Wieczna kontestacja i narzekanie na wszystko to ulubione zajęcie twórców młodej prozy Dlaczego nowe pokolenie polskiej młodzieży zakłada koszulki z wizerunkiem Che Guevary? Dlaczego tylu młodych mówi o wyścigu szczurów i o swojej nienawiści do współczesnej Polski? Skąd się biorą zmęczeni życiem i ledwie rozpoczętą pracą dwudziestolatkowie, tak skłonni do mówienia o sobie jako o "pokoleniu nic"? Większość święcie wierzy, że są ofiarami kapitalizmu - tak jakby żyli w tym systemie sto lat i pracowali po 15 godzin na dobę. Używając języka niemieckiego socjologa Karla Mannheima, można powiedzieć, że wszyscy oni są ofiarami fałszywej świadomości. Prawda jest taka, że mało kto z tej młodzieży wie, iż Che Guevara był znudzonym dostatkiem dzieckiem z dobrego domu, które postanowiło się zabawić w rewolucję (przez kilka lat za pieniądze ojca). Wyścig szczurów może i mamy, ale obejmuje on najwyżej kilka tysięcy osób w 38-milionowym kraju. Reszta - jak stwierdza Krzysztof Skiba - uczestniczy co najwyżej w spacerku szczurów. Większość tych ludzi prawdziwego kapitalizmu na oczy nie widziała, a jeśli pracują po 4-5 godzin dziennie, to i tak dobrze. Mamy za to na literackim rynku coraz więcej książek wręcz linczujących kapitalizm i wolny rynek. O co chodzi polskim odpowiednikom Naomi Klein, autorki "No logo" (skądinąd to znamienne, że książkę Klein nazwano współczesnym "Kapitałem") -antykapitalistycznej biblii?
Kto nic nie robi, nie grzeszy
W Polce papieżem antykapitalistycznego nurtu w literaturze okrzyknięto Sławomira Shutego, choć wątki katorżniczej pracy we współczesnej korporacji pojawiały się już w takich książkach jak "Nie żyję, więc jestem" Katarzyny Byzi, "Kilka nocy poza domem" Tomasza Piątka czy "Apokalipso" Maxa Cegielskiego. W ostatnich miesiącach dołączyły do nich takie opowieści jak "Pan Zbyszek i początki kapitalizmu" Macieja Świrskiego (vel Szczura biurowego), "Wrzawa" Krzysztofa Beśki czy głośna ostatnio- książka "Nic" Dawida Bieńkowskiego (syna nieżyjących już poetki Małgorzaty Hillar oraz poety i krytyka Zbigniewa Bieńkowskiego). Po wysypie dzieł spod znaku filmowego "Ediego" Piotra Trzaskalskiego, które gloryfikowały prostych ludzi trudniących się wyjątkowo podobno moralnym zbieractwem, nadszedł czas książek w czambuł potępiających wszelkie przejawy aktywności, negujących sens robienia kariery, pełnych nostalgii za realsocjalistyczną pseudorównością i nicnierobieniem.
Od kilku lat krytycy zachęcają pisarzy do stworzenia literackiego zapisu współczesności. Większość młodych autorów tak się tym przejęła, że jest to zapis bezmyślnie dosłowny. "Kwintesencja smaku. Kacdonald. Burdel King. Pizzda Huj. Przystojny i szarmancki kierownik sali jest surowy wobec świeżych pracownic. Nie cycka się. Fast fud blus" - czytamy w powieści Shutego pod znamiennym tytułem "Bełkot". Z kolei "Zwał" tegoż Shutego to pełna słownej agresji historia sfrustrowanego pracownika Hamburger Banku. Krytyka szybko do książki dokleiła łatkę "manifestu pokolenia i metafory kondycji młodych Polaków". W istocie to karykatura i propaganda w niemal socrealistycznym stylu.
W antykapitalistycznej literaturze dominuje opis hermetycznych środowisk zawodowych (copywriterzy, maklerzy czy sprzedawcy sieciowi), którzy pracują właściwie tylko po to, by się naładować agresją wyładowywaną sukcesywnie w wolnym czasie. W tych książkach Warszawa jest Babilonem pełnym degeneratów, wykolejeńców i frustratów.
Spóźnione wnuki Thoreau
Antykapitalistyczna młoda polska literatura jest spóźnionym echem teorii, które w kulturze funkcjonują od wieków. Można się w niej doszukać mniej lub bardziej świadomych odwołań do założycieli tzw. szkoły frankfurckiej, którzy analizowali sprzeczności kapitalizmu. Theodor W. Ado-rno, autor "Dialektyki oświecenia", pisał o "fetyszyzmie towarowym". Można też wskazać bardziej współczesne i mniej filozoficzne przykłady jak powieść "Fight Club" ("Podziemny krąg") Chucka Palahniuka, krwawą satyrę "American Psycho" Eastona Ellisa czy ostatnią antykonsumpcjonistyczną powieść Michela Houellebecqa - "Platforma".
A przecież pierwszy radykalny krytyk konsumpcyjnego społeczeństwa pojawił się już na początku XIX w. Henry Thoreau głosił pochwałę moralnego dzikusa, więc tak jak jego bohater uciekł od cywilizacji, zaszywając się w lesie, w zbudowanej przez siebie chacie. Polscy autorzy z dziecinną naiwnością odkrywają teraz to, co na Zachodzie miało już kilka fal. Twierdzą, że łamią tabu kapitalistycznej poprawności, gdy biją w korporacje i ich etos pracy. W tym kontekście jest zabawnym nieporozumieniem nazywanie "Nic" Bieńkowskiego "Lalką III RP". "Lalka" Prusa jest akurat pochwałą kapitalistycznego etosu pracy, a nie jego kontestacji.
Buntownicy nieudacznicy
Grzechem polskich pisarzy antykapitalistycznych jest doraźność. Podczas gdy na przykład "Podziemny krąg" jest świetną metaforą podziemnego życia Ameryki, nasze książki o bezdusznej Warszawie to tylko terapeutyczne wprawki, pisane dla ukojenia duszy autora i jego kilku kolegów. Krzysztof Beśka, autor "Wrzawy", otwarcie przyznaje, że jego książka "załatwia pewne prywatne porachunki". Beśka to nauczyciel języka polskiego, który siedem lat temu przyjechał do stolicy z Mazur, by zmienić swoje życie na lepsze. Lucjan Szębruk, bohater "Wrzawy" (prototypem był sam autor), w stolicy ponosi jednak klęskę. Problem w tym, że nie widzi prawdziwych przyczyn tej klęski. Zresztą, jak ma je dostrzec, skoro wszyscy są winni, tylko nie on. - Chciałem pokazać, że eldorado się w Warszawie skończyło, choć nie ustaje potok ludzi spragnionych sukcesu i pieniędzy. W moim wypadku to też miał być skok na kasę - opowiada roczarowany Beśka, który wkrótce wyda kolejną książkę o stolicy - "Plac Trzech Krzyży".
Shuty (rocznik 1973) publicznie mówił, że jego książki są formą odreagowania kapitalistycznego etapu w jego życiu. Wychował się w blokach Nowej Huty. Kiedyś zadzwonił do znajomego, a ponieważ nie było go w domu, poprosił jego siostrę o przekazanie, że dzwonił Sławomir z Huty. Siostra zapisała "Sławomir Shuty" i tak już zostało. Ukończył studia ekonomiczne, pracował w bankach, potem był przedstawicielem handlowym. Gdy poczuł, że "banki go udupiają", został magazynierem w firmie kurierskiej. Uważa, że praca fizyczna go uszlachetnia. W swoich książkach "Nowy wspaniały smak", "Kot", "Cukier w normie" i "Zwał" opisuje beznadzieję bloków, robotniczych dzielnic, całych miast. Wszędzie dominuje szarość, obcość, nuda, wyczerpanie. Teraz tę swoją filozofię odwrotu od kapitalizmu sprzedaje w jak najbardziej kapitalistycznej formie: publikuje książki w korporacji wydawniczej, pokazuje się w mediach, gra rolę tzw. autorytetu i odbiera nagrody.
Kontestatorzy hipokryci
"Bank światowy jest chujowy. Multikorporacje zjem dziś na kolacje. Fundusz walutowy wychodzi z mody. Jeśli nie chcesz władzy, pokaż, że politycy są nadzy. Bojkot, sabotaż, odmowa, strajk i protest - nowa moda kapitalizm - kanibalizm!!!" - tę rymowankę tzw. Radykalnych Cheerleaderek można było usłyszeć podczas warszawskiego szczytu gospodarczego. Osoby myślące w ten sposób są zapleczem antykapitalistycznych pisarzy. W ich otoczeniu w krakowskim klubie Alchemia Shuty biczował się parówkami z hipermarketu na znak protestu przeciwko konsumpcjonizmowi.
Wieczna kontestacja i narzekanie na wszystko to ulubione zajęcie przedstawicieli młodego i rzekomo już straconego pokolenia. Swoje żale wylewają oni m.in. w zbiorze "Frustracja. Młodzi o Nowym Wspaniałym Świecie". Z kolei autor "Wrzawy" apeluje: "Niech ten tłuszcz z tej tłuszczy spłynie, niech obudzi się wreszcie pokolenie, które wyrosło na hamburgerach i poptelewizji". W rozmowie z "Wprost" Beśka żali się, że "ohydna komercja trzyma nas w uścisku". Ale z czegoś trzeba żyć, więc się tej komercji poddaje. Beśka czy Shuty robią to, co Naomi Klein, czyli korzystają z wszelkich zdobyczy kapitalizmu, formalnie zażarcie go zwalczając. Ale tak to już jest z kontestatorami kapitalizmu, że bez niego nie potrafią żyć. Gorzej z ich naiwnymi wyznawcami.
W Polce papieżem antykapitalistycznego nurtu w literaturze okrzyknięto Sławomira Shutego, choć wątki katorżniczej pracy we współczesnej korporacji pojawiały się już w takich książkach jak "Nie żyję, więc jestem" Katarzyny Byzi, "Kilka nocy poza domem" Tomasza Piątka czy "Apokalipso" Maxa Cegielskiego. W ostatnich miesiącach dołączyły do nich takie opowieści jak "Pan Zbyszek i początki kapitalizmu" Macieja Świrskiego (vel Szczura biurowego), "Wrzawa" Krzysztofa Beśki czy głośna ostatnio- książka "Nic" Dawida Bieńkowskiego (syna nieżyjących już poetki Małgorzaty Hillar oraz poety i krytyka Zbigniewa Bieńkowskiego). Po wysypie dzieł spod znaku filmowego "Ediego" Piotra Trzaskalskiego, które gloryfikowały prostych ludzi trudniących się wyjątkowo podobno moralnym zbieractwem, nadszedł czas książek w czambuł potępiających wszelkie przejawy aktywności, negujących sens robienia kariery, pełnych nostalgii za realsocjalistyczną pseudorównością i nicnierobieniem.
Od kilku lat krytycy zachęcają pisarzy do stworzenia literackiego zapisu współczesności. Większość młodych autorów tak się tym przejęła, że jest to zapis bezmyślnie dosłowny. "Kwintesencja smaku. Kacdonald. Burdel King. Pizzda Huj. Przystojny i szarmancki kierownik sali jest surowy wobec świeżych pracownic. Nie cycka się. Fast fud blus" - czytamy w powieści Shutego pod znamiennym tytułem "Bełkot". Z kolei "Zwał" tegoż Shutego to pełna słownej agresji historia sfrustrowanego pracownika Hamburger Banku. Krytyka szybko do książki dokleiła łatkę "manifestu pokolenia i metafory kondycji młodych Polaków". W istocie to karykatura i propaganda w niemal socrealistycznym stylu.
W antykapitalistycznej literaturze dominuje opis hermetycznych środowisk zawodowych (copywriterzy, maklerzy czy sprzedawcy sieciowi), którzy pracują właściwie tylko po to, by się naładować agresją wyładowywaną sukcesywnie w wolnym czasie. W tych książkach Warszawa jest Babilonem pełnym degeneratów, wykolejeńców i frustratów.
Spóźnione wnuki Thoreau
Antykapitalistyczna młoda polska literatura jest spóźnionym echem teorii, które w kulturze funkcjonują od wieków. Można się w niej doszukać mniej lub bardziej świadomych odwołań do założycieli tzw. szkoły frankfurckiej, którzy analizowali sprzeczności kapitalizmu. Theodor W. Ado-rno, autor "Dialektyki oświecenia", pisał o "fetyszyzmie towarowym". Można też wskazać bardziej współczesne i mniej filozoficzne przykłady jak powieść "Fight Club" ("Podziemny krąg") Chucka Palahniuka, krwawą satyrę "American Psycho" Eastona Ellisa czy ostatnią antykonsumpcjonistyczną powieść Michela Houellebecqa - "Platforma".
A przecież pierwszy radykalny krytyk konsumpcyjnego społeczeństwa pojawił się już na początku XIX w. Henry Thoreau głosił pochwałę moralnego dzikusa, więc tak jak jego bohater uciekł od cywilizacji, zaszywając się w lesie, w zbudowanej przez siebie chacie. Polscy autorzy z dziecinną naiwnością odkrywają teraz to, co na Zachodzie miało już kilka fal. Twierdzą, że łamią tabu kapitalistycznej poprawności, gdy biją w korporacje i ich etos pracy. W tym kontekście jest zabawnym nieporozumieniem nazywanie "Nic" Bieńkowskiego "Lalką III RP". "Lalka" Prusa jest akurat pochwałą kapitalistycznego etosu pracy, a nie jego kontestacji.
Buntownicy nieudacznicy
Grzechem polskich pisarzy antykapitalistycznych jest doraźność. Podczas gdy na przykład "Podziemny krąg" jest świetną metaforą podziemnego życia Ameryki, nasze książki o bezdusznej Warszawie to tylko terapeutyczne wprawki, pisane dla ukojenia duszy autora i jego kilku kolegów. Krzysztof Beśka, autor "Wrzawy", otwarcie przyznaje, że jego książka "załatwia pewne prywatne porachunki". Beśka to nauczyciel języka polskiego, który siedem lat temu przyjechał do stolicy z Mazur, by zmienić swoje życie na lepsze. Lucjan Szębruk, bohater "Wrzawy" (prototypem był sam autor), w stolicy ponosi jednak klęskę. Problem w tym, że nie widzi prawdziwych przyczyn tej klęski. Zresztą, jak ma je dostrzec, skoro wszyscy są winni, tylko nie on. - Chciałem pokazać, że eldorado się w Warszawie skończyło, choć nie ustaje potok ludzi spragnionych sukcesu i pieniędzy. W moim wypadku to też miał być skok na kasę - opowiada roczarowany Beśka, który wkrótce wyda kolejną książkę o stolicy - "Plac Trzech Krzyży".
Shuty (rocznik 1973) publicznie mówił, że jego książki są formą odreagowania kapitalistycznego etapu w jego życiu. Wychował się w blokach Nowej Huty. Kiedyś zadzwonił do znajomego, a ponieważ nie było go w domu, poprosił jego siostrę o przekazanie, że dzwonił Sławomir z Huty. Siostra zapisała "Sławomir Shuty" i tak już zostało. Ukończył studia ekonomiczne, pracował w bankach, potem był przedstawicielem handlowym. Gdy poczuł, że "banki go udupiają", został magazynierem w firmie kurierskiej. Uważa, że praca fizyczna go uszlachetnia. W swoich książkach "Nowy wspaniały smak", "Kot", "Cukier w normie" i "Zwał" opisuje beznadzieję bloków, robotniczych dzielnic, całych miast. Wszędzie dominuje szarość, obcość, nuda, wyczerpanie. Teraz tę swoją filozofię odwrotu od kapitalizmu sprzedaje w jak najbardziej kapitalistycznej formie: publikuje książki w korporacji wydawniczej, pokazuje się w mediach, gra rolę tzw. autorytetu i odbiera nagrody.
Kontestatorzy hipokryci
"Bank światowy jest chujowy. Multikorporacje zjem dziś na kolacje. Fundusz walutowy wychodzi z mody. Jeśli nie chcesz władzy, pokaż, że politycy są nadzy. Bojkot, sabotaż, odmowa, strajk i protest - nowa moda kapitalizm - kanibalizm!!!" - tę rymowankę tzw. Radykalnych Cheerleaderek można było usłyszeć podczas warszawskiego szczytu gospodarczego. Osoby myślące w ten sposób są zapleczem antykapitalistycznych pisarzy. W ich otoczeniu w krakowskim klubie Alchemia Shuty biczował się parówkami z hipermarketu na znak protestu przeciwko konsumpcjonizmowi.
Wieczna kontestacja i narzekanie na wszystko to ulubione zajęcie przedstawicieli młodego i rzekomo już straconego pokolenia. Swoje żale wylewają oni m.in. w zbiorze "Frustracja. Młodzi o Nowym Wspaniałym Świecie". Z kolei autor "Wrzawy" apeluje: "Niech ten tłuszcz z tej tłuszczy spłynie, niech obudzi się wreszcie pokolenie, które wyrosło na hamburgerach i poptelewizji". W rozmowie z "Wprost" Beśka żali się, że "ohydna komercja trzyma nas w uścisku". Ale z czegoś trzeba żyć, więc się tej komercji poddaje. Beśka czy Shuty robią to, co Naomi Klein, czyli korzystają z wszelkich zdobyczy kapitalizmu, formalnie zażarcie go zwalczając. Ale tak to już jest z kontestatorami kapitalizmu, że bez niego nie potrafią żyć. Gorzej z ich naiwnymi wyznawcami.
Więcej możesz przeczytać w 4/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.