Wystarczy być zwolennikiem PiS, by automatycznie zyskać certyfikat przynależności do AK Obserwacja naszego życia politycznego dostarcza podręcznikowych przykładów różnic dzielących rządy autorytarne od demokratycznych. Raz jeszcze potwierdza się, że największa z tych odmienności polega na tym, iż demokracja buduje na dialogu, a autorytaryzm na wojnie i permanentnym konflikcie. Demokracja widzi w obywatelu partnera. Autorytaryzm buduje na nienawiści do wroga, z którym nie prowadzi się dyskusji. Wrogiem bowiem można wyłącznie pogardzać i bezwzględnie go niszczyć.
Tak właśnie zachowują się prawicowi radykałowie z LPR i PiS. Kto nie wierzy, niech dokładnie przestudiuje wystąpienie Ludwika Dorna na prezydenckiej konwencji Prawa i Sprawiedliwości. Cały oratorski talent Dorna został wykorzystany do wykreowania demonicznego wizerunku Włodzimierza Cimoszewicza. Aby być bardziej przekonującym, mówca chętnie posługiwał się insynuacją i obleśną kpiną, wspomaganą zwykłym kłamstwem. Każdy chwyt był dobry, by przekonać słuchaczy, że rywal Lecha Kaczyńskiego jest demonem zła.
Podejmowana przez PiS kampania nienawiści nie jest skierowana tylko przeciwko Cimoszewiczowi. Aby hasło brzmiało przekonująco, wrogiem nie może być jeden człowiek. Nieprzyjaciół musi być mrowie, bo tylko wtedy walka z nimi może nabrać ogólnospołecznego wymiaru. Właśnie dlatego prawicowy radykalizm okresu międzywojennego upatrywał wroga w milionach Żydów. Identycznie zachowywał się autorytarny komunizm, spychając na margines całe miliony ludzi o tzw. niewłaściwym pochodzeniu społecznym.
Tym samym tropem "niewłaściwego pochodzenia" podąża dzisiaj PiS. Tak jak za czasów PRL ludziom wypominano ziemiańskie czy burżuazyjne pochodzenie, tak dzisiaj PiS dzieli obywateli na lepszych i gorszych ze względu na ich aktywność przed 1989 r. Bracia Kaczyńscy ostentacyjnie głoszą: "My jesteśmy z AK, a Cimoszewicz z PRL". Nie przeszkadza im, że urodzili się już po wojnie i największą ich akcją dywersyjną była nieudana próba kradzieży księżyca, notabene w PRL-owskim filmie. Tu bowiem nie fakty się liczą. Najważniejsze jest podzielenie Polaków na lepszych i gorszych. Lepsi to ci, którzy popierają braci Kaczyńskich. Wystarczy być zwolennikiem PiS, by automatycznie zyskać certyfikat przynależności do AK i zwalczania komunizmu, nawet jeśli się było PRL-owskim prokuratorem. Bez szans są za to ci, którzy braci Kaczyńskich nie popierają. Zostają uznani za zatwardziałych komunistów, nawet jeśli zakładali KOR i długie lata walczyli z PRL.
Takie dzielenie obywateli na lepszych i gorszych zawsze zwiastuje nadciąganie antydemokratycznej burzy. Nie można tego lekceważyć. Historia uczy, że niebezpieczeństwu trzeba przeciwdziałać dzisiaj, bo jutro może być za późno.
Podejmowana przez PiS kampania nienawiści nie jest skierowana tylko przeciwko Cimoszewiczowi. Aby hasło brzmiało przekonująco, wrogiem nie może być jeden człowiek. Nieprzyjaciół musi być mrowie, bo tylko wtedy walka z nimi może nabrać ogólnospołecznego wymiaru. Właśnie dlatego prawicowy radykalizm okresu międzywojennego upatrywał wroga w milionach Żydów. Identycznie zachowywał się autorytarny komunizm, spychając na margines całe miliony ludzi o tzw. niewłaściwym pochodzeniu społecznym.
Tym samym tropem "niewłaściwego pochodzenia" podąża dzisiaj PiS. Tak jak za czasów PRL ludziom wypominano ziemiańskie czy burżuazyjne pochodzenie, tak dzisiaj PiS dzieli obywateli na lepszych i gorszych ze względu na ich aktywność przed 1989 r. Bracia Kaczyńscy ostentacyjnie głoszą: "My jesteśmy z AK, a Cimoszewicz z PRL". Nie przeszkadza im, że urodzili się już po wojnie i największą ich akcją dywersyjną była nieudana próba kradzieży księżyca, notabene w PRL-owskim filmie. Tu bowiem nie fakty się liczą. Najważniejsze jest podzielenie Polaków na lepszych i gorszych. Lepsi to ci, którzy popierają braci Kaczyńskich. Wystarczy być zwolennikiem PiS, by automatycznie zyskać certyfikat przynależności do AK i zwalczania komunizmu, nawet jeśli się było PRL-owskim prokuratorem. Bez szans są za to ci, którzy braci Kaczyńskich nie popierają. Zostają uznani za zatwardziałych komunistów, nawet jeśli zakładali KOR i długie lata walczyli z PRL.
Takie dzielenie obywateli na lepszych i gorszych zawsze zwiastuje nadciąganie antydemokratycznej burzy. Nie można tego lekceważyć. Historia uczy, że niebezpieczeństwu trzeba przeciwdziałać dzisiaj, bo jutro może być za późno.
Więcej możesz przeczytać w 30/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.