Jeden Miller się obraża, a drugi chowa pieniądze. To nie może być zbieg okoliczności Krzyż Pański z tymi Millerami. Jeden Miller oblegał Jasną Górę i strzelał z kolubryny. Drugi Miller się obraził i zapowiedział emigrację do miasta Łodzi. Trzeci Miller zachomikował ponad 700 mln zł z Narodowego Funduszu Zdrowia i nie chciał ich dać na leczenie chorych. Trzeba było dopiero gróźb ministra Balickiego i mediacji premiera Belki, żeby dał, i to tyko 140 milionów.
Ciekawe, kto z tej trójki dostanie teraz premię za zasługi na koniec urzędowania: Miller, Balicki czy Belka. Pewnie wszyscy. Na lekarstwa i kuracje pieniędzy nigdy nie starcza, a na apanaże i nagrody jest ich zawsze dość. Ale od dawna wiadomo, że lepiej być ministrem niż chorym.
Awantura o opiekę zdrowotną i forsę rozgrywa się na tle kampanii wyborczej. Ludzie ze skłonnością do szukania spisków powinni się zastanowić nad tą zbieżnością. Jeden Miller się obraża, a drugi chowa pieniądze. To nie może być przypadek. A co zrobić z faktem, że w czasie poprzedniej kampanii wyborczej w Polsce dokonano zamachu na World Trade Center, a w czasie obecnej na londyńskie metro? Rodzą się podejrzenia, zwłaszcza że w obu wypadkach jest mowa o procedurach. Terroryzm zwalcza się, stosując odpowiednie procedury, jak nas w kółko informują rozmaici eksperci, a chorych leczy się też za pomocą procedur. To znaczy, uruchamia się procedurę, która powinna prowadzić do leczenia. Najpierw procedura, potem zdrowie, jeśli będą też pieniądze. Jedna pani, której zamiast leków chciano zaaplikować procedurę, wyzdrowiała natychmiast.
Wysłuchałem w telewizji bardzo pouczającej dyskusji o tym, co zrobić z systemem ochrony zdrowia, i okazało się, że podniesienie składki to lek na wszelkie zło. Jak Miller (Jerzy) będzie miał więcej milionów do odłożenia na boku, wszyscy poczują się zdrowsi. Szkoda, że walczący o reelekcję działacze na niwie nie wiedzą, że wyższa składka to podniesienie kosztów pracy, wyższe koszty pracy to większe bezrobocie, a wyższe bezrobocie to większe wydatki na zdrowie przy mniejszych wpływach. Nikt się u nas nie odważa powiedzieć głośno, jaka jest pierwsza przyczyna niemożności postawienia systemu zdrowia na nogi. No to ja się odważę i powiem - jest nią alians, czyli mezalians, ubezpieczenia i dobroczynności. Gdyby to, co teraz jest nazwane NFZ, rozdzielić na zwykłą instytucję ubezpieczeniową dla ludzi wykupujących polisę i płacących składki oraz na finansowaną z budżetu, czyli podatków, podstawową opiekę zdrowotną dla tych, którzy się ubezpieczyć nie mogą, zaraz cały system zacząłby funkcjonować raźniej. Natomiast ci, którzy mogą, ale nie chcą się ubezpieczyć, powinni się leczyć sami.
Niestety, w naszym socjalistycznym z ducha społeczeństwie panuje przeświadczenie, że pieniądze powinny, jak manna na pustyni, spadać na wszystkich po równo z nieba. I to dużo. Sobotni "Fakt" zaryczał na pierwszej stronie: "Chcemy zachodnich emerytur". I zestawił Szweda, który ma 6150 zł miesięcznie, z Polką, która ma 817 zł. Ja też bym wolał, żeby Szwed miał 800 zł, a Polka 6 tys. zł. To trzeba było zacząć 60 lat temu - zamiast ogłaszać manifesty lipcowe, wziąć się do roboty. Przy takim nastawieniu, jakie prezentuje "Fakt" oddzielający stan gospodarki od wysokości emerytur, i przy takich tęgich łbach politycznych, jakimi dysponujemy, za lat 20 Szwed będzie miał 12 tys. zł emerytury, a Polka 400 zł.
Jedna z telewizji pokazała niedawno panią, która oświadczyła, że ze swojej skromnej renty musi utrzymać męża, córkę i dwoje wnucząt. Prowadzący audycję dramatycznie pytał, czy z 600 zł renty ta pani może utrzymać pięć osób. Pewnie nie może. Ile powinna wobec tego wynosić renta, żeby wystarczyła dla całej rodziny tej pani? Dziennikarz nawet nie odważy się pomyśleć, że renta jest dla rencistki, a to, czy jest ona osobą samotną, czy ma rozległą i nic nie robiącą rodzinę, nie ma nic do rzeczy. A nie odważy się pomyśleć, bo w powszechnym mniemaniu większości Polaków każda renta, emerytura, zasiłek i uposażenie powinny starczać na wszystko dla wszystkich.
Ja bardzo współczuję tej pani i rozumiem, że zdarzają się poważne ludzkie tragedie, ale jak się nie ma, jak jej córka, ani męża, ani pracy, to może nie powinno się też mieć dwojga dzieci? Taki ostrożny stosunek do własnego życia nazywał się kiedyś odpowiedzialnością, ale zanikł niemal zupełnie. Indywidualną, jednostkową odpowiedzialność za własny los zastąpiła odpowiedzialność kolektywna, polegająca na tym, że ja i wszyscy inni Polacy powinniśmy ponosić odpowiedzialność za to, że jedna pani z Gdańska zaszła dwa razy w ciążę. Czy to nie są trochę za duże wymagania?
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Awantura o opiekę zdrowotną i forsę rozgrywa się na tle kampanii wyborczej. Ludzie ze skłonnością do szukania spisków powinni się zastanowić nad tą zbieżnością. Jeden Miller się obraża, a drugi chowa pieniądze. To nie może być przypadek. A co zrobić z faktem, że w czasie poprzedniej kampanii wyborczej w Polsce dokonano zamachu na World Trade Center, a w czasie obecnej na londyńskie metro? Rodzą się podejrzenia, zwłaszcza że w obu wypadkach jest mowa o procedurach. Terroryzm zwalcza się, stosując odpowiednie procedury, jak nas w kółko informują rozmaici eksperci, a chorych leczy się też za pomocą procedur. To znaczy, uruchamia się procedurę, która powinna prowadzić do leczenia. Najpierw procedura, potem zdrowie, jeśli będą też pieniądze. Jedna pani, której zamiast leków chciano zaaplikować procedurę, wyzdrowiała natychmiast.
Wysłuchałem w telewizji bardzo pouczającej dyskusji o tym, co zrobić z systemem ochrony zdrowia, i okazało się, że podniesienie składki to lek na wszelkie zło. Jak Miller (Jerzy) będzie miał więcej milionów do odłożenia na boku, wszyscy poczują się zdrowsi. Szkoda, że walczący o reelekcję działacze na niwie nie wiedzą, że wyższa składka to podniesienie kosztów pracy, wyższe koszty pracy to większe bezrobocie, a wyższe bezrobocie to większe wydatki na zdrowie przy mniejszych wpływach. Nikt się u nas nie odważa powiedzieć głośno, jaka jest pierwsza przyczyna niemożności postawienia systemu zdrowia na nogi. No to ja się odważę i powiem - jest nią alians, czyli mezalians, ubezpieczenia i dobroczynności. Gdyby to, co teraz jest nazwane NFZ, rozdzielić na zwykłą instytucję ubezpieczeniową dla ludzi wykupujących polisę i płacących składki oraz na finansowaną z budżetu, czyli podatków, podstawową opiekę zdrowotną dla tych, którzy się ubezpieczyć nie mogą, zaraz cały system zacząłby funkcjonować raźniej. Natomiast ci, którzy mogą, ale nie chcą się ubezpieczyć, powinni się leczyć sami.
Niestety, w naszym socjalistycznym z ducha społeczeństwie panuje przeświadczenie, że pieniądze powinny, jak manna na pustyni, spadać na wszystkich po równo z nieba. I to dużo. Sobotni "Fakt" zaryczał na pierwszej stronie: "Chcemy zachodnich emerytur". I zestawił Szweda, który ma 6150 zł miesięcznie, z Polką, która ma 817 zł. Ja też bym wolał, żeby Szwed miał 800 zł, a Polka 6 tys. zł. To trzeba było zacząć 60 lat temu - zamiast ogłaszać manifesty lipcowe, wziąć się do roboty. Przy takim nastawieniu, jakie prezentuje "Fakt" oddzielający stan gospodarki od wysokości emerytur, i przy takich tęgich łbach politycznych, jakimi dysponujemy, za lat 20 Szwed będzie miał 12 tys. zł emerytury, a Polka 400 zł.
Jedna z telewizji pokazała niedawno panią, która oświadczyła, że ze swojej skromnej renty musi utrzymać męża, córkę i dwoje wnucząt. Prowadzący audycję dramatycznie pytał, czy z 600 zł renty ta pani może utrzymać pięć osób. Pewnie nie może. Ile powinna wobec tego wynosić renta, żeby wystarczyła dla całej rodziny tej pani? Dziennikarz nawet nie odważy się pomyśleć, że renta jest dla rencistki, a to, czy jest ona osobą samotną, czy ma rozległą i nic nie robiącą rodzinę, nie ma nic do rzeczy. A nie odważy się pomyśleć, bo w powszechnym mniemaniu większości Polaków każda renta, emerytura, zasiłek i uposażenie powinny starczać na wszystko dla wszystkich.
Ja bardzo współczuję tej pani i rozumiem, że zdarzają się poważne ludzkie tragedie, ale jak się nie ma, jak jej córka, ani męża, ani pracy, to może nie powinno się też mieć dwojga dzieci? Taki ostrożny stosunek do własnego życia nazywał się kiedyś odpowiedzialnością, ale zanikł niemal zupełnie. Indywidualną, jednostkową odpowiedzialność za własny los zastąpiła odpowiedzialność kolektywna, polegająca na tym, że ja i wszyscy inni Polacy powinniśmy ponosić odpowiedzialność za to, że jedna pani z Gdańska zaszła dwa razy w ciążę. Czy to nie są trochę za duże wymagania?
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Więcej możesz przeczytać w 30/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.