A taki wynik to dla PO szansa na zdobycie parlamentarnej większości i na samodzielne rządy. Nic dziwnego, że badania elektryzują współpracowników premiera. Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, rzecznik Paweł Graś i doradca premiera Igor Ostachowicz zbierają się na wojenną naradę. – Rozkaz był jeden: urwać Napieralskiemu, ile się da – mówi jeden z czołowych polityków PO. Dla wszystkich staje się jasne, że wyłuskanie znanych, nieskompromitowanych politycznie ludzi lewicy może zdecydować o triumfie albo porażce Platformy. Może się okazać magnesem przyciągającym owe 10 proc. wyborców.
Do odzyskania jest część obrażonej warszawsko-krakowskiej inteligencji rozczarowanej rządami PO, ale wciąż przerażonej możliwością powrotu PiS do władzy i dlatego rozważającej oddanie głosu na lewicę. Przejąć trzeba, według Platformy, także tych, którzy dali się zauroczyć Grzegorzowi Napieralskiemu w ostatnich wyborach prezydenckich. I tych, których odstrasza wizerunek PO jako partii, w której nie ma przeciwwagi dla konserwatywnego skrzydła Jarosława Gowina.
Pierwszym uderzeniem tej wojny podjazdowej było przejecie Bartosza Arłukowicza. Kolejne mają nastąpić wkrótce. Telefon marszałka Schetyny, jak mówią w klubie PO, jest rozgrzany do czerwoności. Schetyna zaprasza do siebie jednego po drugim polityków lewicy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.