Polskę czeka fala beatyfikacji i kanonizacji na milionową skalę. I kto da radę to technicznie przeprowadzić? A wszystko dlatego, że standardy moralne wywindowały się w naszym kraju na niebotyczne wysokości. Nagle się okazuje, że Andrzej Czuma, więzień polityczny w czasach, gdy wielu obecnym świętoszkom trzęsły się ręce i nogi na samą myśl o zrobieniu czegoś nieprawomyślnego, okrutnie zawodzi wybitne w Polsce poczucie smaku i moralności.
Aż dziwne, że to poczucie pozwala jeszcze szanować takie niekryształowe przez sporą część życia postacie, jak święci Piotr i Paweł czy ojciec Kolbe. Nie chodzi o to, czy Czuma jest, czy nie jest świętym Franciszkiem i matką Teresą w jednym. Bo w realnym świecie to nie takie proste. Tym bardziej że Czuma wpędził się w kłopoty w Ameryce (a razem z nim tysiące innych Polaków), bo komuniści wyrzucili go z Polski, a Amerykanie fascynowali się takimi osobami tylko przez chwilę. Potem przyszła mordęga życia emigranta: długi, przeprowadzki, zgniłe kompromisy itp. Nie chodzi o to, żeby wszystko takiej osobie wybaczać. Chodzi o piramidalną hipokryzję tych, którzy czują się uprawnieni do odgrywania roli Katonów i moralnych czyściochów, bo nie mają chęci czy odwagi rozliczyć się z własnym życiem.
Zaraz pojawi się argument, że tak samo jest z różnymi agentami, nierzadko szantażem wciągniętymi w służenie złej sprawie. Ale przecież nawet z agentami nie chodzi o to, żeby ich zniszczyć jako ludzi, tylko żeby powiedzieć prawdę ku przestrodze, osądzić i wybaczyć, jeśli sami zrobią rachunek sumienia. Problemem większości takich ludzi jest, niestety, ich bezczelność i bagatelizowanie własnych przewin. I kompletne wyparcie krzywdy, jaką wyrządzili innym.
Nie jest przypadkiem, że najostrzej Andrzeja Czumę atakują ci, którym absolutnie nie przeszkadza, że wybitne postacie tzw. lewicy nie rozliczyły się z pieniędzy po nieboszczce PZPR, nie pokazały, jakim to swoim wybitnym umiejętnościom zawdzięczają to, że mają majątki znacznie większe od tego, ile mogli w tym czasie zarobić, nawet nie wydając złotówki na utrzymanie. Nie przeszkadza im, jak wiele wybitnych ponoć postaci sprywatyzowało Polskę w ostatnich 20 latach, co w maleńkim stopniu, ale dobre i to, oświetliły sejmowe komisje ds. Rywina czy Orlenu. Niestety, potwierdza się zasada, że za małe przewiny jest się piętnowanym z całą bezwzględnością, a za wielkie chodzi się w aureoli męża stanu albo wybitnego biznesmena czy wielkiego autorytetu.
Zadziwia kompletny brak wstydu u wielu świętoszków hipokrytów. W telewizyjnym show Wybitnego Dziennikarza, Autorytetu, Męża Stanu i Arbitra Elegancji (WDAM- SAE) niemiłosiernie czołgano Kazimierza Marcinkiewicza, przedstawiając jego wcześniejsze wypowiedzi. Pokazano go jako kompletnego zaprzańca, który z ogniem opowiadał o miłości do żony Marii, by potem z równie wielkim ogniem mówić o swojej kochance Isabel. I Marcinkiewicz dawał się lać niczym Gołota Tysonowi. A wystarczyło, by sponiewierany Kazimierz zapytał WDAMSAE, jakie ten ma moralne prawo tak go lać, skoro podobne cytaty i postępki można by znaleźć także w jego biografii. No ale, jak wiadomo, są robaczki i giganty, którym wolno zupełnie co innego. Dlaczego wolno? Bo tak i już, i niech się robaczki odcyndolą.
Wszystko to byłoby głupstwem, gdyby nie pewna groźna cecha hipokrytów: równy brak umiaru w sprawach błahych, jak i śmiertelnie poważnych. Kiedy przerwano życie Eluany Englaro, hipokryci twierdzili, że to w obronie jej godności. Tak jakby to ona zawiniła, że miała wypadek i swoim półżyciem psuła wybitne kanony moralne i estetyczne. Parnas moralno-estetyczny uznał więc, że trzeba Eluanie pomóc, czyli ją zabić. Bo ich głośne życie z ekspresją na zewnątrz jest wartościowe, a jej wyciszone życie z ekspresją do wewnątrz – już nie. Taki to już problem z hipokrytami, że są wybitnie zdolni. Do wszystkiego. Za małe przewiny jest się piętnowanym z całą bezwzględnością, a za wielkie chodzi się w aureoli męża stanu
Zaraz pojawi się argument, że tak samo jest z różnymi agentami, nierzadko szantażem wciągniętymi w służenie złej sprawie. Ale przecież nawet z agentami nie chodzi o to, żeby ich zniszczyć jako ludzi, tylko żeby powiedzieć prawdę ku przestrodze, osądzić i wybaczyć, jeśli sami zrobią rachunek sumienia. Problemem większości takich ludzi jest, niestety, ich bezczelność i bagatelizowanie własnych przewin. I kompletne wyparcie krzywdy, jaką wyrządzili innym.
Nie jest przypadkiem, że najostrzej Andrzeja Czumę atakują ci, którym absolutnie nie przeszkadza, że wybitne postacie tzw. lewicy nie rozliczyły się z pieniędzy po nieboszczce PZPR, nie pokazały, jakim to swoim wybitnym umiejętnościom zawdzięczają to, że mają majątki znacznie większe od tego, ile mogli w tym czasie zarobić, nawet nie wydając złotówki na utrzymanie. Nie przeszkadza im, jak wiele wybitnych ponoć postaci sprywatyzowało Polskę w ostatnich 20 latach, co w maleńkim stopniu, ale dobre i to, oświetliły sejmowe komisje ds. Rywina czy Orlenu. Niestety, potwierdza się zasada, że za małe przewiny jest się piętnowanym z całą bezwzględnością, a za wielkie chodzi się w aureoli męża stanu albo wybitnego biznesmena czy wielkiego autorytetu.
Zadziwia kompletny brak wstydu u wielu świętoszków hipokrytów. W telewizyjnym show Wybitnego Dziennikarza, Autorytetu, Męża Stanu i Arbitra Elegancji (WDAM- SAE) niemiłosiernie czołgano Kazimierza Marcinkiewicza, przedstawiając jego wcześniejsze wypowiedzi. Pokazano go jako kompletnego zaprzańca, który z ogniem opowiadał o miłości do żony Marii, by potem z równie wielkim ogniem mówić o swojej kochance Isabel. I Marcinkiewicz dawał się lać niczym Gołota Tysonowi. A wystarczyło, by sponiewierany Kazimierz zapytał WDAMSAE, jakie ten ma moralne prawo tak go lać, skoro podobne cytaty i postępki można by znaleźć także w jego biografii. No ale, jak wiadomo, są robaczki i giganty, którym wolno zupełnie co innego. Dlaczego wolno? Bo tak i już, i niech się robaczki odcyndolą.
Wszystko to byłoby głupstwem, gdyby nie pewna groźna cecha hipokrytów: równy brak umiaru w sprawach błahych, jak i śmiertelnie poważnych. Kiedy przerwano życie Eluany Englaro, hipokryci twierdzili, że to w obronie jej godności. Tak jakby to ona zawiniła, że miała wypadek i swoim półżyciem psuła wybitne kanony moralne i estetyczne. Parnas moralno-estetyczny uznał więc, że trzeba Eluanie pomóc, czyli ją zabić. Bo ich głośne życie z ekspresją na zewnątrz jest wartościowe, a jej wyciszone życie z ekspresją do wewnątrz – już nie. Taki to już problem z hipokrytami, że są wybitnie zdolni. Do wszystkiego. Za małe przewiny jest się piętnowanym z całą bezwzględnością, a za wielkie chodzi się w aureoli męża stanu
Więcej możesz przeczytać w 8/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.