Największa afera finansowa III RP Czy prezydent państwa może reprezentować interesy zagranicznej firmy? Czy premier, powiązany wcześniej z zainteresowanymi prywatyzacją firmami, może decydować o wyborze nowego właściciela największego polskiego ubezpieczyciela? Czy minister skarbu musi wykonywać polecenia przełożonych uwikłanych w interesy zagranicznej korporacji? W sprzedaż PZU małej holenderskiej firmie Eureko zaangażowali się najważniejsi polscy politycy i urzędnicy. To nie tylko największa afera ostatniego piętnastolecia, ale też zaskakująco równo rozdzielona między poprzednią i obecną większość rządzącą. Przedziwny sojusz zjednoczył prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, premiera Marka Belkę, lidera SDPL Marka Borowskiego, polityków koalicji AWS-UW (z Marianem Krzaklewskim), niektórych ekonomistów i publicystów. Są tam ludzie prawicy, którzy w 1999 r. dopuścili do sprzedaży 30 proc. akcji PZU konsorcjum Eureko i BIG Banku Gdańskiego (obecnie Bank Millennium) na skandalicznych warunkach, a dwa lata później obiecali inwestorowi dodatkowe 21 proc. akcji PZU. Są tam ludzie lewicy, którzy ową transakcję próbują dziś dokończyć, by zapewnić sobie przyszłość w finansowo-ubezpieczeniowej grupie, której aktywa wynoszą niemal 40 mld zł.
Prywatyzacja PZU to nie sprzedaż mleczarni. PZU ubezpiecza około 14 mln Polaków. Tylko PZU SA, spółka matka grupy, w 2003 r. ulokowała na rynku pieniężnym i kapitałowym ponad 13,8 mld zł, z czego około 11,5 mld zł w państwowych obligacjach i bonach skarbowych. Oznacza to, że ten, kto kontroluje PZU, ma realny wpływ nie tylko na ceny i jakość obsługi naszych polis, ale także na stabilność finansów państwa i na to, co dzieje się na giełdzie. Ten, kto kontroluje PZU, może bowiem zachwiać rynkiem finansowym, na przykład wyprzedając posiadane przez tę firmę obligacje państwa. Nakazuje to daleko posuniętą ostrożność przy prywatyzacji PZU, nie wspominając o finalizowaniu transakcji, która jest największą aferą finansową III RP. Świat nie obrazi się na nas, gdy nierzetelnemu inwestorowi z Holandii podamy czarną polewkę. Wyśmieje nas, jeśli tego nie zrobimy.
Zawsze Belka!
O tym, jak twardo i poważnie polski rząd negocjuje z Eureko i kontroluje jego poczynania w PZU, świadczy to, że wywiązywanie się Holendrów ze "zobowiązań pozacenowych" zawartych w umowach prywatyzacyjnych PZU z lat 1999-2001 (m.in. przekazania know-how) nadzoruje delegatura ministra skarbu w Ciechanowie.
Na każdym kroku o losie PZU, gdzie ścierają się interesy polskiego skarbu państwa i holenderskiego Eureko, decydują ludzie w ten lub inny sposób związani z Eureko. W 1999 r. ministrowi skarbu Emilowi Wąsaczowi przy prywatyzacji PZU doradzał holenderski bank ABN Amro. Za jego radą na inwestora dla PZU wybrano holenderską grupę finansową Eureko. Przynajmniej od 1996 r. tenże ABN Amro był organizatorem emisji obligacji dla spółek z grupy Achmea, wówczas największego udziałowca Eureko BV. ABN Amro był też jednym z członków konsorcjum, które w sierpniu 2001 r. zapewniło Eureko BV odnawialną linię kredytową w wysokości 1,6 mld euro. Dlaczego rząd AWS-UW wybrał sobie doradcę obiektywnego inaczej?
Przykład holenderskiego banku pokazuje, jak wokół sprzedaży PZU interesy prawicy łączą się z interesami lewicy, a polityczne barwy przestają mieć znaczenie. Do ugody z Eureko i oddania mu faktycznej kontroli nad PZU przekonuje premier Belka, protegowany prezydenta Kwaśniewskiego. Co robił Belka, gdy rządził gabinet Jerzego Buzka i rozpoczynano prywatyzację PZU? Między innymi pracował na rzecz konsorcjum Eureko i BIG BG (był w radzie nadzorczej BIG BG, którego udziałowcem jest Eureko), a także... ABN Amro. Belka przyznał "Wprost", że od roku 1998 lub 1999 do 2001 był członkiem międzynarodowej rady nadzorczej ABN Amro. Konflikt interesów zarówno ABN Amro, jak i Marka Belki w sprawie PZU jest więc oczywisty. - W sprawy tej transakcji nie byłem przez ABN Amro w jakikolwiek sposób zaangażowany - broni się Marek Belka. Ale 21 stycznia, tuż po potwierdzeniu nam informacji o swojej pracy dla ABN Amro, premier na wszelki wypadek sam przyznał się do tego dziennikarzom. Wcześniej, 13 grudnia 2004 r., ujawniliśmy fragmenty zeznań Joao Talone, byłego szefa Eureko, obciążających premiera Belkę. Powiedział on m.in., że obecny premier w 2001 r. udzielał mu rad odnośnie negocjacji z rządem AWS w sprawie prywatyzacji PZU. Nie może zatem dziwić, że Belka jako premier staje po stronie holenderskiego inwestora.
Krzak? Tak!
Ponad pięć lat temu w przetargu prywatyzacyjnym na inwestora dla PZU wybrano Eureko, wówczas małą i nieznaną grupę luźno powiązanych podmiotów, o niejasnej strukturze własnościowej i podejrzanej kondycji finansowej, a odprawiono z kwitkiem takich gigantów rynku ubezpieczeniowego, jak francuska Axa lub szwajcarskie konsorcjum SwissRe i Winterthur.
Ślady tej dziwnej operacji zaprowadziły nas do Portugalii. Na początku sierpnia 1999 r., przed podpisaniem umowy prywatyzacyjnej, Marian Krzaklewski (ówczesny przewodniczący AWS) spotkał się w Portugalii z Joao Ramalho Talone, ówczesnym szefem Eureko. - Ale po co to w ogóle pisać? Jak już państwo napiszą to, co napiszą, to będziemy wrogami - denerwował się w maju 2001 r. Krzaklewski, gdy pytaliśmy o powody i przebieg tego spotkania. Jego nerwowość tłumaczy pierwszy raport NIK dotyczący prywatyzacji PZU. "Wpływ na sformułowanie omawianych warunków umowy miało uzyskanie przez inwestorów [Eureko/BIG BG] korzystniejszej pozycji negocjacyjnej w ostatniej fazie rozmów" - napisali kontrolerzy. Ostatnia faza rozmów odbyła się właśnie po spotkaniu Krzaklewskiego i Talone. W jej trakcie faktycznie zmieniono warunki przetargu na sprzedaż 30 proc. akcji PZU. Przedstawiciele francuskiej Axy, ostatecznego rywala Eureko, sądzili, że przedmiotem przetargu jest "gołe" 30 proc. akcji PZU. Mimo to różnica między ostateczną wiążącą ofertą Eureko/BIG BG (3,018 mld zł) a ofertą Axy wyniosła tylko 18 mln zł. Departament Spółek Strategicznych Ministerstwa Skarbu Państwa w pismach z 11, 15, 21 i 22 października 1999 r. ostrzegał, że przyjęcie żądań Eureko spowoduje utratę wpływu na zarządzanie PZU oraz zagrozi w przyszłości sprzedaży na giełdzie pozostałych akcji spółki należących do skarbu państwa. Minister skarbu Emil Wąsacz ostrzeżenia te zignorował. Co więcej, dwa lata później awuesowska minister skarbu Aldona Kamela-Sowińska podpisała z Eureko aneks do umowy prywatyzacyjnej, obiecując inwestorowi następne 21 proc. akcji PZU, czyli formalne oddanie mu kontroli nad polskim ubezpieczycielem. Dopiero rząd Leszka Millera zatrzymał oddawanie kontroli nad PZU; tej dziwnej sprawy jednak nie wyjaśnił.
Kasa jeden, kasa dwa
W ubiegłym tygodniu burzę wywołały zeznania Andrzeja Chronowskiego, byłego ministra skarbu w rządzie AWS. Oświadczył on przed sejmową Komisją Skarbu, że operacja ulokowania w 2000 r. 2 mld zł należących do PZU w funduszu Kasa 2, zarządzanym przez Skarbiec TFI, a następnie - jak twierdzi Chronowski - przekazania ich do BIG BG, tylko dlatego nie posłużyła "zakupowi PZU za pieniądze PZU", że Eureko ostatecznie nie dostało drugiej transzy akcji polskiego ubezpieczyciela. Wątpliwości te potwierdził były szef UOP i Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski. Stwierdził on, że tajne służby informowały rząd o tym, iż Eureko posłużyło się pożyczonymi pieniędzmi. Później po frontalnym ataku rządu Belki i Pałacu Prezydenckiego obaj złagodzili swoje wypowiedzi.
Kluczowe dla sprawy jest wyjaśnienie zagadki, skąd wzięła się "kasa 1", czyli pieniądze konsorcjum Eureko/BIG BG na zakup pięć lat temu pierwszej transzy 30 proc. akcji PZU (20 proc. kupiło Eureko, a 10 proc. - BIG BG). Miesiąc po kupieniu w listopadzie 1999 r. 20 proc. akcji PZU za nieco ponad 2 mld zł (wówczas około 450 mln euro) Eureko zaciągnęło kredyt w wysokości 500 mln euro. Albo holenderska grupa finansowa musiała uzupełnić kasę nadwerężoną inwestycją w PZU, albo musiała spłacić wcześniej zaciągnięty kredyt. W drugim wypadku mogłoby to oznaczać, że Eureko w 1999 r. kupiło akcje PZU za pieniądze z zaciągniętego na ten cel kredytu, czyli niezgodnie z polskim prawem. Na dodatek Eureko nigdy nie wywiązało się z obietnic złożonych w umowie prywatyzacyjnej z 1999 r., nie przekazało PZU żadnego know-how i nie wprowadziło go na europejskie rynki. Wyprowadziło z niego jednak już liczone w dziesiątkach milionów dolarów pieniądze (pisaliśmy o tym we "Wprost", nr 30/2004).
Seppuku ministra skarbu
MSP zrobiło wszystko, aby podłożyć się Eureko. Po pierwsze, resort wyznaczył swojego arbitra, dając do zrozumienia, że uznaje właściwość trybunału arbitrażowego do rozpatrywania sporu. Co więcej, strona polska na tego arbitra wyznaczyła prof. Jerzego Rajskiego. Jak ustaliliśmy, Rajski pracował dla polskiego oddziału kancelarii Cameron McKenna, z której usług w czerwcu 2002 r. korzystał Antonio Martins da Costa, przedstawiciel Eureko w zarządzie PZU. Jednym z głównych klientów Cameron McKenna jest wspominany wcześniej holenderski bank ABN Amro.
Po drugie, do obsługi procesu resort skarbu wybrał międzynarodową kancelarię Salans (jej polski oddział to Salans D. Oleszczuk), słabo obecną na naszym rynku usług prawnych. I tu się przeliczył. Salans zaangażował bowiem najlepszych prawników od spraw gospodarczych ze swojego biura w Paryżu. W czasie przesłuchań 7 września 2004 r. w Londynie mecenas Sarah Francois-Poncet, występująca w imieniu strony polskiej, dosłownie zmiażdżyła Ernsta Jansena, wiceprezesa Eureko. Jansen przyznał nawet, że w końcu 2001 r. Eureko było zadłużone na miliard euro, a później pożyczyło jeszcze od Achmei 800 mln euro. Nie było zatem w stanie dokupić 21 proc. akcji PZU zgodnie z polskim prawem.
Zagrożonego Eureko zaczął bronić prezydent Kwaśniewski. 20 stycznia oświadczył, że konsorcjum przekazało trybunałowi arbitrażowemu w Londynie mocne dowody na to, iż kupiło akcje PZU SA za własne pieniądze. Zaapelował, by z osądzaniem prywatyzacji największego polskiego ubezpieczyciela poczekać do rozstrzygnięcia arbitrażu. Prezydent RP stał się w ten sposób adwokatem Eureko. Nie dość, że angażuje się w proces arbitrażowy wbrew interesom własnego kraju, to jeszcze kłamie. Ustaliliśmy, że Eureko nie przedstawiło trybunałowi arbitrażowemu - wbrew temu, co mówił prezydent - żadnych dowodów na to, że miało własne środki na kupno akcji PZU. Przeciwnie, podczas przesłuchania wiceprezesa Eureko Jansena wyszło na jaw, że jego firma nie miała w 2001 r. funduszy na dokupienie 21 proc. akcji PZU (fragment przesłuchania jest dostępny na stronie www.wprost.pl/pzu).
Dziś w sprawie prywatyzacji PZU mamy do czynienia ze swoistym "okrągłym stołem" głównych sił politycznych. Rząd Marka Belki grubą kreską próbuje odkreślić okres błędów i wypaczeń AWS. Poplecznicy Eureko biadolą nad antyprywatyzacyjną histerią, jaka rzekomo rozpętała się w Polsce wokół sprawy PZU. Mimo że właśnie sprzedaż państwowych przedsiębiorstw w taki sposób, w jaki próbuje się dziś oddać Eureko kontrolę nad PZU, utwierdza Polaków w przeświadczeniu, że prywatyzacja jest synonimem złodziejstwa.
Jan Piński
Krzysztof Trębski
Zawsze Belka!
O tym, jak twardo i poważnie polski rząd negocjuje z Eureko i kontroluje jego poczynania w PZU, świadczy to, że wywiązywanie się Holendrów ze "zobowiązań pozacenowych" zawartych w umowach prywatyzacyjnych PZU z lat 1999-2001 (m.in. przekazania know-how) nadzoruje delegatura ministra skarbu w Ciechanowie.
Na każdym kroku o losie PZU, gdzie ścierają się interesy polskiego skarbu państwa i holenderskiego Eureko, decydują ludzie w ten lub inny sposób związani z Eureko. W 1999 r. ministrowi skarbu Emilowi Wąsaczowi przy prywatyzacji PZU doradzał holenderski bank ABN Amro. Za jego radą na inwestora dla PZU wybrano holenderską grupę finansową Eureko. Przynajmniej od 1996 r. tenże ABN Amro był organizatorem emisji obligacji dla spółek z grupy Achmea, wówczas największego udziałowca Eureko BV. ABN Amro był też jednym z członków konsorcjum, które w sierpniu 2001 r. zapewniło Eureko BV odnawialną linię kredytową w wysokości 1,6 mld euro. Dlaczego rząd AWS-UW wybrał sobie doradcę obiektywnego inaczej?
Przykład holenderskiego banku pokazuje, jak wokół sprzedaży PZU interesy prawicy łączą się z interesami lewicy, a polityczne barwy przestają mieć znaczenie. Do ugody z Eureko i oddania mu faktycznej kontroli nad PZU przekonuje premier Belka, protegowany prezydenta Kwaśniewskiego. Co robił Belka, gdy rządził gabinet Jerzego Buzka i rozpoczynano prywatyzację PZU? Między innymi pracował na rzecz konsorcjum Eureko i BIG BG (był w radzie nadzorczej BIG BG, którego udziałowcem jest Eureko), a także... ABN Amro. Belka przyznał "Wprost", że od roku 1998 lub 1999 do 2001 był członkiem międzynarodowej rady nadzorczej ABN Amro. Konflikt interesów zarówno ABN Amro, jak i Marka Belki w sprawie PZU jest więc oczywisty. - W sprawy tej transakcji nie byłem przez ABN Amro w jakikolwiek sposób zaangażowany - broni się Marek Belka. Ale 21 stycznia, tuż po potwierdzeniu nam informacji o swojej pracy dla ABN Amro, premier na wszelki wypadek sam przyznał się do tego dziennikarzom. Wcześniej, 13 grudnia 2004 r., ujawniliśmy fragmenty zeznań Joao Talone, byłego szefa Eureko, obciążających premiera Belkę. Powiedział on m.in., że obecny premier w 2001 r. udzielał mu rad odnośnie negocjacji z rządem AWS w sprawie prywatyzacji PZU. Nie może zatem dziwić, że Belka jako premier staje po stronie holenderskiego inwestora.
Krzak? Tak!
Ponad pięć lat temu w przetargu prywatyzacyjnym na inwestora dla PZU wybrano Eureko, wówczas małą i nieznaną grupę luźno powiązanych podmiotów, o niejasnej strukturze własnościowej i podejrzanej kondycji finansowej, a odprawiono z kwitkiem takich gigantów rynku ubezpieczeniowego, jak francuska Axa lub szwajcarskie konsorcjum SwissRe i Winterthur.
Ślady tej dziwnej operacji zaprowadziły nas do Portugalii. Na początku sierpnia 1999 r., przed podpisaniem umowy prywatyzacyjnej, Marian Krzaklewski (ówczesny przewodniczący AWS) spotkał się w Portugalii z Joao Ramalho Talone, ówczesnym szefem Eureko. - Ale po co to w ogóle pisać? Jak już państwo napiszą to, co napiszą, to będziemy wrogami - denerwował się w maju 2001 r. Krzaklewski, gdy pytaliśmy o powody i przebieg tego spotkania. Jego nerwowość tłumaczy pierwszy raport NIK dotyczący prywatyzacji PZU. "Wpływ na sformułowanie omawianych warunków umowy miało uzyskanie przez inwestorów [Eureko/BIG BG] korzystniejszej pozycji negocjacyjnej w ostatniej fazie rozmów" - napisali kontrolerzy. Ostatnia faza rozmów odbyła się właśnie po spotkaniu Krzaklewskiego i Talone. W jej trakcie faktycznie zmieniono warunki przetargu na sprzedaż 30 proc. akcji PZU. Przedstawiciele francuskiej Axy, ostatecznego rywala Eureko, sądzili, że przedmiotem przetargu jest "gołe" 30 proc. akcji PZU. Mimo to różnica między ostateczną wiążącą ofertą Eureko/BIG BG (3,018 mld zł) a ofertą Axy wyniosła tylko 18 mln zł. Departament Spółek Strategicznych Ministerstwa Skarbu Państwa w pismach z 11, 15, 21 i 22 października 1999 r. ostrzegał, że przyjęcie żądań Eureko spowoduje utratę wpływu na zarządzanie PZU oraz zagrozi w przyszłości sprzedaży na giełdzie pozostałych akcji spółki należących do skarbu państwa. Minister skarbu Emil Wąsacz ostrzeżenia te zignorował. Co więcej, dwa lata później awuesowska minister skarbu Aldona Kamela-Sowińska podpisała z Eureko aneks do umowy prywatyzacyjnej, obiecując inwestorowi następne 21 proc. akcji PZU, czyli formalne oddanie mu kontroli nad polskim ubezpieczycielem. Dopiero rząd Leszka Millera zatrzymał oddawanie kontroli nad PZU; tej dziwnej sprawy jednak nie wyjaśnił.
Kasa jeden, kasa dwa
W ubiegłym tygodniu burzę wywołały zeznania Andrzeja Chronowskiego, byłego ministra skarbu w rządzie AWS. Oświadczył on przed sejmową Komisją Skarbu, że operacja ulokowania w 2000 r. 2 mld zł należących do PZU w funduszu Kasa 2, zarządzanym przez Skarbiec TFI, a następnie - jak twierdzi Chronowski - przekazania ich do BIG BG, tylko dlatego nie posłużyła "zakupowi PZU za pieniądze PZU", że Eureko ostatecznie nie dostało drugiej transzy akcji polskiego ubezpieczyciela. Wątpliwości te potwierdził były szef UOP i Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski. Stwierdził on, że tajne służby informowały rząd o tym, iż Eureko posłużyło się pożyczonymi pieniędzmi. Później po frontalnym ataku rządu Belki i Pałacu Prezydenckiego obaj złagodzili swoje wypowiedzi.
Kluczowe dla sprawy jest wyjaśnienie zagadki, skąd wzięła się "kasa 1", czyli pieniądze konsorcjum Eureko/BIG BG na zakup pięć lat temu pierwszej transzy 30 proc. akcji PZU (20 proc. kupiło Eureko, a 10 proc. - BIG BG). Miesiąc po kupieniu w listopadzie 1999 r. 20 proc. akcji PZU za nieco ponad 2 mld zł (wówczas około 450 mln euro) Eureko zaciągnęło kredyt w wysokości 500 mln euro. Albo holenderska grupa finansowa musiała uzupełnić kasę nadwerężoną inwestycją w PZU, albo musiała spłacić wcześniej zaciągnięty kredyt. W drugim wypadku mogłoby to oznaczać, że Eureko w 1999 r. kupiło akcje PZU za pieniądze z zaciągniętego na ten cel kredytu, czyli niezgodnie z polskim prawem. Na dodatek Eureko nigdy nie wywiązało się z obietnic złożonych w umowie prywatyzacyjnej z 1999 r., nie przekazało PZU żadnego know-how i nie wprowadziło go na europejskie rynki. Wyprowadziło z niego jednak już liczone w dziesiątkach milionów dolarów pieniądze (pisaliśmy o tym we "Wprost", nr 30/2004).
Seppuku ministra skarbu
MSP zrobiło wszystko, aby podłożyć się Eureko. Po pierwsze, resort wyznaczył swojego arbitra, dając do zrozumienia, że uznaje właściwość trybunału arbitrażowego do rozpatrywania sporu. Co więcej, strona polska na tego arbitra wyznaczyła prof. Jerzego Rajskiego. Jak ustaliliśmy, Rajski pracował dla polskiego oddziału kancelarii Cameron McKenna, z której usług w czerwcu 2002 r. korzystał Antonio Martins da Costa, przedstawiciel Eureko w zarządzie PZU. Jednym z głównych klientów Cameron McKenna jest wspominany wcześniej holenderski bank ABN Amro.
Po drugie, do obsługi procesu resort skarbu wybrał międzynarodową kancelarię Salans (jej polski oddział to Salans D. Oleszczuk), słabo obecną na naszym rynku usług prawnych. I tu się przeliczył. Salans zaangażował bowiem najlepszych prawników od spraw gospodarczych ze swojego biura w Paryżu. W czasie przesłuchań 7 września 2004 r. w Londynie mecenas Sarah Francois-Poncet, występująca w imieniu strony polskiej, dosłownie zmiażdżyła Ernsta Jansena, wiceprezesa Eureko. Jansen przyznał nawet, że w końcu 2001 r. Eureko było zadłużone na miliard euro, a później pożyczyło jeszcze od Achmei 800 mln euro. Nie było zatem w stanie dokupić 21 proc. akcji PZU zgodnie z polskim prawem.
Zagrożonego Eureko zaczął bronić prezydent Kwaśniewski. 20 stycznia oświadczył, że konsorcjum przekazało trybunałowi arbitrażowemu w Londynie mocne dowody na to, iż kupiło akcje PZU SA za własne pieniądze. Zaapelował, by z osądzaniem prywatyzacji największego polskiego ubezpieczyciela poczekać do rozstrzygnięcia arbitrażu. Prezydent RP stał się w ten sposób adwokatem Eureko. Nie dość, że angażuje się w proces arbitrażowy wbrew interesom własnego kraju, to jeszcze kłamie. Ustaliliśmy, że Eureko nie przedstawiło trybunałowi arbitrażowemu - wbrew temu, co mówił prezydent - żadnych dowodów na to, że miało własne środki na kupno akcji PZU. Przeciwnie, podczas przesłuchania wiceprezesa Eureko Jansena wyszło na jaw, że jego firma nie miała w 2001 r. funduszy na dokupienie 21 proc. akcji PZU (fragment przesłuchania jest dostępny na stronie www.wprost.pl/pzu).
Dziś w sprawie prywatyzacji PZU mamy do czynienia ze swoistym "okrągłym stołem" głównych sił politycznych. Rząd Marka Belki grubą kreską próbuje odkreślić okres błędów i wypaczeń AWS. Poplecznicy Eureko biadolą nad antyprywatyzacyjną histerią, jaka rzekomo rozpętała się w Polsce wokół sprawy PZU. Mimo że właśnie sprzedaż państwowych przedsiębiorstw w taki sposób, w jaki próbuje się dziś oddać Eureko kontrolę nad PZU, utwierdza Polaków w przeświadczeniu, że prywatyzacja jest synonimem złodziejstwa.
Jan Piński
Krzysztof Trębski
Więcej możesz przeczytać w 4/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.