Jedynka TVP i "Wprost" dają szansę wychowankom domów dziecka Wychowanek domu dziecka nie musi przez całe życie nosić piętna tego miejsca. Wychowanką domu dziecka jest na przykład wokalistka Maanamu Kora Jackowska. Przyznaje ona jednak, że traumy lat spędzonych w sierocińcu pozbyła się dopiero po 35. roku życia. W domu dziecka przebywał lider Ich Troje Michał Wiśniewski. To tam się nauczył, że trzeba być przebojowym i zdeterminowanym. Wychowankiem domu dziecka jest też Mariusz Maślanka, autor dobrze przyjętej w 2003 r. książki "Bidul". - Wyrwałem się z domu dziecka i wróciłem do domu rodzinnego, bo akurat miałem taką możliwość, ale gdybym jej nie miał, może wylądowałbym na dnie. Dlatego tak ważna jest pomoc tym osobom, które nie mają możliwości powrotu do rodzinnego domu - mówi. Temu właśnie poświęcony jest program "Daj mi szansę" Ewy Juchniewicz (zrealizowany dla Jedynki TVP), któremu patronuje tygodnik "Wprost". Gdy Ewa Juchniewicz pojawiła się na wizji z zapowiedzią programu, zgłosił się do niej polski przedsiębiorca z Londynu, który chce pomoć trzem bohaterom.
Według badań Neala Krause`a z Uniwersytetu Michigan, osoby, które w dzieciństwie przeżyły takie doświadczenie jak pobyt w domu dziecka, są pozytywnie nastawione do życia, żyją kilka, a nawet kilkanaście lat dłużej niż ludzie nie mający takich przeżyć. Badania te dowodzą, że wychowankowie domów dziecka mogą przekuć tę traumę w sukces. Trzeba to jednak zrobić jak najszybciej. - Jeśli do 18. roku życia wychowankowi domu dziecka nie wskaże się celu, traumatyczne przeżycia będą negatywnie rzutować na całą jego przyszłość - mówi "Wprost" Neal Krause. Jego słowa potwierdza choćby biografia Coco Chanel, która po opuszczeniu sierocińca trafiła na kursy szycia opłacane przez wychowujące ją siostry zakonne.
Ambitni z sierocińca
W ubiegłym roku w 371 polskich domach dziecka przebywało 18,5 tys. osób. Gdy kończą 18. rok życia, otrzymują równowartość trzech średnich krajowych pensji (około 7 tys. zł) i tzw. wyprawkę - najczęściej sprzęt AGD i ubrania. - Bez pomocy na ogół lądują pod mostem, bo większość, przyzwyczajona przez lata do bierności, nie potrafi zaplanować sobie dnia, a co dopiero znaleźć pracy czy mieszkania - mówi Mirosława Kątna, posłanka SDPL, założycielka Stowarzyszenia Ochrony Praw Dziecka. Tę opinię potwierdza siostra Małgorzata Chmielewska prowadząca schroniska dla bezdomnych: zimą 80 proc. mieszkańców jej schronisk stanowią byli wychowankowie domów dziecka. Kiedy jednak kilka lat temu zmieniono prawo i wychowankowie, którzy kontynuowali naukę, do ukończenia 25. roku życia otrzymywali zasiłek (506 zł miesięcznie), okazało się, że potrafią wykorzystać szansę - uzyskiwali najlepsze oceny, kończyli studia, zdobywali dobrą pracę.
W Warszawie od pięciu lat władze miasta organizują konkursy na najbardziej zaradnych wychowanków domów dziecka. Laureaci otrzymują klucze do własnych lokali. W mieście działa też system tzw. mieszkań usamodzielniających, przyznawanych wychowankom na rok, by przez ten czas wdrażali się do życia na własną rękę. Wiceprezydent stolicy Robert Draba przyznaje, że byli wychowankowie domów dziecka są wymarzonymi lokatorami mieszkań komunalnych i tzw. TBS: są sumienni, odpowiedzialni, pomagają innym.
Warszawscy wychowankowie są w lepszej sytuacji. Stolica dysponująca prawie 120 tys. mieszkań komunalnych oferuje je prawie każdemu z nich. Równie dobra sytuacja jest we Wrocławiu. Władze tego miasta przekazały np. mieszkanie 17-letniej Monice, bohaterce programu Ewy Juchniewicz. Dobrym pomysłem na pomoc wychowankom domów dziecka są tzw. mieszkania przechodnie. Płocka fundacja Ich Dom Elżbiety i Jana Krzeskich zbiera na nie pieniądze podczas koncertów, bali i aukcji. Czynsz i inne opłaty ponoszą wychowankowie, zaś wyposażenie fundują sponsorzy. Kiedy lokatorzy się usamodzielnią, zwalniają je dla kolejnych wychowanków.
Łańcuch pomocy
Wychowankowie domów dziecka, którym okazano pomoc, potem sami pomagają innym. Tak jest w wypadku członków i współpracowników krakowskiego stowarzyszenia Pro Familia. Marek Bogdanowicz, pracujący w Radzie Społecznej przy Prezesie Rady Ministrów, a zarazem bohater programu "Daj mi szansę", który dzieciństwo spędził w kilku domach dziecka, założył fundację Zobaczyć Człowieka. Uważa, że w ten sposób spłaca dług, na przykład wobec jezuitów: w prowadzonej przez nich Wyższej Szkole Filozofii Pedagogicznej pisze właśnie pracę magisterską.
Trzydziestosześcioletnia Luiza Valenss ze Szczecina, także wychowanka domu dziecka, jest ekonomistką - prowadzi firmę pośredniczącą w pozyskiwaniu funduszy z UE. Przygotowuje projekty wsparcia finansowego wychowanków domów dziecka. Mogą oni korzystać przede wszystkim z unijnych funduszy dla "osób zagrożonych marginalizacją i młodzieży zagrożonej wykluczeniem społecznym". Z tych środków można uzyskać - do 20 tys. zł - na naukę i uruchomienie działalności gospodarczej.
Szansa, czyli inwestycja
Państwowe domy dziecka nagle nie znikną, mimo że przybywa rodzinnych domów dziecka, które znacznie lepiej radzą sobie z przygotowaniem wychowanków do życia. W dodatku rodzinne domy są tańsze: miesięczny koszt utrzymania wychowanka domu dziecka wynosi 1600-1700 zł, podczas gdy w domach rodzinnych - około 830 zł. W tych ostatnich przebywa obecnie 2 tys. dzieci, czyli zaledwie 8 proc. wszystkich wychowanków tego rodzaju placówek. W Europie Zachodniej 70 proc. sierot jest adoptowanych, 25 proc. trafia do domów rodzinnych, a tylko 5 proc. do państwowych domów dziecka.
W 2006 r. samorządy będą musiały zmienić istniejący system opieki nad dziećmi, bo minister pracy i polityki społecznej nakłada na nie obowiązek, by do końca 2006 r. w państwowym domu nie przebywało więcej niż 30 osób. To będzie sprzyjać powstawaniu kolejnych domów rodzinnych. W Warszawie już toczy się kampania "Dajmy im przyszłość" zachęcająca warszawiaków do tworzenia rodzinnych domów dziecka. Ale i te dzieci wymagają pomocy. Ta pomoc się zresztą zwyczajnie opłaca. Jak wyliczył Neal Krause, wychowanek domu dziecka, któremu umiejętnie dano szansę, przysparza potem państwu nawet dziesięciokrotnie więcej korzyści niż ten, który takiej szansy nie miał.
Ambitni z sierocińca
W ubiegłym roku w 371 polskich domach dziecka przebywało 18,5 tys. osób. Gdy kończą 18. rok życia, otrzymują równowartość trzech średnich krajowych pensji (około 7 tys. zł) i tzw. wyprawkę - najczęściej sprzęt AGD i ubrania. - Bez pomocy na ogół lądują pod mostem, bo większość, przyzwyczajona przez lata do bierności, nie potrafi zaplanować sobie dnia, a co dopiero znaleźć pracy czy mieszkania - mówi Mirosława Kątna, posłanka SDPL, założycielka Stowarzyszenia Ochrony Praw Dziecka. Tę opinię potwierdza siostra Małgorzata Chmielewska prowadząca schroniska dla bezdomnych: zimą 80 proc. mieszkańców jej schronisk stanowią byli wychowankowie domów dziecka. Kiedy jednak kilka lat temu zmieniono prawo i wychowankowie, którzy kontynuowali naukę, do ukończenia 25. roku życia otrzymywali zasiłek (506 zł miesięcznie), okazało się, że potrafią wykorzystać szansę - uzyskiwali najlepsze oceny, kończyli studia, zdobywali dobrą pracę.
W Warszawie od pięciu lat władze miasta organizują konkursy na najbardziej zaradnych wychowanków domów dziecka. Laureaci otrzymują klucze do własnych lokali. W mieście działa też system tzw. mieszkań usamodzielniających, przyznawanych wychowankom na rok, by przez ten czas wdrażali się do życia na własną rękę. Wiceprezydent stolicy Robert Draba przyznaje, że byli wychowankowie domów dziecka są wymarzonymi lokatorami mieszkań komunalnych i tzw. TBS: są sumienni, odpowiedzialni, pomagają innym.
Warszawscy wychowankowie są w lepszej sytuacji. Stolica dysponująca prawie 120 tys. mieszkań komunalnych oferuje je prawie każdemu z nich. Równie dobra sytuacja jest we Wrocławiu. Władze tego miasta przekazały np. mieszkanie 17-letniej Monice, bohaterce programu Ewy Juchniewicz. Dobrym pomysłem na pomoc wychowankom domów dziecka są tzw. mieszkania przechodnie. Płocka fundacja Ich Dom Elżbiety i Jana Krzeskich zbiera na nie pieniądze podczas koncertów, bali i aukcji. Czynsz i inne opłaty ponoszą wychowankowie, zaś wyposażenie fundują sponsorzy. Kiedy lokatorzy się usamodzielnią, zwalniają je dla kolejnych wychowanków.
Łańcuch pomocy
Wychowankowie domów dziecka, którym okazano pomoc, potem sami pomagają innym. Tak jest w wypadku członków i współpracowników krakowskiego stowarzyszenia Pro Familia. Marek Bogdanowicz, pracujący w Radzie Społecznej przy Prezesie Rady Ministrów, a zarazem bohater programu "Daj mi szansę", który dzieciństwo spędził w kilku domach dziecka, założył fundację Zobaczyć Człowieka. Uważa, że w ten sposób spłaca dług, na przykład wobec jezuitów: w prowadzonej przez nich Wyższej Szkole Filozofii Pedagogicznej pisze właśnie pracę magisterską.
Trzydziestosześcioletnia Luiza Valenss ze Szczecina, także wychowanka domu dziecka, jest ekonomistką - prowadzi firmę pośredniczącą w pozyskiwaniu funduszy z UE. Przygotowuje projekty wsparcia finansowego wychowanków domów dziecka. Mogą oni korzystać przede wszystkim z unijnych funduszy dla "osób zagrożonych marginalizacją i młodzieży zagrożonej wykluczeniem społecznym". Z tych środków można uzyskać - do 20 tys. zł - na naukę i uruchomienie działalności gospodarczej.
Szansa, czyli inwestycja
Państwowe domy dziecka nagle nie znikną, mimo że przybywa rodzinnych domów dziecka, które znacznie lepiej radzą sobie z przygotowaniem wychowanków do życia. W dodatku rodzinne domy są tańsze: miesięczny koszt utrzymania wychowanka domu dziecka wynosi 1600-1700 zł, podczas gdy w domach rodzinnych - około 830 zł. W tych ostatnich przebywa obecnie 2 tys. dzieci, czyli zaledwie 8 proc. wszystkich wychowanków tego rodzaju placówek. W Europie Zachodniej 70 proc. sierot jest adoptowanych, 25 proc. trafia do domów rodzinnych, a tylko 5 proc. do państwowych domów dziecka.
W 2006 r. samorządy będą musiały zmienić istniejący system opieki nad dziećmi, bo minister pracy i polityki społecznej nakłada na nie obowiązek, by do końca 2006 r. w państwowym domu nie przebywało więcej niż 30 osób. To będzie sprzyjać powstawaniu kolejnych domów rodzinnych. W Warszawie już toczy się kampania "Dajmy im przyszłość" zachęcająca warszawiaków do tworzenia rodzinnych domów dziecka. Ale i te dzieci wymagają pomocy. Ta pomoc się zresztą zwyczajnie opłaca. Jak wyliczył Neal Krause, wychowanek domu dziecka, któremu umiejętnie dano szansę, przysparza potem państwu nawet dziesięciokrotnie więcej korzyści niż ten, który takiej szansy nie miał.
Więcej możesz przeczytać w 4/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.