Lewicowi lub sfrustrowani krytycy Friedmanaz obu stron Atlantyku detronizują Adama Smitha
Było oczywiste, że odejście tego chyba najwybitniejszego ekonomisty XX w. nie pozostanie bez echa w publicystyce. Kłopot w tym, że to echo wymaga nie tylko zapoznania się z dorobkiem naukowym i poglądami Friedmana, z istotą jego przesłania. Wymaga też obiektywizmu i staranności w kwalifikowaniu i ocenach polityki gospodarczej epoki Friedmana, czyli ostatnich 30-35 lat. Sięgnąć też wypadałoby do jego poprzedników w sferze teorii i recept dla polityki gospodarczej. Zadanie to niezbyt łatwe, choćby w obliczu długoletniego przemilczania dzieł Friedmana w tzw. obozie socjalistycznym, a także programowej negacji monetaryzmu przez słabiej wykształconych polityków i "ideologów" III i IV (?) Rzeczypospolitej.
Friedman obalił komunizm
Przypomnijmy więc tylko, że to właśnie Friedman najwyraźniej dostrzegł wyczerpywanie się neokeynesizmu w latach 60. i jego kryzys po 1970 r., kiedy to demonetyzacja złota, kryzys naftowy i gwałtowny wzrost wydatków rządowych zaowocowały w USA nawet kilkunastoprocentową inflacją. Monetaryzm okazał się wtedy skutecznym lekarstwem na degrengoladę pieniądza pozbawionego oparcia w złocie. Właśnie pod wpływem Friedmana prezydent Reagan zerwał z polityką neokeynesowską. Uzdrowienie pieniądza i zapewnienie kontroli nad jego podażą umożliwiło Reaganowi podołanie wyścigowi zbrojeń, dzięki któremu został obalony komunizm w Europie. Naszym ciągle hałaśliwym keynesistom mogę przypomnieć, że oboje Friedmanowie w książce "Tyrania status quo" cytują w tej kwestii Keynesa, który pisał, że "nie ma bardziej subtelnego i zarazem skutecznego sposobu zburzenia ładu społecznego jak wykolejenie pieniądza". Wszystko to spowodowało, że monetarystyczna polityka kształtowania podaży pieniądza stała się normą we współczesnym świecie. Pojęcia takie, jak Ml, M2 czy M3 należą do elementarza wiedzy ekonomicznej. Spory na temat stóp procentowych banku centralnego czy zasadności takich czy innych operacji otwartego rynku mieszczą się w ramach kanonu polityki pieniężnej, który zawdzięczamy w ogromnej mierze Friedmanowi. To właśnie jemu zawdzięczamy też rehabilitację wolności gospodarczej jako głównego warunku efektywności i powrót do zasady pomocniczości, a nie dominacji państwa w gospodarce.
Nie ma trzeciej drogi
Tymczasem w polskiej publicystyce, nawet tej dla "wykształciuchów", łatwiej znaleźć krytyczne, ale słabo uzasadnione oceny lewaków i frustratów aniżeli próby solidnej prezentacji poglądów Friedmana. Publikuje się artykuły amerykańskich socjalliberałów wmawiających czytelnikom, że "monetaryzm stanie się wyłącznie przypisem do podręczników historii gospodarczej". Można też przeczytać kuriozalne stwierdzenia, że "Ronald Reagan nie był monetarystą", bo "rozbuchał deficyt budżetowy, zwiększając nakłady państwa na zbrojenia". Jak można interpretować reaganowski program ekonomicznego rozbicia ZSRR przez wyścig zbrojeń jako negację monetaryzmu, pozostanie zapewne tajemnicą autorów tego rodzaju poglądu. Nie widać też podstaw do twierdzenia, jakoby polityka pieniężna Greenspana nie była monetarystyczna w przeciwieństwie do europejskich banków centralnych. Te ostatnie mają do czynienia z 50-procentową stopą redystrybucji PKB i muszą głośniej niż FED, bank centralny USA, przypominać o regułach gry. W USA stopa redystrybucji nie przekracza bowiem 32-34 proc. Krytykuje się Friedmana nawet za prywatyzację, za postulat urynkowienia usług publicznych. Lewicowi lub personalnie sfrustrowani krytycy Friedmana z obu stron Atlantyku detronizują oczywiście Adama Smitha pod hasłem nieaktualności teorii konkurencji. Zapomnieli oczywiście, że twórcy teorii konkurencji niedoskonałej i monopolistycznej sprzed 70 lat- Joan Robinson i Edward Chamberlin - zupełnie inaczej odnosili się do dorobku klasyków i neoklasyków. Można jedynie podziwiać, jak dalece nasi publicyści ulegają retoryce przeciwników kapitalizmu, nie martwiąc się zupełnie o fakty. Z lubością przytacza się jakąś rzuconą wypowiedź Friedmana, negującą monetarystyczny charakter programu Balcerowicza z roku 1990. Chyba już dla wszystkich powinno być oczywiste, że opinia ta dotyczyła restrykcyjnych działań przywracających rynkowy porządek gospodarczy po odziedziczonej 640-procentowej inflacji roku 1989 z pustymi półkami w sklepach, a nie wdrażanego systemu ekonomicznego. Niestety, normalna gospodarka rynkowa i zdrowa polityka pieniężna nigdy nie cieszyły się względami besserwisserów. Obyśmy nie poszli za uszczęśliwiaczami ludzkości i nie ulegli pokusom trzeciej drogi.
Friedman obalił komunizm
Przypomnijmy więc tylko, że to właśnie Friedman najwyraźniej dostrzegł wyczerpywanie się neokeynesizmu w latach 60. i jego kryzys po 1970 r., kiedy to demonetyzacja złota, kryzys naftowy i gwałtowny wzrost wydatków rządowych zaowocowały w USA nawet kilkunastoprocentową inflacją. Monetaryzm okazał się wtedy skutecznym lekarstwem na degrengoladę pieniądza pozbawionego oparcia w złocie. Właśnie pod wpływem Friedmana prezydent Reagan zerwał z polityką neokeynesowską. Uzdrowienie pieniądza i zapewnienie kontroli nad jego podażą umożliwiło Reaganowi podołanie wyścigowi zbrojeń, dzięki któremu został obalony komunizm w Europie. Naszym ciągle hałaśliwym keynesistom mogę przypomnieć, że oboje Friedmanowie w książce "Tyrania status quo" cytują w tej kwestii Keynesa, który pisał, że "nie ma bardziej subtelnego i zarazem skutecznego sposobu zburzenia ładu społecznego jak wykolejenie pieniądza". Wszystko to spowodowało, że monetarystyczna polityka kształtowania podaży pieniądza stała się normą we współczesnym świecie. Pojęcia takie, jak Ml, M2 czy M3 należą do elementarza wiedzy ekonomicznej. Spory na temat stóp procentowych banku centralnego czy zasadności takich czy innych operacji otwartego rynku mieszczą się w ramach kanonu polityki pieniężnej, który zawdzięczamy w ogromnej mierze Friedmanowi. To właśnie jemu zawdzięczamy też rehabilitację wolności gospodarczej jako głównego warunku efektywności i powrót do zasady pomocniczości, a nie dominacji państwa w gospodarce.
Nie ma trzeciej drogi
Tymczasem w polskiej publicystyce, nawet tej dla "wykształciuchów", łatwiej znaleźć krytyczne, ale słabo uzasadnione oceny lewaków i frustratów aniżeli próby solidnej prezentacji poglądów Friedmana. Publikuje się artykuły amerykańskich socjalliberałów wmawiających czytelnikom, że "monetaryzm stanie się wyłącznie przypisem do podręczników historii gospodarczej". Można też przeczytać kuriozalne stwierdzenia, że "Ronald Reagan nie był monetarystą", bo "rozbuchał deficyt budżetowy, zwiększając nakłady państwa na zbrojenia". Jak można interpretować reaganowski program ekonomicznego rozbicia ZSRR przez wyścig zbrojeń jako negację monetaryzmu, pozostanie zapewne tajemnicą autorów tego rodzaju poglądu. Nie widać też podstaw do twierdzenia, jakoby polityka pieniężna Greenspana nie była monetarystyczna w przeciwieństwie do europejskich banków centralnych. Te ostatnie mają do czynienia z 50-procentową stopą redystrybucji PKB i muszą głośniej niż FED, bank centralny USA, przypominać o regułach gry. W USA stopa redystrybucji nie przekracza bowiem 32-34 proc. Krytykuje się Friedmana nawet za prywatyzację, za postulat urynkowienia usług publicznych. Lewicowi lub personalnie sfrustrowani krytycy Friedmana z obu stron Atlantyku detronizują oczywiście Adama Smitha pod hasłem nieaktualności teorii konkurencji. Zapomnieli oczywiście, że twórcy teorii konkurencji niedoskonałej i monopolistycznej sprzed 70 lat- Joan Robinson i Edward Chamberlin - zupełnie inaczej odnosili się do dorobku klasyków i neoklasyków. Można jedynie podziwiać, jak dalece nasi publicyści ulegają retoryce przeciwników kapitalizmu, nie martwiąc się zupełnie o fakty. Z lubością przytacza się jakąś rzuconą wypowiedź Friedmana, negującą monetarystyczny charakter programu Balcerowicza z roku 1990. Chyba już dla wszystkich powinno być oczywiste, że opinia ta dotyczyła restrykcyjnych działań przywracających rynkowy porządek gospodarczy po odziedziczonej 640-procentowej inflacji roku 1989 z pustymi półkami w sklepach, a nie wdrażanego systemu ekonomicznego. Niestety, normalna gospodarka rynkowa i zdrowa polityka pieniężna nigdy nie cieszyły się względami besserwisserów. Obyśmy nie poszli za uszczęśliwiaczami ludzkości i nie ulegli pokusom trzeciej drogi.
Więcej możesz przeczytać w 50/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.