Wprowadźmy podatek przychodowy - w wysokości 1 proc.!
Andrzej Lepper powiada, że proponowany przez niego podatek obrotowy popiera Centrum Adama Smitha. Spieszę wyjaśnić, że to nie my popieramy Samoobronę, tylko co najwyżej ona nas i to nie do końca. Istotnym elementem proponowanej przez CAS radykalnej zmiany całego systemu podatkowego, ale wcale nie najistotniejszym i możliwym do wprowadzenia tylko razem z innymi proponowanymi rozwiązaniami (a nie samodzielnie), jest podatek przychodowy (a nie obrotowy) zamiast podatku dochodowego (a nie równolegle z nim) w wysokości 1 proc. (a nie 2,5 proc.). Reszta się zgadza - jak w dowcipach z pytaniami do Radia Erewań. Nie to jednak jest istotne, że Andrzej Lepper nie do końca zrozumiał istotę proponowanych przez CAS rozwiązań. Jeszcze bardziej uderzające jest to, że nie rozumieją jej również przeciwnicy Leppera, którzy oznajmili kategorycznie, że tego typu podatek jest zakazany w Unii Europejskiej. Skoro zresztą Lepper coś popiera, musi to być z definicji bez sensu. Pozwolę sobie więc przypomnieć, że gdy w 1994 r. na konferencji z okazji Dnia Wolności Podatkowej mówiłem o idei podatku liniowego, niektórzy z jego dzisiejszych orędowników pukali się w czoło.
Obrotowy już mamy!
Dlaczego Komisja Europejska miałaby się nie zgodzić na podatek, który już w Polsce istnieje? Jest to podatek zryczałtowany od przychodów ewidencjonowanych. Reguluje go ustawa z 20 listopada 1998 r. o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne. Opodatkowaniu tym podatkiem podlegają przychody osób fizycznych z pozarolniczej działalności gospodarczej. Ryczałt wynosi od 3 proc. w wypadku działalności gastronomicznej i handlowej, przez 5,5 proc. w wypadku działalności wytwórczej, budowlanej i przewozowej, nawet do 20 proc. w wypadku wolnych zawodów. I to się podatnikom opłaca. I to jak. Ściągalność tego podatku jest zdecydowanie wyższa niż w wypadku podatku dochodowego, rozliczanego na zasadach ogólnych. Jeśli stawka tego podatku będzie wynosiła 1 proc., to się będzie opłacało jeszcze bardziej. Tymczasem odzywają się głosy, że marże niektórych przedsiębiorstw są tak niskie, że po wprowadzeniu podatku przychodowego działalność gospodarcza przestanie się im opłacać. Z pewnością dotyczy to tych, którzy prowadzą działalność nie gospodarczą, tylko charytatywną, bo w każdym roku osiągają podatkową stratę. Ale skoro i tak działają charytatywnie, to niepotrzebnie posługują się argumentem opłacalności.
W wypadku podatku dochodowego podstawę opodatkowania stanowi przychód pomniejszony o koszty jego uzyskania, ale z wyłączeniem kosztów arbitralnie nie uznanych przez ustawodawcę za koszty podatkowe. Ustawy o podatku dochodowym, zarówno od osób prawnych, jak i fizycznych, przewidują po kilkadziesiąt wyłączeń kosztów nie uznawanych za koszty podatkowe. W 1993 r. było ich znacznie mniej. Równie dobrze można przyjąć, że nie ma kosztów uzyskania przychodu, a za to stawkę podatku zmniejszyć z 19 proc. do 1 proc. Z fiskalnego punktu widzenia wyjdzie prawie na to samo. Dowcip polega na tym, że z różnych technik legalnej optymalizacji podatkowej korzystają tylko duże międzynarodowe firmy. Dlatego w Polsce wykazują niską rentowność lub wręcz stratę. Mniejszym firmom, wyłącznie z polskim kapitałem, trudniej jest z nimi konkurować. Podatek przychodowy w wysokości 1 proc. dla wszystkich byłby o wiele bardziej prokonkurencyjny i sprawiedliwy (faktycznie, a nie społecznie).
Podatek przychodowy ma jeszcze powodować, zdaniem jego przeciwników, że umrze outsourcing, bo będzie się bardziej opłacało tworzyć działy wewnętrzne i powstaną wręcz koreańskie czebole, byle tylko uniknąć konieczności jego płacenia. Gdyby dla zaoszczędzenia 1 proc. kosztów jakiegoś działu robiono outsourcing, toby go nie robiono w ogóle, bo gra nie byłaby warta świeczki. Co więcej, podatek przychodowy w wysokości 1 proc. byłby, jeśli chodzi o konkretne sumy odprowadzane do urzędu skarbowego, de facto niższy od dzisiejszego podatku dochodowego w wysokości 19 proc. Jeśli bowiem porównujemy deklarowaną wartość sprzedaży różnych firm z zapłaconym przez nie podatkiem dochodowym, to się okazuje, że wysokość tego podatku wynosi średnio 2 proc. ich przychodów, oczywiście z wyłączeniem tych, które "jadą na stracie", bo wprowadzenie podatków dochodowych uczyniło ze straty, która jest z gospodarczego punktu widzenia absurdem, "mroczny przedmiot pożądania".
Obrotowy już mamy!
Dlaczego Komisja Europejska miałaby się nie zgodzić na podatek, który już w Polsce istnieje? Jest to podatek zryczałtowany od przychodów ewidencjonowanych. Reguluje go ustawa z 20 listopada 1998 r. o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne. Opodatkowaniu tym podatkiem podlegają przychody osób fizycznych z pozarolniczej działalności gospodarczej. Ryczałt wynosi od 3 proc. w wypadku działalności gastronomicznej i handlowej, przez 5,5 proc. w wypadku działalności wytwórczej, budowlanej i przewozowej, nawet do 20 proc. w wypadku wolnych zawodów. I to się podatnikom opłaca. I to jak. Ściągalność tego podatku jest zdecydowanie wyższa niż w wypadku podatku dochodowego, rozliczanego na zasadach ogólnych. Jeśli stawka tego podatku będzie wynosiła 1 proc., to się będzie opłacało jeszcze bardziej. Tymczasem odzywają się głosy, że marże niektórych przedsiębiorstw są tak niskie, że po wprowadzeniu podatku przychodowego działalność gospodarcza przestanie się im opłacać. Z pewnością dotyczy to tych, którzy prowadzą działalność nie gospodarczą, tylko charytatywną, bo w każdym roku osiągają podatkową stratę. Ale skoro i tak działają charytatywnie, to niepotrzebnie posługują się argumentem opłacalności.
W wypadku podatku dochodowego podstawę opodatkowania stanowi przychód pomniejszony o koszty jego uzyskania, ale z wyłączeniem kosztów arbitralnie nie uznanych przez ustawodawcę za koszty podatkowe. Ustawy o podatku dochodowym, zarówno od osób prawnych, jak i fizycznych, przewidują po kilkadziesiąt wyłączeń kosztów nie uznawanych za koszty podatkowe. W 1993 r. było ich znacznie mniej. Równie dobrze można przyjąć, że nie ma kosztów uzyskania przychodu, a za to stawkę podatku zmniejszyć z 19 proc. do 1 proc. Z fiskalnego punktu widzenia wyjdzie prawie na to samo. Dowcip polega na tym, że z różnych technik legalnej optymalizacji podatkowej korzystają tylko duże międzynarodowe firmy. Dlatego w Polsce wykazują niską rentowność lub wręcz stratę. Mniejszym firmom, wyłącznie z polskim kapitałem, trudniej jest z nimi konkurować. Podatek przychodowy w wysokości 1 proc. dla wszystkich byłby o wiele bardziej prokonkurencyjny i sprawiedliwy (faktycznie, a nie społecznie).
Podatek przychodowy ma jeszcze powodować, zdaniem jego przeciwników, że umrze outsourcing, bo będzie się bardziej opłacało tworzyć działy wewnętrzne i powstaną wręcz koreańskie czebole, byle tylko uniknąć konieczności jego płacenia. Gdyby dla zaoszczędzenia 1 proc. kosztów jakiegoś działu robiono outsourcing, toby go nie robiono w ogóle, bo gra nie byłaby warta świeczki. Co więcej, podatek przychodowy w wysokości 1 proc. byłby, jeśli chodzi o konkretne sumy odprowadzane do urzędu skarbowego, de facto niższy od dzisiejszego podatku dochodowego w wysokości 19 proc. Jeśli bowiem porównujemy deklarowaną wartość sprzedaży różnych firm z zapłaconym przez nie podatkiem dochodowym, to się okazuje, że wysokość tego podatku wynosi średnio 2 proc. ich przychodów, oczywiście z wyłączeniem tych, które "jadą na stracie", bo wprowadzenie podatków dochodowych uczyniło ze straty, która jest z gospodarczego punktu widzenia absurdem, "mroczny przedmiot pożądania".
Więcej możesz przeczytać w 18/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.