Ordynacka to niegroźny liliput, a nie żadna wunderwaffe NA lewicy mamy nowe zjawisko - wędrówkę rozumu. Oto prezydent zlitował się nad Włodzimierzem Czarzastym i odwołał go z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. A wydawało się, że Aleksander Kwaśniewski nie odmówi sobie złośliwej satysfakcji przetrzymania Czarzastego w towarzystwie Danuty Waniek. Byłaby to słodka zemsta za incydent z czasów afery Rywina. Prezydent zaapelował wtedy do swoich członków w KRRiTV o podanie się do dymisji. Danuta Waniek i Waldemar Dubaniowski go- towi byli to uczynić, zaś twardziel Czarzasty prychnął, że "ma własny rozum". Teraz chyba nie własny rozum, lecz zbiorowy rozum lewicy uczynił Czarzastego wiceszefem stowarzyszenia Ordynacka, a właściwie jego szefem, bo przewodniczący Marek Siwiec większość czasu spędza w Brukseli. Czy warto było przesuwać rozum Czarzastego do stowarzyszenia Ordynacka?
Ukryty tygrys, przyczajony smok
Fenomenem jest to, że Ordynacka budzi tak wielkie zainteresowanie dziennikarzy. Jej życie wewnętrzne jest śledzone równie dokładnie jak flora bakteryjna prezydenta Stanów Zjednoczonych. Liczbą tekstów na swój temat Ordynacka już dawno zdystansowała Kościół katolicki - wydawałoby się siłę w Polsce dość wpływową. Ilekroć któryś z liderów stowarzyszenia podrapie się po nosie, jego gest jest analizowany przez ordynackologów, którzy sobie i nam zadają wiekopomne pytanie: co zrobi stowarzyszenie? Co prawda, na razie Ordynacka nie zrobiła niczego, ale to nie znaczy, że kiedyś czegoś nie zrobi. Teraz czeka na właściwy moment, by wkroczyć do akcji.
Stowarzyszenie Ordynacka jest traktowane jako tajna broń lewicy, która ma zostać rzucona do boju w ostateczności. To coś w rodzaju gwardii Napoleona, którą cesarz posługiwał się w decydujących momentach i która nigdy nie zawodziła. Uwaga, z jaką obserwuje się Ordynacką, sugeruje, że to potęga, która - gdy się w końcu przebudzi - zmieni układ sił na lewicy i całej scenie politycznej. Działacze Ordynackiej chętnie na taki wizerunek przystają. Tymczasem Ordynacka to wielki humbug.
Deficyt wiarygodności
Ordynacka ma tylko jeden atut, którego nie ma obecnie SLD - Włodzimierza Czarzastego wykreowanego na najtęższy intelekt w przetrzebionej postkomunistycznej elicie. Tyle że Czarzasty ma chwilowo złą prasę i szybko się ten stan nie zmieni. Na frontmena więc się nie nadaje. Lewica może dysponować jedynie jego mózgiem, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że i wcześniej się nim posługiwała. Sam Czarzasty woli mówić o intelektualnym potencjale całego stowarzyszenia, ale to raczej dowód jego kokieterii niż potwierdzenie potęgi organizacji, którą przyszło mu kierować wraz z Siwcem.
W Ordynackiej byli i są słabnący Aleksander Kwaśniewski, zlustrowany Józef Oleksy i lubiący czasem cmoknąć ziemię kaliską Marek Siwiec. Czy jako działacze stowarzyszenia będą bardziej wiarygodni niż jako liderzy lewicy? A może
z Ordynackiej wyłonią się tabuny innych charyzmatycznych polityków, którzy zajmą miejsca starzejących się i mocno wyszczerbionych przywódców? Jeśli ktoś tak myśli, niech wpadnie czasem na dyskusje członków stowarzyszenia. Może posłuchać wywodów niedocenionej poetki i recept na wszystko sympatycznego filologa, które słyszy się u cioci na imieninach. Oczywiście, to nie są gracze z pierwszej ligi, ale tych z ekstraklasy znamy i już się trochę opatrzyli. Ordynacka ma te same wady co SLD: brakuje jej ludzi nowych i wiarygodnych.
Groźni inaczej
Wybitny przedwojenny polski szachista Akiba Rubinstein mawiał, że groźba jest bardziej niebezpieczna od jej realizacji. Sentencja ta odnosi się do królewskiej gry, ale można ją przenieść na inne sfery życia, a na pewno na politykę. I pasuje jak ulał do Ordynackiej. Gdy stowarzyszenie stoi z boku, szczerzy kły i szykuje się do ataku, wtedy rzeczywiście robi groźne wrażenie. Jest tajemnicze i licho wie, do czego będzie zdolne. Kiedy jednak Ordynacka wejdzie do gry, czar pryśnie i wszyscy zobaczą to, co powinno być od dawna jasne. Że to niegroźny liliput, a nie żadna wunderwaffe.
Fenomenem jest to, że Ordynacka budzi tak wielkie zainteresowanie dziennikarzy. Jej życie wewnętrzne jest śledzone równie dokładnie jak flora bakteryjna prezydenta Stanów Zjednoczonych. Liczbą tekstów na swój temat Ordynacka już dawno zdystansowała Kościół katolicki - wydawałoby się siłę w Polsce dość wpływową. Ilekroć któryś z liderów stowarzyszenia podrapie się po nosie, jego gest jest analizowany przez ordynackologów, którzy sobie i nam zadają wiekopomne pytanie: co zrobi stowarzyszenie? Co prawda, na razie Ordynacka nie zrobiła niczego, ale to nie znaczy, że kiedyś czegoś nie zrobi. Teraz czeka na właściwy moment, by wkroczyć do akcji.
Stowarzyszenie Ordynacka jest traktowane jako tajna broń lewicy, która ma zostać rzucona do boju w ostateczności. To coś w rodzaju gwardii Napoleona, którą cesarz posługiwał się w decydujących momentach i która nigdy nie zawodziła. Uwaga, z jaką obserwuje się Ordynacką, sugeruje, że to potęga, która - gdy się w końcu przebudzi - zmieni układ sił na lewicy i całej scenie politycznej. Działacze Ordynackiej chętnie na taki wizerunek przystają. Tymczasem Ordynacka to wielki humbug.
Deficyt wiarygodności
Ordynacka ma tylko jeden atut, którego nie ma obecnie SLD - Włodzimierza Czarzastego wykreowanego na najtęższy intelekt w przetrzebionej postkomunistycznej elicie. Tyle że Czarzasty ma chwilowo złą prasę i szybko się ten stan nie zmieni. Na frontmena więc się nie nadaje. Lewica może dysponować jedynie jego mózgiem, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że i wcześniej się nim posługiwała. Sam Czarzasty woli mówić o intelektualnym potencjale całego stowarzyszenia, ale to raczej dowód jego kokieterii niż potwierdzenie potęgi organizacji, którą przyszło mu kierować wraz z Siwcem.
W Ordynackiej byli i są słabnący Aleksander Kwaśniewski, zlustrowany Józef Oleksy i lubiący czasem cmoknąć ziemię kaliską Marek Siwiec. Czy jako działacze stowarzyszenia będą bardziej wiarygodni niż jako liderzy lewicy? A może
z Ordynackiej wyłonią się tabuny innych charyzmatycznych polityków, którzy zajmą miejsca starzejących się i mocno wyszczerbionych przywódców? Jeśli ktoś tak myśli, niech wpadnie czasem na dyskusje członków stowarzyszenia. Może posłuchać wywodów niedocenionej poetki i recept na wszystko sympatycznego filologa, które słyszy się u cioci na imieninach. Oczywiście, to nie są gracze z pierwszej ligi, ale tych z ekstraklasy znamy i już się trochę opatrzyli. Ordynacka ma te same wady co SLD: brakuje jej ludzi nowych i wiarygodnych.
Groźni inaczej
Wybitny przedwojenny polski szachista Akiba Rubinstein mawiał, że groźba jest bardziej niebezpieczna od jej realizacji. Sentencja ta odnosi się do królewskiej gry, ale można ją przenieść na inne sfery życia, a na pewno na politykę. I pasuje jak ulał do Ordynackiej. Gdy stowarzyszenie stoi z boku, szczerzy kły i szykuje się do ataku, wtedy rzeczywiście robi groźne wrażenie. Jest tajemnicze i licho wie, do czego będzie zdolne. Kiedy jednak Ordynacka wejdzie do gry, czar pryśnie i wszyscy zobaczą to, co powinno być od dawna jasne. Że to niegroźny liliput, a nie żadna wunderwaffe.
Więcej możesz przeczytać w 4/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.