Posłanka Anna Grodzka ma zostać wicemarszałkiem Sejmu. Lewicowe i lewackie środowiska już są półprzytomne z ekstazy, już wieszczą: teraz odmieni się los świata! Inwokują: o, wytęskniona chwilo, w której zbledną historyczne porażki! Niemcy przyznają, że przegrali pod Legnicą, PKB zaraz przekroczy sto procent, kolej zacznie działać, lód w Arktyce stwardnieje, Nergal wyjedzie na Oazę Dzieci Bożych!
Ja nie wiem: dlaczego Ruch Palikota spóźniał się z mesjańskim przesłaniem? Dlaczego zwodził marszałkinię Nowicką, skoro dopiero dzięki tej, Grodzkiej, umęczona Polska stanie wreszcie u bram raju? Zaprawdę, mogłoby to trwać i trwać – ja tak kocham patrzeć, jak zarażeni wirusem napadowej miłości do tzw. postępu politycy i publicyści przy każdej okazji, która pozwala im odsłonić liberalny neofityzm, odprawiają swe radosne nabożeństwo. Jak piętrzą bezrozumne, romantyczne trele.
Osobiście nie mam nic przeciwko pani poseł Grodzkiej, to miła osoba, była kiedyś gościem w jednym z moich programów, rozmawialiśmy o transseksualizmie. O jej kompetencjach politycznych nic mi nie wiadomo. Słyszałem, co mówiła o posłance Grodzkiej jej koleżanka z Wiejskiej (podobno doktor habilitowana) Krystyna Pawłowicz, i uważam to za czyste chamstwo. Tyle o faktach. Pogadajmy jednak o ideach.
W całej tej sprawie nie daje mi bowiem spokoju wyraźna niekonsekwencja. Z jednej strony, ci, którzy wicemarszałkowanie (feministki każą mówić pewnie: wicemarszałkiniowanie) pani poseł Grodzkiej uznają za wydarzenie zbawcze, przekonują, że chodzi o to, by „promować inność”, by Polacy nauczyli się szanować różnorodność. Dzień później, w kolejnym radiu czy gazecie, tłumaczą jednak, że właśnie nie ma tu żadnej inności, posłanka Grodzka musi zostać wicemarszałkiem, bo jest dokładnie taka sama jak reszta społeczeństwa. Z jednej strony środowisko, w którym działa pani poseł (tzw. LGBT, czyli lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transseksualnych), mówi: przecież my i wy jesteśmy identyczni, z drugiej: my jesteśmy różni i wy powinniście nas szanować. Marzy o pełnej asymilacji, ale chce ją osiągnąć przez tworzenie swoistego getta.
Swoją drogą nie rozumiem też, jak można do jednego worka wrzucać osoby o innej niż hetero orientacji seksualnej z osobami, które zmagały się z rzeczą zupełnie innego kalibru – zaburzeniem identyfikacji płciowej. To bardzo poważna dolegliwość, uwzględniana w klasyfikacjach WHO jednostka chorobowa, wymagająca skomplikowanej terapii. Czy z tego mariażu w ramach LGBT wynika, że bycie gejem też mam traktować w tych kategoriach? Mówiono mi, że to nie żadne zaburzenie, teraz okazuje się, że jednak tak?
Może wspomniane środowisko, zamiast próbować jechać okrakiem na dwóch rumakach, zdecydowałoby się wreszcie, na czym chce budować? Chce uparcie być elitarnym i domagającym się premii za odmienność klubem „innych” czy poddać się tym samym co wszyscy kryteriom – być ocenianym za geniusz w sztuce czy nauce, kompetencje w polityce, rzetelność w biznesie? Czy nie trąci szaleństwem świat, w którym występujący w towarzystwie człowiek za pierwszą wartą przedstawienia rzecz uznaje to, że jest gejem? Iwaszkiewicz, Szymanowski, Warhol, Capote, ba, nawet Elton John, wnieśli do historii świata coś więcej niż stwierdzenie, że mają inną niż ja orientację seksualną. Co wniesie do niej poseł Biedroń? Kim będzie na wysokim fotelu pani poseł Grodzka? Naprawdę wystarczy jej rola swoistej maskotki postępowców, bezpamiętnie okadzanej ikony św. Różnorodności?
Mam momenty, w których czuję się patriotą. Życzę wtedy dobrze każdemu parlamentarzyście. Wrodzony takt każe mi nie wnikać w ich osobiste przeżycia, nie interesuje mnie ich orientacja – politykom płacę nie za to, kim są, ale za to, co dla mnie robią. Dziś szczerze życzę więc pani poseł Grodzkiej, by tak się wykazała na polu naprawiania gospodarki, opieki społecznej, otwierania dostępu do kultury, żeby za parę lat nikomu nie przyszło nawet do głowy definiować ją przez jej transseksualizm. Jej frakcyjnym kolegom – by wreszcie zrozumieli, że najlepszym orężem w ich batalii o tzw. tolerancję nie będzie wcale poseł wabiący wyborców kolorową flagą, ale taki, na którego widok ludzie wzruszą ramionami i powiedzą: „Ten człowiek wspaniale pracuje, jakie to ma znaczenie: jest czy nie jest gejem?”.
Ja nie wiem: dlaczego Ruch Palikota spóźniał się z mesjańskim przesłaniem? Dlaczego zwodził marszałkinię Nowicką, skoro dopiero dzięki tej, Grodzkiej, umęczona Polska stanie wreszcie u bram raju? Zaprawdę, mogłoby to trwać i trwać – ja tak kocham patrzeć, jak zarażeni wirusem napadowej miłości do tzw. postępu politycy i publicyści przy każdej okazji, która pozwala im odsłonić liberalny neofityzm, odprawiają swe radosne nabożeństwo. Jak piętrzą bezrozumne, romantyczne trele.
Osobiście nie mam nic przeciwko pani poseł Grodzkiej, to miła osoba, była kiedyś gościem w jednym z moich programów, rozmawialiśmy o transseksualizmie. O jej kompetencjach politycznych nic mi nie wiadomo. Słyszałem, co mówiła o posłance Grodzkiej jej koleżanka z Wiejskiej (podobno doktor habilitowana) Krystyna Pawłowicz, i uważam to za czyste chamstwo. Tyle o faktach. Pogadajmy jednak o ideach.
W całej tej sprawie nie daje mi bowiem spokoju wyraźna niekonsekwencja. Z jednej strony, ci, którzy wicemarszałkowanie (feministki każą mówić pewnie: wicemarszałkiniowanie) pani poseł Grodzkiej uznają za wydarzenie zbawcze, przekonują, że chodzi o to, by „promować inność”, by Polacy nauczyli się szanować różnorodność. Dzień później, w kolejnym radiu czy gazecie, tłumaczą jednak, że właśnie nie ma tu żadnej inności, posłanka Grodzka musi zostać wicemarszałkiem, bo jest dokładnie taka sama jak reszta społeczeństwa. Z jednej strony środowisko, w którym działa pani poseł (tzw. LGBT, czyli lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transseksualnych), mówi: przecież my i wy jesteśmy identyczni, z drugiej: my jesteśmy różni i wy powinniście nas szanować. Marzy o pełnej asymilacji, ale chce ją osiągnąć przez tworzenie swoistego getta.
Swoją drogą nie rozumiem też, jak można do jednego worka wrzucać osoby o innej niż hetero orientacji seksualnej z osobami, które zmagały się z rzeczą zupełnie innego kalibru – zaburzeniem identyfikacji płciowej. To bardzo poważna dolegliwość, uwzględniana w klasyfikacjach WHO jednostka chorobowa, wymagająca skomplikowanej terapii. Czy z tego mariażu w ramach LGBT wynika, że bycie gejem też mam traktować w tych kategoriach? Mówiono mi, że to nie żadne zaburzenie, teraz okazuje się, że jednak tak?
Może wspomniane środowisko, zamiast próbować jechać okrakiem na dwóch rumakach, zdecydowałoby się wreszcie, na czym chce budować? Chce uparcie być elitarnym i domagającym się premii za odmienność klubem „innych” czy poddać się tym samym co wszyscy kryteriom – być ocenianym za geniusz w sztuce czy nauce, kompetencje w polityce, rzetelność w biznesie? Czy nie trąci szaleństwem świat, w którym występujący w towarzystwie człowiek za pierwszą wartą przedstawienia rzecz uznaje to, że jest gejem? Iwaszkiewicz, Szymanowski, Warhol, Capote, ba, nawet Elton John, wnieśli do historii świata coś więcej niż stwierdzenie, że mają inną niż ja orientację seksualną. Co wniesie do niej poseł Biedroń? Kim będzie na wysokim fotelu pani poseł Grodzka? Naprawdę wystarczy jej rola swoistej maskotki postępowców, bezpamiętnie okadzanej ikony św. Różnorodności?
Mam momenty, w których czuję się patriotą. Życzę wtedy dobrze każdemu parlamentarzyście. Wrodzony takt każe mi nie wnikać w ich osobiste przeżycia, nie interesuje mnie ich orientacja – politykom płacę nie za to, kim są, ale za to, co dla mnie robią. Dziś szczerze życzę więc pani poseł Grodzkiej, by tak się wykazała na polu naprawiania gospodarki, opieki społecznej, otwierania dostępu do kultury, żeby za parę lat nikomu nie przyszło nawet do głowy definiować ją przez jej transseksualizm. Jej frakcyjnym kolegom – by wreszcie zrozumieli, że najlepszym orężem w ich batalii o tzw. tolerancję nie będzie wcale poseł wabiący wyborców kolorową flagą, ale taki, na którego widok ludzie wzruszą ramionami i powiedzą: „Ten człowiek wspaniale pracuje, jakie to ma znaczenie: jest czy nie jest gejem?”.
Więcej możesz przeczytać w 6/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.