatkowskim rozmawiał przez telefon przed i po spotkaniu z prezes Agory Wandą Rapaczyńską. Dzięki telewizji publicznej Rywin miał na rynku producentów filmowych status potentata, choć w rzeczywistości jego firma cały czas była w kiepskiej kondycji.
- Bogusław Linda i Maciej Ślesicki zaproponowali mi produkcję "Sary". Gdy dowiedział się o tym Lew Rywin, oznajmił mi, że zablokuje projekt. Stwierdził, że jedyną szansą na powstanie filmu jest oddanie praw jego firmie - mówi "Wprost" Janusz Dorosiewicz, producent m.in. "Psów 2". Film powstał, producentem był Rywin.
Rozgrywający Kwaśniewski
O opinię na temat wykorzystywania twórczej księgowości przy produkcji polskich filmów poprosiliśmy Jacka Bromskiego, prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Odmówił wypowiedzi. Być może dlatego, że to, co miał do powiedzenia, już powiedział - na poufnym spotkaniu z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Do spotkania doszło jesienią 2001 r. Prezydent poprosił, by filmowcy opowiedzieli o problemach środowiska. Wtedy zrelacjonowali zasady przepływu lewej kasy przez filmowe budżety. Według naszych informatorów, którzy uczestniczyli w tym spotkaniu, jego skutkiem było rozbicie istniejącego układu. Prezydent Kwaśniewski spotkał się nazajutrz z prezesem TVP i zażądał zmian w funkcjonowaniu Agencji Filmowej (przy okazji zażyczył sobie zwiększenia czasu antenowego na sport). Nasi informatorzy twierdzą, że w gruncie rzeczy chodziło o to, żeby dać zarobić szerszej grupie. Kilka miesięcy po tym spotkaniu z telewizji odszedł dyrektor Agencji Filmowej Sławomir Rogowski - objął stanowisko wiceprezesa Totalizatora Sportowego.
Praworządny Kwiatkowski
18 lutego 2003 r. komisja śledcza zwróciła się do prokuratora generalnego, by zlecił ABW czynności śledcze w sprawie finansowania produkcji filmów przez TVP. Bezpośrednim powodem złożenia wniosku były zeznania Michnika. Stwierdził on: "Usiłowaliśmy dotrzeć do ekspertyz, które wskazywałyby na interesy Lwa Rywina i Heritage Films, dlatego że w rozmowie z prezes Wandą Rapaczyńską pan Lew Rywin sugerował, że to może być rodzaj pralni pieniędzy". Trzy miesiące później o nieprawidłowościach w TVP zawiadomił Prokuraturę Okręgową w Warszawie prezes Kwiatkowski. Dlaczego zrobił to tak późno, skoro o patologicznych mechanizmach finansowania współprodukcji wiedział od lat?
15 września 2003 r. prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie. - Śledztwo dotyczy przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków, do czego mogło dojść w latach 2000-2002. Chodzi o finansowanie produkcji filmowych i wyrządzenie znacznej szkody w mieniu TVP - mówi "Wprost" prokurator Maciej Kujawski. Na pytanie, czy śledztwo będzie prowadzone przeciwko komuś, Kujawski odpowiada: - Pieniądze zostały komuś powierzone i ktoś je wydał. Postawienie zarzutów konkretnym osobom jest więc bardzo prawdopodobne.
- Wszystko wskazuje na to, że przy produkcji "Wiedźmina" TVP z góry zakładała, że wyda więcej, niż zarobi. Odwrotnie niż producent, czyli Heritage Films. Podpisując umowę z tym producentem, publiczna telewizja z założenia więc traciła - mówi Zbigniew Ziobro (PiS), członek sejmowej komisji śledczej. Kontrakty zawierane przy produkcji "Wiedźmina" przez Heritage Films z kontrahentami zewnętrznymi drastycznie naruszały interesy TVP. W efekcie została ona pozbawiona wszelkich korzyści z rozpowszechniania filmu kinowego (mimo prawie milionowej widowni). Było to możliwe, bo firma Rywina bezkarnie łamała warunki kontraktu zawartego z telewizją. Kto na tym zyskał oprócz Rywina?
Skok na kasę
Raport ABW wytyka TVP akceptowanie gigantycznych kosztów ubezpieczeń produkcji (dziesięciokrotnie wyższych niż przy innych przedsięwzięciach o podobnej skali), brak nadzoru nad procesem produkcji czy wyrażanie zgody na przekraczanie uzgodnionego budżetu. Przedstawiane przez firmę Rywina rozliczenia zarząd telewizji przyjmował bez uwag. Najwięcej TVP straciła na "Wiedźminie", "Przedwiośniu" (produkcja Message Film) oraz "Quo vadis" (produkcja firma Chronos). Na realizację tych trzech filmów przeznaczyła w sumie 37 mln zł. To ogromna kwota, zważywszy na to, że roczne wydatki TVP na produkcję filmową nie przekraczały w ostatnich latach 20 mln zł. Umowy na największe w historii polskiej telewizji produkcje dysponenci publicznego grosza podpisali w ciągu zaledwie sześciu dni.
Już podczas realizacji filmów działy się różne cuda. W wypadku "Quo vadis" zwolnienia z podatku VAT na niektóre usługi produkcyjne, m.in. montaż i dubbing, bezpodstawnie rozszerzono na inne usługi - zatrudnianie firm ochroniarskich czy budowę bardzo drogiej dekoracji. Co znamienne, dekoracja ta spłonęła, więc trudno ocenić, ile w rzeczywistości kosztowała. Wspólne dla producentów "Wiedźmina", "Quo vadis" i "Przedwiośnia" jest to, że wspomniane firmy de facto są atrapami. Heritage Films aż do momentu produkcji "Pana Tadeusza" Andrzeja Wajdy (1999 r.) przynosiła straty. Z kolei kapitał założycielski spółki Message Film, utworzonej przez Dariusza Jabłońskiego i Filipa Bajona, wynosił zaledwie 4 tys. zł, podczas gdy "Przedwiośnie" kosztowało aż 21 mln zł. "Do chwili zakończenia wszelkich prac związanych z produkcją filmu fabularnego i serialu "Przedwiośnie" spółka nie będzie prowadzić żadnej innej działalności"- czytamy w dokumentach Message Film. To oznacza, że firma była pomysłem na jeden interes - złoty strzał! Podobny status ma spółka Chronos Film (również dysponująca kapitałem w wysokości 4 tys. zł), która otrzymała zlecenie na produkcję "Quo vadis". Podczas realizacji filmu Chronos Film ustanowił polski rekord wszech czasów - budżet dzieła w ciągu dwóch lat wzrósł z 48 mln zł do 79 mln zł. Kto zarobił na takim windowaniu kosztów?
Twórcza księgowość
Zdaniem naszych rozmówców z branży filmowej, zarabia się na produkcji, a nie na filmie - im wyższe koszty, tym większy zarobek. Budżet oblicza się na przykład na tysiąc statystów, sto samochodów i wykonanie dekoracji za milion złotych. W rzeczywistości zatrudnia się połowę statystów, wynajmuje kilkanaście samochodów, a dekoracje robi za 20-30 proc. przeznaczonego na ten cel budżetu. To, co zostaje, stanowi czysty zysk do podziału. Udowodnienie oszustwa graniczy z cudem, bo kontrole wewnętrzne podlegają osobom zatwierdzającym budżet. - Im bardziej wchodziłem w branżę filmową, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że tutaj obowiązuje zmowa milczenia, a niepokornych się karze - mówi "Wprost" reżyser Sylwester Latkowski, autor m.in. "Gwiazdora" i "Nakręconych". - Kiedyś jeden z telewizyjnych decydentów po mojej krytycznej publicznej wypowiedzi zadzwonił do mojego producenta i stwierdził, że jestem skończony. Twórcy filmowi są skazani na TVP, bo stacje komercyjne nie chcą inwestować w rachityczne polskie kino, a swoje zobowiązania koncesyjne regulują pojedynczymi projektami. To TVP rozdaje karty i narzuca reguły gry - od produkcji filmowych po festiwale. Jeśli się tych reguł nie akceptuje, wpada się w niebyt - dodaje Latkowski.
Bermudzki trójkąt towarzyski
Zdaniem naszych informatorów, mechanizm zarabiania przy okazji współprodukcji filmów powstał w połowie lat 90., kiedy prezesem TVP został Robert Kwiatkowski. Ten mechanizm rozwinięto w latach 1998-2002. Kwiatkowski należał do kręgu towarzyskiego Rywina, bywał w jego domu na Mazurach. "Bardzo ceniłem naszą znajomość. Kontaktów z panem Rywinem nie wstydzę się i nie zamierzam ukrywać" - zeznał przed komisją śledczą Kwiatkowski. To na niego powoływał się Rywin, gdy przyszedł do Adama Michnika, redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", i proponował za łapówkę kompromis między rządem a nadawcami prywatnymi. To z Kwiatkowskim rozmawiał przez telefon przed i po spotkaniu z prezes Agory Wandą Rapaczyńską. Dzięki telewizji publicznej Rywin miał na rynku producentów filmowych status potentata, choć w rzeczywistości jego firma cały czas była w kiepskiej kondycji.
- Bogusław Linda i Maciej Ślesicki zaproponowali mi produkcję "Sary". Gdy dowiedział się o tym Lew Rywin, oznajmił mi, że zablokuje projekt. Stwierdził, że jedyną szansą na powstanie filmu jest oddanie praw jego firmie - mówi "Wprost" Janusz Dorosiewicz, producent m.in. "Psów 2". Film powstał, producentem był Rywin.
Rozgrywający Kwaśniewski
O opinię na temat wykorzystywania twórczej księgowości przy produkcji polskich filmów poprosiliśmy Jacka Bromskiego, prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Odmówił wypowiedzi. Być może dlatego, że to, co miał do powiedzenia, już powiedział - na poufnym spotkaniu z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Do spotkania doszło jesienią 2001 r. Prezydent poprosił, by filmowcy opowiedzieli o problemach środowiska. Wtedy zrelacjonowali zasady przepływu lewej kasy przez filmowe budżety. Według naszych informatorów, którzy uczestniczyli w tym spotkaniu, jego skutkiem było rozbicie istniejącego układu. Prezydent Kwaśniewski spotkał się nazajutrz z prezesem TVP i zażądał zmian w funkcjonowaniu Agencji Filmowej (przy okazji zażyczył sobie zwiększenia czasu antenowego na sport). Nasi informatorzy twierdzą, że w gruncie rzeczy chodziło o to, żeby dać zarobić szerszej grupie. Kilka miesięcy po tym spotkaniu z telewizji odszedł dyrektor Agencji Filmowej Sławomir Rogowski - objął stanowisko wiceprezesa Totalizatora Sportowego.
Praworządny Kwiatkowski
18 lutego 2003 r. komisja śledcza zwróciła się do prokuratora generalnego, by zlecił ABW czynności śledcze w sprawie finansowania produkcji filmów przez TVP. Bezpośrednim powodem złożenia wniosku były zeznania Michnika. Stwierdził on: "Usiłowaliśmy dotrzeć do ekspertyz, które wskazywałyby na interesy Lwa Rywina i Heritage Films, dlatego że w rozmowie z prezes Wandą Rapaczyńską pan Lew Rywin sugerował, że to może być rodzaj pralni pieniędzy". Trzy miesiące później o nieprawidłowościach w TVP zawiadomił Prokuraturę Okręgową w Warszawie prezes Kwiatkowski. Dlaczego zrobił to tak późno, skoro o patologicznych mechanizmach finansowania współprodukcji wiedział od lat?
15 września 2003 r. prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie. - Śledztwo dotyczy przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków, do czego mogło dojść w latach 2000-2002. Chodzi o finansowanie produkcji filmowych i wyrządzenie znacznej szkody w mieniu TVP - mówi "Wprost" prokurator Maciej Kujawski. Na pytanie, czy śledztwo będzie prowadzone przeciwko komuś, Kujawski odpowiada: - Pieniądze zostały komuś powierzone i ktoś je wydał. Postawienie zarzutów konkretnym osobom jest więc bardzo prawdopodobne.
Więcej możesz przeczytać w 41/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.