W kurorcie Szarm el-Szejk terroryści zadali cios prezydentowi Egiptu
Nasi bracia, wojownicy świętej wojny i męczennicy Brygad Męczennika Abdullaha Azzama, zdołali przeprowadzić druzgocące ataki na krzyżowców, syjonistów i sprzedajny reżim egipski w Szarm el-Szejk. (...) Potwierdzamy, że ta operacja była odpowiedzią na zbrodnie popełniane przez siły międzynarodowego szatana, które są odpowiedzialne za przelewanie muzułmańskiej krwi w Iraku, Afganistanie i Czeczenii. (...) Ogłaszamy głośno i wyraźnie, że nie lękamy się egipskiego ciemiężcy i nie będziemy więcej tolerować zbrodni na naszych braciach na Synaju".
Gdy w sobotę w południe to oświadczenie pojawiło się w Internecie, w hotelu Ghazala Gardens wciąż przeszukiwano gruzy z nadzieją, że uda się znaleźć żywych. Kilka godzin wcześniej zamachowiec samobójca w samochodzie nafaszerowanym ładunkami wybuchowymi sforsował strzeżony przez policjantów wjazd na teren hotelu. Eksplozja zabiła kilkanaście osób, ale znacznie więcej ludzi zginęło kilka minut później, gdy zaczęły się walić ściany budynku.
Kilka kilometrów dalej niemal w tym samym czasie eksplodowały dwie kolejne bomby. Tam w południe wciąż jeszcze pakowano w plastikowe torby fragmenty ludzkich ciał, które eksplozje rozniosły w promieniu kilkudziesięciu metrów.
Zdaniem ministra turystyki Ahmeda el-Maghribiego, "ataki miały na celu sterroryzowanie ludzi" i zniechęcenie ich do odwiedzania Egiptu. W zeszłym roku przyjechało tam 8,1 mln turystów, a wpływy z turystyki przyniosły około 6,6 mld dolarów. W pierwszym kwartale tego roku przyjezdnych było jeszcze więcej.
- To parszywy akt terroryzmu, który nie miał nic wspólnego z islamem. Sprawcy jedynie używali haseł islamu - mówił egipski minister spraw wewnętrznych Habib al-Adli. Twierdził, że nie jest w stanie potwierdzić wiarygodności oświadczenia, jakie ukazało się w Internecie. Brygady Męczennika Azzama są mu jednak znane. Niedawno zarzekał się, że to praktycznie nie istniejąca już organizacja frustratów, nie mająca międzynarodowych koneksji.
Przyjaciele męczennika
30 kwietnia Ihab Jusri Jasin wyszedł na jedną z najruchliwszych ulic w Kairze i zdetonował tak zwany pas szahidów, który miał na biodrach. Zginął na miejscu, kilkanaście osób ranił. Niespełna godzinę później jego siostra Negat i jej narzeczony Iman Ibrahim Chamis otworzyli ogień do autobusu pełnego turystów, a chwilę później popełnili samobójstwo. Kilka dni wcześniej, również w Kairze, w niemal identycznych zamachach zginęła czwórka cudzoziemców, a zamachowiec się zabił. Do tej serii ataków przyznały się Brygady Męczennika Abdullaha Azzama. Podobnie jak do zamachów w październiku zeszłego roku w Tebie. Wówczas życie straciło 40 osób.
Władze początkowo próbowały łączyć zamachowców z siatką bin Ladena - nazwa brygad pochodzi od nazwiska palestyńskiego teologa, jednego z mentorów Osamy bin Ladena - Abdullaha Azzama, który 1989 r. wraz z bliskimi zginął w zamachu bombowym. Jego książka "Kochanek aniołów", opisująca historie wojowników świętej wojny, którzy zginęli w walce z Armią Czerwoną okupującą Afganistan, uchodzi za jedno z najbardziej popularnych źródeł inspiracji dla zamachowców samobójców.
Przedstawiciele egipskich władz dość szybko wycofali się jednak z twierdzeń, że za zamachami stoi Al-Kaida. Przyjęto, że Brygady Męczennika Azzama - jak to ujął gen. Ahmad Omar z MSW - "to niewielka grupa pracujących wspólnie przyjaciół i krewnych, którzy wysadzili się w powietrze". Niezależni eksperci zgodzili się, że organizacja nie ma powiązań międzynarodowych, ale podkreślali, że nie wolno bagatelizować zagrożenia. - Te ataki są zwiastunem zupełnie nowego rodzaju radykalizmu - mówi Abdel Muniem Said z kairskiego Centrum Studiów Strategicznych al-Ahram.
Młodzi i okrutni
Kluczem do zrozumienia sytuacji jest przeanalizowanie tego, kim byli zamachowcy - uważa Abdel Muniem Said. - Nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za ataki w Szarm el-Szejk, ale poprzednie zamachy przeprowadzili ludzie bardzo do siebie podobni: młodzi, około dwudziestki, pochodzący z ubogich rodzin, jakich zresztą w Egipcie jest zdecydowana większość - mówi Nawal al-Saadawi, znana pisarka walcząca o przestrzeganie praw człowieka. - Mimo że przyjeżdżający do Egiptu turyści nie widzą tego, większość z nas żyje w przerażającej nędzy i bez perspektyw na zmiany. Dlatego młodzi są jak bomby, ukryte bomby, które mogą eksplodować w każdej chwili.
Bieda to jednak tylko wierzchołek góry lodowej problemów. - Jej fundamentem jest sytuacja polityczna, a nie fundamentalizm religijny, jak wielu chciałoby sądzić - uważa pisarka Heba Raouf Ezzat. Władze usiłują bacznie kontrolować życie religijne, szczególnie Bractwo Muzułmańskie, które w przeszłości przysporzyło im wielu problemów. Jednocześnie jednak zaciskają kaganiec - system polityczny w Egipcie, o czym mówi się na Zachodzie mało, to niedemokratyczny reżim, który regularnie przeprowadza czystki wśród opozycji i za nic ma prawa człowieka (w lipcu w imię "ochrony wolności słowa" jednego dnia rząd wymienił szefów wszystkich największych gazet i wydawnictw w kraju, a za kratki trafiło kilkunastu opozycjonistów).
We wrześniu mają się odbyć wybory prezydenckie - wiele wskazuje jednak na to, że ich wynik jest już przesądzony - w maju w konstytucji znalazł się zapis mówiący o tym, że każdy kandydat na szefa państwa będzie musiał uzyskać poparcie 250 deputowanych do parlamentu i rad prowincji. Żaden niezależny kandydat nie zdobędzie takiego poparcia, bo parlament i władze lokalne obsadzone są ludźmi prezydenta Hosni Mubaraka. Tym samym jest niemal pewne, że to właśnie on przedłuży rządy na piątą już kadencję.
- Egipskie służby bezpieczeństwa błyskawicznie rozpoczęły obławę na potencjalnych sprawców zamachu, w ciągu kilku godzin aresztowano kilkadziesiąt osób - mówi "Wprost" Aszraf Naggui, dziennikarz "Egyptian Gazete". On również jest przekonany, że ten atak to nic innego jak "rozgrywki wewnętrzne wymierzone w rząd". Jeśli rzeczywiście tak jest, a za zamachem stoją sfrustrowani opozycjoniści, którzy dotychczas pokojowymi metodami bezskutecznie próbowali pozbawić prezydenta Mubaraka władzy, można się spodziewać, że do września takich bomb jak w Szarm el-Szejk wybuchnie znacznie więcej.
Więcej możesz przeczytać w 30/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.