Edith Piaf pozostaje największą gwiazdą francuskiej piosenki, mimo że od czterdziestu lat nie żyje
Włoska diwa Milva śpiewająca "Milorda" oraz Grace Jones - czarna pantera z Jamajki - wykonująca własną wersję "La vie en rose", to jedyne gwiazdy, które pozwoliły sobie na ryzyko wykonania piosenek Edith Piaf. Z zagrania roli Piaf w kinowej superprodukcji zrezygnowała niedawno CŻline Dion, bo też musiałaby zaśpiewać. Dion uznała, że oryginalne wersje dawnych przebojów są niedoścignione. Piaf pozostaje największą gwiazdą piosenki francuskiej, mimo że od czterdziestu lat nie żyje.
Z jej legendą nie poradził sobie spec od wyciskaczy łez Claude Lelouch, który zrobił nieudany film "Edith i Marcel". Mireille Mathieu chciała być drugą Piaf, lecz wystarczyło to ledwie na kilka lat. Potem słuchacze wrócili do oryginału. Nikomu nie udało się nawet zbliżyć do wielkości i charyzmy malutkiej pieśniarki (147 cm wzrostu) o niesamowitym głosie. Czterdziesta rocznica śmierci artystki zostanie uczczona specjalnym albumem. Znajdzie się na nim kilka nigdy nie opublikowanych piosenek z lat 30., a odnowione komputerowo największe hity zabrzmią, jakby były nagrywane wczoraj.
Żyć, czyli śpiewać
"Mogę mieszkać w klatce lub w apartamencie. Nie zależy mi na meblach ani na pieniądzach. Chcę tylko żyć, czyli śpiewać" - mówiła Piaf. I choć budowała swoją legendę, mieszając prawdę ze zmyśleniem, śpiewanie rzeczywiście było jej życiem. Głosem zarabiała już jako sześciolatka. Towarzyszyła ojcu, wędrownemu akrobacie, w występach na uliczkach Belleville (dziś dzielnica Paryża). Na scenę, a raczej scenkę w kiepskim lokalu trafiła dzięki Louisowi Leplée. To on wytłumaczył jej, że podczas występu nie należy trzymać rąk za sobą i zmienił Edith Giovannę Gassion w Edith Piaf, czyli "wróbelka".
Po kilku tygodniach znajomości Leplée został zamordowany w nie wyjaśnionych okolicznościach, a Edith trafiła do aresztu jako jedna z podejrzanych o zabójstwo. Kilka lat później była już ulubienicą Paryża. Udało jej się wyrwać z marginesu, choć o ludziach stamtąd często potem śpiewała.
W 1946 r. Piaf po raz pierwszy wystąpiła w USA. Nowojorska publiczność nie od razu poznała się na jej wielkości, lecz gdy Edith nauczyła się kilku swoich przebojów po angielsku, odniosła sukces. Powracała do USA chętnie, zwłaszcza że poznała tam prawdziwych przyjaciół - Orsona Wellesa, Marlenę Dietrich i największą miłość swego życia, słynnego boksera Marcela Cerdana.
Niewolnica miłości
Kiedy po dwóch latach wspólnego życia Cerdan zginął w katastrofie samolotowej, Piaf zatraciła swoją spontaniczność, pogodę ducha i skłonność do żartów. Przestała być szaloną kobietą dzieckiem. Do swojego repertuaru włączyła "Mon Dieu" - patetyczną i żarliwą modlitwę do Boga. Do dwóch późniejszych mężów należy jeszcze dodać licznych kochanków - w ich ramionach Piaf odnajdywała sens życia i śpiewania. "Wymyślała miłość, bez której nie mogła istnieć" - mówił Charles Aznavour, najsławniejszy obok Ives'a Montanda na liście jej mężczyzn. Ale piosenkarka coraz częściej nie mogła też istnieć bez alkoholu i narkotyków. Zapaści wywołane ich nadużywaniem były coraz groźniejsze, a organizm malutkiej piosenkarki coraz słabszy. Po jednej z wielu szpitalnych kuracji wzmacniających lekarze orzekli, że od dekady żyje na kredyt. Piaf miała wówczas zaledwie czterdzieści lat.
Do życia udało jej się wrócić już tylko dzięki sile woli i kolejnemu wielkiemu uczuciu. Jej wybranka, przystojnego młodego Greka Theo Sarapo (wyższego od niej o niemal pół metra i dwadzieścia lat młodszego) nie akceptowało otoczenie Piaf. Zwyciężyła i tym razem, decydując się na przedstawienie swego nowego partnera paryskiej publiczności w piosence specjalnie napisanej dla nich dwojga. Małżeństwem byli przez rok i był to ostatni rok jej życia. - Lepiej jest umrzeć, niż przestać śpiewać - powiedziała w jednym z ostatnich wywiadów. Paryż pożegnał swojego "wróbelka" 12 października 1963 r. Theo Sarapo zginął w katastrofie lotniczej w 1968 r. - jak wcześniej Marcel Cerdan. Nie zdążył spłacić wielkich długów, jakie pozostawiła mu beztroska Piaf, która w życiu - jak w jednym ze swych największych przebojów - "nie żałowała niczego".
Tylko Piaf
Po śmierci Piaf francuska piosenka znalazła się w stanie zapaści, z której nie podniosła się do dziś. Ostatni sukces tyleż młodziutkiej, co nudnej Natashy St-Pier (600 tys. sprzedanych płyt) nie zmienia faktu, że przez cztery dziesięciolecia francuskie przeboje niemal nie istniały na światowych listach przebojów, a poezja śpiewana spod znaku Juliette Gréco, Barbary, Brassensa czy Brela (zresztą nie Francuza, tylko Belga) nie przyjęła się na anglojęzycznym rynku muzycznym. W galerii XX-wiecznych ikon - razem z Elvisem, Sinatrą czy Beatlesami - stoi tylko Piaf.
Z jej legendą nie poradził sobie spec od wyciskaczy łez Claude Lelouch, który zrobił nieudany film "Edith i Marcel". Mireille Mathieu chciała być drugą Piaf, lecz wystarczyło to ledwie na kilka lat. Potem słuchacze wrócili do oryginału. Nikomu nie udało się nawet zbliżyć do wielkości i charyzmy malutkiej pieśniarki (147 cm wzrostu) o niesamowitym głosie. Czterdziesta rocznica śmierci artystki zostanie uczczona specjalnym albumem. Znajdzie się na nim kilka nigdy nie opublikowanych piosenek z lat 30., a odnowione komputerowo największe hity zabrzmią, jakby były nagrywane wczoraj.
Żyć, czyli śpiewać
"Mogę mieszkać w klatce lub w apartamencie. Nie zależy mi na meblach ani na pieniądzach. Chcę tylko żyć, czyli śpiewać" - mówiła Piaf. I choć budowała swoją legendę, mieszając prawdę ze zmyśleniem, śpiewanie rzeczywiście było jej życiem. Głosem zarabiała już jako sześciolatka. Towarzyszyła ojcu, wędrownemu akrobacie, w występach na uliczkach Belleville (dziś dzielnica Paryża). Na scenę, a raczej scenkę w kiepskim lokalu trafiła dzięki Louisowi Leplée. To on wytłumaczył jej, że podczas występu nie należy trzymać rąk za sobą i zmienił Edith Giovannę Gassion w Edith Piaf, czyli "wróbelka".
Po kilku tygodniach znajomości Leplée został zamordowany w nie wyjaśnionych okolicznościach, a Edith trafiła do aresztu jako jedna z podejrzanych o zabójstwo. Kilka lat później była już ulubienicą Paryża. Udało jej się wyrwać z marginesu, choć o ludziach stamtąd często potem śpiewała.
W 1946 r. Piaf po raz pierwszy wystąpiła w USA. Nowojorska publiczność nie od razu poznała się na jej wielkości, lecz gdy Edith nauczyła się kilku swoich przebojów po angielsku, odniosła sukces. Powracała do USA chętnie, zwłaszcza że poznała tam prawdziwych przyjaciół - Orsona Wellesa, Marlenę Dietrich i największą miłość swego życia, słynnego boksera Marcela Cerdana.
Niewolnica miłości
Kiedy po dwóch latach wspólnego życia Cerdan zginął w katastrofie samolotowej, Piaf zatraciła swoją spontaniczność, pogodę ducha i skłonność do żartów. Przestała być szaloną kobietą dzieckiem. Do swojego repertuaru włączyła "Mon Dieu" - patetyczną i żarliwą modlitwę do Boga. Do dwóch późniejszych mężów należy jeszcze dodać licznych kochanków - w ich ramionach Piaf odnajdywała sens życia i śpiewania. "Wymyślała miłość, bez której nie mogła istnieć" - mówił Charles Aznavour, najsławniejszy obok Ives'a Montanda na liście jej mężczyzn. Ale piosenkarka coraz częściej nie mogła też istnieć bez alkoholu i narkotyków. Zapaści wywołane ich nadużywaniem były coraz groźniejsze, a organizm malutkiej piosenkarki coraz słabszy. Po jednej z wielu szpitalnych kuracji wzmacniających lekarze orzekli, że od dekady żyje na kredyt. Piaf miała wówczas zaledwie czterdzieści lat.
Do życia udało jej się wrócić już tylko dzięki sile woli i kolejnemu wielkiemu uczuciu. Jej wybranka, przystojnego młodego Greka Theo Sarapo (wyższego od niej o niemal pół metra i dwadzieścia lat młodszego) nie akceptowało otoczenie Piaf. Zwyciężyła i tym razem, decydując się na przedstawienie swego nowego partnera paryskiej publiczności w piosence specjalnie napisanej dla nich dwojga. Małżeństwem byli przez rok i był to ostatni rok jej życia. - Lepiej jest umrzeć, niż przestać śpiewać - powiedziała w jednym z ostatnich wywiadów. Paryż pożegnał swojego "wróbelka" 12 października 1963 r. Theo Sarapo zginął w katastrofie lotniczej w 1968 r. - jak wcześniej Marcel Cerdan. Nie zdążył spłacić wielkich długów, jakie pozostawiła mu beztroska Piaf, która w życiu - jak w jednym ze swych największych przebojów - "nie żałowała niczego".
Tylko Piaf
Po śmierci Piaf francuska piosenka znalazła się w stanie zapaści, z której nie podniosła się do dziś. Ostatni sukces tyleż młodziutkiej, co nudnej Natashy St-Pier (600 tys. sprzedanych płyt) nie zmienia faktu, że przez cztery dziesięciolecia francuskie przeboje niemal nie istniały na światowych listach przebojów, a poezja śpiewana spod znaku Juliette Gréco, Barbary, Brassensa czy Brela (zresztą nie Francuza, tylko Belga) nie przyjęła się na anglojęzycznym rynku muzycznym. W galerii XX-wiecznych ikon - razem z Elvisem, Sinatrą czy Beatlesami - stoi tylko Piaf.
Więcej możesz przeczytać w 41/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.