Coraz częściej słyszymy, czytamy, zwłaszcza w poważniejszych publikacjach internetowych, że humanistyka jest zbędna. Także studenci dostają specjalne stypendia, jeżeli wybiorą kierunki „wdrożeniowe”, czyli naturalnie niehumanistyczne.
Niestety, podobnie się myśli w Brukseli i w całej Europie, co jest dowodem jej degradacji i przyczyną przyszłych nieszczęść. Gdyż wszystko zaczyna się od serca humanistyki, czyli od filozofii. Wszystko, czyli wszelkie nasze myślenie, a tym bardziej myślenie „innowacyjne” i „wdrożeniowe”.
Tak było zawsze, ale tak jest tym bardziej w naszych czasach, kiedy to zostaliśmy pozbawieni – większość z nas – jasnego światła wiary. W naszych czasach, czyli czasach maksymalnej wolności jednostki, ale za to jej samotności i subiektywnego oglądu świata. W naszych czasach, czyli czasach dążenia do przyjemności wszelakich i odpychania od siebie przykrości, a nawet myśli o przykrości, ewentualności przykrości. W naszych czasach wreszcie, czyli czasach triumfu racjonalnego myślenia w codziennym ludzkim życiu, kalkulowania, jak zrobić pieniądze, karierę, gdzie pojechać na wakacje, jaki kupić tablet. Świat jednak nie jest racjonalny i robi nam niespodzianki. A to okazuje się, że popyt na określony zawód nagle okazuje się zwodniczy (prawnik, rehabilitant), a to zwalniają z pracy, a my zostajemy z kolosalnymi kredytami, które zaciągnęliśmy, ufając, że świetlana teraźniejszość będzie świetlaną przyszłością. A to dopada nas choroba, a to rozwód, a to dziecko bierze narkotyki.
I tu pojawia się potrzeba filozofii, a zamiast tego coraz częściej mamy do czynienia z odmową myślenia w jej kategoriach. Jaki jest sens życia? Po co nam inni? Dlaczego nie znamy dnia ani godziny? Co to znaczy myśleć racjonalnie? Tego żadna dziedzina „wdrożeniowa” nas nie nauczy ani nam nie pomoże w szukaniu odpowiedzi na te pytania. A człowiek, który nie zadaje sobie takich pytań ani nie zna ewentualnych odpowiedzi, jest jak pijane dziecko we mgle – chociaż sądzi, że widzi, to tylko zjawy i pobożne życzenia.
Degradacji filozofii, dewastacji myślenia o sensie życia winni są przede wszystkim politycy współczesnej demokracji, gdyż dla nich najwygodniejsi są obywatele, którzy nie zadają sobie ani innym trudnych pytań, najedzą się, nakupują, nawyjeżdżają, nabiorą kredytów i się napiją. Oto obywatel zadowolony, który głosuje na tę władzę, która mu to zapewnia.
Nie domagam się od polityków, żeby byli filozofami, nie byłoby to ani sensowne, ani zdrowe, ale żeby nie byli aż tak pragmatycznie przekonani, że wielkie pytania filozofów to głupstwa, a budowa mostów i autostrad oraz stawianie radarów to działalność pożyteczna. Filozofia zatem jest dla polityków nie tylko bezużyteczna, ale i niebezpieczna. Bo myślenie w kategoriach filozoficznych zawsze prowadzi nas do wniosków co najmniej ambiwalentnych. Niekoniecznie pesymistycznych, chociaż na ogół tak, ale na pewno nie optymistycznych. A ponieważ nauczyliśmy się unikać przykrości, więc unikamy myślenia. Wbrew pozorom od filozofii do innowacji jest tylko krok. Problem w tym, że myślenie w kategoriach innowacyjnych, chociaż nie jest dla mnie w pełni jasne, co to znaczy, jest takie jak każde myślenie filozoficzne, czyli obarczone ryzykiem niepewności, porażki i zawsze jest, nawet w zespole, myśleniem samotniczym. Potem dopiero możliwe są „wdrożenia”.
Filozofia to również język i logika, o czym przy następnej okazji, ale przede wszystkim samodzielne myślenie, które jest warunkiem nie tylko orientacji w świecie, ale także wiedzy na temat nas samych, a nade wszystko procesów autorefleksji, które określamy zbiorczym mianem sumienia. Hannah Arendt dostrzegła, że nazistami byli ci, którzy nie myśleli. To skrajność, ale i my nie myśląc, rezygnujemy z samych siebie i stajemy się poruszającymi się klonami wszyscy wszystkich. Paradoksalnie w czasach, gdy indywidualni ludzie mają tyle wolności, ile nie mieli nigdy w dziejach, przestają umieć z niej korzystać, bo odrzucenie filozofii sprawia, że nie wiedzą, jak to robić, i nie znają jej ceny. I tak Europa pogrąża się w mroku bezmyślności, a my staramy się być na czele tego smutnego pochodu.
Tak było zawsze, ale tak jest tym bardziej w naszych czasach, kiedy to zostaliśmy pozbawieni – większość z nas – jasnego światła wiary. W naszych czasach, czyli czasach maksymalnej wolności jednostki, ale za to jej samotności i subiektywnego oglądu świata. W naszych czasach, czyli czasach dążenia do przyjemności wszelakich i odpychania od siebie przykrości, a nawet myśli o przykrości, ewentualności przykrości. W naszych czasach wreszcie, czyli czasach triumfu racjonalnego myślenia w codziennym ludzkim życiu, kalkulowania, jak zrobić pieniądze, karierę, gdzie pojechać na wakacje, jaki kupić tablet. Świat jednak nie jest racjonalny i robi nam niespodzianki. A to okazuje się, że popyt na określony zawód nagle okazuje się zwodniczy (prawnik, rehabilitant), a to zwalniają z pracy, a my zostajemy z kolosalnymi kredytami, które zaciągnęliśmy, ufając, że świetlana teraźniejszość będzie świetlaną przyszłością. A to dopada nas choroba, a to rozwód, a to dziecko bierze narkotyki.
I tu pojawia się potrzeba filozofii, a zamiast tego coraz częściej mamy do czynienia z odmową myślenia w jej kategoriach. Jaki jest sens życia? Po co nam inni? Dlaczego nie znamy dnia ani godziny? Co to znaczy myśleć racjonalnie? Tego żadna dziedzina „wdrożeniowa” nas nie nauczy ani nam nie pomoże w szukaniu odpowiedzi na te pytania. A człowiek, który nie zadaje sobie takich pytań ani nie zna ewentualnych odpowiedzi, jest jak pijane dziecko we mgle – chociaż sądzi, że widzi, to tylko zjawy i pobożne życzenia.
Degradacji filozofii, dewastacji myślenia o sensie życia winni są przede wszystkim politycy współczesnej demokracji, gdyż dla nich najwygodniejsi są obywatele, którzy nie zadają sobie ani innym trudnych pytań, najedzą się, nakupują, nawyjeżdżają, nabiorą kredytów i się napiją. Oto obywatel zadowolony, który głosuje na tę władzę, która mu to zapewnia.
Nie domagam się od polityków, żeby byli filozofami, nie byłoby to ani sensowne, ani zdrowe, ale żeby nie byli aż tak pragmatycznie przekonani, że wielkie pytania filozofów to głupstwa, a budowa mostów i autostrad oraz stawianie radarów to działalność pożyteczna. Filozofia zatem jest dla polityków nie tylko bezużyteczna, ale i niebezpieczna. Bo myślenie w kategoriach filozoficznych zawsze prowadzi nas do wniosków co najmniej ambiwalentnych. Niekoniecznie pesymistycznych, chociaż na ogół tak, ale na pewno nie optymistycznych. A ponieważ nauczyliśmy się unikać przykrości, więc unikamy myślenia. Wbrew pozorom od filozofii do innowacji jest tylko krok. Problem w tym, że myślenie w kategoriach innowacyjnych, chociaż nie jest dla mnie w pełni jasne, co to znaczy, jest takie jak każde myślenie filozoficzne, czyli obarczone ryzykiem niepewności, porażki i zawsze jest, nawet w zespole, myśleniem samotniczym. Potem dopiero możliwe są „wdrożenia”.
Filozofia to również język i logika, o czym przy następnej okazji, ale przede wszystkim samodzielne myślenie, które jest warunkiem nie tylko orientacji w świecie, ale także wiedzy na temat nas samych, a nade wszystko procesów autorefleksji, które określamy zbiorczym mianem sumienia. Hannah Arendt dostrzegła, że nazistami byli ci, którzy nie myśleli. To skrajność, ale i my nie myśląc, rezygnujemy z samych siebie i stajemy się poruszającymi się klonami wszyscy wszystkich. Paradoksalnie w czasach, gdy indywidualni ludzie mają tyle wolności, ile nie mieli nigdy w dziejach, przestają umieć z niej korzystać, bo odrzucenie filozofii sprawia, że nie wiedzą, jak to robić, i nie znają jej ceny. I tak Europa pogrąża się w mroku bezmyślności, a my staramy się być na czele tego smutnego pochodu.
Więcej możesz przeczytać w 6/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.