Prawdziwy inteligent powinien być letnim ciołkiem, który nie ma żadnych poglądów Achtundachtzig Professoren: Vaterland, du bist verloren" (88 profesorów: ojczyzno, jesteś zgubiona). Ponieważ czasy są feministyczne, słowo "profesorów" powinno być w tym powiedzonku zamienione na "profesorek". Mamy bowiem ostatnio prawdziwy festiwal objawień umysłowych profesorek: najpierw Marii Janion (polskiej Simone de Beauvoir), a teraz Leny Kolarskiej-Bobińskiej i Hanny Świdy-Ziemby. Celowo piszę o objawieniach, bo normalny tok myśli do takich wniosków, do jakich doszły profesorki, nie prowadzi.
Hamasoautonomia
Zdaniem komentatorów i generałów z Tel Awiwu, Hamas nie zamierza zrezygnować z pozycji zdobytej w ostatnich miesiącach. Zbrojna konfrontacja z siłami bezpieczeństwa Autonomii Palestyńskiej jest dla radykalnych organizacji islamskich konsekwencją ważniejszego starcia - walki o przyszłe oblicze palestyńskiego społeczeństwa. Stan praktycznie funkcjonującej dwuwładzy już nie wystarcza szejkom, którzy znów wzywają do likwidacji państwa żydowskiego. "Cała władza w ręce Hamasu" - głoszą plakaty w Gazie, Rafah i największych obozach uchodźców. W kontekście stosunków z Izraelem oznacza to wojnę.
O apetytach Hamasu, Islamskiego Dżihadu i ich zbrojnych milicji świadczy pogarda, z jaką ich członkowie odnieśli się do wezwań lidera Autonomii w sprawie utworzenia palestyńskiego rządu jedności narodowej. - Po zwycięskich wyborach do Rady Konstytucyjnej (parlamentu) zrobimy z Abu Mazena ministra finansów - śmieje się działacz Hamasu z Chan Junus.
Z danych przedstawionych na forum komisji obrony Knesetu wynika, że Hamas ma pod bronią 40 tys. osób, które odznaczają się fanatyczną dyscypliną. - To więcej niż policja Autonomii wraz z siłami bezpieczeństwa i strukturami paramilitarnymi
- mówią oficerowie izraelskiego wywiadu wojskowego. Organizacja ma pod dostatkiem broni, amunicji, rakiet Kassem i wystarczająco dużo pieniędzy, by móc rozdzielać biednym ryż, cukier i suszone migdały.
Nie brakuje w Izraelu tych, którzy twierdzą, że Strefa Gazy już się stała państwem Hamasu. Wskazują m.in. na to, że fundamentaliści praktycznie robią tam, co chcą. Uzbrojone milicje tej organizacji kierują nawet ruchem w centrach dużych miast. Kilka dni temu zaatakowały bazę wojskową należącą do elitarnych formacji policji palestyńskiej. - Co się u pana dzieje, Abu Mazen? - denerwowała się podczas rozmowy telefonicznej Condoleezza Rice, nim przyjechała do Autonomii. Omar Suliman, szef egipskiej służby bezpieczeństwa, opowiadał w Izraelu, że nawet kierownictwo Hamasu w Damaszku nie zawsze akceptuje poczynania swoich ludzi w Gazie. Izrael w końcu będzie musiał zareagować, a nowa wojna niekoniecznie leży w ich interesie. Szczególnie teraz, gdy odwrót armii izraelskiej może zostać przedstawiony jako zwycięstwo islamskich fundamentalistów.
Nadzieja w Ameryce
Rząd Autonomii Palestyńskiej próbuje własnymi siłami ugasić pożar, licząc na to, że USA powstrzymają Izrael przed zakrojoną na dużą skalę akcją wojskową. Na wszelki wypadek ogłoszono w Gazie "cichy" stan pogotowia. Nie jest tajemnicą, że Ariel Szaron nie dopuści, by likwidacja osiedli przebiegała przy akompaniamencie rakiet Kassem. Izraelskie czołgi od dwóch tygodni znajdują się na wysuniętych pozycjach w pobliżu peryferyjnych dzielnic Gazy. Szaron nie robi z tego tajemnicy: "Plan separacji zostanie zrealizowany, ale jeśli terroryści wznowią ofensywę, nasza odpowiedź będzie dla nich bolesna". Premier kilkakrotnie wspominał, że do akcji przeciwko Gazie zostanie skierowane również lotnictwo: "Nie będzie odwrotu pod ostrzałem".
Niektórzy radzą premierowi, aby kolejny raz spotkał się z Abu Mazenem, by w miarę możliwości skoordynować ewakuację z Gazy, ale Szaron nie pali się do tego pomysłu: "Wszystko, co mam mu do powiedzenia, mogę zmieścić w SMS-ie". Ostatnim gościem Szarona na jego ranczu na pustyni Negew był Mustafa Bahami, zastępca dyrektora egipskiego wywiadu, zaufany człowiek prezydenta Mubaraka. Egipt rozumie, że sytuacja jest zapalna, "ale mamy nadzieję, że powstrzymacie się od uruchomienia dużych sił".
Jastrzębie nad Szaronem
Juwal Sztajnic, przewodniczący komisji bezpieczeństwa Knesetu, uważa, że jeszcze przed realizacją planu separacji należy zadać terroryzmowi w Strefie Gazy "potężny cios". W wywiadzie dla gazety "Haaretz" powiedział, że nie będzie można się pogodzić z "państwem Hamasu" znajdującym się 60 km od Tel Awiwu. Podobne stanowisko zajmuje były premier Benjamin Netaniahu i cała galeria rządowych polityków. Nawet zwolennicy planu separacji nie bardzo wiedzą, co się stanie nazajutrz po wyjściu z Gazy i likwidacji żydowskich osiedli. "O prawdziwym pokoju nie może byś mowy. Palestyńczycy nie pójdą nawet na formalne zakończenie konfliktu. Pozostaje tylko opcja wspólnego załatwiania sporadycznych kryzysów, tak by nie zmieniły się w wielką wojnę" - uważa Sztajnic.
O powadze sytuacji świadczy m.in. rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ, wzywająca kierownictwo Autonomii do energiczniejszej walki z terroryzmem. Z inicjatywy państw arabskich rada omawiała też projekt rezolucji potępiającej Izrael za budowę muru, ale go odrzuciła. - Na Bliskim Wschodzie są pilniejsze sprawy - mówił w szklanym pałacu Kofi Annan. Zaniepokojenie sytuacją wyraziła też Rice, która wzywając do realizacji planu "mapy drogowej", podkreśliła, że jego najważniejszym punktem jest walka z terroryzmem.
Na najbliższym posiedzeniu rządu w Jerozolimie będzie omawiana sprawa ułatwień podatkowych dla najbiedniejszych warstw izraelskiego społeczeństwa. Nie powinno to nikogo zmylić: dzień przed rozpoczęciem inwazji na Gazę i Zachodni Brzeg w ramach operacji "Mur obronny" kilka lat temu rząd izraelski omawiał sytuację młodych małżeństw i uchwalił dodatki na subsydiowane pożyczki hipoteczne. Jeśli Palestyńczycy popełnią błąd i kolejny raz zaprzepaszczą szansę na szansę, izraelskie kolumny pancerne wezmą kierunek na Strefę Gazy. Nikt jeszcze nie mówi głośno o stworzeniu strefy bezpieczeństwa podobnej do tej, która istniała w południowym Libanie, ale likwidacja terroryzmu zaczyna byś w Gazie kwestią życia i śmierci.
Zdaniem komentatorów i generałów z Tel Awiwu, Hamas nie zamierza zrezygnować z pozycji zdobytej w ostatnich miesiącach. Zbrojna konfrontacja z siłami bezpieczeństwa Autonomii Palestyńskiej jest dla radykalnych organizacji islamskich konsekwencją ważniejszego starcia - walki o przyszłe oblicze palestyńskiego społeczeństwa. Stan praktycznie funkcjonującej dwuwładzy już nie wystarcza szejkom, którzy znów wzywają do likwidacji państwa żydowskiego. "Cała władza w ręce Hamasu" - głoszą plakaty w Gazie, Rafah i największych obozach uchodźców. W kontekście stosunków z Izraelem oznacza to wojnę.
O apetytach Hamasu, Islamskiego Dżihadu i ich zbrojnych milicji świadczy pogarda, z jaką ich członkowie odnieśli się do wezwań lidera Autonomii w sprawie utworzenia palestyńskiego rządu jedności narodowej. - Po zwycięskich wyborach do Rady Konstytucyjnej (parlamentu) zrobimy z Abu Mazena ministra finansów - śmieje się działacz Hamasu z Chan Junus.
Z danych przedstawionych na forum komisji obrony Knesetu wynika, że Hamas ma pod bronią 40 tys. osób, które odznaczają się fanatyczną dyscypliną. - To więcej niż policja Autonomii wraz z siłami bezpieczeństwa i strukturami paramilitarnymi
- mówią oficerowie izraelskiego wywiadu wojskowego. Organizacja ma pod dostatkiem broni, amunicji, rakiet Kassem i wystarczająco dużo pieniędzy, by móc rozdzielać biednym ryż, cukier i suszone migdały.
Nie brakuje w Izraelu tych, którzy twierdzą, że Strefa Gazy już się stała państwem Hamasu. Wskazują m.in. na to, że fundamentaliści praktycznie robią tam, co chcą. Uzbrojone milicje tej organizacji kierują nawet ruchem w centrach dużych miast. Kilka dni temu zaatakowały bazę wojskową należącą do elitarnych formacji policji palestyńskiej. - Co się u pana dzieje, Abu Mazen? - denerwowała się podczas rozmowy telefonicznej Condoleezza Rice, nim przyjechała do Autonomii. Omar Suliman, szef egipskiej służby bezpieczeństwa, opowiadał w Izraelu, że nawet kierownictwo Hamasu w Damaszku nie zawsze akceptuje poczynania swoich ludzi w Gazie. Izrael w końcu będzie musiał zareagować, a nowa wojna niekoniecznie leży w ich interesie. Szczególnie teraz, gdy odwrót armii izraelskiej może zostać przedstawiony jako zwycięstwo islamskich fundamentalistów.
Nadzieja w Ameryce
Rząd Autonomii Palestyńskiej próbuje własnymi siłami ugasić pożar, licząc na to, że USA powstrzymają Izrael przed zakrojoną na dużą skalę akcją wojskową. Na wszelki wypadek ogłoszono w Gazie "cichy" stan pogotowia. Nie jest tajemnicą, że Ariel Szaron nie dopuści, by likwidacja osiedli przebiegała przy akompaniamencie rakiet Kassem. Izraelskie czołgi od dwóch tygodni znajdują się na wysuniętych pozycjach w pobliżu peryferyjnych dzielnic Gazy. Szaron nie robi z tego tajemnicy: "Plan separacji zostanie zrealizowany, ale jeśli terroryści wznowią ofensywę, nasza odpowiedź będzie dla nich bolesna". Premier kilkakrotnie wspominał, że do akcji przeciwko Gazie zostanie skierowane również lotnictwo: "Nie będzie odwrotu pod ostrzałem".
Niektórzy radzą premierowi, aby kolejny raz spotkał się z Abu Mazenem, by w miarę możliwości skoordynować ewakuację z Gazy, ale Szaron nie pali się do tego pomysłu: "Wszystko, co mam mu do powiedzenia, mogę zmieścić w SMS-ie". Ostatnim gościem Szarona na jego ranczu na pustyni Negew był Mustafa Bahami, zastępca dyrektora egipskiego wywiadu, zaufany człowiek prezydenta Mubaraka. Egipt rozumie, że sytuacja jest zapalna, "ale mamy nadzieję, że powstrzymacie się od uruchomienia dużych sił".
Jastrzębie nad Szaronem
Juwal Sztajnic, przewodniczący komisji bezpieczeństwa Knesetu, uważa, że jeszcze przed realizacją planu separacji należy zadać terroryzmowi w Strefie Gazy "potężny cios". W wywiadzie dla gazety "Haaretz" powiedział, że nie będzie można się pogodzić z "państwem Hamasu" znajdującym się 60 km od Tel Awiwu. Podobne stanowisko zajmuje były premier Benjamin Netaniahu i cała galeria rządowych polityków. Nawet zwolennicy planu separacji nie bardzo wiedzą, co się stanie nazajutrz po wyjściu z Gazy i likwidacji żydowskich osiedli. "O prawdziwym pokoju nie może byś mowy. Palestyńczycy nie pójdą nawet na formalne zakończenie konfliktu. Pozostaje tylko opcja wspólnego załatwiania sporadycznych kryzysów, tak by nie zmieniły się w wielką wojnę" - uważa Sztajnic.
O powadze sytuacji świadczy m.in. rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ, wzywająca kierownictwo Autonomii do energiczniejszej walki z terroryzmem. Z inicjatywy państw arabskich rada omawiała też projekt rezolucji potępiającej Izrael za budowę muru, ale go odrzuciła. - Na Bliskim Wschodzie są pilniejsze sprawy - mówił w szklanym pałacu Kofi Annan. Zaniepokojenie sytuacją wyraziła też Rice, która wzywając do realizacji planu "mapy drogowej", podkreśliła, że jego najważniejszym punktem jest walka z terroryzmem.
Na najbliższym posiedzeniu rządu w Jerozolimie będzie omawiana sprawa ułatwień podatkowych dla najbiedniejszych warstw izraelskiego społeczeństwa. Nie powinno to nikogo zmylić: dzień przed rozpoczęciem inwazji na Gazę i Zachodni Brzeg w ramach operacji "Mur obronny" kilka lat temu rząd izraelski omawiał sytuację młodych małżeństw i uchwalił dodatki na subsydiowane pożyczki hipoteczne. Jeśli Palestyńczycy popełnią błąd i kolejny raz zaprzepaszczą szansę na szansę, izraelskie kolumny pancerne wezmą kierunek na Strefę Gazy. Nikt jeszcze nie mówi głośno o stworzeniu strefy bezpieczeństwa podobnej do tej, która istniała w południowym Libanie, ale likwidacja terroryzmu zaczyna byś w Gazie kwestią życia i śmierci.
Więcej możesz przeczytać w 30/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.