Mit o Żydach zabójcach Jezusa był najtragiczniejszym źródłem antysemityzmu w ostatnich dwóch tysiącleciach
Pasja" Mela Gibsona to powrót do okresu antysemityzmu najbardziej brudnego i prymitywnego. Widzimy tam sceny potwierdzające okropne kłamstwo, że to Żydzi zamordowali Jezusa. Jezus był przecież stuprocentowym Żydem, pochodził z rodziny żydowskiej i wyrósł na obyczajach i tradycjach żydowskich. Tymczasem Izrael był w tamtych czasach pod panowaniem rzymskim i to Poncjusz Piłat skazał Jezusa na śmierć przez ukrzyżowanie. Oczywiście, byli Żydzi, którzy nie zgadzali się z poglądami Jezusa i cieszyli się z jego śmierci, ale byli i tacy, którzy nie mogli powstrzymać łez, gdy widzieli go na krzyżu.
Żydzi nie byli winni śmierci Jezusa
Fałszywy mit, powtarzany w filmie Mela Gibsona, był najtragiczniejszym źródłem antysemityzmu w ostatnich dwóch tysiącleciach. Rezultaty tego antysemityzmu widzieliśmy w Auschwitz-Birkenau, Treblince, Stutthofie, Sobiborze, Mathausen, Buchenwaldzie, Bergen-Belsen i innych obozach zagłady. W 1962 r. Watykan pojął, do jakiej tragedii ten mit doprowadził, i papież Jan XXIII oficjalnie stwierdził, że Żydzi nie byli winni śmierci Jezusa. Papież Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał, że droga do chrześcijaństwa wiedzie przez judaizm i nazwał Żydów starszymi braćmi.
W filmie "Pasja" Gibson przez prawie godzinę przedstawia scenę męki i krwawienia Jezusa. Wyobraźmy sobie, że przez godzinę wyświetlano by film o zamordowaniu żydowskiego chłopca, którego czaszkę roztrzaskano o mur. Albo uduszone w komorze gazowej wraz z matką niemowlę, wysysające ostatnią kroplę mleka z jej piersi. Albo stertę ciał splecionych w jedną masę, wyciąganych z komory gazowej i palonych, a po zmieleniu kości, proch rozrzucany na polu. Takie sceny powracałyby sześć milionów razy w ciągu sześciu milionów godzin. Takie mogą być rezultaty okropnych kłamstw, do których powraca Mel Gibson, zatruwając nimi świat. Mam nadzieję, że mimo wszystko duch i poglądy papieży Jana XXIII i Jana Pawła II odniosą nad nimi zwycięstwo.
Żydzi, czyli Białorusini
Z jednej strony, państwa, narody i elity są dumne ze "swoich Żydów", z drugiej, wzrasta dziki, prymitywny, pseudointelektualny antysemityzm - można powiedzieć, używając dialektyki Tewjego Mleczarza ze "Skrzypka na dachu". Czasem zadaję sobie pytanie, kim dla innych ludzi jest Żyd? Jak przez innych Żyd jest postrzegany? Czy ci inni śmiało zaliczyliby Żyda do kanonu składającego się na tzw. tożsamość narodową?
Podczas jakiejś wizyty na Uniwersytecie Warszawskim rektor prof. Piotr Węgleński pokazał mi faks od jednego z jego przyjaciół. Był to fragment białoruskiej encyklopedii "O wielkich Żydach Białorusi". Można było w niej odnaleźć wiele znanych żydowskich nazwisk. Byli tam między innymi premierzy Izraela Szymon Peres (tak naprawdę pochodzi on z Polski) i Menachem Begin. Ten ostatni również urodził się w kraju nad Wisłą, co więcej - ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim.
W taki sposób poszerzyłem moją wiedzę o dość osobliwe informacje, że dwaj premierzy mojego państwa byli Białorusinami. I chociaż ogromnie szanuję Białorusinów, wolałbym jednak, by prawda była najważniejsza. Białoruska encyklopedia nie jest jedynym wydawnictwem prezentującym tego rodzaju odkrycia. Podczas jednej z moich licznych wizyt na Śląsku (kiedy pełniłem jeszcze obowiązki ambasadora Państwa Izrael w Warszawie) pokazano mi dom jednego z laureatów Nagrody Nobla. Było to w Żorach (niemieckie Sohrau), gdzie urodził się Otto Stern, laureat Nagrody Nobla z fizyki w 1943 r. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że ze Śląska pochodzi aż jedenastu laureatów tej prestiżowej nagrody, a siedmiu spośród nich było Żydami. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że właśnie tym naukowcom przypisuje się niemieckie pochodzenie w niemieckich encyklopediach.
Kiepska pamięć
Kilka lat temu, podczas pobytu na Ukrainie, odwiedziłem miasteczko mojego dzieciństwa - Borysław. Byłem także w Drohobyczu, gdzie oglądałem dom, w którym mieszkał i tworzył Bruno Schulz. W tym domu został on także zamordowany. W krainie Brunona Schulza spotykałem się z lokalnymi władzami i ze zwykłymi ludźmi. Pamiętam, jak mi wtedy tłumaczono, że Bruno Schulz to sławny ukraiński malarz i pisarz. Podobne fałszerstwa nie ominęły tak znanych osób, jak Samuel Agnon (pisarz urodzony w Buczaczu, laureat Nagrody Nobla) czy Nelly Sachs (poetka urodzona w Berlinie, także laureatka tej nagrody, której rodzice pochodzili z Zamościa). O Agnonie słyszałem, że urodził się na Ukrainie, jakby zupełnie zapomniano, że wtedy to była Polska. Z kolei w żyłach Nelly Sachs - zdaniem niektórych - płynęła czysta niemiecka krew.
Na Litwie jest jeszcze większe zamieszanie, bo tam urodziło się bardzo wielu uznanych poetów, pisarzy i lekarzy o żydowskich korzeniach. Mimo to wszyscy są bezapelacyjnie i na stałe wpisani w poczet litewskich geniuszy. Podobne zafałszowania nie ominęły Francji i Anglii. W historii Wielkiej Brytanii jednym z najwybitniejszych premierów był sir Benjamin Disraeli. Był bardzo cenionym fachowcem i szanowanym człowiekiem, ale to było jednak za mało, aby Żyd został premierem Wielkiej Brytanii. Disraeli musiał więc przyjąć chrzest.
Żyd, mistrz języka polskiego
Kiedyś Żydzi często musieli ukrywać swoje pochodzenie, religię i kulturę, a mimo to antysemici zawsze przypominali im, że są Żydami i nawet gdyby się pod ziemię zaszyli, fachowcy od antysemityzmu wiedzieliby, jak ich stamtąd wyciągnąć. Hitlerowcy uważali, że żydowskie pochodzenie było wystarczającym pretekstem, aby zabić człowieka. I jeśli nawet trudno było zarzucić komuś żydowskie korzenie, z największą starannością doszukiwano się - do trzeciego czy piątego pokolenia - Żyda w rodzie, aby móc "z czystym sumieniem" wykonać wyrok.
Także w Polsce, już w latach powojennych, Żydzi mieli niemało kłopotów w związku ze swoim pochodzeniem. Wtedy wielu Polaków dobrowolnie współdziałało z aparatem komunistycznym, a odpowiedzialnością za swoje poczynania próbowali obarczyć resztki ocalałych, często okaleczonych psychicznie i fizycznie Żydów. Kiedy doszło do straszliwej tragedii w Katyniu, gdy Sowieci brutalnie i z zimną krwią zamordowali około 20 tys. przedstawicieli polskich elit, mówiono, że to byli wyłącznie Polacy. Otóż nie, tam maltretowano nie tylko Polaków - wśród zamordowanych było niemal tysiąc Żydów.
Na szczęście żyjemy już w innej Polsce. Dzisiaj granice państwa są wprawdzie czymś bardzo ważnym i nienaruszalnym, ale daleko poza te oficjalne granice sięga kultura i język polski. Mimo różnych kształtów, jakie Polska przybierała na mapie, zawsze będziemy pamiętać, że Peres i Begin, Agnon i Schulz pochodzą właśnie z Polski. Co więcej, teraz możemy nawet przeczytać na tablicy poświęconej Brunonowi Schulzowi: "Żyd, mistrz języka polskiego". Na Uniwersytecie Warszawskim znajduje się tablica poświęcona Menachemowi Beginowi. W polskich podręcznikach i mediach otwarcie mówi się o Żydach wśród ofiar Katynia. Także Europa się zmieniła: kiedy Laurent Fabius został premierem Francji, nie musiał zmieniać swoich zwyczajów ani religii i w sobotę, jak zwykle, udawał się do synagogi.
Absurd antysemityzmu
Niepokojącym zjawiskiem we współczesnym świecie jest narastający antysemityzm islamskich fanatyków, który, niestety, czasem udziela się innym. Duży wpływ ma na to konflikt izraelsko-palestyński. Z trwogą obserwujemy, jak islamscy fanatycy podsycają niechęć do Żydów z Izraela, pobudzając tym prawicowo-nacjonalistyczny i radykalno-lewicowy, pseudointelektualny antysemityzm. Z żalem muszę stwierdzić, że solidarność tych środowisk w imię zwalczania żydostwa przybiera często dotkliwą dla Żydów postać. Przecież na świecie żyje ponad miliard wyznawców islamu, a tylko niewielka grupa, fanatyczny odłam kładzie się ponurym cieniem na pozostałych, niczemu nie winnych wyznawcach tej religii. Po Holocauście haniebne było wyrażanie antysemickich poglądów czy obnoszenie się z nimi. Teraz świat uważa niewygodne wartości za zbędne i eliminuje je. Tak właśnie jest w wypadku wspomnianych środowisk antysemickich, które bez żenady nawołują do prymitywnych zachowań.
W antysemickich zachowaniach ujawnia się coś absurdalnego, pewna niekonsekwencja, bo przecież według haseł antysemickich, "Żyd miał uciekać do Palestyny". Tam był najchętniej widziany. Okazuje się, że kiedy Żydzi są już w Palestynie, to islamscy fanatycy i palestyńscy ekstremiści chcą, żebyśmy wynosili się z powrotem do krajów, z których przyszliśmy. Na szczęście są jeszcze demokratyczne państwa, gdzie Żyd nie wstydzi się własnej tożsamości i gdzie nie zwraca się uwagi na to, jaką religię kto wyznaje. Liczy się to, czy ktoś jest dobrym, uczciwym człowiekiem. Jestem pewien, że światowa konfederacja antysemitów poniesie porażkę w konfrontacji z cywilizowaną postawą Polaków i innych narodów.
Białorusini są teraz dumni ze "swoich Żydów" - podobnie jak Ukraińcy czy Litwini. W wielu innych krajach już nie kataloguje się ludzi ze względu na pochodzenie i religię. Zwalcza się tam ksenofobię i antysemityzm, bo dzisiaj są one oznaką zacofania, dowodem zniewolenia stereotypami. Ale po to, żeby świat wyglądał obecnie tak, jak wygląda, wielu Żydów straciło życie. Okazuje się, że trudno być narodem wybranym. Czasem przypomina mi się pobożne życzenie Tewjego Mleczarza: "Panie Boże, czy choć na chwilę nie mógłbyś sobie wybrać jakiegoś innego narodu...".
Żydzi nie byli winni śmierci Jezusa
Fałszywy mit, powtarzany w filmie Mela Gibsona, był najtragiczniejszym źródłem antysemityzmu w ostatnich dwóch tysiącleciach. Rezultaty tego antysemityzmu widzieliśmy w Auschwitz-Birkenau, Treblince, Stutthofie, Sobiborze, Mathausen, Buchenwaldzie, Bergen-Belsen i innych obozach zagłady. W 1962 r. Watykan pojął, do jakiej tragedii ten mit doprowadził, i papież Jan XXIII oficjalnie stwierdził, że Żydzi nie byli winni śmierci Jezusa. Papież Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał, że droga do chrześcijaństwa wiedzie przez judaizm i nazwał Żydów starszymi braćmi.
W filmie "Pasja" Gibson przez prawie godzinę przedstawia scenę męki i krwawienia Jezusa. Wyobraźmy sobie, że przez godzinę wyświetlano by film o zamordowaniu żydowskiego chłopca, którego czaszkę roztrzaskano o mur. Albo uduszone w komorze gazowej wraz z matką niemowlę, wysysające ostatnią kroplę mleka z jej piersi. Albo stertę ciał splecionych w jedną masę, wyciąganych z komory gazowej i palonych, a po zmieleniu kości, proch rozrzucany na polu. Takie sceny powracałyby sześć milionów razy w ciągu sześciu milionów godzin. Takie mogą być rezultaty okropnych kłamstw, do których powraca Mel Gibson, zatruwając nimi świat. Mam nadzieję, że mimo wszystko duch i poglądy papieży Jana XXIII i Jana Pawła II odniosą nad nimi zwycięstwo.
Żydzi, czyli Białorusini
Z jednej strony, państwa, narody i elity są dumne ze "swoich Żydów", z drugiej, wzrasta dziki, prymitywny, pseudointelektualny antysemityzm - można powiedzieć, używając dialektyki Tewjego Mleczarza ze "Skrzypka na dachu". Czasem zadaję sobie pytanie, kim dla innych ludzi jest Żyd? Jak przez innych Żyd jest postrzegany? Czy ci inni śmiało zaliczyliby Żyda do kanonu składającego się na tzw. tożsamość narodową?
Podczas jakiejś wizyty na Uniwersytecie Warszawskim rektor prof. Piotr Węgleński pokazał mi faks od jednego z jego przyjaciół. Był to fragment białoruskiej encyklopedii "O wielkich Żydach Białorusi". Można było w niej odnaleźć wiele znanych żydowskich nazwisk. Byli tam między innymi premierzy Izraela Szymon Peres (tak naprawdę pochodzi on z Polski) i Menachem Begin. Ten ostatni również urodził się w kraju nad Wisłą, co więcej - ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim.
W taki sposób poszerzyłem moją wiedzę o dość osobliwe informacje, że dwaj premierzy mojego państwa byli Białorusinami. I chociaż ogromnie szanuję Białorusinów, wolałbym jednak, by prawda była najważniejsza. Białoruska encyklopedia nie jest jedynym wydawnictwem prezentującym tego rodzaju odkrycia. Podczas jednej z moich licznych wizyt na Śląsku (kiedy pełniłem jeszcze obowiązki ambasadora Państwa Izrael w Warszawie) pokazano mi dom jednego z laureatów Nagrody Nobla. Było to w Żorach (niemieckie Sohrau), gdzie urodził się Otto Stern, laureat Nagrody Nobla z fizyki w 1943 r. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że ze Śląska pochodzi aż jedenastu laureatów tej prestiżowej nagrody, a siedmiu spośród nich było Żydami. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że właśnie tym naukowcom przypisuje się niemieckie pochodzenie w niemieckich encyklopediach.
Kiepska pamięć
Kilka lat temu, podczas pobytu na Ukrainie, odwiedziłem miasteczko mojego dzieciństwa - Borysław. Byłem także w Drohobyczu, gdzie oglądałem dom, w którym mieszkał i tworzył Bruno Schulz. W tym domu został on także zamordowany. W krainie Brunona Schulza spotykałem się z lokalnymi władzami i ze zwykłymi ludźmi. Pamiętam, jak mi wtedy tłumaczono, że Bruno Schulz to sławny ukraiński malarz i pisarz. Podobne fałszerstwa nie ominęły tak znanych osób, jak Samuel Agnon (pisarz urodzony w Buczaczu, laureat Nagrody Nobla) czy Nelly Sachs (poetka urodzona w Berlinie, także laureatka tej nagrody, której rodzice pochodzili z Zamościa). O Agnonie słyszałem, że urodził się na Ukrainie, jakby zupełnie zapomniano, że wtedy to była Polska. Z kolei w żyłach Nelly Sachs - zdaniem niektórych - płynęła czysta niemiecka krew.
Na Litwie jest jeszcze większe zamieszanie, bo tam urodziło się bardzo wielu uznanych poetów, pisarzy i lekarzy o żydowskich korzeniach. Mimo to wszyscy są bezapelacyjnie i na stałe wpisani w poczet litewskich geniuszy. Podobne zafałszowania nie ominęły Francji i Anglii. W historii Wielkiej Brytanii jednym z najwybitniejszych premierów był sir Benjamin Disraeli. Był bardzo cenionym fachowcem i szanowanym człowiekiem, ale to było jednak za mało, aby Żyd został premierem Wielkiej Brytanii. Disraeli musiał więc przyjąć chrzest.
Żyd, mistrz języka polskiego
Kiedyś Żydzi często musieli ukrywać swoje pochodzenie, religię i kulturę, a mimo to antysemici zawsze przypominali im, że są Żydami i nawet gdyby się pod ziemię zaszyli, fachowcy od antysemityzmu wiedzieliby, jak ich stamtąd wyciągnąć. Hitlerowcy uważali, że żydowskie pochodzenie było wystarczającym pretekstem, aby zabić człowieka. I jeśli nawet trudno było zarzucić komuś żydowskie korzenie, z największą starannością doszukiwano się - do trzeciego czy piątego pokolenia - Żyda w rodzie, aby móc "z czystym sumieniem" wykonać wyrok.
Także w Polsce, już w latach powojennych, Żydzi mieli niemało kłopotów w związku ze swoim pochodzeniem. Wtedy wielu Polaków dobrowolnie współdziałało z aparatem komunistycznym, a odpowiedzialnością za swoje poczynania próbowali obarczyć resztki ocalałych, często okaleczonych psychicznie i fizycznie Żydów. Kiedy doszło do straszliwej tragedii w Katyniu, gdy Sowieci brutalnie i z zimną krwią zamordowali około 20 tys. przedstawicieli polskich elit, mówiono, że to byli wyłącznie Polacy. Otóż nie, tam maltretowano nie tylko Polaków - wśród zamordowanych było niemal tysiąc Żydów.
Na szczęście żyjemy już w innej Polsce. Dzisiaj granice państwa są wprawdzie czymś bardzo ważnym i nienaruszalnym, ale daleko poza te oficjalne granice sięga kultura i język polski. Mimo różnych kształtów, jakie Polska przybierała na mapie, zawsze będziemy pamiętać, że Peres i Begin, Agnon i Schulz pochodzą właśnie z Polski. Co więcej, teraz możemy nawet przeczytać na tablicy poświęconej Brunonowi Schulzowi: "Żyd, mistrz języka polskiego". Na Uniwersytecie Warszawskim znajduje się tablica poświęcona Menachemowi Beginowi. W polskich podręcznikach i mediach otwarcie mówi się o Żydach wśród ofiar Katynia. Także Europa się zmieniła: kiedy Laurent Fabius został premierem Francji, nie musiał zmieniać swoich zwyczajów ani religii i w sobotę, jak zwykle, udawał się do synagogi.
Absurd antysemityzmu
Niepokojącym zjawiskiem we współczesnym świecie jest narastający antysemityzm islamskich fanatyków, który, niestety, czasem udziela się innym. Duży wpływ ma na to konflikt izraelsko-palestyński. Z trwogą obserwujemy, jak islamscy fanatycy podsycają niechęć do Żydów z Izraela, pobudzając tym prawicowo-nacjonalistyczny i radykalno-lewicowy, pseudointelektualny antysemityzm. Z żalem muszę stwierdzić, że solidarność tych środowisk w imię zwalczania żydostwa przybiera często dotkliwą dla Żydów postać. Przecież na świecie żyje ponad miliard wyznawców islamu, a tylko niewielka grupa, fanatyczny odłam kładzie się ponurym cieniem na pozostałych, niczemu nie winnych wyznawcach tej religii. Po Holocauście haniebne było wyrażanie antysemickich poglądów czy obnoszenie się z nimi. Teraz świat uważa niewygodne wartości za zbędne i eliminuje je. Tak właśnie jest w wypadku wspomnianych środowisk antysemickich, które bez żenady nawołują do prymitywnych zachowań.
W antysemickich zachowaniach ujawnia się coś absurdalnego, pewna niekonsekwencja, bo przecież według haseł antysemickich, "Żyd miał uciekać do Palestyny". Tam był najchętniej widziany. Okazuje się, że kiedy Żydzi są już w Palestynie, to islamscy fanatycy i palestyńscy ekstremiści chcą, żebyśmy wynosili się z powrotem do krajów, z których przyszliśmy. Na szczęście są jeszcze demokratyczne państwa, gdzie Żyd nie wstydzi się własnej tożsamości i gdzie nie zwraca się uwagi na to, jaką religię kto wyznaje. Liczy się to, czy ktoś jest dobrym, uczciwym człowiekiem. Jestem pewien, że światowa konfederacja antysemitów poniesie porażkę w konfrontacji z cywilizowaną postawą Polaków i innych narodów.
Białorusini są teraz dumni ze "swoich Żydów" - podobnie jak Ukraińcy czy Litwini. W wielu innych krajach już nie kataloguje się ludzi ze względu na pochodzenie i religię. Zwalcza się tam ksenofobię i antysemityzm, bo dzisiaj są one oznaką zacofania, dowodem zniewolenia stereotypami. Ale po to, żeby świat wyglądał obecnie tak, jak wygląda, wielu Żydów straciło życie. Okazuje się, że trudno być narodem wybranym. Czasem przypomina mi się pobożne życzenie Tewjego Mleczarza: "Panie Boże, czy choć na chwilę nie mógłbyś sobie wybrać jakiegoś innego narodu...".
Więcej możesz przeczytać w 11/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.