Dziś już nie wystarczy odpaść z wyborów miss. Trzeba usłyszeć, że jest się w te klocki do niczego. Jakim prawem?!
Paodobno dmuchane lale, takie, z którymi samotni lub żądni lateksowych przeżyć mężczyźni spędzają czas na uprawianiu seksu, objęte są zerową stawką VAT. Dlaczego? Dlatego, że znalazły się wśród higienicznych artykułów dla niemowląt. Na ekrany kin wszedł właśnie krótkometrażowy film z taką dmuchaną lalą w roli głównej. Lala ma przyklejone na czubku głowy sztuczne włosy w kolorze blond, niebieskie oczy z kapiącymi od tuszu rzęsami i to, co najważniejsze - otwory. Na górze i na dole. Jak to dmuchana lala.
Jaki może mieć z niej pożytek niemowlę, trudno dociec, chyba że idzie o wczesną indoktrynację. Po to też są lale na świecie. Ta z filmu "Kocham cię" w reżyserii Pawła Boro Borowskiego to statystyczna gospodyni domowa. Młoda mężatka, dmuchana lala, beznamiętnym głosem podsumowuje na ekranie swoje codzienne życie. Dziś mija kolejna rocznica ślubu. To nic, że mąż o niej zapomniał. Do wieczora z pewnością naprawi swój błąd. Może kupi różę? Zresztą Lala i tak go kocha. Za co? Za to, że jest. Czy to nie wspaniałe, że może dla niego odkurzyć podłogi, zrobić zakupy i tłuc krwiste mięso na ulubione zrazy. Od razu chce się wstać z łóżka i zacząć kolejny dzień. Lala sprząta więc z zapałem, ogląda album ze ślubnymi zdjęciami, myśli o seksie i wali tłuczkiem w mięso. W życiu Lali niby wszystko gra, a jednak nie do końca. Lala jest jakaś smutna. W czym problem? Przecież wyszła za mąż z miłości i noc poślubną też miała jak trzeba. Jest także potrzebna, a może nawet niezbędna. Czy inaczej byłaby na nią zerowa stawka VAT?
Już dawno odpuściłam sobie oglądanie wyborów miss. Między innymi dlatego, że ich scenariusz jest tak łatwy do przewidzenia. Jedna wygrywa, a inne zostają pokonane. Uśmiechy, łzy i deklaracje typu "kocham wszystkie dzieci świata". Zabierałam się do zmiany kanału, gdy nagle zobaczyłam coś, co upewniło mnie, że tego wieczoru będzie inaczej. Co prawda, tak jak dawniej, jedna miała wygrać, pozostałe nie, ale dla każdej przygotowano nie znaną dotychczas "ścieżkę zdrowia". Show must go on. Oko kamery wpatruje się w twarze kandydatek. Napięcie rośnie, a głos prowadzących, jak spadająca gilotyna, dla niektórych oznacza wyrok śmierci. "Pani z numerem X (chwila ciszy)... nie spodobałaś się jury". "Pani z numerem Y (chwila ciszy)... niestety, nie masz szans, nie będziesz miss". "Pani z numerem Z (chwila ciszy)... konkurs już się dla ciebie skończył". Twarze wymienianych kobiet pełne są napięcia i coraz trudniej im grymas zamienić w uśmiech. Są rozczarowane? Nie, są upokorzone. Oto na oczach telewizyjnej widowni trzeba wysłuchać słów, które nie pozostawiają złudzeń. Nie wystarczy odpaść. Trzeba usłyszeć, że jest się w te klocki do niczego. Byłam wstrząśnięta. Jakim prawem?! Rozdzwoniły się telefony. "Słyszałaś? Po co to dobijanie, własnym uszom nie wierzyłam, jakie to brutalne, jakie nieeleganckie itd."
A zatem myliłam się co do uklepanego latami tradycji konkursowego scenariusza. Nie zdziwi mnie więc, gdy w przyszłym roku - ze zrozumiałych względów (show must go on) - trzeba będzie jeszcze mocniej przycisnąć pedał gazu i nadać wyborom nowy koloryt. "Ścieżka zdrowia" prowadząca do tytułu najpiękniejszej lali mogłaby wyglądać następująco. "Pani z numerem X (odpowiednio wyczekana chwila ciszy)... nie spodobałaś się jury, czyżbyś nie zauważyła, że masz sterczące kolana?". "Pani z numerem Y (moment grozy)... niestety, odpadasz, nie udało ci się ukryć cellulitis na prawym udzie". "Pani z numerem Z (wyczekiwanie i werdykt)... konkurs już się dla ciebie skończył i bardzo dobrze, bo się w ogóle do niego nie nadajesz. Jesteś po prostu beznadziejna".
Ostatnie miesiące pełne są przerażających doniesień o noworodkach duszonych podczas porodu w wannie, molestowanych dzieciach i dziewczynce trzymanej w klatce. Wszyscy szukają przyczyn niewyobrażalnego bestialstwa. Znieczulica, egoizm, deprawacja, dewiacje. Być może. Któregoś dnia próbowałam wyobrazić sobie te mieszkania, te pokoje, wanny i tych ludzi. Kobietę, mężczyznę i piekło, jakie stworzyli. Co takiego musi się stać, że kobieta zgadza się na udział w zabijaniu własnych dzieci? Co czuje matka, która widzi swoją córkę zamkniętą w klatce? Kim jest ta, która każdego dnia kładzie się spać ze świadomością, że nieopodal w beczkach leżą jej poćwiartowane dzieci?
Czy ktoś zna odpowiedź na te pytania? Marie-France Hirigoyen, psychoanalityk i specjalistka w dziedzinie wiktymologii, napisała fascynującą książkę o molestowaniu moralnym, które prowadzi do zawładnięcia drugim człowiekiem. Tego typu przemoc nigdy nie jest niewinna. Jej ofiary stają się zagubione, nie potrafią się bronić. Rezygnują ze swej tożsamości. Są nikim we własnych oczach, ale także w oczach agresora, który może je w każdej chwili rzucić, ponieważ nie ma już nic do wzięcia. Ale wtedy dmuchana lala zawsze zdąży jeszcze wyszeptać mu do ucha: "Kocham cię".
Jaki może mieć z niej pożytek niemowlę, trudno dociec, chyba że idzie o wczesną indoktrynację. Po to też są lale na świecie. Ta z filmu "Kocham cię" w reżyserii Pawła Boro Borowskiego to statystyczna gospodyni domowa. Młoda mężatka, dmuchana lala, beznamiętnym głosem podsumowuje na ekranie swoje codzienne życie. Dziś mija kolejna rocznica ślubu. To nic, że mąż o niej zapomniał. Do wieczora z pewnością naprawi swój błąd. Może kupi różę? Zresztą Lala i tak go kocha. Za co? Za to, że jest. Czy to nie wspaniałe, że może dla niego odkurzyć podłogi, zrobić zakupy i tłuc krwiste mięso na ulubione zrazy. Od razu chce się wstać z łóżka i zacząć kolejny dzień. Lala sprząta więc z zapałem, ogląda album ze ślubnymi zdjęciami, myśli o seksie i wali tłuczkiem w mięso. W życiu Lali niby wszystko gra, a jednak nie do końca. Lala jest jakaś smutna. W czym problem? Przecież wyszła za mąż z miłości i noc poślubną też miała jak trzeba. Jest także potrzebna, a może nawet niezbędna. Czy inaczej byłaby na nią zerowa stawka VAT?
Już dawno odpuściłam sobie oglądanie wyborów miss. Między innymi dlatego, że ich scenariusz jest tak łatwy do przewidzenia. Jedna wygrywa, a inne zostają pokonane. Uśmiechy, łzy i deklaracje typu "kocham wszystkie dzieci świata". Zabierałam się do zmiany kanału, gdy nagle zobaczyłam coś, co upewniło mnie, że tego wieczoru będzie inaczej. Co prawda, tak jak dawniej, jedna miała wygrać, pozostałe nie, ale dla każdej przygotowano nie znaną dotychczas "ścieżkę zdrowia". Show must go on. Oko kamery wpatruje się w twarze kandydatek. Napięcie rośnie, a głos prowadzących, jak spadająca gilotyna, dla niektórych oznacza wyrok śmierci. "Pani z numerem X (chwila ciszy)... nie spodobałaś się jury". "Pani z numerem Y (chwila ciszy)... niestety, nie masz szans, nie będziesz miss". "Pani z numerem Z (chwila ciszy)... konkurs już się dla ciebie skończył". Twarze wymienianych kobiet pełne są napięcia i coraz trudniej im grymas zamienić w uśmiech. Są rozczarowane? Nie, są upokorzone. Oto na oczach telewizyjnej widowni trzeba wysłuchać słów, które nie pozostawiają złudzeń. Nie wystarczy odpaść. Trzeba usłyszeć, że jest się w te klocki do niczego. Byłam wstrząśnięta. Jakim prawem?! Rozdzwoniły się telefony. "Słyszałaś? Po co to dobijanie, własnym uszom nie wierzyłam, jakie to brutalne, jakie nieeleganckie itd."
A zatem myliłam się co do uklepanego latami tradycji konkursowego scenariusza. Nie zdziwi mnie więc, gdy w przyszłym roku - ze zrozumiałych względów (show must go on) - trzeba będzie jeszcze mocniej przycisnąć pedał gazu i nadać wyborom nowy koloryt. "Ścieżka zdrowia" prowadząca do tytułu najpiękniejszej lali mogłaby wyglądać następująco. "Pani z numerem X (odpowiednio wyczekana chwila ciszy)... nie spodobałaś się jury, czyżbyś nie zauważyła, że masz sterczące kolana?". "Pani z numerem Y (moment grozy)... niestety, odpadasz, nie udało ci się ukryć cellulitis na prawym udzie". "Pani z numerem Z (wyczekiwanie i werdykt)... konkurs już się dla ciebie skończył i bardzo dobrze, bo się w ogóle do niego nie nadajesz. Jesteś po prostu beznadziejna".
Ostatnie miesiące pełne są przerażających doniesień o noworodkach duszonych podczas porodu w wannie, molestowanych dzieciach i dziewczynce trzymanej w klatce. Wszyscy szukają przyczyn niewyobrażalnego bestialstwa. Znieczulica, egoizm, deprawacja, dewiacje. Być może. Któregoś dnia próbowałam wyobrazić sobie te mieszkania, te pokoje, wanny i tych ludzi. Kobietę, mężczyznę i piekło, jakie stworzyli. Co takiego musi się stać, że kobieta zgadza się na udział w zabijaniu własnych dzieci? Co czuje matka, która widzi swoją córkę zamkniętą w klatce? Kim jest ta, która każdego dnia kładzie się spać ze świadomością, że nieopodal w beczkach leżą jej poćwiartowane dzieci?
Czy ktoś zna odpowiedź na te pytania? Marie-France Hirigoyen, psychoanalityk i specjalistka w dziedzinie wiktymologii, napisała fascynującą książkę o molestowaniu moralnym, które prowadzi do zawładnięcia drugim człowiekiem. Tego typu przemoc nigdy nie jest niewinna. Jej ofiary stają się zagubione, nie potrafią się bronić. Rezygnują ze swej tożsamości. Są nikim we własnych oczach, ale także w oczach agresora, który może je w każdej chwili rzucić, ponieważ nie ma już nic do wzięcia. Ale wtedy dmuchana lala zawsze zdąży jeszcze wyszeptać mu do ucha: "Kocham cię".
Więcej możesz przeczytać w 41/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.