Aszura, czyli piekło na ziemi
Będą świętować nie tylko szyici, ale też sunnici i chrześcijanie. To będzie piękny dzień pojednania - mówił we wtorek o świcie ksiądz z kościoła pod wezwaniem Maryi Dziewicy w Bagdadzie. Właśnie zaczynały się uroczystości Aszury, najważniejszego święta szyitów. Saddam Husajn zakazał celebrowania go, dlatego teraz większość Irakijczyków powtarzała, że będzie to dla nich święto wolności. Do katolickiego kościoła przyszło tego ranka wiele młodych muzułmanek, by zapalić świece w intencji rychłego zamążpójścia. - Wyznawcy islamu wierzą w Maryję, choć dla nich nie była matką Boga, lecz proroka - wyjaśniał ksiądz. Większość kobiet wybierała się potem do położonego kilka kilometrów dalej bagdadzkiego meczetu Abdul Kadum w dzielnicy Kadamija. I nagle zaczęły wybuchać bomby.
Do tej pory nie ustalono ostatecznej liczby zabitych. Tymczasowa Rada Zarządzająca podawała, że zginęło 271 osób, a przedstawiciele armii USA mówili o 181 zabitych i prawie 600 rannych.
Pierwsza bomba w meczecie Abdul Kadum wybuchła kwadrans po dziesiątej. Tej ani kolejnych dwóch eksplozji nie było słychać już w odległości 300 m. Zagłuszyły je bębny towarzyszące pochodom nożowników. Ładunki miały zabić jak najwięcej ludzi. Dlatego pierwszy odpalono wewnątrz meczetu. Kolejny, zdetonowany gdy przerażeni ludzie próbowali uciekać ze świątyni, znajdował się tuż przy drzwiach. Trzecia bomba eksplodowała przed meczetem. Zaraz potem z okien pobliskiego budynku wystrzelono pociski moździerzowe. Podobno tłum wywlókł znajdującego się tam mężczyznę i go rozszarpał. Przerażeni ludzie, próbując się wydostać spod meczetu, zaczęli tratować innych. - Wówczas na krótką chwilę przed świątynią zrobiło się luźniej. Na ziemi leżały porozrywane kawałki ciał, dziesiątki zakrwawionych ludzi wołały o pomoc. Tak musi wyglądać piekło - opowiadał "Wprost" Abu Kamil, który w chwili zamachu znajdował się około stu metrów od wejścia do meczetu. Niemal dokładnie w tym samym czasie w Karbali rozgrywał się identyczny koszmar.
W Bagdadzie nie wpuszczano rodzin do szpitali. Jedynie listy z nazwiskami tych, którzy przeżyli, oraz zabitych wywieszano na drzwiach. - Ciężko zidentyfikować kogoś po fragmencie nogi czy ręki. Gdybyśmy wpuścili tu bliskich ofiar, mogliby nie znieść tego widoku - tłumaczył lekarz Mohammed Kamil. W jego szpitalu znajdującym się najbliżej meczetu szczątki ludzkie układano początkowo na folii rozłożonej na podłodze, a później, gdy nie starczało na nie miejsca, na ziemi na tyłach budynku.
Wspólna krew
Wkrótce po zamachach wielki ajatollah Ali Sistani, najwyższy przywódca szyitów, oskarżył wojska międzynarodowej koalicji o to, że nie zapewniły bezpieczeństwa Irakijczykom. To jednak ajatollah jesienią ubiegłego roku zażądał, by zagraniczni żołnierze nie zbliżali się do miejsc kultu. Wówczas duchowni szyiccy zawarli umowy z przedstawicielami koalicji, w których zobowiązywali się do zapewnienia bezpieczeństwa. Nakib Fehmy, zastępca szefa policji w dzielnicy Kadamija, kilka godzin po zamachu powiedział mi, że w okolicach meczetu poza bliżej nie określoną liczbą milicjantów z organizacji religijnych, służbę pełniło zaledwie 30 policjantów. W Karbali sytuacja była tylko trochę lepsza. Jak mówił "Wprost" kilka dni przed zamachami gen. Edward Gruszka, zgodnie z życzeniem tamtejszych przywódców, nasi żołnierze mieli się znajdować tylko na rogatkach.
Kto przeprowadził ataki? Przedstawiciele koalicji i Irakijczycy zgodnie twierdzą, że terroryści z zewnątrz, którzy chcą wywołać wojnę domową. Głównym oskarżonym stał się Abu Musaba Zarkawi, Jordańczyk, który kieruje komórkami Al-Kaidy w Iraku. Wojskowi w Bagdadzie, z którymi rozmawiałam, twierdzą jednak, że to "nie podparte dowodami" sugestie i przypuszczenia. Nie zmienia to faktu, że zamachy w święto Aszury mogły być częścią planu Zarkawiego - kilka tygodni temu przechwycono list, w którym pisze on, że jego celem jest poróżnienie irackich szyitów z sunnitami i Kurdami. - Do wojny jest jednak daleko - twierdzi Ismael Zajer, redaktor naczelny dziennika "Al-Sabah". Przed szpitalami ustawiły się setki ludzi, także chrześcijan i sunnitów, by oddawać krew, która ma ratować życie rannym szyitom.
Do tej pory nie ustalono ostatecznej liczby zabitych. Tymczasowa Rada Zarządzająca podawała, że zginęło 271 osób, a przedstawiciele armii USA mówili o 181 zabitych i prawie 600 rannych.
Pierwsza bomba w meczecie Abdul Kadum wybuchła kwadrans po dziesiątej. Tej ani kolejnych dwóch eksplozji nie było słychać już w odległości 300 m. Zagłuszyły je bębny towarzyszące pochodom nożowników. Ładunki miały zabić jak najwięcej ludzi. Dlatego pierwszy odpalono wewnątrz meczetu. Kolejny, zdetonowany gdy przerażeni ludzie próbowali uciekać ze świątyni, znajdował się tuż przy drzwiach. Trzecia bomba eksplodowała przed meczetem. Zaraz potem z okien pobliskiego budynku wystrzelono pociski moździerzowe. Podobno tłum wywlókł znajdującego się tam mężczyznę i go rozszarpał. Przerażeni ludzie, próbując się wydostać spod meczetu, zaczęli tratować innych. - Wówczas na krótką chwilę przed świątynią zrobiło się luźniej. Na ziemi leżały porozrywane kawałki ciał, dziesiątki zakrwawionych ludzi wołały o pomoc. Tak musi wyglądać piekło - opowiadał "Wprost" Abu Kamil, który w chwili zamachu znajdował się około stu metrów od wejścia do meczetu. Niemal dokładnie w tym samym czasie w Karbali rozgrywał się identyczny koszmar.
W Bagdadzie nie wpuszczano rodzin do szpitali. Jedynie listy z nazwiskami tych, którzy przeżyli, oraz zabitych wywieszano na drzwiach. - Ciężko zidentyfikować kogoś po fragmencie nogi czy ręki. Gdybyśmy wpuścili tu bliskich ofiar, mogliby nie znieść tego widoku - tłumaczył lekarz Mohammed Kamil. W jego szpitalu znajdującym się najbliżej meczetu szczątki ludzkie układano początkowo na folii rozłożonej na podłodze, a później, gdy nie starczało na nie miejsca, na ziemi na tyłach budynku.
Wspólna krew
Wkrótce po zamachach wielki ajatollah Ali Sistani, najwyższy przywódca szyitów, oskarżył wojska międzynarodowej koalicji o to, że nie zapewniły bezpieczeństwa Irakijczykom. To jednak ajatollah jesienią ubiegłego roku zażądał, by zagraniczni żołnierze nie zbliżali się do miejsc kultu. Wówczas duchowni szyiccy zawarli umowy z przedstawicielami koalicji, w których zobowiązywali się do zapewnienia bezpieczeństwa. Nakib Fehmy, zastępca szefa policji w dzielnicy Kadamija, kilka godzin po zamachu powiedział mi, że w okolicach meczetu poza bliżej nie określoną liczbą milicjantów z organizacji religijnych, służbę pełniło zaledwie 30 policjantów. W Karbali sytuacja była tylko trochę lepsza. Jak mówił "Wprost" kilka dni przed zamachami gen. Edward Gruszka, zgodnie z życzeniem tamtejszych przywódców, nasi żołnierze mieli się znajdować tylko na rogatkach.
Kto przeprowadził ataki? Przedstawiciele koalicji i Irakijczycy zgodnie twierdzą, że terroryści z zewnątrz, którzy chcą wywołać wojnę domową. Głównym oskarżonym stał się Abu Musaba Zarkawi, Jordańczyk, który kieruje komórkami Al-Kaidy w Iraku. Wojskowi w Bagdadzie, z którymi rozmawiałam, twierdzą jednak, że to "nie podparte dowodami" sugestie i przypuszczenia. Nie zmienia to faktu, że zamachy w święto Aszury mogły być częścią planu Zarkawiego - kilka tygodni temu przechwycono list, w którym pisze on, że jego celem jest poróżnienie irackich szyitów z sunnitami i Kurdami. - Do wojny jest jednak daleko - twierdzi Ismael Zajer, redaktor naczelny dziennika "Al-Sabah". Przed szpitalami ustawiły się setki ludzi, także chrześcijan i sunnitów, by oddawać krew, która ma ratować życie rannym szyitom.
Więcej możesz przeczytać w 11/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.