Od tamtej pory działacze stowarzyszenia codziennie rano przychodzą do Hotelu Europejskiego, wyciągają biały namiot i rozstawiają go na Krakowskim Przedmieściu, vis-à-vis Pałacu Prezydenckiego, tuż obok knajpy Przekąski Zakąski. Z bliżej nieustalonych przyczyn twierdzą, że nie mogą go postawić na ziemi, więc najczęściej cztery osoby wspierają cztery maszty namiotu na własnym obuwiu.
Pod namiotem stoją ci, których do niedawna w filmach „Solidarni 2010" i „Krzyż” pokazywała Ewa Stankiewicz. Dziś reżyserka Stankiewicz jest motorem protestu, a jej niedawni bohaterowie trzymają namiot stowarzyszenia. Namiot walczy o spełnienie czterech postulatów, a w szczególności: dymisję pięciu ministrów obecnego rządu, powołanie międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, zgody na ekshumację ciał ofiar i ujawnienie zdjęć satelitarnych z miejsca katastrofy w Smoleńsku.
To wersja dla erudytów. Mniej wymagającym wystarcza, że pod namiotem można stać także po to, żeby POlszewia poczuła, że nie można bezkarnie mordować własnego państwa i nie można mordować Polaków.
Spełnienie żądań Solidarnych 2010 będzie pierwszym krokiem w kierunku przywrócenia normalnego funkcjonowania państwa, o co – w sposób pokojowy – namiot walczy. Czy zwycięży? Nie wiadomo, bo siły są nierówne. Pod namiotem można usłyszeć, że środowisko POlszewii boi się pamięci o tych, których nam zamordowano. POlszewia boi się zapalonego znicza i kwiatów na chodniku. Boi się słowa napisanego na transparencie. A odważni ludzie, jak Ewa Stankiewicz, sprawiają, że ten strach narasta w ich umysłach.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.