Gdziekolwiek stanę i wstecz spojrzę (niczym inżynier Ossowiecki), widzę jasno i ostro, jak długą i cudowną drogę przeszliśmy ostatnimi laty.
Stoję właśnie przed stoiskiem owocowym, pieszczę okiem grejpfruty z Jaffy i Florydy, ekwadorskie banany, szybko taksuję nowozelandzkie kiwi (bo kiwi to owoc tandetny w smaku), podziwiam granaty nieznanego pochodzenia, cieszę moją zmarzniętą przysadkę mózgową intensywnością barw pomarańczy z Sewilli, marzę o egzotycznych koktajlach, przyglądając się brazylijskim limonkom. A przecież pamiętam świetnie wyczekiwany statek, który przywoził pastewne cytrusy z bratniej Kuby, po które ustawiały się tasiemcowe kolejki, pamiętam szantaż telewizyjnych spikerów, że strajki na Wybrzeżu odcinają polskie dzieci od stojących na redzie egzotycznych owoców. Wprawdzie od epoki socniedostatku dzielą nas całe lata świetlne, ale stojąc tak przed stoiskiem owocowym, myślę sobie, że importerzy przegapiają jednak coś niezwykle ważnego. Jak bowiem Polska długa i szeroka, nigdzie nie można kupić czerwonych pomarańczy z Sycylii.
Zwariował chłop - powiesz - w głowie mu się przewróciło, wyciąga z lamusa jakiś endemiczny owoc i marudzi, że u nas dostać go nie można. Nie marudzę. Czerwone sycylijskie pomarańcze to najlepsza odmiana, jaka pomarańczom mogła się przydarzyć. Eksportowane na cały świat cieszą nie tylko wielbicieli świeżo wyciskanych soków. One są bardzo ważnym elementem kuchni. Do dziś na języku noszę smak ich cząstek przyprawionych delikatnym winegretem, kaczki pieczonej z ich udziałem, przeróżnych sałatkowych kombinacji, którym nadawały ostateczny, genialny szlif.
Czemuż więc ich nie ma? Cóż, większość społeczeństwa nie wie o ich istnieniu, nikt się sycylijskich skarbów nie domaga, importerom więc nie zależy. A ja cierpię. Czy łączysz się ze mną w bólu?
Twój RM
Drogi Robercie!
Skoro mowa o pomarańczach, to przypomina mi się pewna znajoma, która wieki temu zaprosiła mnie na kolację. Upiekła kaczkę faszerowaną pomarańczą, ale jako bardzo początkująca kucharka nie wiedziała, że pomarańczę trzeba najpierw obrać - nic na ten temat nie było napisane w znalezionym przez nią przepisie. Efekt był taki, że kaczka była gorzka i niejadalna.
Zgadzam się jak najbardziej, że pomarańcze są bardzo ważne, ale jednak dużo ważniejsze są cytryny. Mogę sobie wyobrazić świat bez pomarańczy, ale nie umiem sobie wyobrazić świata bez cytryn. Jak jeść ryby bez cytryny? Jak cieszyć się kawiorem? Jak przyrządzić kurczę w potrawce? Czym skropić zimne nóżki (nie, z octem nie chcę!), carpaccio z maślaków? Jak bez cytryny zrobić herbatę z cytryną? A swoją drogą zauważ, że jest to bodaj jedyna ingrediencja, którą można zastosować do każdej potrawy - tak samo do sosów, zup, mięs, jak i do deserów. I chyba nie ma kuchni na świecie, która by cytryny nie używała.
O ile do cytryn czuję się bardzo przywiązany, to moją prawdziwą miłością wśród cytrusów są małe zielone limonki, zwane też limetkami. To jest, oczywiście, odmiana cytryny, też kwaśna, ale jednak o zupełnie innym smaku, jakby bogatszym, bardziej zaokrąglonym. Zresztą, może mój zachwyt to efekt braku obycia z tym owocem, w końcu do niedawna limonki były u nas zupełnie nieosiągalne, chyba że na najdroższym w Polsce bazarze, na Polnej w Warszawie. A przecież limetki jadano już u Jagiellonów na Wawelu.
Lubię też grejpfruty. Jadłeś pieczone grejpfruty? Przekrawasz na pół, nacinasz miąższ dookoła, polewasz roztopionym masłem albo przykrywasz plasterkami boczku i - do pieca! Pyszota.
A wracając do pomarańczy - można już tu i ówdzie kupić kumkwaty - te maluteńkie pomarańczki, które je się razem ze skórką (nie wiem, czy wiesz, że to hybryda, owoc sztucznie wyhodowany z pomarańczowych krzyżówek przez zmyślnych Chińczyków?). Cierpliwości, Przyjacielu, będą i sycylijskie pomarańcze.
Kwaśny Bikont Hybrydalny
Zwariował chłop - powiesz - w głowie mu się przewróciło, wyciąga z lamusa jakiś endemiczny owoc i marudzi, że u nas dostać go nie można. Nie marudzę. Czerwone sycylijskie pomarańcze to najlepsza odmiana, jaka pomarańczom mogła się przydarzyć. Eksportowane na cały świat cieszą nie tylko wielbicieli świeżo wyciskanych soków. One są bardzo ważnym elementem kuchni. Do dziś na języku noszę smak ich cząstek przyprawionych delikatnym winegretem, kaczki pieczonej z ich udziałem, przeróżnych sałatkowych kombinacji, którym nadawały ostateczny, genialny szlif.
Czemuż więc ich nie ma? Cóż, większość społeczeństwa nie wie o ich istnieniu, nikt się sycylijskich skarbów nie domaga, importerom więc nie zależy. A ja cierpię. Czy łączysz się ze mną w bólu?
Twój RM
Drogi Robercie!
Skoro mowa o pomarańczach, to przypomina mi się pewna znajoma, która wieki temu zaprosiła mnie na kolację. Upiekła kaczkę faszerowaną pomarańczą, ale jako bardzo początkująca kucharka nie wiedziała, że pomarańczę trzeba najpierw obrać - nic na ten temat nie było napisane w znalezionym przez nią przepisie. Efekt był taki, że kaczka była gorzka i niejadalna.
Zgadzam się jak najbardziej, że pomarańcze są bardzo ważne, ale jednak dużo ważniejsze są cytryny. Mogę sobie wyobrazić świat bez pomarańczy, ale nie umiem sobie wyobrazić świata bez cytryn. Jak jeść ryby bez cytryny? Jak cieszyć się kawiorem? Jak przyrządzić kurczę w potrawce? Czym skropić zimne nóżki (nie, z octem nie chcę!), carpaccio z maślaków? Jak bez cytryny zrobić herbatę z cytryną? A swoją drogą zauważ, że jest to bodaj jedyna ingrediencja, którą można zastosować do każdej potrawy - tak samo do sosów, zup, mięs, jak i do deserów. I chyba nie ma kuchni na świecie, która by cytryny nie używała.
O ile do cytryn czuję się bardzo przywiązany, to moją prawdziwą miłością wśród cytrusów są małe zielone limonki, zwane też limetkami. To jest, oczywiście, odmiana cytryny, też kwaśna, ale jednak o zupełnie innym smaku, jakby bogatszym, bardziej zaokrąglonym. Zresztą, może mój zachwyt to efekt braku obycia z tym owocem, w końcu do niedawna limonki były u nas zupełnie nieosiągalne, chyba że na najdroższym w Polsce bazarze, na Polnej w Warszawie. A przecież limetki jadano już u Jagiellonów na Wawelu.
Lubię też grejpfruty. Jadłeś pieczone grejpfruty? Przekrawasz na pół, nacinasz miąższ dookoła, polewasz roztopionym masłem albo przykrywasz plasterkami boczku i - do pieca! Pyszota.
A wracając do pomarańczy - można już tu i ówdzie kupić kumkwaty - te maluteńkie pomarańczki, które je się razem ze skórką (nie wiem, czy wiesz, że to hybryda, owoc sztucznie wyhodowany z pomarańczowych krzyżówek przez zmyślnych Chińczyków?). Cierpliwości, Przyjacielu, będą i sycylijskie pomarańcze.
Kwaśny Bikont Hybrydalny
Antipasto d'Arance podaje Robert Makłowicz |
---|
Pomarańcze bardzo dokładnie wyszorować i pokroić w cienkie plasterki razem ze skórką. Plasterki ułożyć na talerzu, na nich rozłożyć fileciki z sardeli, posypać posiekaną natką pietruszki, skropić oliwą, doprawić solą i pieprzem. Podawać schłodzone na przystawkę z białym pieczywem. |
Więcej możesz przeczytać w 5/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.