Rosyjskie lobby na Ukrainie usiłuje uniemożliwić dokończenie budowy rurociągu Odessa - Brody - Płock
Rosja próbuje zepsuć stosunki Warszawy z Kijowem, wykorzystując swe lobby na Ukrainie. Przede wszystkim chce storpedować plany budowy polskiego odcinka rurociągu Odes-sa - Brody, którym ma popłynąć kaspijska ropa do Płocka i Gdańska. Uniezależniłoby to Polskę i Ukrainę od Rosji, która jest w obu krajach dominującym dostawcą ropy. Sojusz z Kijowem, przez wszystkie siły polityczne w Polsce traktowany jako jeden z filarów naszej polityki zagranicznej, miałby solidny fundament gospodarczy. Moskwa nie chce do tego dopuścić: przez ludzi wywodzących się z dawnego KGB Ukrainy lansuje swój wariant rozbudowy rurociągu. Rosyjski plan przewiduje dobudowanie do rury doprowadzonej do Brodów na Ukrainie krótkiego łącznika z rurociągiem Przyjaźń, co umożliwi tłoczenie ropy z Uralu do odeskiego portu.
Na przeforsowanie korzystnego dla siebie rozwiązania Rosja ma niewiele czasu, gdyż pod koniec października zaplanowano podpisanie międzyrządowego porozumienia w sprawie budowy polskiego odcinka ropociągu. W listopadzie ruszą dostawy kaspijskiej ropy do rafinerii na południu Polski. Na początek ropa na granicy będzie przepompowywana do cystern kolejowych. Rosyjskie lobby stosuje wszelkie chwyty, łącznie z dezinformacją, by zdyskredytować Polskę w oczach ukraińskiej opinii publicznej, a Ukrainę - w oczach polskiej.
Gra w ambasadora
Porozumienie polsko-ukraińskie, bez którego kaspijska ropa nie popłynie do Polski, może nie zostać podpisane w planowanym terminie. Taki niepomyślny rozwój wypadków może być następstwem gwałtownego pogorszenia stosunków polsko-ukraińskich. O tym, że jest to możliwe, świadczą wydarzenia z ostatnich dni. Pierwszym jest incydent z ukraińskim ambasadorem w Polsce Ołeksandrem Nykonenką. Warszawska prokuratura podejrzewa go o prowadzenie auta w stanie nietrzeźwym i zniszczenie drzwi na komisariacie policji. Rzecznik prokuratury nie wykluczył wystąpienia z wnioskiem o uchylenie ambasadorowi immunitetu przez władze Ukrainy. Byłoby to o tyle dziwne, że takie wnioski są składane jedynie w wypadku najpoważniejszych przestępstw.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że informacja o kłopotach ukraińskiego dyplomaty wyciekła z MSZ w Kijowie. Podchwyciły ją prorosyjskie media związane z Andrijem Derkaczem, szefem klubu parlamentarnego Trudowa Ukraina i jednym z najbogatszych ludzi na Ukrainie. Leonid Derkacz, ojciec Andrija, to wieloletni funkcjonariusz sowieckiego KGB, który kierował przez kilka lat Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). Derkaczowie reprezentują klan dniepropietrowski, który opanował strategiczny kompleks zakładów zbrojeniowych powiązany z Rosją.
Zwyczajne kłamstwa
Tubą Derkaczów są tygodnik "Kijewskij Telegraf" i portal Wiersii - Fabrika Analitiki, który nagłaśnia skandal z zatrzymaniem ambasadora Nykonenki. Na stronie Wiersii pojawiła się depesza, zwiastująca początek kampanii dezinformacyjnej przeciw polsko-ukraińskim projektom gospodarczym. W depeszy - jak w sowieckich dowcipach o Radiu Erewan - wszystkie informacje są fałszywe, ale zredagowano je w sposób praktycznie uniemożliwiający wykrycie kłamstwa nie
zorientowanym czytelnikom. Agencja Wiersii - powołując się na Polskie Radio - cytuje doradcę premiera RP Jana Puchalskiego, który jakoby powiedział, że polskie władze zażądały, aby Ukraińcy zbudowali na własny koszt ostatni odcinek rurociągu Odessa - Brody - od granicy do Płocka. W zamian Ukraińcy mieli otrzymać zapewnienie, że Przemysłowy Związek Donbasu wygra przetarg na akcje Huty Stali Częstochowa. Donbas rywalizuje w tym przetargu z koncernami LNM, Steel Capital i Ispat.
Puchalski - według Wiersii - miał powiedzieć, że nie wymienieni z nazwiska przedstawiciele rządu RP złożyli ukraińskiemu wicepremierowi Witalijowi Hajdukowi, wywodzącemu się właśnie z Donbasu, propozycję nie do odrzucenia. Gdyby to była prawda, oznaczałoby to, że przetargi w Polsce są formalnością, a interesy załatwia się pod stołem. Tymczasem ustaliliśmy, że Polskie Radio, na które powołuje się Wiersii, nie rozmawiało z Janem Puchalskim. On sam zaś nigdy nie był doradcą premiera Millera. Pracuje w Departamencie Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, zajmuje się programowaniem i analizami. - Nigdy nie udzielałem radiu żadnych wywiadów. To prowokacja, która ma zaszkodzić stosunkom polsko-ukraińskim - oświadczył "Wprost" Puchalski. Rzecznik rządu Marcin Kaszuba, który dowiedział się od nas o rewelacjach Wiersii, zapowiedział, że wyśle do ukraińskich mediów oficjalne dementi. - Nie było potajemnych ustaleń w sprawie rurociągu i Huty Stali Częstochowa. Trwa normalny przetarg na akcje huty - zapewnia Kaszuba.
W depeszy Wiersii znaleźliśmy więcej kłamstw. Portal informuje, że ze stali z częstochowskiej huty Charcyskie Zakłady Produkcji Rur w Donbasie miałyby wytwarzać rury, którymi popłynęłaby kaspijska ropa. W rzeczywistości Huta Stali Częstochowa sama kupuje stal do produkcji blach, w czym się specjalizuje. Wspomniane zakłady zostały zaś kilka tygodni temu sprzedane przez Przemysłowy Związek Donbasu.
DŁugie ręce wywiadu
Eksperci do spraw wschodnich nie mają wątpliwości, że informacje Wiersii mają wywołać zamieszanie w ukraińskich mediach. Wygląda to na prowokację: metoda, którą się posłużono, wskazuje, że inicjatorami akcji byli ludzie powiązani ze służbami specjalnymi byłego ZSRR. Chodzi o to, by skompromitować pomysł rozbudowy rurociągu Odessa - Brody, pokazując, że zapłaci za to Ukraina, a korzyści będzie czerpać tylko Polska.
- Rurociąg Odessa - Brody dzieli nie tylko ukraińskich polityków, ale i oligarchów. Rosjanie robią więc wszystko, by szalę zwycięstwa przechylić na swą stronę. Dezinformacja jest metodą zwykle stosowaną w takich bataliach - mówi Bartłomiej Sienkiewicz, w przeszłości oficer wywiadu UOP i wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.
Szef sejmowej Komisji Służb Specjalnych Konstanty Miodowicz (PO), zastanawia się, skąd Wiersii znała nazwisko urzędnika zajmującego stosunkowo niskie stanowisko w kancelarii premiera. - Nie jest to osoba występująca w mediach, o której można się dowiedzieć wszystkiego przez przeglądarkę internetową. Puchalskiego wybrano najprawdopodobniej po to, by utrudnić zweryfikowanie jego wypowiedzi - mówi "Wprost" Miodowicz. Według niego, rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego (SVR) jest w stanie prowadzić na Ukrainie operacje dezinformacyjne. Mogą one być skuteczne, jeśli agentura sprawnie wprowadzi je do mediów.
Na początku lat 90. w rosyjskich mediach nagminnie pojawiały się nieprawdziwe informacje o możliwości zakręcenia przez Moskwę kurka z gazem dla Polski. Skutki takiego posunięcia byłyby katastrofalne dla naszej gospodarki. Pogróżki z anonimowych, lecz przedstawianych jako wiarygodne, źródeł były następnie powtarzane za rosyjskimi mediami przez polskich dziennikarzy. - Rezultat był taki, że w służbach trzeba było niemal cały czas utrzymywać stan podwyższonej gotowości - wspomina Miodowicz, który w latach 1990-1996 kierował kontrwywiadem UOP. Mediami posłużono się również po to, żeby zdyskredytować Polskę wobec sojuszników z NATO: miesiąc po naszej akcesji do sojuszu dodatek wojskowy dziennika "Niezawisimaja Gazieta" opublikował tajne materiały Paktu Północnoatlantyckiego, sugerując, że do ich wycieku doszło w brukselskim przedstawicielstwie jednego z nowych członków sojuszu, czyli Polski, Czech lub Węgier.
Eurofile kontra rusofile
Kampania dezinformacyjna na Ukrainie może być wynikiem walki o wpływy między miejscowymi rekinami biznesu. Najpotężniejsze grupy przemysłowo-finansowe - doniecką i dniepropietrowską - coraz bardziej różni wizja roli, jaką ma odegrać w Europie ukraińska gospodarka. Grupa z Dniepropietrowska - tę opcję reprezentuje agencja Wiersii - skłania się ku Rosji. Z kolei Przemysłowy Związek Donbasu, kierowany przez Serhija Tarutę, widzi swoją szansę w otwarciu Ukrainy na Zachód. Ta droga wiedzie przez Polskę, stąd decyzja Donbasu o udziale w przetargu na Hutę Stali Częstochowa. Zwycięstwo Ukraińców w przededniu naszego wejścia do UE dałoby donieckiej stali przepustkę na unijne rynki. Na zbliżenie z Polską stawia też Ołeksandr Todijczuk, prezes UkrTransNafty, która razem z płockim PERN ma eksploatować rurociąg tłoczący kaspijską ropę.
Za szefem UkrTransNafty murem stoi premier Ukrainy Wiktor Janukowycz. Todijczuk ma jednak potężnych przeciwników w najbliższym otoczeniu prezydenta Leonida Kuczmy. Wywodzi się on z Dniepropietrowska, tak jak jego imiennik generał Leonid Derkacz, niegdyś szef KGB w kombinacie przemysłu rakietowego, którym przed laty kierował obecny prezydent. Kontrolowane przez Andrija Derkacza media prowadzą nagonkę przeciwko Todijczukowi w stylu dawnej prasy sowieckiej. Dzień po ukazaniu się kłamliwej depeszy o rzekomym tajnym porozumieniu polskiego rządu z wicepremierem Hajdukiem agencja Wiersii przypuściła atak na prezesa UkrTransNafty, wzywając do jego odwołania. Agencja oskarżyła go o działanie na szkodę ukraińskiego państwa. Główny zarzut sprowadza się do tego, że Ukraińcy swój odcinek rury Odessa - Brody oddali do użytku już w 2001 r. i ciągle czekają na dobudowę polskiej części. Tymczasem "rosyjskie kompanie od ponad dwóch lat stoją u drzwi i proszą, by Ukraina pozwoliła im transportować swym rurociągiem chociaż trochę ropy do Odessy i dalej morzem do Europy. (...) Tylko że to ropa Rosjan, z Uralu. A to najwyraźniej nie podoba się 'naftoeuropejcom', którzy już zdążyli naobiecywać złote kaspijskie góry przedstawicielom Unii Europejskiej. Efekt jest taki, że rurociąg stoi pusty, ludzie nie pracują, a państwo nie dostaje pieniędzy. Może być i tak, ale komu to służy" - docieka agencja Wiersii. Władze Polski i Ukrainy powinny szybko zdementować dezinformacje koncernu medialnego Derkaczów, bo szkody mogą być jeszcze większe - polityczne i gospodarcze.
Na przeforsowanie korzystnego dla siebie rozwiązania Rosja ma niewiele czasu, gdyż pod koniec października zaplanowano podpisanie międzyrządowego porozumienia w sprawie budowy polskiego odcinka ropociągu. W listopadzie ruszą dostawy kaspijskiej ropy do rafinerii na południu Polski. Na początek ropa na granicy będzie przepompowywana do cystern kolejowych. Rosyjskie lobby stosuje wszelkie chwyty, łącznie z dezinformacją, by zdyskredytować Polskę w oczach ukraińskiej opinii publicznej, a Ukrainę - w oczach polskiej.
Gra w ambasadora
Porozumienie polsko-ukraińskie, bez którego kaspijska ropa nie popłynie do Polski, może nie zostać podpisane w planowanym terminie. Taki niepomyślny rozwój wypadków może być następstwem gwałtownego pogorszenia stosunków polsko-ukraińskich. O tym, że jest to możliwe, świadczą wydarzenia z ostatnich dni. Pierwszym jest incydent z ukraińskim ambasadorem w Polsce Ołeksandrem Nykonenką. Warszawska prokuratura podejrzewa go o prowadzenie auta w stanie nietrzeźwym i zniszczenie drzwi na komisariacie policji. Rzecznik prokuratury nie wykluczył wystąpienia z wnioskiem o uchylenie ambasadorowi immunitetu przez władze Ukrainy. Byłoby to o tyle dziwne, że takie wnioski są składane jedynie w wypadku najpoważniejszych przestępstw.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że informacja o kłopotach ukraińskiego dyplomaty wyciekła z MSZ w Kijowie. Podchwyciły ją prorosyjskie media związane z Andrijem Derkaczem, szefem klubu parlamentarnego Trudowa Ukraina i jednym z najbogatszych ludzi na Ukrainie. Leonid Derkacz, ojciec Andrija, to wieloletni funkcjonariusz sowieckiego KGB, który kierował przez kilka lat Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). Derkaczowie reprezentują klan dniepropietrowski, który opanował strategiczny kompleks zakładów zbrojeniowych powiązany z Rosją.
Zwyczajne kłamstwa
Tubą Derkaczów są tygodnik "Kijewskij Telegraf" i portal Wiersii - Fabrika Analitiki, który nagłaśnia skandal z zatrzymaniem ambasadora Nykonenki. Na stronie Wiersii pojawiła się depesza, zwiastująca początek kampanii dezinformacyjnej przeciw polsko-ukraińskim projektom gospodarczym. W depeszy - jak w sowieckich dowcipach o Radiu Erewan - wszystkie informacje są fałszywe, ale zredagowano je w sposób praktycznie uniemożliwiający wykrycie kłamstwa nie
zorientowanym czytelnikom. Agencja Wiersii - powołując się na Polskie Radio - cytuje doradcę premiera RP Jana Puchalskiego, który jakoby powiedział, że polskie władze zażądały, aby Ukraińcy zbudowali na własny koszt ostatni odcinek rurociągu Odessa - Brody - od granicy do Płocka. W zamian Ukraińcy mieli otrzymać zapewnienie, że Przemysłowy Związek Donbasu wygra przetarg na akcje Huty Stali Częstochowa. Donbas rywalizuje w tym przetargu z koncernami LNM, Steel Capital i Ispat.
Puchalski - według Wiersii - miał powiedzieć, że nie wymienieni z nazwiska przedstawiciele rządu RP złożyli ukraińskiemu wicepremierowi Witalijowi Hajdukowi, wywodzącemu się właśnie z Donbasu, propozycję nie do odrzucenia. Gdyby to była prawda, oznaczałoby to, że przetargi w Polsce są formalnością, a interesy załatwia się pod stołem. Tymczasem ustaliliśmy, że Polskie Radio, na które powołuje się Wiersii, nie rozmawiało z Janem Puchalskim. On sam zaś nigdy nie był doradcą premiera Millera. Pracuje w Departamencie Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, zajmuje się programowaniem i analizami. - Nigdy nie udzielałem radiu żadnych wywiadów. To prowokacja, która ma zaszkodzić stosunkom polsko-ukraińskim - oświadczył "Wprost" Puchalski. Rzecznik rządu Marcin Kaszuba, który dowiedział się od nas o rewelacjach Wiersii, zapowiedział, że wyśle do ukraińskich mediów oficjalne dementi. - Nie było potajemnych ustaleń w sprawie rurociągu i Huty Stali Częstochowa. Trwa normalny przetarg na akcje huty - zapewnia Kaszuba.
W depeszy Wiersii znaleźliśmy więcej kłamstw. Portal informuje, że ze stali z częstochowskiej huty Charcyskie Zakłady Produkcji Rur w Donbasie miałyby wytwarzać rury, którymi popłynęłaby kaspijska ropa. W rzeczywistości Huta Stali Częstochowa sama kupuje stal do produkcji blach, w czym się specjalizuje. Wspomniane zakłady zostały zaś kilka tygodni temu sprzedane przez Przemysłowy Związek Donbasu.
DŁugie ręce wywiadu
Eksperci do spraw wschodnich nie mają wątpliwości, że informacje Wiersii mają wywołać zamieszanie w ukraińskich mediach. Wygląda to na prowokację: metoda, którą się posłużono, wskazuje, że inicjatorami akcji byli ludzie powiązani ze służbami specjalnymi byłego ZSRR. Chodzi o to, by skompromitować pomysł rozbudowy rurociągu Odessa - Brody, pokazując, że zapłaci za to Ukraina, a korzyści będzie czerpać tylko Polska.
- Rurociąg Odessa - Brody dzieli nie tylko ukraińskich polityków, ale i oligarchów. Rosjanie robią więc wszystko, by szalę zwycięstwa przechylić na swą stronę. Dezinformacja jest metodą zwykle stosowaną w takich bataliach - mówi Bartłomiej Sienkiewicz, w przeszłości oficer wywiadu UOP i wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.
Szef sejmowej Komisji Służb Specjalnych Konstanty Miodowicz (PO), zastanawia się, skąd Wiersii znała nazwisko urzędnika zajmującego stosunkowo niskie stanowisko w kancelarii premiera. - Nie jest to osoba występująca w mediach, o której można się dowiedzieć wszystkiego przez przeglądarkę internetową. Puchalskiego wybrano najprawdopodobniej po to, by utrudnić zweryfikowanie jego wypowiedzi - mówi "Wprost" Miodowicz. Według niego, rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego (SVR) jest w stanie prowadzić na Ukrainie operacje dezinformacyjne. Mogą one być skuteczne, jeśli agentura sprawnie wprowadzi je do mediów.
Na początku lat 90. w rosyjskich mediach nagminnie pojawiały się nieprawdziwe informacje o możliwości zakręcenia przez Moskwę kurka z gazem dla Polski. Skutki takiego posunięcia byłyby katastrofalne dla naszej gospodarki. Pogróżki z anonimowych, lecz przedstawianych jako wiarygodne, źródeł były następnie powtarzane za rosyjskimi mediami przez polskich dziennikarzy. - Rezultat był taki, że w służbach trzeba było niemal cały czas utrzymywać stan podwyższonej gotowości - wspomina Miodowicz, który w latach 1990-1996 kierował kontrwywiadem UOP. Mediami posłużono się również po to, żeby zdyskredytować Polskę wobec sojuszników z NATO: miesiąc po naszej akcesji do sojuszu dodatek wojskowy dziennika "Niezawisimaja Gazieta" opublikował tajne materiały Paktu Północnoatlantyckiego, sugerując, że do ich wycieku doszło w brukselskim przedstawicielstwie jednego z nowych członków sojuszu, czyli Polski, Czech lub Węgier.
Eurofile kontra rusofile
Kampania dezinformacyjna na Ukrainie może być wynikiem walki o wpływy między miejscowymi rekinami biznesu. Najpotężniejsze grupy przemysłowo-finansowe - doniecką i dniepropietrowską - coraz bardziej różni wizja roli, jaką ma odegrać w Europie ukraińska gospodarka. Grupa z Dniepropietrowska - tę opcję reprezentuje agencja Wiersii - skłania się ku Rosji. Z kolei Przemysłowy Związek Donbasu, kierowany przez Serhija Tarutę, widzi swoją szansę w otwarciu Ukrainy na Zachód. Ta droga wiedzie przez Polskę, stąd decyzja Donbasu o udziale w przetargu na Hutę Stali Częstochowa. Zwycięstwo Ukraińców w przededniu naszego wejścia do UE dałoby donieckiej stali przepustkę na unijne rynki. Na zbliżenie z Polską stawia też Ołeksandr Todijczuk, prezes UkrTransNafty, która razem z płockim PERN ma eksploatować rurociąg tłoczący kaspijską ropę.
Za szefem UkrTransNafty murem stoi premier Ukrainy Wiktor Janukowycz. Todijczuk ma jednak potężnych przeciwników w najbliższym otoczeniu prezydenta Leonida Kuczmy. Wywodzi się on z Dniepropietrowska, tak jak jego imiennik generał Leonid Derkacz, niegdyś szef KGB w kombinacie przemysłu rakietowego, którym przed laty kierował obecny prezydent. Kontrolowane przez Andrija Derkacza media prowadzą nagonkę przeciwko Todijczukowi w stylu dawnej prasy sowieckiej. Dzień po ukazaniu się kłamliwej depeszy o rzekomym tajnym porozumieniu polskiego rządu z wicepremierem Hajdukiem agencja Wiersii przypuściła atak na prezesa UkrTransNafty, wzywając do jego odwołania. Agencja oskarżyła go o działanie na szkodę ukraińskiego państwa. Główny zarzut sprowadza się do tego, że Ukraińcy swój odcinek rury Odessa - Brody oddali do użytku już w 2001 r. i ciągle czekają na dobudowę polskiej części. Tymczasem "rosyjskie kompanie od ponad dwóch lat stoją u drzwi i proszą, by Ukraina pozwoliła im transportować swym rurociągiem chociaż trochę ropy do Odessy i dalej morzem do Europy. (...) Tylko że to ropa Rosjan, z Uralu. A to najwyraźniej nie podoba się 'naftoeuropejcom', którzy już zdążyli naobiecywać złote kaspijskie góry przedstawicielom Unii Europejskiej. Efekt jest taki, że rurociąg stoi pusty, ludzie nie pracują, a państwo nie dostaje pieniędzy. Może być i tak, ale komu to służy" - docieka agencja Wiersii. Władze Polski i Ukrainy powinny szybko zdementować dezinformacje koncernu medialnego Derkaczów, bo szkody mogą być jeszcze większe - polityczne i gospodarcze.
Więcej możesz przeczytać w 41/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.