Kanclerz Merkel obiecała odwiedzać Warszawę w drodze do Moskwy. O Tomsku jednak nie mówiła
Najpierw były wspaniałe wspólne połowy ryb od Karelii po Bajkał. I prawdziwa rosyjska łaźnia, także wspólna. Pospieszna, kosztowna przebudowa pałacu w Jekaterynburgu na przyjęcie przyjaciela. Czegóż nie robił Borys Jelcyn dla Helmuta Kohla, z którym był na "ty" i z którym wielokrotnie się spotykał - jak to określano - "bez krawata". Tak lider niemieckiej chadecji stał się na Zachodzie głównym orędownikiem demokratycznych reform byłego sekretarza partii komunistycznej. Sympatię dla Rosjan wyraził, m.in. podpisując w 1994 r. porozumienie o wypłacie więźniom Niemiec Hitlera 400 mln marek, z których w ciągu sześciu lat 83 mln zniknęły bez śladu. Kohl, oczywiście, z takim obrotem spraw liczyć się nie mógł. Skądże!
Potem było już tylko lepiej, kiedy gospodarzem Kremla został Władimir Putin, wykorzystujący znajomości zawarte podczas szefowania rezydenturze KGB w Dreźnie. Jeszcze wtedy, gdy sprawował funkcję przewodniczącego Komitetu Łączności z Zagranicą przy merostwie w Petersburgu (1991-1996), sprzyjał Niemcom, m.in.otwierając jedną z pierwszych filii banku zagranicznego w Rosji - filię BNP-Dresdner Banku - w bardzo prestiżowym miejscu za bardzo niewielkie pieniądze. Jego gorąca przyjaźń - już jako prezydenta - z kanclerzem Gerhardem Schröderem to nie tylko kilkanaście oficjalnych spotkań, ale i wiele nieoficjalnych, łącznie ze wspólnymi przyjęciami urodzinowymi i przejażdżkami statkiem po Newie podczas białych nocy.
Model Schrödera
Niemcy stają się teraz wobec Zachodu nie tylko głównym gwarantem reform demokratycznych Rosji, ale i uczestnikiem frontu oporu wobec polityki USA, choćby w Iraku, a także najśmielszego z rosyjskich pomysłów podporządkowania sobie reszty globu - podporządkowania energetycznego. Sojusz Niemcy - Gazprom krzepnie od lat, a na początku tego roku były kanclerz zaproponował utworzenie w Niemczech organizacji lobbującej na rzecz Rosji za pieniądze "ofiarowane" przez rosyjskie koncerny. Idzie nie tylko o interesy w sensie dosłownym, ale też o "poprawę image'u Rosji w niemieckich mediach".
Jaki to prosty sposób legalnego transferu na zagraniczne konta majątku zbliżonych do Kremla oligarchów! Takich jak uczestniczący w szczycie w Tomsku szefowie kompanii naftowych: Wagit Alekpierow z Łukoila czy Wiktor Wekselberg z TNK. Czy można się dziwić Schröderowi, że jego rząd - miesiąc przed zmianą kanclerza w październiku zeszłego roku - zatwierdził wydzielenie gwarancji w wysokości 900 mln euro na budowę Gazociągu Północnego? Jeszcze mniejsze zdziwienie powinna wzbudzać nominacja Schrödera na przewodniczącego rady nadzorczej firmy budującej ten rurociąg.
Zakochana pani kanclerz
Nad Wisłą zabłysnął promyk nadziei na uwzględnienie polskich interesów w polityce Niemiec, gdy kanclerz Angela Merkel obiecała odwiedzać Warszawę w drodze do Moskwy. O podróży do Tomska nic jednak nie mówiła. A tam już od miesięcy pucowano domy i chodniki, bo gubernator Wiktor Kriess, potomek Niemców osiadłych w Rosji, powiedział mieszkańcom w sierpniu 2005 r.: "Wyobraźcie sobie, że do was jadą goście, na których czekaliście 400 lat!". Przewietrzono też domek zbudowany dla poprzedniego kanclerza, w którym on zagościć nie zdołał, bo przestał być kanclerzem. Pani kanclerz nie skorzystała z niego, choć wszystkie te przygotowania (łącznie z budową kościoła luterańsko-ewangelickiego) kosztowały rosyjskiego podatnika z milion dolarów.
Zapewne przypadkiem jest to, że Jelcyn i Kohl spotkali się w lipcu 2005 r. nad Bajkałem, by łowić ryby. I tylko ryby wiedzą, czy lider partii, z której wywodzi się pani Merkel, rozmawiał z "ojcem chrzestnym" prezydenta Rosji o interesach Gazpromu i należącej do niemieckiego koncernu BASF grupy Wintershall. Niemieccy inwestorzy - pierwszy raz w najnowszych dziejach Rosji - otrzymali teraz dostęp do rosyjskich pól naftowych. I to Gazprom wraz z BASF utworzą spółkę Wingas Europe, która będzie Europie przykręcać i odkręcać kurek. Po Rosji będą jeździć pociągi Siemensa, a rosyjskie koleje będą słuchać dyrektyw Deutsche Bahn AG.
Kiedy Merkel obejmowała stanowisko kanclerza, twierdziła, że w odróżnieniu od swego poprzednika "nie uważa Rosji za kraj przyjacielski", a najwłaściwszym określeniem stosunków niemiecko-rosyjskich jest "strategiczne partnerstwo", ale "jesteśmy zainteresowani, by Rosja rozwijała się we właściwym kierunku". Doświadczenia z Tomska potwierdzają, że "kobieta zmienną jest" (obserwatorzy dziennika "Kommiersant" określili stan żegnającej się z Putinem pani kanclerz jako "zakochanie") i to, że "Rosja rozwija się w dobrym kierunku".
Właściwy kierunek rozwoju
Ciekawe, jak pani kanclerz zareagowała na manifestację (spacyfikowaną przez milicję) młodzieżowej organizacji Narodowi Bolszewicy, na której transparentach widniały hasła: "Putin - kat Biesłanu!", "Putin faszysta". "Wobec Zachodu Putin udaje cywilizowanego człowieka, ale Rosją rządzi jak okrutny wschodni dyktator. Obywateli Rosji ma za niewolników. Fałszuje wybory, daje rozkazy masowego mordu zakładników (na Dubrowce i w Biesłanie), zamyka niewygodne media, wsadza do więzień lub zabija swoich politycznych przeciwników" - taką ulotkę w języku niemieckim udało się wetknąć w dłoń pani Merkel.
"Nacboły", jak Narodowych Bolszewików nazywają Rosjanie, to krzykliwa młodzież, z sierpem i młotem na sztandarach. Niepoważni, choć odważni. Można - choć nie należy - wzruszać w ich sprawie ramionami. Ale co pocznie orędowniczka "rozwoju Rosji we właściwym kierunku" ze Zjednoczonym Frontem Obywatelskim założonym przez tak poważnego lidera demokratów, jakim stał się mistrz szachów Garri Kasparow? Władze boją się ich tak bardzo, że Iwanowi Tiutrinowi z tej organizacji, 25-letniemu nauczycielowi historii, zagroziły wezwaniem do wojska, jeśli weźmie udział w manifestacji podczas pobytu Merkel w Tomsku. Manifestacji przeciw rosnącemu autorytaryzmowi Putina. Tiutrin powinien się przestraszyć, bo Zajkowa, innego członka tej organizacji, kilka dni wcześniej ciężko pobito wieczorem na ulicy. Manifestacja się odbyła. Wśród 500 uczestników byli i Tiutrin, i Zajkow.
Moralność i prawa człowieka to hasła potrzebne politykom jako parawan, za którym robią interesy w imię nie tyle swych narodów, ile władzy. Szczyt niemiecko-rosyjski w Tomsku nie musiał nawet wystawiać parawanu - chodziło wyłącznie o biznes.
Potem było już tylko lepiej, kiedy gospodarzem Kremla został Władimir Putin, wykorzystujący znajomości zawarte podczas szefowania rezydenturze KGB w Dreźnie. Jeszcze wtedy, gdy sprawował funkcję przewodniczącego Komitetu Łączności z Zagranicą przy merostwie w Petersburgu (1991-1996), sprzyjał Niemcom, m.in.otwierając jedną z pierwszych filii banku zagranicznego w Rosji - filię BNP-Dresdner Banku - w bardzo prestiżowym miejscu za bardzo niewielkie pieniądze. Jego gorąca przyjaźń - już jako prezydenta - z kanclerzem Gerhardem Schröderem to nie tylko kilkanaście oficjalnych spotkań, ale i wiele nieoficjalnych, łącznie ze wspólnymi przyjęciami urodzinowymi i przejażdżkami statkiem po Newie podczas białych nocy.
Model Schrödera
Niemcy stają się teraz wobec Zachodu nie tylko głównym gwarantem reform demokratycznych Rosji, ale i uczestnikiem frontu oporu wobec polityki USA, choćby w Iraku, a także najśmielszego z rosyjskich pomysłów podporządkowania sobie reszty globu - podporządkowania energetycznego. Sojusz Niemcy - Gazprom krzepnie od lat, a na początku tego roku były kanclerz zaproponował utworzenie w Niemczech organizacji lobbującej na rzecz Rosji za pieniądze "ofiarowane" przez rosyjskie koncerny. Idzie nie tylko o interesy w sensie dosłownym, ale też o "poprawę image'u Rosji w niemieckich mediach".
Jaki to prosty sposób legalnego transferu na zagraniczne konta majątku zbliżonych do Kremla oligarchów! Takich jak uczestniczący w szczycie w Tomsku szefowie kompanii naftowych: Wagit Alekpierow z Łukoila czy Wiktor Wekselberg z TNK. Czy można się dziwić Schröderowi, że jego rząd - miesiąc przed zmianą kanclerza w październiku zeszłego roku - zatwierdził wydzielenie gwarancji w wysokości 900 mln euro na budowę Gazociągu Północnego? Jeszcze mniejsze zdziwienie powinna wzbudzać nominacja Schrödera na przewodniczącego rady nadzorczej firmy budującej ten rurociąg.
Zakochana pani kanclerz
Nad Wisłą zabłysnął promyk nadziei na uwzględnienie polskich interesów w polityce Niemiec, gdy kanclerz Angela Merkel obiecała odwiedzać Warszawę w drodze do Moskwy. O podróży do Tomska nic jednak nie mówiła. A tam już od miesięcy pucowano domy i chodniki, bo gubernator Wiktor Kriess, potomek Niemców osiadłych w Rosji, powiedział mieszkańcom w sierpniu 2005 r.: "Wyobraźcie sobie, że do was jadą goście, na których czekaliście 400 lat!". Przewietrzono też domek zbudowany dla poprzedniego kanclerza, w którym on zagościć nie zdołał, bo przestał być kanclerzem. Pani kanclerz nie skorzystała z niego, choć wszystkie te przygotowania (łącznie z budową kościoła luterańsko-ewangelickiego) kosztowały rosyjskiego podatnika z milion dolarów.
Zapewne przypadkiem jest to, że Jelcyn i Kohl spotkali się w lipcu 2005 r. nad Bajkałem, by łowić ryby. I tylko ryby wiedzą, czy lider partii, z której wywodzi się pani Merkel, rozmawiał z "ojcem chrzestnym" prezydenta Rosji o interesach Gazpromu i należącej do niemieckiego koncernu BASF grupy Wintershall. Niemieccy inwestorzy - pierwszy raz w najnowszych dziejach Rosji - otrzymali teraz dostęp do rosyjskich pól naftowych. I to Gazprom wraz z BASF utworzą spółkę Wingas Europe, która będzie Europie przykręcać i odkręcać kurek. Po Rosji będą jeździć pociągi Siemensa, a rosyjskie koleje będą słuchać dyrektyw Deutsche Bahn AG.
Kiedy Merkel obejmowała stanowisko kanclerza, twierdziła, że w odróżnieniu od swego poprzednika "nie uważa Rosji za kraj przyjacielski", a najwłaściwszym określeniem stosunków niemiecko-rosyjskich jest "strategiczne partnerstwo", ale "jesteśmy zainteresowani, by Rosja rozwijała się we właściwym kierunku". Doświadczenia z Tomska potwierdzają, że "kobieta zmienną jest" (obserwatorzy dziennika "Kommiersant" określili stan żegnającej się z Putinem pani kanclerz jako "zakochanie") i to, że "Rosja rozwija się w dobrym kierunku".
Właściwy kierunek rozwoju
Ciekawe, jak pani kanclerz zareagowała na manifestację (spacyfikowaną przez milicję) młodzieżowej organizacji Narodowi Bolszewicy, na której transparentach widniały hasła: "Putin - kat Biesłanu!", "Putin faszysta". "Wobec Zachodu Putin udaje cywilizowanego człowieka, ale Rosją rządzi jak okrutny wschodni dyktator. Obywateli Rosji ma za niewolników. Fałszuje wybory, daje rozkazy masowego mordu zakładników (na Dubrowce i w Biesłanie), zamyka niewygodne media, wsadza do więzień lub zabija swoich politycznych przeciwników" - taką ulotkę w języku niemieckim udało się wetknąć w dłoń pani Merkel.
"Nacboły", jak Narodowych Bolszewików nazywają Rosjanie, to krzykliwa młodzież, z sierpem i młotem na sztandarach. Niepoważni, choć odważni. Można - choć nie należy - wzruszać w ich sprawie ramionami. Ale co pocznie orędowniczka "rozwoju Rosji we właściwym kierunku" ze Zjednoczonym Frontem Obywatelskim założonym przez tak poważnego lidera demokratów, jakim stał się mistrz szachów Garri Kasparow? Władze boją się ich tak bardzo, że Iwanowi Tiutrinowi z tej organizacji, 25-letniemu nauczycielowi historii, zagroziły wezwaniem do wojska, jeśli weźmie udział w manifestacji podczas pobytu Merkel w Tomsku. Manifestacji przeciw rosnącemu autorytaryzmowi Putina. Tiutrin powinien się przestraszyć, bo Zajkowa, innego członka tej organizacji, kilka dni wcześniej ciężko pobito wieczorem na ulicy. Manifestacja się odbyła. Wśród 500 uczestników byli i Tiutrin, i Zajkow.
Moralność i prawa człowieka to hasła potrzebne politykom jako parawan, za którym robią interesy w imię nie tyle swych narodów, ile władzy. Szczyt niemiecko-rosyjski w Tomsku nie musiał nawet wystawiać parawanu - chodziło wyłącznie o biznes.
Więcej możesz przeczytać w 18/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.