Wieprz i Knur często wspólnie taplali się w błocie i dlatego mieli do siebie zaufanie
Knur był najbrzydszą świnią w całym chlewie. Własna matka mówiła mu, że mordę to ma jak stary kryminalista. Rodzice Knura nie byli tacy szpetni, więc kto wie, czy nie był podrzutkiem z innego miotu. Już w dzieciństwie wygrał konkurs na najbrzydszego prosiaka w regionie. Ryj Knura tym różnił się od innych, że nie pasował do normalnych świńskich ryjów. Był to opuchnięty gadzi pysk, który przypominał zardzewiały garnek z galaretą. Na temat wyglądu Knura krążyły liczne opowieści. Jedna z plotek głosiła, że w dzieciństwie zapaliła mu się kołyska, a pijany ojciec próbował ją gasić łopatą. Inni twierdzili, że w szpitalu, w którym Knur się urodził, trwał remont dachu i wiadro cementu spadło mu na łeb. Jaka była prawda, dziś trudno dociec. Jedna rzecz w tym wszystkim była niepodważalna: Knur wyglądał jak słoik spleśniałych pulpetów po zderzeniu z prasą hydrauliczną.
Knur miał więc łeb gada i serce świni, ale nic, absolutnie nic sobie z tego nie robił. Co więcej, uczynił ze swej gęby skuteczną broń bakteriologiczną. Wiedział doskonale, że wielu boi się konfrontacji z nim i jego zionącym pyskiem. Tego rodzaju upiorne oblicze podobało się na przykład Wieprzowi, którego Knur był zastępcą. Wieprz przez lata blokował drogi dojazdowe w całym gospodarstwie. Te spektakularne akcje protestu spodobały się nie tylko trzodzie i wkrótce Wieprz zrobił oszałamiającą karierę.
Od czasu gdy ludzie Wieprza, z Knurem na czele, dorwali się do koryta, żaden prosiak nie był w stanie im podskoczyć. Cały chlew należał do nich. Knur ze swym niewielkim, bo ledwie zasadniczym wykształceniem rolniczym był raczej dość mocno ograniczony. W ekipie Wieprza ograniczenie umysłowe było atutem. Knur miał jednak w sobie olbrzymią potrzebę żarłoczności i zupełny brak oporów w działaniu. To bardzo pasowało Wieprzowi, który jako szef chlewu lubił się otaczać stuprocentowymi świniami. Wieprz i Knur często wspólnie taplali się w błocie i dlatego mieli do siebie zaufanie.
Gdy więc pewnego dnia wybrali się na obchód chlewu, Wieprz zaproponował Knurowi, by ten załatwił mu na noc jakąś miłą lochę. Knur, mimo swego paskudnego wyglądu, słynął z licznych podbojów miłosnych w chlewie. Patent Knura na lochy był bardzo prosty. Knur w zamian za usługi seksualne załatwiał młodym i ładnym lochom dostęp do koryta. Propozycja taka dla wielu loch wydawała się nader kusząca i atrakcyjna. Były jednak takie, które po wstępnej zgodzie robiły jakieś problemy, opierały się i nie chciały podwijać swych świńskich zakręconych ogonków. Takie Knur bez wahania wywalał na zbity ryj i dostęp do koryta się dla nich kończył. System Knura działał bardzo sprawnie, a on sam niczego specjalnie nie ukrywał. W całym chlewie wszyscy dobrze wiedzieli, jak się sprawy mają. Starym lochom, co to niedawno maturę robiły, taki układ nawet pasował, bo nikt im sadła nie zawracał, a one spokojnie mogły robić w chlewiku swe małe kariery.
Tak więc zagadnięty na okoliczność świńskich ogonków Knur z radością załatwił Wieprzowi kilka młodych loch, ciesząc się z okazji, że może się przed Wieprzem wykazać. Lochom może i średnio miło było, bo i Wieprz, i Knur to już raczej stare świnie były, ale myśl o korycie osładzała im te trudy. System Knura stał się w chlewie do tego stopnia popularny, że także konkurenci Knura, czyli Warchlak i Tucznik, zaczęli go stosować. Jak się tak wszyscy wzięli naraz do roboty, to pisku w chlewie było tyle, co na koncertach disco polo, albo i więcej. Warchlakowi i Tucznikowi daleko jednak było do Knura i to on, a nie kto inny był Głównym Rozpłodowym w Chlewie.
Życie w chlewie płynęło spokojnie od kryzysu do kryzysu. Krzykliwe stado Wieprza tradycyjnie domagało się szerokiego dostępu do koryta dla wszystkich, ale tak naprawdę myślało tylko o sobie. Krowy domagały się świeżej trawy, a konie owsa. Aż tu pewnego dnia młode lochy poskarżyły się w gospodarstwie na takie traktowanie. Afera przekroczyła granice chlewu. Głośno o sprawie zrobiło się w stajni, stodole, oborze, kurniku i na podwórku. Konie stawały dęba, a kury w panice przestały znosić jaja. Przez kilka dni wszyscy mówili tylko o świństwach w chlewie.
Gdy już sprawa była na tyle głośna, że coś należało z tym zrobić i ukarać winnych, okazało się, że Gospodarza nie ma, bo już dawno temu wyjechał pracować w Irlandii. Szef policji pies Burek jest nieobecny, bo pozasłużbowo robi za prywatną taksówkę dla podpitych pcheł z ministerstwa. Koguty, i owszem, pracują na policji, ale tylko świecą na radiowozach. A poza tym, jak wiadomo, podwórkiem rządzą teraz dumne kaczory, które wygrały starcie z czerwonymi indorami. Kaczki sprawują władzę tak, że bez świń nie dadzą sobie rady, nawet gdyby wszystkie gęsi były po ich stronie. Ze strachu młodym lochom ogonki zamieniły się w makaron.
Knur miał więc łeb gada i serce świni, ale nic, absolutnie nic sobie z tego nie robił. Co więcej, uczynił ze swej gęby skuteczną broń bakteriologiczną. Wiedział doskonale, że wielu boi się konfrontacji z nim i jego zionącym pyskiem. Tego rodzaju upiorne oblicze podobało się na przykład Wieprzowi, którego Knur był zastępcą. Wieprz przez lata blokował drogi dojazdowe w całym gospodarstwie. Te spektakularne akcje protestu spodobały się nie tylko trzodzie i wkrótce Wieprz zrobił oszałamiającą karierę.
Od czasu gdy ludzie Wieprza, z Knurem na czele, dorwali się do koryta, żaden prosiak nie był w stanie im podskoczyć. Cały chlew należał do nich. Knur ze swym niewielkim, bo ledwie zasadniczym wykształceniem rolniczym był raczej dość mocno ograniczony. W ekipie Wieprza ograniczenie umysłowe było atutem. Knur miał jednak w sobie olbrzymią potrzebę żarłoczności i zupełny brak oporów w działaniu. To bardzo pasowało Wieprzowi, który jako szef chlewu lubił się otaczać stuprocentowymi świniami. Wieprz i Knur często wspólnie taplali się w błocie i dlatego mieli do siebie zaufanie.
Gdy więc pewnego dnia wybrali się na obchód chlewu, Wieprz zaproponował Knurowi, by ten załatwił mu na noc jakąś miłą lochę. Knur, mimo swego paskudnego wyglądu, słynął z licznych podbojów miłosnych w chlewie. Patent Knura na lochy był bardzo prosty. Knur w zamian za usługi seksualne załatwiał młodym i ładnym lochom dostęp do koryta. Propozycja taka dla wielu loch wydawała się nader kusząca i atrakcyjna. Były jednak takie, które po wstępnej zgodzie robiły jakieś problemy, opierały się i nie chciały podwijać swych świńskich zakręconych ogonków. Takie Knur bez wahania wywalał na zbity ryj i dostęp do koryta się dla nich kończył. System Knura działał bardzo sprawnie, a on sam niczego specjalnie nie ukrywał. W całym chlewie wszyscy dobrze wiedzieli, jak się sprawy mają. Starym lochom, co to niedawno maturę robiły, taki układ nawet pasował, bo nikt im sadła nie zawracał, a one spokojnie mogły robić w chlewiku swe małe kariery.
Tak więc zagadnięty na okoliczność świńskich ogonków Knur z radością załatwił Wieprzowi kilka młodych loch, ciesząc się z okazji, że może się przed Wieprzem wykazać. Lochom może i średnio miło było, bo i Wieprz, i Knur to już raczej stare świnie były, ale myśl o korycie osładzała im te trudy. System Knura stał się w chlewie do tego stopnia popularny, że także konkurenci Knura, czyli Warchlak i Tucznik, zaczęli go stosować. Jak się tak wszyscy wzięli naraz do roboty, to pisku w chlewie było tyle, co na koncertach disco polo, albo i więcej. Warchlakowi i Tucznikowi daleko jednak było do Knura i to on, a nie kto inny był Głównym Rozpłodowym w Chlewie.
Życie w chlewie płynęło spokojnie od kryzysu do kryzysu. Krzykliwe stado Wieprza tradycyjnie domagało się szerokiego dostępu do koryta dla wszystkich, ale tak naprawdę myślało tylko o sobie. Krowy domagały się świeżej trawy, a konie owsa. Aż tu pewnego dnia młode lochy poskarżyły się w gospodarstwie na takie traktowanie. Afera przekroczyła granice chlewu. Głośno o sprawie zrobiło się w stajni, stodole, oborze, kurniku i na podwórku. Konie stawały dęba, a kury w panice przestały znosić jaja. Przez kilka dni wszyscy mówili tylko o świństwach w chlewie.
Gdy już sprawa była na tyle głośna, że coś należało z tym zrobić i ukarać winnych, okazało się, że Gospodarza nie ma, bo już dawno temu wyjechał pracować w Irlandii. Szef policji pies Burek jest nieobecny, bo pozasłużbowo robi za prywatną taksówkę dla podpitych pcheł z ministerstwa. Koguty, i owszem, pracują na policji, ale tylko świecą na radiowozach. A poza tym, jak wiadomo, podwórkiem rządzą teraz dumne kaczory, które wygrały starcie z czerwonymi indorami. Kaczki sprawują władzę tak, że bez świń nie dadzą sobie rady, nawet gdyby wszystkie gęsi były po ich stronie. Ze strachu młodym lochom ogonki zamieniły się w makaron.
Więcej możesz przeczytać w 50/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.