Właściciele aut to najbardziej łupieni przez fiskusa obywatele Polski Bush chce wykończyć moich wyborców! Nie będzie ich stać na dojazd do lokalu wyborczego! - wykrzykiwał w październiku 2004 r. na wiecach wyborczych John Kerry, demokratyczny kandydat na prezydenta. Tłum bił mu brawo, bo benzyna w USA była droga jak nigdy przedtem i kosztowała (w przeliczeniu) 2,5 zł za litr. Cena, która w Stanach Zjednoczonych o mało nie pogrzebała wyborczych szans George`a Busha, w Polsce byłaby najpewniej znakomitą przepustką do zwycięstwa w wyborach. Amerykanin za 100 USD (około 300 zł) może kupić 150 litrów benzyny. Polak, zarabiający przeciętnie cztery razy mniej, za 100 USD może kupić 81 litrów benzyny; żyje bowiem w państwie, w którym 12 mln właścicieli samochodów jest najbardziej dyskryminowaną fiskalnie grupą obywateli. Płacą oni dziś już dziewięć różnych podatków i parapodatków (obowiązkowych opłat). W 2004 r. wyniosły one 37,6 mld zł, czyli równowartość jednej czwartej wszystkich dochodów budżetu państwa! Każdy zmotoryzowany za luksus posiadania samochodu i korzystania z niego musiał więc dodatkowo zapłacić przeciętnie 3,1 tys. zł. Państwo wydało na budowę i remont dróg 7,7 mld zł, czyli zaledwie co piątą złotówkę, którą zabrało właścicielom aut. Wysokie podatki, którymi nęka się właścicieli samochodów, to wynalazek europejski (w USA, najbogatszym na świecie państwie, paliwo jest przeciętnie dwa razy tańsze).
W Europie Zachodniej zmotoryzowany za wysokie ceny paliw otrzymuje przynajmniej przyzwoite drogi, w Polsce - nic. Na przykład w najbliższej nam pod względem poziomu rozwoju gospodarczego Hiszpanii w latach 2000-2004 powstało 2031 km autostrad, w Polsce - 98 km (za korzystanie z nich trzeba dodatkowo płacić).
Za co więc w Polsce płaci właściciel samochodu? - Za utrzymywanie niewydolnego państwa rządzonego przez niekompetentych polityków, którzy traktują publiczne pieniądze jako środki do kupowania głosów wyborców - uważa Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Na przykład tylko w 2004 r. wyłudzono z budżetu 17 mld zł na niesłusznie przyznane renty (Polska ma największą na świecie liczbę rencistów na 1000 mieszkańców). Mimo to rząd Marka Belki wycofał się z planów likwidacji tej patologii i weryfikacji uprawnień rencistów. Zamiast tego zwiększył planowane wpływy z akcyzy paliwowej w 2005 r. o 2,4 mld zł. W tym roku zmotoryzowanych czeka jeszcze jedna niemiła niespodzianka: kolejny parapodatek. W Sejmie właśnie kończą się prace nad wprowadzeniem tzw. opłaty produktowej; każdy kupujący samochód będzie płacił około 500 zł na poczet kosztów złomowania auta. Gołym okiem widać, że polskie marzenia o państwie opiekuńczym (welfare state) finansowane są głównie z kieszeni właścicieli samochodów. Wartość wnoszonych przez nich opłat i podatków wzrośnie w 2005 r. aż o 10 proc. i przekroczy 40 mld zł!
Plan Eisenhowera
Po II wojnie światowej amerykańskie rządy uważały, że aby gospodarka dobrze się rozwijała, transport towarów i ludzi musi być tani i szybki. W efekcie podatki nakładane na benzynę były niskie i w całości przeznaczane na budowę dróg. Co więcej, w 1956 r. prezydent Dwight Eisenhower podpisał tzw. ustawę o budowie autostrad międzystanowych. Dzięki temu powstała sieć 68 tys. km autostrad i dróg dojazdowych w 90 proc. sfinansowanych przez rząd federalny (korzystanie z dróg wybudowanych za pieniądze właścicieli aut jest oczywiście bezpłatne). To m.in. tani transport sprawił, że prawie wszystkich Amerykanów stać było na własny dom. Kupowali je głównie na przedmieściach, gdzie ceny były niższe, i dojeżdżali samochodem do pracy w centrach miast (już w 1970 r. więcej Amerykanów mieszkało we własnych domach za miastem niż w centrum). - To głównie dzięki taniemu paliwu ośmiu na dziesięciu Amerykanów mieszka dziś we własnym domu - zauważa prof. Wojciech Bieńkowski, szef Zakładu Gospodarki Amerykańskiej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Dzięki dobrym drogom i niskim cenom paliwa Amerykanie mogli także podejmować pracę w odległych miejscach, na przykład w sąsiednim mieście. Niskie ceny paliwa to jeden z ważniejszych czynników, dzięki którym USA są bogatsze niż Unia Europejska. Drożejące paliwo to w Ameryce powód niemalże do społecznego buntu. Gdy jesienią 2004 r. cena litra benzyny w USA przekroczyła 2,5 zł (z uwagi na wzrost cen ropy na świecie), poparcie dla prezydenta George`a Busha znacząco spadło.
Plan Pola
Jan Kowalski, jadąc toyotą avensis 1,8 z Warszawy do Zakopanego (400 km),
a właściwie stojąc w korkach i przeciskając się między kolumnami tirów, spali 36 litrów benzyny (około 9 litrów na 100 km) i wyda 133 zł (3,7 zł za litr benzyny). Na podobnej drodze z Nowego Jorku do Waszyngtonu John Kowalski spali około 31 litrów (7,7 litra benzyny na 100 km - będzie mógł jechać ekonomiczniej ze względu na wyższą jakość dróg) i wyda około 50 zł (1,63 zł za litr), czyli prawie trzy razy mniej! W latach 1998-2005 akcyza na paliwo w Polsce wzrosła o 89 proc.! W tym czasie wybudowano zaledwie 238 km autostrad. Obecnie litr benzyny kosztuje około 3,7 zł, z czego 2,20 zł to haracz pobierany przez państwo (w postaci akcyzy, VAT i opłaty paliwowej).
Obniżenie podatku paliwowego do takiej wysokości jak w USA spowodowałoby spadek ceny litra benzyny do 1,63 zł. Transport towarów i ludzi to krwiobieg każdej gospodarki. Gdy jest drogi i wolny, cierpią właściciele aut i kuleje wzrost gospodarczy. Kiedy cena litra paliwa wzrasta o 15 gr, firma przewozowa z 20 ciężarówkami (spalają 25 tys. litrów ropy tygodniowo) będzie musiała wydać rocznie 175 tys. zł więcej. Za tę podwyżkę płacą konsumenci przewożonych towarów, czyli my wszyscy. Nasze państwo łupi firmy przewozowe, w zamian stwarzając znacznie gorsze warunki prowadzenia biznesu niż za granicą. Na przykład ciężarówki jeżdżą w Polsce ze średnią prędkością 50 km/h, podczas gdy w innych krajach UE - 80 km/h. Dlatego na 100 km palą 40 litrów oleju napędowego zamiast 26 litrów. Zjawisko to jest nazywane efektem Pola (od nazwiska byłego ministra infrastruktury Marka Pola) - państwu nie opłaca się budować dróg, bo im gorszej są jakości, tym więcej zarobi na akcyzie.
Dopadniemy was wszystkich
Kiedy w listopadzie 2001 r. wprowadzano podatek "od oszczędności", Marek Belka, ówczesny wicepremier i minister finansów, nazywał chęć uchronienia swoich oszczędności przed chciwością państwa bezczelnością. "Bezczelność" tych, którym wydawało się, że dzięki zamontowaniu w samochodzie instalacji gazowej zapłacą państwu mniejszy haracz, jest podobnie karana. 800 tys. Polaków zainwestowało mniej więcej po 2,5 tys. zł w instalacje gazowe (płacąc VAT za wykonanie tej usługi). W odpowiedzi na to Ministerstwo Finansów w ostatnim roku podniosło akcyzę na autogaz o 53 proc. (z 455 zł za 1000 kg do 695 zł za 1000 kg), sprawiając, że jest ona najwyższa w Europie! Polski rząd zrobił to wtedy, gdy wszystkie inne europejskie rządy czyniły wszystko, by zachęcić kierowców do przechodzenia na zasilanie aut gazem. W Wielkiej Brytanii rząd zwraca kierowcom do 75 proc. kosztów montażu instalacji gazowej, a francuscy taksówkarze są zwolnieni z płacenia VAT za paliwo (do 9800 litrów paliwa rocznie), jeżeli jeżdżą na autogazie.
Autorewolucji!
Samochód - zarówno nowy, jak i używany - jest w Polsce traktowany jak towary luksusowe lub używki (alkohol, tytoń) i obciążony akcyzą. W 2004 r. wprowadzono opłatę paliwową w wysokości 10 gr za litr paliwa.
W 2005 r. oprócz podwyżki już istniejących opłat zacznie obowiązywać wspomniana opłata produktowa. Jeżeli obecne tempo wzrostu opłat się utrzyma, wkrótce osiągniemy poziom Danii, europejskiego rekordzisty w tępieniu zmotoryzowanych. Opłata za rejestrację samochodu wynosi tam od 105 proc. do 180 proc. wartości samochodu (średnio 60 tys. zł). Skutek jest taki, że większość Duńczyków kupuje samochód za gotówkę, a następnie bierze kredyt pod zastaw auta na zapłacenie opłaty rejestracyjnej. Co więcej, opłata rejestracyjna jest liczona od wartości nowego samochodu, nawet jeżeli jest rejestrowany samochód dziesięcioletni. W efekcie podatki mogą sięgać nawet 2000 proc. wartości auta!
Polscy politycy serwują nam demagogiczne argumenty: "Nie możemy obniżyć akcyzy na paliwa, bo nie starczy na służbę zdrowia, emerytury itd." Podobne głupoty opowiadał Grey Davis, były demokratyczny gubernator Kalifornii, który podniósł o 66 proc. podatek za posiadanie samochodu. Davis obłudnie zaklinał wyborców, że bez wysokiego podatku samochodowego stan nie będzie miał pieniędzy na pracę policji, strażaków i opiekę społeczną. Decyzja Davisa wywołała autorewolucję - gubernator został odwołany przed upływem kadencji. Nowy gubernator Arnold Schwarzenegger anulował podwyżkę Davisa i zlikwidował lukę w budżecie. Bunt 12 mln właścicieli aut jest jedyną szansą na to, by publiczne pieniądze w Polsce zaczęły być wydawane racjonalnie.
Za co więc w Polsce płaci właściciel samochodu? - Za utrzymywanie niewydolnego państwa rządzonego przez niekompetentych polityków, którzy traktują publiczne pieniądze jako środki do kupowania głosów wyborców - uważa Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Na przykład tylko w 2004 r. wyłudzono z budżetu 17 mld zł na niesłusznie przyznane renty (Polska ma największą na świecie liczbę rencistów na 1000 mieszkańców). Mimo to rząd Marka Belki wycofał się z planów likwidacji tej patologii i weryfikacji uprawnień rencistów. Zamiast tego zwiększył planowane wpływy z akcyzy paliwowej w 2005 r. o 2,4 mld zł. W tym roku zmotoryzowanych czeka jeszcze jedna niemiła niespodzianka: kolejny parapodatek. W Sejmie właśnie kończą się prace nad wprowadzeniem tzw. opłaty produktowej; każdy kupujący samochód będzie płacił około 500 zł na poczet kosztów złomowania auta. Gołym okiem widać, że polskie marzenia o państwie opiekuńczym (welfare state) finansowane są głównie z kieszeni właścicieli samochodów. Wartość wnoszonych przez nich opłat i podatków wzrośnie w 2005 r. aż o 10 proc. i przekroczy 40 mld zł!
Plan Eisenhowera
Po II wojnie światowej amerykańskie rządy uważały, że aby gospodarka dobrze się rozwijała, transport towarów i ludzi musi być tani i szybki. W efekcie podatki nakładane na benzynę były niskie i w całości przeznaczane na budowę dróg. Co więcej, w 1956 r. prezydent Dwight Eisenhower podpisał tzw. ustawę o budowie autostrad międzystanowych. Dzięki temu powstała sieć 68 tys. km autostrad i dróg dojazdowych w 90 proc. sfinansowanych przez rząd federalny (korzystanie z dróg wybudowanych za pieniądze właścicieli aut jest oczywiście bezpłatne). To m.in. tani transport sprawił, że prawie wszystkich Amerykanów stać było na własny dom. Kupowali je głównie na przedmieściach, gdzie ceny były niższe, i dojeżdżali samochodem do pracy w centrach miast (już w 1970 r. więcej Amerykanów mieszkało we własnych domach za miastem niż w centrum). - To głównie dzięki taniemu paliwu ośmiu na dziesięciu Amerykanów mieszka dziś we własnym domu - zauważa prof. Wojciech Bieńkowski, szef Zakładu Gospodarki Amerykańskiej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Dzięki dobrym drogom i niskim cenom paliwa Amerykanie mogli także podejmować pracę w odległych miejscach, na przykład w sąsiednim mieście. Niskie ceny paliwa to jeden z ważniejszych czynników, dzięki którym USA są bogatsze niż Unia Europejska. Drożejące paliwo to w Ameryce powód niemalże do społecznego buntu. Gdy jesienią 2004 r. cena litra benzyny w USA przekroczyła 2,5 zł (z uwagi na wzrost cen ropy na świecie), poparcie dla prezydenta George`a Busha znacząco spadło.
Plan Pola
Jan Kowalski, jadąc toyotą avensis 1,8 z Warszawy do Zakopanego (400 km),
a właściwie stojąc w korkach i przeciskając się między kolumnami tirów, spali 36 litrów benzyny (około 9 litrów na 100 km) i wyda 133 zł (3,7 zł za litr benzyny). Na podobnej drodze z Nowego Jorku do Waszyngtonu John Kowalski spali około 31 litrów (7,7 litra benzyny na 100 km - będzie mógł jechać ekonomiczniej ze względu na wyższą jakość dróg) i wyda około 50 zł (1,63 zł za litr), czyli prawie trzy razy mniej! W latach 1998-2005 akcyza na paliwo w Polsce wzrosła o 89 proc.! W tym czasie wybudowano zaledwie 238 km autostrad. Obecnie litr benzyny kosztuje około 3,7 zł, z czego 2,20 zł to haracz pobierany przez państwo (w postaci akcyzy, VAT i opłaty paliwowej).
Obniżenie podatku paliwowego do takiej wysokości jak w USA spowodowałoby spadek ceny litra benzyny do 1,63 zł. Transport towarów i ludzi to krwiobieg każdej gospodarki. Gdy jest drogi i wolny, cierpią właściciele aut i kuleje wzrost gospodarczy. Kiedy cena litra paliwa wzrasta o 15 gr, firma przewozowa z 20 ciężarówkami (spalają 25 tys. litrów ropy tygodniowo) będzie musiała wydać rocznie 175 tys. zł więcej. Za tę podwyżkę płacą konsumenci przewożonych towarów, czyli my wszyscy. Nasze państwo łupi firmy przewozowe, w zamian stwarzając znacznie gorsze warunki prowadzenia biznesu niż za granicą. Na przykład ciężarówki jeżdżą w Polsce ze średnią prędkością 50 km/h, podczas gdy w innych krajach UE - 80 km/h. Dlatego na 100 km palą 40 litrów oleju napędowego zamiast 26 litrów. Zjawisko to jest nazywane efektem Pola (od nazwiska byłego ministra infrastruktury Marka Pola) - państwu nie opłaca się budować dróg, bo im gorszej są jakości, tym więcej zarobi na akcyzie.
Dopadniemy was wszystkich
Kiedy w listopadzie 2001 r. wprowadzano podatek "od oszczędności", Marek Belka, ówczesny wicepremier i minister finansów, nazywał chęć uchronienia swoich oszczędności przed chciwością państwa bezczelnością. "Bezczelność" tych, którym wydawało się, że dzięki zamontowaniu w samochodzie instalacji gazowej zapłacą państwu mniejszy haracz, jest podobnie karana. 800 tys. Polaków zainwestowało mniej więcej po 2,5 tys. zł w instalacje gazowe (płacąc VAT za wykonanie tej usługi). W odpowiedzi na to Ministerstwo Finansów w ostatnim roku podniosło akcyzę na autogaz o 53 proc. (z 455 zł za 1000 kg do 695 zł za 1000 kg), sprawiając, że jest ona najwyższa w Europie! Polski rząd zrobił to wtedy, gdy wszystkie inne europejskie rządy czyniły wszystko, by zachęcić kierowców do przechodzenia na zasilanie aut gazem. W Wielkiej Brytanii rząd zwraca kierowcom do 75 proc. kosztów montażu instalacji gazowej, a francuscy taksówkarze są zwolnieni z płacenia VAT za paliwo (do 9800 litrów paliwa rocznie), jeżeli jeżdżą na autogazie.
Autorewolucji!
Samochód - zarówno nowy, jak i używany - jest w Polsce traktowany jak towary luksusowe lub używki (alkohol, tytoń) i obciążony akcyzą. W 2004 r. wprowadzono opłatę paliwową w wysokości 10 gr za litr paliwa.
W 2005 r. oprócz podwyżki już istniejących opłat zacznie obowiązywać wspomniana opłata produktowa. Jeżeli obecne tempo wzrostu opłat się utrzyma, wkrótce osiągniemy poziom Danii, europejskiego rekordzisty w tępieniu zmotoryzowanych. Opłata za rejestrację samochodu wynosi tam od 105 proc. do 180 proc. wartości samochodu (średnio 60 tys. zł). Skutek jest taki, że większość Duńczyków kupuje samochód za gotówkę, a następnie bierze kredyt pod zastaw auta na zapłacenie opłaty rejestracyjnej. Co więcej, opłata rejestracyjna jest liczona od wartości nowego samochodu, nawet jeżeli jest rejestrowany samochód dziesięcioletni. W efekcie podatki mogą sięgać nawet 2000 proc. wartości auta!
Polscy politycy serwują nam demagogiczne argumenty: "Nie możemy obniżyć akcyzy na paliwa, bo nie starczy na służbę zdrowia, emerytury itd." Podobne głupoty opowiadał Grey Davis, były demokratyczny gubernator Kalifornii, który podniósł o 66 proc. podatek za posiadanie samochodu. Davis obłudnie zaklinał wyborców, że bez wysokiego podatku samochodowego stan nie będzie miał pieniędzy na pracę policji, strażaków i opiekę społeczną. Decyzja Davisa wywołała autorewolucję - gubernator został odwołany przed upływem kadencji. Nowy gubernator Arnold Schwarzenegger anulował podwyżkę Davisa i zlikwidował lukę w budżecie. Bunt 12 mln właścicieli aut jest jedyną szansą na to, by publiczne pieniądze w Polsce zaczęły być wydawane racjonalnie.
Więcej możesz przeczytać w 4/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.