Afera goni aferę. Jeszcze nie ujęto dwóch takich, co ukradli księżyc na oczach niejakiego Pineiry (czy jak mu tam), a już prokuratura wszczęła dochodzenie z oskarżenia o wyłudzenie przeciwko dwóm takim, co chcieli wyżyć miesiąc za 500 zł.
Rzecz w tym, iż przystępując do wyżycia się za 500 zł, nie zgłosili w fakturze VAT, że biorą... najkrótszy miesiąc roku, luty! Tym samym stawka dzienna była u nich co najmniej o jedną trzydziestą, a może nawet o dwie trzydzieste zawyżona, bo miesiące mają 30 lub 31 dni. I to wszystko działo się na oczach wszystkich. Gdzie były służby specjalne? Chyba wysyłały gwoździe do Iraku.
Gdy afera goni aferę, niektórzy zaczynają gonić w piętkę. Sojusz nie jest mi bliski ideowo, jako że nie lubię dewocji, ale parę osób znam i nawet lubię. Tym większa konsternacja, co te osoby wyczyniają! Już w maju 1945 r. w Motyczu pod Lublinem do pani Maleszowej, martwiącej się, że jej ukochana parka szynszyli nie rozmnaża się, sąsiad rzekł brutalnie: "Łaskawa pani, nie da rady, oba samce". I tak jest z małżeństwami homoseksualnymi: choćby nie wiem jak się pocierały i choćby nie wiem czym - dzieci od tego nie przybędzie. Czyli o potencjalnym elektoracie sojuszu nie ma nawet co marzyć: ślepy zaułek niczym ślepa kiszka, para w gwizdek!
Z kolei pani Banachowa żąda powszechnej aborcji. I tu rozumiem. Zgoda, intencja szlachetna, chodzi o wyskrobanie się embrionów Ligi Polskich Rodzin. Ale co będzie, jak pod nóż pójdą embriony Sojuszu Lewicy Demokratycznej?! Jak pani Banachowa spojrzy partii w oczy?...
Jedyne, za czym jestem na "tak", to legalne domy publiczne. Odkąd w XIX wieku ateistyczny prezydent Republiki Francuskiej skonał w burdelu na wesołej panience, uważam, że jest to jedyny humanitarny sposób odchodzenia ze stanowiska polityków lewicy!
I to by było na tyle.
Gdy afera goni aferę, niektórzy zaczynają gonić w piętkę. Sojusz nie jest mi bliski ideowo, jako że nie lubię dewocji, ale parę osób znam i nawet lubię. Tym większa konsternacja, co te osoby wyczyniają! Już w maju 1945 r. w Motyczu pod Lublinem do pani Maleszowej, martwiącej się, że jej ukochana parka szynszyli nie rozmnaża się, sąsiad rzekł brutalnie: "Łaskawa pani, nie da rady, oba samce". I tak jest z małżeństwami homoseksualnymi: choćby nie wiem jak się pocierały i choćby nie wiem czym - dzieci od tego nie przybędzie. Czyli o potencjalnym elektoracie sojuszu nie ma nawet co marzyć: ślepy zaułek niczym ślepa kiszka, para w gwizdek!
Z kolei pani Banachowa żąda powszechnej aborcji. I tu rozumiem. Zgoda, intencja szlachetna, chodzi o wyskrobanie się embrionów Ligi Polskich Rodzin. Ale co będzie, jak pod nóż pójdą embriony Sojuszu Lewicy Demokratycznej?! Jak pani Banachowa spojrzy partii w oczy?...
Jedyne, za czym jestem na "tak", to legalne domy publiczne. Odkąd w XIX wieku ateistyczny prezydent Republiki Francuskiej skonał w burdelu na wesołej panience, uważam, że jest to jedyny humanitarny sposób odchodzenia ze stanowiska polityków lewicy!
I to by było na tyle.
Więcej możesz przeczytać w 11/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.