Tam, gdzie biją się Bumar i Ostrowski Arms, wygrywa Nat.
Jeśli w Polsce ktoś zarobi na dostawach broni i sprzętu wojskowego dla irackiej armii, będzie to gracz stojący w cieniu, który wie, że obojętnie, kto zwycięży w walce o kontrakt w Bagdadzie, on i jego firma będą i tak potrzebni. Chodzi o Leszka Cichockiego, właściciela firmy Nat Import-Export. Cichocki zarobiłby bez względu na to, czy wygrałby Bumar, czy Nour. Jego firma występuje bowiem po obu stronach polsko-polskiej batalii o irackie zamówienia.
Gambit Cichockiego
Bumar zaproponował Cichockiemu znalezienie za granicą sprzętu, którego nie produkują polskie zakłady zbrojeniowe, a który był niezbędny do uzupełnienia oferty. Chodziło głównie o elektronikę i optoelektronikę wojskową. Gdyby Bumar pokonał Nour, Leszek Cichocki miałby też udział w zyskach Przedsiębiorstwa Handlowo-Usługowego Cenrex, w którym - przez spółkę Tomwar - ma 49 proc. udziałów (właścicielem większościowym jest PHZ Bumar). Udziały w Cenreksie kupił pod koniec lat 90., gdy ówczesny zarząd spółki został oskarżony o nielegalny handel bronią z rosyjską mafią i Al-Kazarem - pośrednikiem bliskowschodnich terrorystów. Cenrex, podobnie jak Nat, dołączył do "irackiego" konsorcjum Bumaru.
Nat jest współzałożycielem Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju - samorządowej organizacji krajowych przedsiębiorstw, która w ubiegłym roku podpisała list intencyjny z Nour. W liście intencyjnym izba - jak wyjaśnia jej prezes Sławomir Kułakowski - wyraziła gotowość wskazania konsorcjum Nour firm w niej zrzeszonych i zainteresowanych "zaistnieniem na rynku irackim". Leszek Cichocki jest wiceprezesem izby.
Biznesmen specjalnego znaczenia
Historia firmy Cichockiego zaczyna się od akcji wyprowadzenia z Iraku w 1990 r. grupy agentów CIA. To wtedy narodziło się polsko-amerykańskie partnerstwo służb specjalnych - niejako w podzięce za uratowanie agentów. Liczyła się też zgoda polskiego rządu na rozmieszczenie przez National Security Agency wzdłuż wschodniej granicy RP urządzeń do wywiadu elektronicznego.
W 1991 r. USA poprosiły Polskę o sprzedaż dużych ilości broni i sprzętu wojskowego dla antykomunistycznej partyzantki afgańskiej walczącej z dawnym sowieckim namiestnikiem Mohammadem Nadżibullahem. Amerykanie postawili warunek: transakcji nie będzie realizować żadna z kontrolowanych przez państwo central handlu bronią. Prawdopodobnie nie mieli zaufania do takich firm, jak Cenzin, Cenrex, Bumar czy Pezetel, uważając je za zbyt mocno powiązane z Sowietami.
Szefowie wywiadu UOP, do którego zwróciła się CIA, szukali mało znanej firmy gwarantującej dyskrecję. Odpowiednie urzędy miały natychmiast wydać wybranemu do tego zadania pośrednikowi wszystkie niezbędne koncesje na obrót specjalny z zagranicą. Wiceszefem wywiadu cywilnego był wtedy płk Gromosław Czempiński, zaprzyjaźniony z byłym szefem operacji CIA w Afganistanie Miltonem Beardenem. To Czempiński miał decydujący głos w znalezieniu właściwego partnera w Polsce. Wybrał Leszka Cichockiego, swego dawnego podwładnego z wydziału kontrwywiadu zagranicznego, którym kierował w latach 80. jeszcze w Departamencie I MSW.
Operacja afgańska
Na początku lat 90. 40-letni wtedy Leszek Cichocki prowadził działalność gospodarczą pod szyldem Nat Import-Export. Handlował dalekowschodnimi tekstyliami i przyborami do pisania. Miał więc odpowiednio rozwiniętą logistykę do przeprowadzenia transakcji przez porty morskie oraz tzw. legendę, czyli szyld i historię umożliwiające realizację specjalnych zleceń pod przykryciem. Cichocki miał też tę zaletę, że jako były oficer wywiadu cywilnego PRL został pozytywnie zweryfikowany. Nie mógł jednak pracować w UOP, bo miał żonę Rosjankę. Żona była jednak atutem w operacji sprzedaży broni do Afganistanu, bo w ten sposób Cichocki nie budził podejrzeń KGB i GRU, które miały wówczas rozbudowaną siatkę szpiegowską w Polsce i łatwo mogły się dowiedzieć o supertajnym przedsięwzięciu.
Operację afgańską przeprowadzono w ten sposób, że broń i sprzęt wojskowy odbierały statki podstawione przez stronę amerykańską (operację nadzorowała CIA) w Gdańsku. Z polskiej strony nad operacją czuwała grupa oficerów wywiadu z ppłk. Dariuszem Antosikiem, w latach 2001-2002 szefem Zarządu Wywiadu UOP. Jeden z ładunków wart był około 30 mln USD, drugi ponad 50 mln USD. Wysyłka, oficjalnie na zamówienie Departamentu Stanu, obejmowała m.in. ręczne granatniki RPG-7 z Meska w Skarżysku-Kamiennej oraz rakiety odłamkowo-burzące do wyrzutni typu Grad z Tłoczni Metali "Pressta" w Bolechowie pod Poznaniem.
Nat Czempińskiego?
O firmie Nat głośno było tylko raz, w 1995 r. po słynnym obiedzie drawskim (podczas manewrów na poligonie generalicja WP wypowiedziała posłuszeństwo ówczesnemu ministrowi obrony Piotrowi Kołodziejczykowi). Wyciekła wówczas informacja o sprzedaży przez MON 52 wozów bojowych piechoty BWP-2 do Angoli. Kontrakt realizowała firma Cichockiego, do której z ofertą zgłosił się partner słowacko-bułgarski, mający tzw. end user (certyfikat odbiorcy końcowego - dokument, bez którego handel bronią z zagranicą jest zabroniony). W realizacji kontraktu przez Nat pomógł ówczesny szef UOP gen. Gromosław Czempiński. Wybuchła afera, bo minister Kołodziejczyk twierdził, że sprzęt sprzedano bez jego wiedzy, w dodatku za połowę rynkowej ceny. Prokuratura, która sprawdzała, czy Nat nie zaniżył wartości kontraktów (również "afgańskich" oraz na zakup rosyjskich torped bojowych dla Brytyjczyków), w grudniu 1997 r. umorzyła śledztwa, nie stwierdzając przestępstwa.
Do Nat przylgnęła opinia firmy powiązanej z gen. Czempińskim. Poszła też fama, że z pieniędzy zarobionych przez Cichockiego dokończono budowę siedziby wywiadu cywilnego przy ul. Miłobędzkiej. W połowie lat 90. Cichocki był też udziałowcem spółki Światowe Centrum Finansów i Handlu ze Wschodem. Powstało ono z inicjatywy szefostwa wywiadu UOP i obejmowało kilkanaście firm, które miały być przykrywką działalności wywiadu gospodarczego. Udziały centrum wykupił także Siergiej Gawriłow, bankier z paszportem Belize - brytyjski MI6 rozpoznał w nim oficera rosyjskiego GRU.
Cichockiemu i firmie Nat przypisuje się też związki z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Prawdopodobnie dlatego, że we władzach Cenreksu, w którym Cichocki ma udziały, zasiadali oficerowie WSI, na przykład płk Kazimierz Mochol, zastępca szefa WSI za rządów Jerzego Buzka.
Druga bitwa o Irak
Szanse Cichockiego rosną po tym, jak Departament Obrony USA anulował wyniki poprzedniego przetargu na wyposażenie dla irackiego wojska. Nowy konkurs będzie rozstrzygany w Waszyngtonie, a nie w Bagdadzie. Ktokolwiek z polskiej strony znajdzie się wśród jego zwycięzców, szukając partnerów w naszym kraju, będzie pamiętać, że Nat jest znana CIA, która dba m.in. o to, żeby przeznaczone na wyposażenie irackiej armii pieniądze amerykańskich podatników zostały dobrze wydane. Co więcej, Nat to firma prywatna, a w przetargu ogłoszonym kilka miesięcy temu Pentagon wręcz napisał, że startować mogą tylko te spółki, w których udział państwa nie przekracza 5 proc. Warunku tego nie spełnia PHZ Bumar.
Więcej możesz przeczytać w 11/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.