Społeczeństwo oczekuje stanowczości, a nie łagodności wobec obrażających prawo
Jeszcze kilka lat temu polskie media pełne były frazesów o budowie społeczeństwa obywatelskiego w odrodzonej, niepodleg-łej Polsce. Wielkie nadzieje wiązano zwłaszcza z reformą administracyjno-samorządową, która miała uczynić obywatela odpowiedzialnym współgospodarzem zarówno małych wspólnot, jak i wielkiej ojczyzny. Dziś już prawie nikt o tym nie mówi. Nie można tego oczywiście żądać od lewicy, zaczadzonej teorią walki klas i odległej od idei integracji społeczeństwa obywatelskiego. Gorzej, że polskie elity reformatorskie, odpowiedzialne po roku 1989 za wcielenie tego pięknego hasła w życie, nie zrobiły w tym kierunku nic. Reforma administracyjna okazała się niewypałem. Nie podjęto ani trudu edukacyjnego, ani legislacyjnego, ani penitencjarnego. Wręcz przeciwnie. Liczono na samoczynne, automatyczne działanie ustroju demokracji parlamentarnej w kierunku społecznej integracji wokół państwa - wspólnego dobra. W praktyce doprowadzono do pogorszenia sytuacji, chociażby w porównaniu z klimatem społecznym lat międzywojennych. W imię fałszywie pojmowanych ideałów demokracji doprowadzono do nadmiernej bezkarności ludzi popełniających wykroczenia obrażające porządek publiczny, do dewaluacji społecznych wartości i pojęcia obywatelskiej przyzwoi-tości. Uzyskano efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego - odizolowanie obywateli od własnego już państwa, nie umiejącego bronić uczciwej większości zarówno przed bandytyzmem ulicznym, jak i tym ubieranym w szaty legalności i zgodności z interesem publicznym. Trzeba nie mieć zielonego pojęcia o prawidłach demokracji, by uprawiać politykę prowadzącą do spadku prestiżu i powagi państwa.
Doprowadziliśmy do tego, że bezkarni pozostają uczniowie maltretujący nauczycieli, do takiego kuriozum, że policja z góry zawiadamia, gdzie i kiedy postawi radary i posterunki kontrolne na ulicach i drogach. Doprowadzono do tego, że w praktyce nie wypada egzekwować od ukaranych zapłaty wymierzonych im mandatów. Dowiedzieliśmy się ostatnio, że 90 proc. kierowców nie płaci i nie ponosi z tego tytułu żadnych konsekwencji. Wszystko w imię demokracji, żeby obywatel przypadkiem nie obraził się na władzę. Oczywiś-cie władza odbija sobie te straty, ściągając w imię lewicowych ideałów haracze od Kluski i innych wrednych kapitalistów.
Wszystko to jest zastanawiające chociażby w obliczu stanu wiedzy o demokracji i społeczeństwie obywatelskim. Gdzie nam na przykład do Giulianiego, burmistrza Nowego Jorku, który wiedział lepiej od naszych speców od edukacji społecznej, że dla dobra demokracji i integracji społecznej niezbędne jest twarde prawo, że tylko twardą ręką można zapewnić porządek i dobry klimat społeczny w Nowym Jorku, metropolii nie cieszącej się przedtem dobrą sławą. U nas zapomniano, że normalne społeczeństwo oczekuje stanowczości, a nie łagodności wobec obrażających prawo. Zapomniano o tym, że tolerowanie małych wykroczeń i przestępstw zachęca do popełniania większych, takich właśnie, z jakimi mamy coraz częściej do czynienia w Polsce.
Nasi spece od społeczeństwa obywatelskiego uznali, że dla Polaków najlepsza jest i całkowicie im wystarczy... edukacja przedszkolna. Nie wolno nawet dać klapsa, nie mówiąc o odmówieniu cukierka. W szkole nie wolno ucznia nadmiernie męczyć myśleniem i wymagać samodzielności. W razie wykroczeń nauczyciele wspólnie z rodzicami powinni wymyślać wszelkie możliwe okoliczności łagodzące. Niedługo oddzielnym przedmiotem nauczania stanie się wymyślanie usprawiedliwień pasujących do wszystkiego. Już teraz w Polsce zapomnienie o jakimś terminie czy obowiązku uważane jest za normalne usprawiedliwienie. Nie wypada wypominać braku takich cnót obywatelskich, jak spolegliwość, punktualność, słowność itd. W rezultacie nie ma w naszym kraju kapitału zaufania społecznego, potężnego czynnika wzrostu gospodarczego. Wszystko to skutek zapomnienia o fundamentalnych kanonach demokracji. Przeczytajcie sobie chociażby Tocqueville'a, panowie wychowawcy!
Doprowadziliśmy do tego, że bezkarni pozostają uczniowie maltretujący nauczycieli, do takiego kuriozum, że policja z góry zawiadamia, gdzie i kiedy postawi radary i posterunki kontrolne na ulicach i drogach. Doprowadzono do tego, że w praktyce nie wypada egzekwować od ukaranych zapłaty wymierzonych im mandatów. Dowiedzieliśmy się ostatnio, że 90 proc. kierowców nie płaci i nie ponosi z tego tytułu żadnych konsekwencji. Wszystko w imię demokracji, żeby obywatel przypadkiem nie obraził się na władzę. Oczywiś-cie władza odbija sobie te straty, ściągając w imię lewicowych ideałów haracze od Kluski i innych wrednych kapitalistów.
Wszystko to jest zastanawiające chociażby w obliczu stanu wiedzy o demokracji i społeczeństwie obywatelskim. Gdzie nam na przykład do Giulianiego, burmistrza Nowego Jorku, który wiedział lepiej od naszych speców od edukacji społecznej, że dla dobra demokracji i integracji społecznej niezbędne jest twarde prawo, że tylko twardą ręką można zapewnić porządek i dobry klimat społeczny w Nowym Jorku, metropolii nie cieszącej się przedtem dobrą sławą. U nas zapomniano, że normalne społeczeństwo oczekuje stanowczości, a nie łagodności wobec obrażających prawo. Zapomniano o tym, że tolerowanie małych wykroczeń i przestępstw zachęca do popełniania większych, takich właśnie, z jakimi mamy coraz częściej do czynienia w Polsce.
Nasi spece od społeczeństwa obywatelskiego uznali, że dla Polaków najlepsza jest i całkowicie im wystarczy... edukacja przedszkolna. Nie wolno nawet dać klapsa, nie mówiąc o odmówieniu cukierka. W szkole nie wolno ucznia nadmiernie męczyć myśleniem i wymagać samodzielności. W razie wykroczeń nauczyciele wspólnie z rodzicami powinni wymyślać wszelkie możliwe okoliczności łagodzące. Niedługo oddzielnym przedmiotem nauczania stanie się wymyślanie usprawiedliwień pasujących do wszystkiego. Już teraz w Polsce zapomnienie o jakimś terminie czy obowiązku uważane jest za normalne usprawiedliwienie. Nie wypada wypominać braku takich cnót obywatelskich, jak spolegliwość, punktualność, słowność itd. W rezultacie nie ma w naszym kraju kapitału zaufania społecznego, potężnego czynnika wzrostu gospodarczego. Wszystko to skutek zapomnienia o fundamentalnych kanonach demokracji. Przeczytajcie sobie chociażby Tocqueville'a, panowie wychowawcy!
Więcej możesz przeczytać w 11/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.