Drogi Bobku! Właśnie dotarły do mnie złe wieści, żeś legł powalony przez ciężką grypę. Dość niecodzienna to pora roku na takie dolegliwości, nie przysyłam Ci więc buteleczki rumu do przyprawienia herbaty, co uczyniłbym niechybnie za dwa lub trzy miesiące, ale radzę, byś raczył się czosnkiem.
Czosnek ma podobno moc bakteriobójczą. I do tego dobrze robi na serce. Wiesz, że w średniowieczu leczono czosnkiem nawet dżumę, cholerę i opętanie przez złe moce? Naturalnie, nie życzę Ci dżumy ani nie obawiam się, że wejdzie w Ciebie szatan, tak jak nie spodziewam się, abyś miał się bronić przed wampirami. Chcę Ci tylko zwrócić uwagę, że w Twoim obecnym położeniu powinieneś tym bardziej dać folgę swej
- znanej mi przecież - skłonności do tej rośliny cebulowej z rodziny liliowatych. A co do nieuniknionego ziania, to nakarm tym samym Agnieszkę i chłopaków! I koniec problemu.
Swoją drogą jestem właśnie "w temacie czosnku", jako że Miryna opracowała w naszym domowym laboratorium kulinarnym wspaniałą potrawę ze smażonych prawdziwków, oliwek i rzeczonego czosnku. Muszę Ci wyznać, że nigdy nie miałem przekonania do łączenia grzybów z czosnkiem (nawet rydze po katalońsku mnie nie przekonywały). A tu nagle okazuje się, że gdy czosnek usmażyć osobno i to na chrupko, na ostrym ogniu, aż się po wierzchu przyfrytuje i nabierze konsystencji, jakby był kandyzowany, to jego współudział w patelnianej awanturze z grzybami nabiera zupełnie nowego sensu!
To niesamowite, jak czosnek zmienia smak, aromat i działanie w zależności od tego, czym i w jakim stopniu go potraktować. Na przykład do szpinaku, gdy się bardziej smaży niż dusi liście, genialnie pasuje czosnek lekko przypalony. Albo czosnek pieczony w główce, a potem rozcięty w poprzek na dwie połówki wyjadane małym widelczykiem...
Twoje zdrowie, Przyjacielu, kuruj się jak najmilej.
Liliowaty Bikont
Uzdrawiający
Piotrusiu!
Rum możesz przysłać, przyda się na później, a czosnku rzeczywiście nie musisz, mam go w domu tyle, że przetrzymam oblężenie. Wiarę w jego magiczną moc otrzymałem od pana Bolesława Lipnickiego, którego zwałem dziadkiem, choć był dziadkiem mej kuzynki. Człowiek ten był latarnią mego dzieciństwa. Oryginał niezwykły, warszawiak z urodzenia, przedwojenny konstruktor lotniczy, osiadł po powstaniu w Krakowie, odwiedzał nas codziennie i wpajał mi swe życiowe mądrości. Otóż posilał on się głównie czosnkiem zjadanym na surowo i kiszoną kapustą. Równie zdrowotne właściwości przypisywał ćmadze, czyli własnoręcznie pędzonym destylatom, a na katar jedyny ratunek widział w dymie machorki wypuszczanym przez nos. O ówcześnie rządzących nie wypowiadał się inaczej jak kacapy, tylko w chwilach najlepszego humoru zwał ich bolszewikami. Codziennie powtarzał się ten sam rytuał. Przychodził, moja babcia mówiła: "Bolciu, znowu nażarłeś się czosnku!", a on na to: "Mamunia, nie bądź husytką, te kacapy już całkiem zwariowały". Tu przechodzili do komentowania ostatnich posunięć Gomułki, a potem Gierka. Dziadek żył bardzo długo.
Pobierałem u niego licealne korepetycje z matematyki, lecz o matematyce mówiliśmy mało. Jedliśmy surowy czosnek na chlebie, oprószony szarą gruboziarnistą solą, pili jego bimber i palili moje papierosy. On dym nieodmiennie przez nos wypuszczał i mówił, że lepsza byłaby sowiecka machora, bo ta każdą bakterię zabije.
Leżę więc teraz w łóżku, kwękając (jak się jeździ jesienią skuterem, nie wolno zapominać o szaliku), jem czosnek, puszczam dym nosem, ćmagi chwilowo nie piję, lecz za dwa albo trzy dni przez wzgląd na pamięć dziadka Bolka chyba zacznę przyjmować lecznicze dawki. Niech żyje czosnek, z kacapami precz!
Twój cierpiący RM
- znanej mi przecież - skłonności do tej rośliny cebulowej z rodziny liliowatych. A co do nieuniknionego ziania, to nakarm tym samym Agnieszkę i chłopaków! I koniec problemu.
Swoją drogą jestem właśnie "w temacie czosnku", jako że Miryna opracowała w naszym domowym laboratorium kulinarnym wspaniałą potrawę ze smażonych prawdziwków, oliwek i rzeczonego czosnku. Muszę Ci wyznać, że nigdy nie miałem przekonania do łączenia grzybów z czosnkiem (nawet rydze po katalońsku mnie nie przekonywały). A tu nagle okazuje się, że gdy czosnek usmażyć osobno i to na chrupko, na ostrym ogniu, aż się po wierzchu przyfrytuje i nabierze konsystencji, jakby był kandyzowany, to jego współudział w patelnianej awanturze z grzybami nabiera zupełnie nowego sensu!
To niesamowite, jak czosnek zmienia smak, aromat i działanie w zależności od tego, czym i w jakim stopniu go potraktować. Na przykład do szpinaku, gdy się bardziej smaży niż dusi liście, genialnie pasuje czosnek lekko przypalony. Albo czosnek pieczony w główce, a potem rozcięty w poprzek na dwie połówki wyjadane małym widelczykiem...
Twoje zdrowie, Przyjacielu, kuruj się jak najmilej.
Liliowaty Bikont
Uzdrawiający
Piotrusiu!
Rum możesz przysłać, przyda się na później, a czosnku rzeczywiście nie musisz, mam go w domu tyle, że przetrzymam oblężenie. Wiarę w jego magiczną moc otrzymałem od pana Bolesława Lipnickiego, którego zwałem dziadkiem, choć był dziadkiem mej kuzynki. Człowiek ten był latarnią mego dzieciństwa. Oryginał niezwykły, warszawiak z urodzenia, przedwojenny konstruktor lotniczy, osiadł po powstaniu w Krakowie, odwiedzał nas codziennie i wpajał mi swe życiowe mądrości. Otóż posilał on się głównie czosnkiem zjadanym na surowo i kiszoną kapustą. Równie zdrowotne właściwości przypisywał ćmadze, czyli własnoręcznie pędzonym destylatom, a na katar jedyny ratunek widział w dymie machorki wypuszczanym przez nos. O ówcześnie rządzących nie wypowiadał się inaczej jak kacapy, tylko w chwilach najlepszego humoru zwał ich bolszewikami. Codziennie powtarzał się ten sam rytuał. Przychodził, moja babcia mówiła: "Bolciu, znowu nażarłeś się czosnku!", a on na to: "Mamunia, nie bądź husytką, te kacapy już całkiem zwariowały". Tu przechodzili do komentowania ostatnich posunięć Gomułki, a potem Gierka. Dziadek żył bardzo długo.
Pobierałem u niego licealne korepetycje z matematyki, lecz o matematyce mówiliśmy mało. Jedliśmy surowy czosnek na chlebie, oprószony szarą gruboziarnistą solą, pili jego bimber i palili moje papierosy. On dym nieodmiennie przez nos wypuszczał i mówił, że lepsza byłaby sowiecka machora, bo ta każdą bakterię zabije.
Leżę więc teraz w łóżku, kwękając (jak się jeździ jesienią skuterem, nie wolno zapominać o szaliku), jem czosnek, puszczam dym nosem, ćmagi chwilowo nie piję, lecz za dwa albo trzy dni przez wzgląd na pamięć dziadka Bolka chyba zacznę przyjmować lecznicze dawki. Niech żyje czosnek, z kacapami precz!
Twój cierpiący RM
Makaron sojowy po chińsko-katalońsko-grecku Podaje Piotr Bikont 35-45 dkg prawdziwków albo rydzów lub innych grzybów, garść zielonych oliwek bez pestek, główka czosnku, 2 łyżki oliwy, paczka makaronu sojowego, sos sojowy Makaron wrzucić do garnka i zalać wrzątkiem. Grzyby pokroić w dość grube plastry i długo smażyć na niewielkiej ilości oliwy, aż wyparuje z nich prawie cała woda i zrobią się lekko chrupkie. Osobno usmażyć pokrojone w krążki oliwki, zdjąć je z patelni, a na ich miejsce wrzucić czosnek w plasterkach o grubości średnio 2 mm i prażyć go na dużym ogniu, aż będzie zdecydownie chrupki z wierzchu. Potem połączyć wszystko razem i zagrzać. Makaron odcedzić i wrzucić na rozgrzaną oliwę. Mieszając, podsmażać kilka minut. Dość obficie podlewać sosem sojowym. Nałożyć makaron na talerze, z grzybami, oliwkami i czosnkiem na wierzchu. |
Więcej możesz przeczytać w 41/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.