Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat" - napisał kiedyś Joseph Conrad. Niespodziewanie sentencja ta wróciła do mnie jak bumerang po obejrzeniu "Między słowami", najnowszego filmu Sofii Coppoli
W "Między słowami" Coppola dotyka tego, co między kobietą a mężczyzną najpiękniejsze i nieuchwytne
. Poruszającej i w jakimś sensie szlachetnie chłodnej przypowieści o tym, co mimo najszczerszych chęci tak rzadko przydarza się kobiecie i mężczyźnie. A jeśli już, to na pewno nie na zawsze. To ta jedyna w swoim rodzaju chemia. Marzą o niej i śnią po nocach wszyscy. Przeświadczeni wówczas, że oto stał się cud. Kobieta i mężczyzna zrozumieli się między słowami. Zostali wybrani.
Bohaterowie nie skonsumowanego zresztą romansu Coppoli, to mocno dojrzały amerykański gwiazdor i właśnie wchodząca w dorosłość młoda mężatka. Spotykają się przypadkowo, spędzają z sobą niewiele czasu, kilka dni, a mimo to dadzą sobie to, czego tak bardzo pragną. Porozumienie, zrozumienie i fascynację. Chemię.
Mimo że on już wie, iż w życiu, jak to w życiu, zawsze jest coś za coś. Masz dom i oddaną sobie żonę, ale i tak po latach prędzej czy później skończy się erotyczne lewitowanie, a dywanowa wykładzina zaczynie interesować cię tylko w kontekście odpowiednio dobranego koloru.
Ona jest świeża, inteligentna. Nie ma wątpliwości, że wyszła za infantylnego artystę, ale nie chce jeszcze przyjąć do wiadomości, że w życiu zawsze jest coś za coś. Ona na razie chce od życia wszystkiego.
On jest doświadczony i bywa znudzony własną błyskotliwą inteligencją, której wybryki zna na pamięć. Instynktownie czuje, że zaczyna być mu w życiu pod górę. Za ciasno. "Kocham" w jego ustach nie znaczy już nic. No, może tyle, co "dzień dobry" czy "do widzenia".
Bohaterowie Coppoli spotykają się w momencie, w którym będą musieli spojrzeć prawdzie w oczy. Postawić diagnozę swego dotychczasowego życia. Odpuszczonych oczekiwań, powieszonych na kołku marzeń, zapomnianych prostych słów o miłości i braku prawdziwej namiętności. Chemii. Poznają prawdę o sobie. Okrutną i już niesubiektywną. Bo ta, którą dotąd obarczali innych, niespodziewanie staje się uniwersalna.
Ale jak powiadała Virginia Woolf, jeśli nie wyjawisz światu własnej prawdy, to nie możesz wypowiadać jej na temat innych ludzi. Dlatego on i ona w tak egzotycznej dla obojga japońskiej rzeczywistości, daleko od swoich amerykańskich domów przekażą sobie swoją prawdę. Bez słów. To czego i kogo kobieta szuka w mężczyźnie oraz to czego i kogo ten szuka w kobiecie.
Fascynacji, zrozumienia i porozumienia. Chemii. Tego wszystkiego, co sprawia, że ludzie mają poczucie, iż wiedzą o sobie wszystko. I to między słowami. Nie ma znaczenia, że właściwie się nie znają. Zostali wybrani. Dlatego też postanowią nie złamać tego tajnego przymierza, które wyróżnia ich spośród innych. Porozumienia, zrozumienia i fascynacji. To wszystko czyni ich prawdziwie wolnymi.
Nie możesz mnie złapać, nie możesz mnie posiąść, zniewolić, nie możesz się mną znudzić, bo nie znasz o mnie całej prawdy. Ale czy nie za to właśnie mnie kochasz - zdają się mówić mężczyzna i kobieta z "Między słowami".
Bo przecież, gdy tylko skończy się ta magiczna chwila, gdy metafizyka odpłynie w siną dal, to prędzej czy później do naszych drzwi zapuka proza życia. Słowo "kocham" stanie się mechanicznym przerywnikiem szarej codzienności, a adrenalina jego i jej wzrastać będzie jedynie przy wyborze dywanowej wykładziny.
Czy trzeba za wszelką cenę, i jak długo się da, ukrywać prawdę o sobie, zacierać ślady i prowokować mylne tropy? Nie! I tak wcześniej czy później (a statystyki są w tym względzie nieubłagane) magnetyzm serc zamieni się w uporządkowany i letni rytm uczuciowej codzienności. W "Między słowami" Coppola dotyka tego, co między kobietą a mężczyzną najpiękniejsze i nieuchwytne, właśnie dlatego, że niestałe. Chwili.
Tego jedynego momentu, po którym już taka miłość, taka historia, taka fascynacja i taki emocjonalny high nigdy się nie powtórzy. Że to niesprawiedliwe?
Ale dlaczego miałoby takie być, skoro w życiu zawsze jest coś za coś. Z drugiej strony pozostają wspomnienia tego przypadkowego spotkania na jakimś lotnisku, dworcu i tych kilku dni niespodziewanie podarowanych przez los.
Nawet jeśli on wsiądzie do samolotu i poleci do żony, a ona nie zdecyduje się jeszcze na rozstanie z głupkowatym mężem. On wybierze wykładzinę w kolorze burgunda. Ona wypije swoją wodę mineralną do końca i wróci tam, gdzie wszystko jest poukładane i w miarę normalne, tyle że nie takie, jakie być powinno. Namiętne, jedyne i po coś. Bez pustych słów i mechanicznie wykonywanych czynności. On i ona nie mają wątpliwości, że oto spotkali w sobie kogoś na całe życie. Wiedzą jednak, że cena do zapłacenia byłaby zbyt wysoka. Dlatego nie będą razem i pewnie nawet już nigdy się nie spotkają. Jest takie amerykańskie powiedzonko, że najbardziej skutecznym sposobem komunikowania się kobiety i mężczyzny są dwa krótkie słowa: "tak" i "nie". Nie wiemy, co w końcowej scenie filmu podstarzały gwiazdor szepce do ucha młodziutkiej żonie innego mężczyzny. Nie słyszymy jego słów, ale nie mamy wątpliwości, że są to święte słowa miłości. A właściwie miłość między słowami.
. Poruszającej i w jakimś sensie szlachetnie chłodnej przypowieści o tym, co mimo najszczerszych chęci tak rzadko przydarza się kobiecie i mężczyźnie. A jeśli już, to na pewno nie na zawsze. To ta jedyna w swoim rodzaju chemia. Marzą o niej i śnią po nocach wszyscy. Przeświadczeni wówczas, że oto stał się cud. Kobieta i mężczyzna zrozumieli się między słowami. Zostali wybrani.
Bohaterowie nie skonsumowanego zresztą romansu Coppoli, to mocno dojrzały amerykański gwiazdor i właśnie wchodząca w dorosłość młoda mężatka. Spotykają się przypadkowo, spędzają z sobą niewiele czasu, kilka dni, a mimo to dadzą sobie to, czego tak bardzo pragną. Porozumienie, zrozumienie i fascynację. Chemię.
Mimo że on już wie, iż w życiu, jak to w życiu, zawsze jest coś za coś. Masz dom i oddaną sobie żonę, ale i tak po latach prędzej czy później skończy się erotyczne lewitowanie, a dywanowa wykładzina zaczynie interesować cię tylko w kontekście odpowiednio dobranego koloru.
Ona jest świeża, inteligentna. Nie ma wątpliwości, że wyszła za infantylnego artystę, ale nie chce jeszcze przyjąć do wiadomości, że w życiu zawsze jest coś za coś. Ona na razie chce od życia wszystkiego.
On jest doświadczony i bywa znudzony własną błyskotliwą inteligencją, której wybryki zna na pamięć. Instynktownie czuje, że zaczyna być mu w życiu pod górę. Za ciasno. "Kocham" w jego ustach nie znaczy już nic. No, może tyle, co "dzień dobry" czy "do widzenia".
Bohaterowie Coppoli spotykają się w momencie, w którym będą musieli spojrzeć prawdzie w oczy. Postawić diagnozę swego dotychczasowego życia. Odpuszczonych oczekiwań, powieszonych na kołku marzeń, zapomnianych prostych słów o miłości i braku prawdziwej namiętności. Chemii. Poznają prawdę o sobie. Okrutną i już niesubiektywną. Bo ta, którą dotąd obarczali innych, niespodziewanie staje się uniwersalna.
Ale jak powiadała Virginia Woolf, jeśli nie wyjawisz światu własnej prawdy, to nie możesz wypowiadać jej na temat innych ludzi. Dlatego on i ona w tak egzotycznej dla obojga japońskiej rzeczywistości, daleko od swoich amerykańskich domów przekażą sobie swoją prawdę. Bez słów. To czego i kogo kobieta szuka w mężczyźnie oraz to czego i kogo ten szuka w kobiecie.
Fascynacji, zrozumienia i porozumienia. Chemii. Tego wszystkiego, co sprawia, że ludzie mają poczucie, iż wiedzą o sobie wszystko. I to między słowami. Nie ma znaczenia, że właściwie się nie znają. Zostali wybrani. Dlatego też postanowią nie złamać tego tajnego przymierza, które wyróżnia ich spośród innych. Porozumienia, zrozumienia i fascynacji. To wszystko czyni ich prawdziwie wolnymi.
Nie możesz mnie złapać, nie możesz mnie posiąść, zniewolić, nie możesz się mną znudzić, bo nie znasz o mnie całej prawdy. Ale czy nie za to właśnie mnie kochasz - zdają się mówić mężczyzna i kobieta z "Między słowami".
Bo przecież, gdy tylko skończy się ta magiczna chwila, gdy metafizyka odpłynie w siną dal, to prędzej czy później do naszych drzwi zapuka proza życia. Słowo "kocham" stanie się mechanicznym przerywnikiem szarej codzienności, a adrenalina jego i jej wzrastać będzie jedynie przy wyborze dywanowej wykładziny.
Czy trzeba za wszelką cenę, i jak długo się da, ukrywać prawdę o sobie, zacierać ślady i prowokować mylne tropy? Nie! I tak wcześniej czy później (a statystyki są w tym względzie nieubłagane) magnetyzm serc zamieni się w uporządkowany i letni rytm uczuciowej codzienności. W "Między słowami" Coppola dotyka tego, co między kobietą a mężczyzną najpiękniejsze i nieuchwytne, właśnie dlatego, że niestałe. Chwili.
Tego jedynego momentu, po którym już taka miłość, taka historia, taka fascynacja i taki emocjonalny high nigdy się nie powtórzy. Że to niesprawiedliwe?
Ale dlaczego miałoby takie być, skoro w życiu zawsze jest coś za coś. Z drugiej strony pozostają wspomnienia tego przypadkowego spotkania na jakimś lotnisku, dworcu i tych kilku dni niespodziewanie podarowanych przez los.
Nawet jeśli on wsiądzie do samolotu i poleci do żony, a ona nie zdecyduje się jeszcze na rozstanie z głupkowatym mężem. On wybierze wykładzinę w kolorze burgunda. Ona wypije swoją wodę mineralną do końca i wróci tam, gdzie wszystko jest poukładane i w miarę normalne, tyle że nie takie, jakie być powinno. Namiętne, jedyne i po coś. Bez pustych słów i mechanicznie wykonywanych czynności. On i ona nie mają wątpliwości, że oto spotkali w sobie kogoś na całe życie. Wiedzą jednak, że cena do zapłacenia byłaby zbyt wysoka. Dlatego nie będą razem i pewnie nawet już nigdy się nie spotkają. Jest takie amerykańskie powiedzonko, że najbardziej skutecznym sposobem komunikowania się kobiety i mężczyzny są dwa krótkie słowa: "tak" i "nie". Nie wiemy, co w końcowej scenie filmu podstarzały gwiazdor szepce do ucha młodziutkiej żonie innego mężczyzny. Nie słyszymy jego słów, ale nie mamy wątpliwości, że są to święte słowa miłości. A właściwie miłość między słowami.
Więcej możesz przeczytać w 11/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.