Bronisław Wildstein
Fascynacja intelektualistów zbrodniczymi ideami i systemami szczególnie jaskrawo ujawniła się w wieku XX. Fenomen ten próbował zgłębić m.in. Czesław Miłosz, który w "Zniewolonym umyśle" analizował postawy polskich pisarzy współtworzących stalinizm. I to refleksja Miłosza stała się punktem wyjścia dla amerykańskiego historyka idei Marka Lilli, którego głośna książka "Lekkomyślny umysł" została właśnie wydana w Polsce.
Swoją opowieść Lilla poświęca kilku głośnym intelektualistom XX wieku (i Platonowi, którego traktuje jak myśliciela nie tylko nie dającego się uwieść tyranofilii, ale teoretyzującego to zagrożenie). Poza dwoma wyjątkami nie są to postacie, które jednoznacznie identyfikujemy ze wspieraniem totalitaryzmu, daleko im do zaangażowania Jeana Paula Sartre'a, który oszukiwał opinię publiczną na temat sowieckich obozów, czy Maurice'a Merleau-Ponty'ego, który pisał pochwałę stalinowskiego terroru. Analiza postaw intelektualistów, którzy wprawdzie bezpośrednio na służbę tyraniom nie poszli, ale których myślenie zawiera łatwy do wykorzystania przez nie potencjał, powoduje, że "Lekkomyślny umysł" nie jest tylko szkicem z historii intelektualnej, ale także analizą aktualnego i uniwersalnego zagrożenia.
Dla intelektualistów, o których pisze Lilla, teoria polityki była dopełnieniem ich podstawowych filozoficznych idei. Tak było także w wypadku Martina Heideggera i Carla Schmitta, którzy zaangażowali się w popieranie nazizmu i Hitlera. Radykalizm ich filozoficznego myślenia przeniesiony na grunt polityczny i nie miarkowany fundamentalną cnotą polityczną, jaką jest roztropność, miał przerażające konsekwencje. Bezwzględna krytyka kierunku rozwoju cywilizacji zachodniej i odraza do kształtu współczesnej Europy owocowały zauroczeniem nawet tak barbarzyńską ideologią jak nazizm.
Wybitny komentator Hegla Aleksander Kojev doszedł do wniosku , że historia swój finał miała w momencie zwycięstwa Napoleona pod Jeną. Heglowski motor sprawczy historii, a więc "walka o uznanie", skończył się zwycięstwem niewolnika i zrównaniem statusu wszystkich ludzi. To, co działo się w XX wieku, rewolucja bolszewicka czy wojny światowe, to tylko etapy dochodzenia do homogenicznego państwa, jakie zapanuje nad ludzkością. W tym kontekście nie mają znaczenia zarówno okrucieństwa finalizującej się historii, jak i dehumanizacja istot ludzkich, które w nowych warunkach sprawnie funkcjonującej maszynerii społecznej będą bardziej jej trybikami niż osobami w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.
Walter Benjamin - osadzony w żydowskiej tradycji myślenia religijnego, potraktował politykę jak substytut religii - jest to zresztą typowe dla uwiedzionych umysłów. Jeśli polityka ma zastąpić religię, musi się stać działalnością totalną, obejmującą całość ludzkiego działania i definiującą istotę człowieczeństwa. Tak pojęta polityka musi zrodzić totalitarne monstrum.
Michel Foucault, nietzscheanista, zarówno swoje życie, jak i twórczość budował na transgresji - przekroczeniu, buncie przeciw porządkowi społecznemu i kondycji człowieka. Życie społeczne było w jego ujęciu grą władzy i dominacji, tym bardziej perfidnych, im bardziej ich represywność pozostawała ukryta. Wypady Foucaulta w rewiry polityki miały więc również charakter niczym nieskrępowanego eksperymentu.
Inny wpływowy myśliciel współczesny Jacques Derrida swoją filozofię oparł na dekonstrukcji, a więc podważaniu tradycyjnego myślenia i zasadniczych pojęć kultury. Dekonstrukcja wszelkiego porządku myśli i języka, wszelkiego logocentryzmu - jak ujmował to Derrida (walczył on z "centryzmami": androcentryzmem, fallocentryzmem itp.) - musiała prowadzić do rozbijania zasad, na których ufundowana jest zachodnia tradycja polityczna. Derrida sądził, że będzie to służyło postępowi (tego pojęcia jakoś nie dekonstruował) i prowadziło do narastania bliżej nie zdefiniowanej sprawiedliwości. Dekonstrukcja jednak - jak pokazuje Lilla - otwiera przestrzeń dla dowolnych, a więc nieodpowiedzialnych eksperymentów politycznych.
"Lekkomyślny umysł" jest lekturą fascynującą również dlatego, że jej autor w syntetycznym skrócie ujął relacje między życiem a twórczością analizowanych myślicieli. Głównym zadaniem Lilli jest jednak próba odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak wybitne umysły w dziedzinie polityki mogą się posuwać do tak nieodpowiedzialnych szaleństw. Autor "Lekkomyślnego umysłu", w ślad za Platonem, przyczynę tego widzi w namiętności do pięknych idei, która pozbawia intelektualistów zapuszczających się w domenę polityki właściwego tej dziedzinie dystansu, braku umiaru w podążaniu za swoimi fantazjami.
Mark Milla,
"Lekkomyślny umysł",
Prószyński i S-ka
Fascynacja intelektualistów zbrodniczymi ideami i systemami szczególnie jaskrawo ujawniła się w wieku XX. Fenomen ten próbował zgłębić m.in. Czesław Miłosz, który w "Zniewolonym umyśle" analizował postawy polskich pisarzy współtworzących stalinizm. I to refleksja Miłosza stała się punktem wyjścia dla amerykańskiego historyka idei Marka Lilli, którego głośna książka "Lekkomyślny umysł" została właśnie wydana w Polsce.
Swoją opowieść Lilla poświęca kilku głośnym intelektualistom XX wieku (i Platonowi, którego traktuje jak myśliciela nie tylko nie dającego się uwieść tyranofilii, ale teoretyzującego to zagrożenie). Poza dwoma wyjątkami nie są to postacie, które jednoznacznie identyfikujemy ze wspieraniem totalitaryzmu, daleko im do zaangażowania Jeana Paula Sartre'a, który oszukiwał opinię publiczną na temat sowieckich obozów, czy Maurice'a Merleau-Ponty'ego, który pisał pochwałę stalinowskiego terroru. Analiza postaw intelektualistów, którzy wprawdzie bezpośrednio na służbę tyraniom nie poszli, ale których myślenie zawiera łatwy do wykorzystania przez nie potencjał, powoduje, że "Lekkomyślny umysł" nie jest tylko szkicem z historii intelektualnej, ale także analizą aktualnego i uniwersalnego zagrożenia.
Dla intelektualistów, o których pisze Lilla, teoria polityki była dopełnieniem ich podstawowych filozoficznych idei. Tak było także w wypadku Martina Heideggera i Carla Schmitta, którzy zaangażowali się w popieranie nazizmu i Hitlera. Radykalizm ich filozoficznego myślenia przeniesiony na grunt polityczny i nie miarkowany fundamentalną cnotą polityczną, jaką jest roztropność, miał przerażające konsekwencje. Bezwzględna krytyka kierunku rozwoju cywilizacji zachodniej i odraza do kształtu współczesnej Europy owocowały zauroczeniem nawet tak barbarzyńską ideologią jak nazizm.
Wybitny komentator Hegla Aleksander Kojev doszedł do wniosku , że historia swój finał miała w momencie zwycięstwa Napoleona pod Jeną. Heglowski motor sprawczy historii, a więc "walka o uznanie", skończył się zwycięstwem niewolnika i zrównaniem statusu wszystkich ludzi. To, co działo się w XX wieku, rewolucja bolszewicka czy wojny światowe, to tylko etapy dochodzenia do homogenicznego państwa, jakie zapanuje nad ludzkością. W tym kontekście nie mają znaczenia zarówno okrucieństwa finalizującej się historii, jak i dehumanizacja istot ludzkich, które w nowych warunkach sprawnie funkcjonującej maszynerii społecznej będą bardziej jej trybikami niż osobami w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.
Walter Benjamin - osadzony w żydowskiej tradycji myślenia religijnego, potraktował politykę jak substytut religii - jest to zresztą typowe dla uwiedzionych umysłów. Jeśli polityka ma zastąpić religię, musi się stać działalnością totalną, obejmującą całość ludzkiego działania i definiującą istotę człowieczeństwa. Tak pojęta polityka musi zrodzić totalitarne monstrum.
Michel Foucault, nietzscheanista, zarówno swoje życie, jak i twórczość budował na transgresji - przekroczeniu, buncie przeciw porządkowi społecznemu i kondycji człowieka. Życie społeczne było w jego ujęciu grą władzy i dominacji, tym bardziej perfidnych, im bardziej ich represywność pozostawała ukryta. Wypady Foucaulta w rewiry polityki miały więc również charakter niczym nieskrępowanego eksperymentu.
Inny wpływowy myśliciel współczesny Jacques Derrida swoją filozofię oparł na dekonstrukcji, a więc podważaniu tradycyjnego myślenia i zasadniczych pojęć kultury. Dekonstrukcja wszelkiego porządku myśli i języka, wszelkiego logocentryzmu - jak ujmował to Derrida (walczył on z "centryzmami": androcentryzmem, fallocentryzmem itp.) - musiała prowadzić do rozbijania zasad, na których ufundowana jest zachodnia tradycja polityczna. Derrida sądził, że będzie to służyło postępowi (tego pojęcia jakoś nie dekonstruował) i prowadziło do narastania bliżej nie zdefiniowanej sprawiedliwości. Dekonstrukcja jednak - jak pokazuje Lilla - otwiera przestrzeń dla dowolnych, a więc nieodpowiedzialnych eksperymentów politycznych.
"Lekkomyślny umysł" jest lekturą fascynującą również dlatego, że jej autor w syntetycznym skrócie ujął relacje między życiem a twórczością analizowanych myślicieli. Głównym zadaniem Lilli jest jednak próba odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak wybitne umysły w dziedzinie polityki mogą się posuwać do tak nieodpowiedzialnych szaleństw. Autor "Lekkomyślnego umysłu", w ślad za Platonem, przyczynę tego widzi w namiętności do pięknych idei, która pozbawia intelektualistów zapuszczających się w domenę polityki właściwego tej dziedzinie dystansu, braku umiaru w podążaniu za swoimi fantazjami.
Mark Milla,
"Lekkomyślny umysł",
Prószyński i S-ka
Więcej możesz przeczytać w 18/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.