Krzysztof Kwiatkowski: W „Rust and Bone” Jacquesa Audiarda, w filmie, który właśnie wchodzi na ekrany polskich kin, wciela się pani w kobietę, która po wypadku i stracie nóg, próbuje odzyskać poczucie własnej wartości. Taka rola chyba wycieńcza?
Marion Cotillard: Bałam się jej. Spodziewałam się, że będę musiała pracować nad ciałem, ćwiczyć inny sposób poruszania się. Tymczasem dzięki nowej technologii nie musiałam się tym przejmować. Mogłam się skupić na uczuciach. Na emocjach kobiety, której nagle los odebrał znaczną część życia. I tak to była niełatwa przeprawa.
Niewielu europejskim aktorom udaje się pozbyć akcentu i zrobić karierę w Hollywood. Pani błyskawicznie została w USA gwiazdą.
U kobiet akcent mniej razi, czasem nawet uchodzi za seksowny i interesujący. Ale ja nie chcę być gwiazdą. Po prostu ciekawi mnie świat. Dla aktora Hollywood jest przygodą. Wielką machiną, ale również miejscem, w którym w kinie wszystko jest możliwe. Czuję się tam jak w wagoniku roller coastera. Jestem wdzięczna Oliverowi Dahanowi, który jako pierwszy we mnie uwierzył i obsadził w roli Edith Piaf w „Niczego nie żałuję”. Bo to wszystko dzięki niemu.
W ciągu kilku lat zagrała pani u Woody’ego Allena, Christophera Nolana, Stevena Soderbergha, Ridleya Scotta.
I wie pan, co odkryłam? Że każdy z nich jest zupełnie inny. Jedyne, co ich łączy to iskry, które pojawiają się w ich oczach, kiedy wychodzą na plan i krzyczą: „Akcja!”.
A pani Oscar za rolę Piaf został we Francji?
Oczywiście. Bo Paryż jest moim miejscem na ziemi. Nawet jeśli coraz rzadziej tam wracam.
Marion Cotillard: Bałam się jej. Spodziewałam się, że będę musiała pracować nad ciałem, ćwiczyć inny sposób poruszania się. Tymczasem dzięki nowej technologii nie musiałam się tym przejmować. Mogłam się skupić na uczuciach. Na emocjach kobiety, której nagle los odebrał znaczną część życia. I tak to była niełatwa przeprawa.
Niewielu europejskim aktorom udaje się pozbyć akcentu i zrobić karierę w Hollywood. Pani błyskawicznie została w USA gwiazdą.
U kobiet akcent mniej razi, czasem nawet uchodzi za seksowny i interesujący. Ale ja nie chcę być gwiazdą. Po prostu ciekawi mnie świat. Dla aktora Hollywood jest przygodą. Wielką machiną, ale również miejscem, w którym w kinie wszystko jest możliwe. Czuję się tam jak w wagoniku roller coastera. Jestem wdzięczna Oliverowi Dahanowi, który jako pierwszy we mnie uwierzył i obsadził w roli Edith Piaf w „Niczego nie żałuję”. Bo to wszystko dzięki niemu.
W ciągu kilku lat zagrała pani u Woody’ego Allena, Christophera Nolana, Stevena Soderbergha, Ridleya Scotta.
I wie pan, co odkryłam? Że każdy z nich jest zupełnie inny. Jedyne, co ich łączy to iskry, które pojawiają się w ich oczach, kiedy wychodzą na plan i krzyczą: „Akcja!”.
A pani Oscar za rolę Piaf został we Francji?
Oczywiście. Bo Paryż jest moim miejscem na ziemi. Nawet jeśli coraz rzadziej tam wracam.
Więcej możesz przeczytać w 6/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.