W PRL wszystko wprawdzie należało do państwa, ale państwo należało do partii Dlaczego tak wielu osobom nie spodobały się sprzeciwy wobec obecności Aleksandra Kwaśniewskiego na obchodach 25-lecia Sierpnia `80 i propozycja PiS, by zdegradować generała Jaruzelskiego? I Kaczyńskich, i oponentów zapraszania prezydenta do Gdańska oskarżano o uprawianie polityki resentymentów. O swego rodzaju psucie teraźniejszości i przyszłości przez kultywowanie urazów, które dawno przestały byś aktualne. To ocena głęboko niesłuszna, i to niezależnie od tego, jak jesteśmy skłonni postrzegać przeszłość Kwaśniewskiego czy zachowanie Jaruzelskiego w Moskwie na obchodach 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej.
Sierpień `80 kontra upadek muru berlińskiego
Zostawmy na boku konstatację, że naiwne są nadzieje na to, iż dzięki obecności prezydenta gdańskim obchodom uda się nadać międzynarodową rangę i awansować rocznicę Sierpnia `80 do powszechnie uznawanego symbolu upadku komunizmu. Przecież logiczne jest, że jako datę zakończenia jakiegoś okresu przyjmuje się coś spektakularnego, związanego realnie z końcem tego okresu. Koniec komunizmu to nie rok 1980, tylko 1989 r., a wtedy najbardziej spektakularny był upadek muru berlińskiego. Taka jest prawda, jakkolwiek byłaby ona bolesna dla Polaków. Losy II wojny światowej rozstrzygnęły się w bitwie pod Kurskiem w 1943 r. albo w czasie operacji "Bagration" w 1944 r., ale przecież nikt nie zaproponuje, by którąś z tych bitew uznać za symbol końca wojny. Podobnie jest ze strajkiem sierpniowym. Zostawmy też na boku pytanie, na ile w ogóle realny jest przyjazd do Polski 31 sierpnia głów państw?
System powszechnej korupcji
Wbrew zwolennikom obecności Kwaśniewskiego w Gdańsku i przeciwnikom jakiegoś symbolicznego ukarania Jaruzelskiego konflikty w obu tych sprawach wcale nie ograniczają się do spraw przeszłych. Więcej - dotyczą bardziej teraźniejszości i przyszłości niż historii. Dotyczą sporu dla naszego kraju fundamentalnego: o to, czy w obecnej - i przyszłej - Polsce nadal będzie istniał system powszechnej korupcji, będący w zasadzie systemem zorganizowanej dystrybucji bogactwa ze sfery państwowej i społecznej do elit finansów i władzy. To system, w którym prawdziwą, choć ukrytą rolą wielu organów państwa było obsługiwanie tej dystrybucji - poprzez udział w niej, umożliwianie jej lub też jej zabezpieczanie.
System korupcji był i nadal w znacznym zakresie jest (choć został nadwerężony) tak powszechny, że również wśród ugrupowań wywodzących się z opozycji lat 80. mało jest środowisk, które byłyby wolne od jakichś form uczestnictwa w nim. Co więcej, elementem tego systemu jest to, że na drugim planie życia politycznego panuje logika wspólnych, korupcyjnych lub półkorupcyjnych, biznesowych układów ponad podziałami. "Wiele partii jest tylko przedstawicielstwem określonych grup biznesowo-politycznych. Nazwy partii się zmieniają, zmieniają się politycy, a układy pozostają mniej więcej takie same. Czasem następują spięcia w jednym układzie i wtedy wybucha afera, wtedy opinia publiczna dowiaduje się trochę o detalach niektórych transakcji" - tak mówił o tym Janusz Szlanta, były prezes Stoczni Gdynia, w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
Własność państwa, czyli własność partii
Trzeba pamiętać, że system powszechnej korupcji został stworzony przez ludzi PZPR i w ich interesie. I to ci ludzie skorzystali na nim najwięcej. A stało się tak nie tylko dlatego, że - w odróżnieniu od działaczy dawnej opozycji - już na początku przekształceń sprawowali władzę nad ekonomią kraju i mieli o niej wiedzę. System dystrybucji dóbr skonstruowali bez trudności także z przyczyn natury psychopolitycznej. Byli bowiem ukształtowani przez państwo partyjne - dla nich naturalna była sytuacja, w której wszystko wprawdzie należało do państwa, ale państwo należało do partii. To, co było własnością państwa, należało w istocie do partii, co w dwóch ostatnich dekadach PRL coraz bardziej oznaczało po prostu własność ludzi partii.
Dla ludzi aparatu PRL przejście od rzeczywistości "społecznej własności środków produkcji" do rzeczywistości wolnorynkowej było znacznie mniej szokujące, niż można by sądzić. Paradoksalnie, było znacznie mniej szokujące niż dla niejednego nawróconego na gospodarczy liberalizm dysydenta. I też dlatego na przełomie lat 80. i 90. nie mieli oni problemów ze sprywatyzowaniem gospodarki w swoim gronie i - szerzej - ze stworzeniem systemu dystrybucji.
Atmosfera pierwszej połowy lat 90., powszechne przyzwolenie dla wszystkiego, co sprzyjało przekształceniu własności państwowej w indywidualną i przesunięciu kapitału do portfeli ludzi sukcesu, to głównie efekt dominującego w peerelowskich elitach sposobu widzenia świata.
Twórcy Rywinlandii
Za stworzenie korupcyjnego systemu, który obecnie Polska usiłuje z siebie zrzucić, odpowiadają przede wszystkim - symbolicznie i politycznie - Wojciech Jaruzelski i Aleksander Kwaśniewski. To przecież dwóch kolejnych niekwestionowanych przywódców formacji PZPR. Pierwszy sprawował realną władzę w latach 80., u prapoczątku przekształceń. Drugi aktywnie uczestniczył w tych przekształceniach, jak mało kto je symbolizuje, a cała jego działalność od przełomu lat 80. i 90. do dziś odbywa się na styku polityki i biznesu. A jeśli tak, to sprzeciw wobec obecności Kwaśniewskiego na obchodach Sierpnia `80. i dążenie do wyrażenia w jakiejś formie potępienia Jaruzelskiego wcale nie muszą wynikać ze stanowiska zajmowanego w sporze o to, czy władza PZPR była obcą okupacją czy też emanacją sił rodzimych, czy 13 grudnia generał "chciał dobrze", czy "chciał źle". Ten sprzeciw i to dążenie mogą wynikać, i tak naprawdę najczęściej wynikają, z aktualnego sporu.
Obie strony aktualnego sporu dobrze wiedzą - jeśli nie na płaszczyźnie intelektualnej, to instynktownie - że jeśli teraz ktoś mówi "odczepcie się od generała!" (czy też: "odczepcie się od Kwaśniewskiego!"), to tak naprawdę mówi: "odczepcie się od Czarzastego, Jakubowskiej, Pęczaka, Dochnala i Mazura!". Jeśli ktoś mówi: "odczepcie się od generała!" albo "odczepcie się od Kwaśniewskiego!", to tak naprawdę mówi "odczepcie się od Lwa Rywina!", choć zapewne Adamowi Michnikowi ciężko byłoby się z tym zgodziś. Niestety, dotyczy to również Lecha Wałęsy. Kiedy były prezydent najpierw demonstracyjnie wybacza obecnemu, a potem rozpętuje kampanię mającą na celu doprowadzenie Kwaśniewskiego pod bramę Stoczni Gdańskiej, to w historycznym sztafażu uczestniczy w obronie zagrożonej Rywinlandii. Co zresztą nie dziwi w wypadku Wałęsy. Przecież to za jego kadencji wykuwano podstawy systemu III RP. I tak naprawdę ta konstatacja jest najbardziej przykra.
Zostawmy na boku konstatację, że naiwne są nadzieje na to, iż dzięki obecności prezydenta gdańskim obchodom uda się nadać międzynarodową rangę i awansować rocznicę Sierpnia `80 do powszechnie uznawanego symbolu upadku komunizmu. Przecież logiczne jest, że jako datę zakończenia jakiegoś okresu przyjmuje się coś spektakularnego, związanego realnie z końcem tego okresu. Koniec komunizmu to nie rok 1980, tylko 1989 r., a wtedy najbardziej spektakularny był upadek muru berlińskiego. Taka jest prawda, jakkolwiek byłaby ona bolesna dla Polaków. Losy II wojny światowej rozstrzygnęły się w bitwie pod Kurskiem w 1943 r. albo w czasie operacji "Bagration" w 1944 r., ale przecież nikt nie zaproponuje, by którąś z tych bitew uznać za symbol końca wojny. Podobnie jest ze strajkiem sierpniowym. Zostawmy też na boku pytanie, na ile w ogóle realny jest przyjazd do Polski 31 sierpnia głów państw?
System powszechnej korupcji
Wbrew zwolennikom obecności Kwaśniewskiego w Gdańsku i przeciwnikom jakiegoś symbolicznego ukarania Jaruzelskiego konflikty w obu tych sprawach wcale nie ograniczają się do spraw przeszłych. Więcej - dotyczą bardziej teraźniejszości i przyszłości niż historii. Dotyczą sporu dla naszego kraju fundamentalnego: o to, czy w obecnej - i przyszłej - Polsce nadal będzie istniał system powszechnej korupcji, będący w zasadzie systemem zorganizowanej dystrybucji bogactwa ze sfery państwowej i społecznej do elit finansów i władzy. To system, w którym prawdziwą, choć ukrytą rolą wielu organów państwa było obsługiwanie tej dystrybucji - poprzez udział w niej, umożliwianie jej lub też jej zabezpieczanie.
System korupcji był i nadal w znacznym zakresie jest (choć został nadwerężony) tak powszechny, że również wśród ugrupowań wywodzących się z opozycji lat 80. mało jest środowisk, które byłyby wolne od jakichś form uczestnictwa w nim. Co więcej, elementem tego systemu jest to, że na drugim planie życia politycznego panuje logika wspólnych, korupcyjnych lub półkorupcyjnych, biznesowych układów ponad podziałami. "Wiele partii jest tylko przedstawicielstwem określonych grup biznesowo-politycznych. Nazwy partii się zmieniają, zmieniają się politycy, a układy pozostają mniej więcej takie same. Czasem następują spięcia w jednym układzie i wtedy wybucha afera, wtedy opinia publiczna dowiaduje się trochę o detalach niektórych transakcji" - tak mówił o tym Janusz Szlanta, były prezes Stoczni Gdynia, w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
Własność państwa, czyli własność partii
Trzeba pamiętać, że system powszechnej korupcji został stworzony przez ludzi PZPR i w ich interesie. I to ci ludzie skorzystali na nim najwięcej. A stało się tak nie tylko dlatego, że - w odróżnieniu od działaczy dawnej opozycji - już na początku przekształceń sprawowali władzę nad ekonomią kraju i mieli o niej wiedzę. System dystrybucji dóbr skonstruowali bez trudności także z przyczyn natury psychopolitycznej. Byli bowiem ukształtowani przez państwo partyjne - dla nich naturalna była sytuacja, w której wszystko wprawdzie należało do państwa, ale państwo należało do partii. To, co było własnością państwa, należało w istocie do partii, co w dwóch ostatnich dekadach PRL coraz bardziej oznaczało po prostu własność ludzi partii.
Dla ludzi aparatu PRL przejście od rzeczywistości "społecznej własności środków produkcji" do rzeczywistości wolnorynkowej było znacznie mniej szokujące, niż można by sądzić. Paradoksalnie, było znacznie mniej szokujące niż dla niejednego nawróconego na gospodarczy liberalizm dysydenta. I też dlatego na przełomie lat 80. i 90. nie mieli oni problemów ze sprywatyzowaniem gospodarki w swoim gronie i - szerzej - ze stworzeniem systemu dystrybucji.
Atmosfera pierwszej połowy lat 90., powszechne przyzwolenie dla wszystkiego, co sprzyjało przekształceniu własności państwowej w indywidualną i przesunięciu kapitału do portfeli ludzi sukcesu, to głównie efekt dominującego w peerelowskich elitach sposobu widzenia świata.
Twórcy Rywinlandii
Za stworzenie korupcyjnego systemu, który obecnie Polska usiłuje z siebie zrzucić, odpowiadają przede wszystkim - symbolicznie i politycznie - Wojciech Jaruzelski i Aleksander Kwaśniewski. To przecież dwóch kolejnych niekwestionowanych przywódców formacji PZPR. Pierwszy sprawował realną władzę w latach 80., u prapoczątku przekształceń. Drugi aktywnie uczestniczył w tych przekształceniach, jak mało kto je symbolizuje, a cała jego działalność od przełomu lat 80. i 90. do dziś odbywa się na styku polityki i biznesu. A jeśli tak, to sprzeciw wobec obecności Kwaśniewskiego na obchodach Sierpnia `80. i dążenie do wyrażenia w jakiejś formie potępienia Jaruzelskiego wcale nie muszą wynikać ze stanowiska zajmowanego w sporze o to, czy władza PZPR była obcą okupacją czy też emanacją sił rodzimych, czy 13 grudnia generał "chciał dobrze", czy "chciał źle". Ten sprzeciw i to dążenie mogą wynikać, i tak naprawdę najczęściej wynikają, z aktualnego sporu.
Obie strony aktualnego sporu dobrze wiedzą - jeśli nie na płaszczyźnie intelektualnej, to instynktownie - że jeśli teraz ktoś mówi "odczepcie się od generała!" (czy też: "odczepcie się od Kwaśniewskiego!"), to tak naprawdę mówi: "odczepcie się od Czarzastego, Jakubowskiej, Pęczaka, Dochnala i Mazura!". Jeśli ktoś mówi: "odczepcie się od generała!" albo "odczepcie się od Kwaśniewskiego!", to tak naprawdę mówi "odczepcie się od Lwa Rywina!", choć zapewne Adamowi Michnikowi ciężko byłoby się z tym zgodziś. Niestety, dotyczy to również Lecha Wałęsy. Kiedy były prezydent najpierw demonstracyjnie wybacza obecnemu, a potem rozpętuje kampanię mającą na celu doprowadzenie Kwaśniewskiego pod bramę Stoczni Gdańskiej, to w historycznym sztafażu uczestniczy w obronie zagrożonej Rywinlandii. Co zresztą nie dziwi w wypadku Wałęsy. Przecież to za jego kadencji wykuwano podstawy systemu III RP. I tak naprawdę ta konstatacja jest najbardziej przykra.
Więcej możesz przeczytać w 30/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.